Wilczurę i czaszkę drogo sprzedam
W cenie są wilcze skóry i czaszki, chronione gady, jaja i pisklęta orłów. Chętnych do nielegalnego handlu nie brakuje. To proceder głęboko ukryty, mało zbadany, wymykający się statystykom.
Dla łowcy dzikich zwierząt, który otrzymał zlecenie od bogatego kolekcjonera, nie ma takich wąwozów, potoków i młodników, które byłyby przeszkodą w wytropieniu danego gatunku, zastawieniu nań pułapki i odłowieniu. W przypadku wilków należy mówić o schwytaniu drapieżnika w odpowiednio skonstruowane sidła, by sam w nich umarł, lub aby można go było z łatwością dobić. W przypadku innych zwierząt kłusownicy muszą zadbać, by nie zrobić im krzywdy. Inaczej nici z zarobku.
Wilk lubiany i tępiony
Nikt nie prowadzi oficjalnych rachunków, ale z dużym prawdopodobieństwem można uznać, iż w ostatnim dwudziestoleciu tylko w Bieszczadach (a więc regionie najgęściej zasiedlonym przez wilki) wybito minimum dziesięć watah złożonych z 4 – 8 osobników. Część padła w wyniku działalności pseudomyśliwych traktujących wilki jako konkurentów do polowań na jelenie. Resztę zlikwidowali kłusownicy przy użyciu sprytnie zamaskowanych na ziemi potrzasków, zawiązanych na krzakach stalowych linek, skonstruowanych w przydomowych warsztatach obrzynów, a nawet kamieni i drewnianych pałek. Dostali za to niemałe wynagrodzenie.
Jeszcze w połowie lat 70. XX wieku za zabicie wilka, uważanego powszechnie za szkodnika, płacono 3 tys. zł. Była to mniej więcej równowartość miesięcznej pensji urzędnika średniego stopnia lub pracującego na akord kierowcy ciężarówki. Wszyscy mieli prawo do eliminacji wilków, istniały przepisy regulujące wypłatę „honorarium” dla tych, którym się powiodło. Nic więc dziwnego, że kto żyw, starał się dopaść choćby jednego wilka. Bardzo szybko doprowadzono tym sposobem do znacznego pomniejszenia wilczej populacji w Polsce. Do tego stopnia, że nagle się zorientowano, iż jeszcze chwila, a wilki zupełnie znikną z rodzimych lasów. Wilk przestał być szkodnikiem, jednak nadal pozostawał na liście zwierząt łownych. I dopiero pod koniec lat 90. objęto go ochroną, z czym wielu do dzisiaj się nie pogodziło.
Wąż Eskulapa ( Zamenis longissimus) – największy i najrzadszy polski wąż. Długość ciała dorosłych okazów dochodzi do 2 m. Żyje w lasach liściastych na terenach pagórkowatych, wśród skał i na silnie nasłonecznionych stokach. Jego ulubionym środowiskiem są resztki murów starych domów. Przebywa często wśród gałęzi krzewów lub w konarach niskich drzew, poluje jednak na ziemi.
Wilk ( Canis lupus) – powszechnie uważany za jedno z najbardziej inteligentnych zwierząt globu. Jego głównym pożywieniem są jelenie, sarny i niewielkie dziki. Nie gardzi też padliną, a kiedy nadarza się okazja, atakuje zwierzęta gospodarskie. Dorosły osobnik pożera jednorazowo nawet 10 kg mięsa. W poszukiwaniu pożywienia może w ciągu nocy przemierzyć do 80 km. Jest zwierzęciem rodzinnym. Na czele watahy stoją: basior (samiec alfa) i wadera (samica alfa). Dzielą i rządzą, decydują o hierarchii w grupie.
Orzeł przedni ( Aguila chrysaetos) – w Europie zamieszkuje niemal wyłącznie Alpy i Karpaty ( w tych ostatnich jest 35 – 40 par). Najsilniejszy europejski orzeł, poluje głównie na zające, kuny, młode sarny, dzikie ptactwo, płazy, gady. Swoją ofiarę potrafi wypatrzeć z odległości nawet kilku kilometrów, siedząc na wysokim drzewie lub półce skalnej. Nie gardzi padliną. Gniazdo buduje na wysokim drzewie, jaja wysiaduje samica z pomocą samca. Rodzice wespół karmią młode, dokarmiają je także wiele tygodni po ich wylocie z gniazda.
Wilk, drapieżnik budzący często skrajne odczucia, od nienawiści po fascynację, był i pozostaje dla kolekcjonerów zwierzęcych trofeów gatunkiem wyjątkowym. Nieoficjalnie mówi się, że za medalową czaszkę wilka (musi być odpowiednio duża) odbiorcy płacą handlarzom od 400 do 1000 euro, jeszcze więcej za dużych rozmiarów skórę, tzw. wilczurę. Dopóki istniały w Europie szczelne granice i odprawy paszportowo-celne, kogoś przewożącego takie trofea można było łatwiej schwytać. Dzisiaj, gdy granice w strefie Schengen w praktyce nie istnieją, jest to o wiele trudniejsze. Jeśli już ktoś wpada w ręce policji czy innych służb – to raczej przypadkiem, podczas rutynowej kontroli drogowej.
Wilki wykorzystywane są w niektórych regionach kraju do obrony... wiejskich domostw. Jak to możliwe? Przed paru laty mieszkaniec Bieszczadów wyznał w prywatnej rozmowie, iż nabył od pewnego mężczyzny trzy szczenięta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby po chwili nie dodał, że były to szczenięta wilków. Zostały wykradzione z wilczej jamy pod nieobecność wadery; były zbyt małe i bezradne, by się bronić. Później wychowywały się razem z psami i w ten sposób zostały udomowione, a następnie sprzedane nie zawsze świadomym nabywcom, którzy chcieli mieć w swoim ogrodzeniu dorodnego „wilczura”.
Taki piękny wąż
Innym zwierzęciem atrakcyjnym dla kolekcjonerów, lecz w przeciwieństwie do wilka spełniającym warunek życia, jest rzadki w Polsce wąż Eskulapa. Istnieje niewiele rejonów, w których tenże gad znalazł po wojnie dobre warunki do bytowania i rozrodu. W opuszczonych po wojnie bieszczadzkich domach i szopach, nad rzekami i w skalnych ścianach skarp wąż Eskulapa mógł się czuć jak w raju. W latach 60. XX wieku nad brzegami Sanu można było bez trudu spotkać całe kolonie tych niegroźnych dla człowieka węży. Później było już gorzej i tylko dzięki staraniom przyrodników współpracujących z leśnikami udało się zachować liczebność gatunku na jako takim poziomie (obecnie w Bieszczadach około 100 osobników).
Węże Eskulapa od dawna cieszyły się zainteresowaniem właścicieli terrariów bądź pracowników ogrodów zoologicznych. Za czasów Polski Ludowej rozmaici łowcy przyjeżdżali latem w Bieszczady, by je chwytać, a następnie sprzedawać. W ten sposób z doliny pod Otrytem zniknęły dziesiątki rzadkich gadów.
Na niepokojącą sytuację węży Eskulapa wielokrotnie zwracał uwagę Bartłomiej Najbar z Uniwersytetu Zielonogórskiego, autor monografii o Zamenis longissimus i jeden z największych znawców rodzimej herpetofauny. W swojej publikacji zaznaczył ponadto, że węże te są nader często bezmyślnie zabijane przez ludzi. W latach 1979 – 2003 w Bieszczadach znaleziono 42 martwe osobniki, spośród których tylko nieliczne straciły życie pod kołami samochodów, w większości zaś padły ofiarą agresji człowieka. Można przypuszczać, iż takich martwych węży było o wiele więcej, gdyż zabite sztuki znajdowano przypadkowo.
Cenne jaja i pisklęta
Mówiąc o nielegalnym pozyskiwaniu zwierząt i handlu nimi bądź ich trofeami, nie można zapomnieć o orle przednim. Podobnie jak w przypadku gatunków opisanych powyżej schwytanie kłusownika na gorącym uczynku jest niemal niewykonalne. Według nieoficjalnych danych jajo orła przedniego kosztuje na czarnym rynku 4 – 5 tysięcy dolarów. Do prywatnych hodowli trafiają niekiedy także wykradzione z gniazd pisklęta.
W polskich Karpatach żyje do 30 par orłów przednich. Mimo że budują gniazda na dużych wysokościach, kłusownikom to nie przeszkadza. Zawsze znajdą sposób, by wyciągnąć z gniazda jajo lub pisklę. Ci ludzie działają w międzynarodowym łańcuchu handlarzy zwierzętami. Po przemyceniu jaj za granicę w inkubatorach rodzą się małe orły i w niewoli przygotowywane są do polowań. Takie łowy z użyciem drapieżnych ptaków popularne są głównie na Bliskim Wschodzie i w Rosji.
Był czas, że w Bieszczadach regularnie ginęły jaja orłów przednich. Przez czternaście lat z jednego z gniazd ktoś zabierał je regularnie, co potwierdzali przyrodnicy z podkarpackiego oddziału Komitetu Ochrony Orłów. Do lęgu zawsze dochodziło, a para nie wyprowadzała młodych.
Czy sprawcą był rzeczywiście człowiek? Tego na sto procent nikt nie potwierdzi, można jednak przypuszczać, że nikt inny. Bo jeśli nawet przyjąć, że czasami do gniazda zakradła się kuna i zjadła jaja, to i tak przepadło ich zbyt dużo. Orzeł potrafi bronić potomstwa, ale z człowiekiem przegrywa.
Od 1993 roku Komitet Ochrony Orłów prowadzi w Polsce monitoring gniazd siedmiu gatunków zagrożonych ptaków drapieżnych. Jest wśród nich orzeł przedni. Każdy rewir, na którym gniazdują ptaki, kontrolowany jest dwa razy w roku – wiosną (początek okresu lęgowego) i latem (koniec okresu lęgowego). Kłusownicy o tym wiedzą, dlatego w tym czasie nie pojawiają się w pobliżu gniazd.
Zagrożenie za miedzą
Parę lat temu w Polsce gruchnęła wieść, jakoby ukraińscy kolekcjonerzy zwierzęcych trofeów weszli w finansowy układ z tamtejszymi kłusownikami mieszkającymi nieopodal granicy z Polską. I rzeczywiście – wkrótce od kul „nieznanych sprawców” zginęły trzy żubry, nieco później kolejne dwa (zwierzęta przechodzą przez graniczny San, co jest rzeczą naturalną). Można się tylko domyślać, iż skóry i spreparowane łby zdobią dziś ściany willi bogatych Ukraińców. Którejś zimy niewielkie żubrze stado znowu przeszło z Polski na Ukrainę i już nie wróciło. Czy znalazły tam odpowiednie miejsce do życia? Wątpliwe. Może niektórym osobnikom udało się przeżyć, lecz inne z pewnością podzieliły los zabitych pobratymców. Wszak moda na ozdabianie ścian i podłóg trofeami dzikich zwierząt nie mija.