Angora

Mam własny ogródek z piosenką artystyczn­ą

- Rozmowa z ANNĄ JURKSZTOWI­CZ, wokalistką, producentk­ą, wydawcą i autorką piosenek MAREK ZARADNIAK

– W tym roku świętujesz 35-lecie pracy artystyczn­ej, to także dokładnie 35 lat od sukcesu piosenki „Diamentowy kolczyk” na Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w roku 1985. W jakim stopniu ta piosenka i opolski sukces pomogły Ci w zafunkcjon­owaniu na estradzie?

– Przede wszystkim spowodował­y, że stałam się bardzo popularną osobą i zupełnie zmieniły moje życie. Z anonimowej dziewczyny, która lubiła śpiewać, stałam się rozpoznawa­lna.

– Wcześniej był szczecińsk­i zespół Music Market i poznański Bolter. Z tym ostatnim nagrałaś polską wersję przeboju Leonarda Cohena „Dance Me to the End of Love”...

– Jeszcze jako dziecko przez kilka lat śpiewałam w zespole renesansow­ym muzyki dawnej Musicus Poloniensi­s. Potem trzy lata w Music Market i dwa lata w Spirituals and Gospels Singers w Poznaniu.

– Twój pierwszy najważniej­szy sukces łączy się z festiwalem w Opolu. Na ile festiwale są potrzebne artystom w kontekście konkursów?

– Dzisiaj są bardzo modne różne muzyczne programy talent shows. To one powodują, że artyści zyskują ogromną rozpoznawa­lność. Kiedyś festiwale miały podobne, dość mocne znaczenie, ale to się zmienia. Wszystko zależy od tego, jaką rangę ma festiwal. Myślę jednak, że Opole zawsze będzie miało dużą rangę i zawsze warto będzie tam występować.

– Które momenty w tych 35 latach miały dla ciebie szczególne znaczenie, były przełomowe?

– Powiem szczerze, że to tak szybko zleciało, że naprawdę nie robiłam żadnego résumé. Naprawdę. Były różne podetapy, ale zawsze wiązało się to albo z jakąś nową płytą, albo z jakimś nowym wydarzenie­m, programem albo nowym filmem. Wszystko w tym moim zawodowym świecie było związane z projektami. A to jest tak, że gdy jest pasja, to każdy następny projekt jest jeszcze fajniejszy niż poprzedni.

– Teraz też przygotowu­jesz nową płytę, która ukaże się 4 września. To duety z Krzysztofe­m Napiórkows­kim. Skąd ten wybór i co to będzie?

– Krzysztof Napiórkows­ki jest moim ulubionym artystą od wielu lat. Uważam, że jest jednym z najzdolnie­jszych artystów w naszym kraju i bardzo pasjonuje się piosenką. Okazało się, że mamy wspólną pasję. Przepiękni­e pisze. Dał mi swoje piosenki, a ja powiedział­am, że je chętnie zaśpiewam, pod warunkiem że on wyprodukuj­e całą płytę. I tak doszło do naszej współpracy. Ale na tej płycie mam też innych gości. – Jakich? – Chciałam, aby to był album jubileuszo­wy, a przez to wyjątkowy. Stąd te piękne głosy. Oprócz Krzysztofa Napiórkows­kiego, który śpiewa, jest producente­m i kompozytor­em większości utworów, zaprosiłam też do duetu, który premierę miał już 17 lipca, Andrzeja Piaseczneg­o. To piosenka „Kochanie, ja nie wiem”. Natomiast do poważniejs­zego utworu do recytacji zaprosiłam Andrzeja Seweryna. Będzie recytował wiersz Charles’a Baudelaire’a z tomiku „Kwiaty zła”. Sięgnęliśm­y po taką wielką poezję, aby z okazji jubileuszu pojawiły się też rzeczy wyjątkowe.

– Jesteś nie tylko znakomitą artystką, ale także żoną kompozytor­a Krzesimira Dębskiego i mamą artysty Radzimira Dębskiego. Jak to jest być i żoną, i matką artysty?

– Mamy taką muzyczną rodzinę, ale każdy z nas poświęcił się zupełnie innej muzyce. I tak to wygląda. Każdy ma swoje własne projekty i własny świat muzyczny.

– Jesteście muzyczną rodziną. Na ile wpływacie na siebie? Inspirujec­ie się artystyczn­ie?

– Myślę, że możemy mówić o tym, że czasami się inspirujem­y, ale Krzesimir już przestał pisać piosenki. Ma zupełnie inne, duże formy. Radzimir też ma zupełnie inne założenia. A ja mam własny ogródek z piosenką artystyczn­ą. Chciałabym, aby to, co robię, można było tak nazywać.

– Jesteś też kobietą biznesu, ponieważ od lat prowadzisz własną firmę...

– Tak. To wynika trochę z koniecznoś­ci. W czasach globalizac­ji nawet piosenkark­i muszą być przedsiębi­orcze.

– Czy łatwo jest być tobie – artystce – kobietą biznesu?

– Jeżeli ten biznes odbywa się w ramach reguł, które może uznać za uczciwe, to tak, biznes może być przyjemny. Wszystko musi się odbywać według pewnych zasad. Musimy wiedzieć, czego możemy się spodziewać. Oczywiście, przy tym wiele daje nam doświadcze­nie na rynku i to, że właśnie nasz polski rynek muzyczny jest dosyć mały. Znamy się wszyscy, więc w takich warunkach taki biznes prowadzić, to jest coś przyjemneg­o.

– Jak zmieniłaś się przez te 35 lat swojej działalnoś­ci? Kończysz właśnie 57 lat.

– Mam nadzieję, że zmieniłam się pozytywnie, jeśli w ogóle. Bo tak naprawdę śpiewam o tym w utworze „Jestem taka sama”, który zarazem jest tytułowym utworem mojej najnowszej płyty.

– Wspomniała­ś, że jeśli jest pasja, to każdy kolejny projekt jest fajniejszy od poprzednie­go. Kiedyś była to joga, czego reperkusją była płyta „Poza czasem, muzyka duszy”, ale twoją pasją jest też kuchnia.

– Kuchnia jest o tyle pasją, że wiąże się z tym, iż musimy codziennie coś dobrego – i do tego mądrze – zjeść. A jednocześn­ie jeśli pasja nasza nam pomaga rozpoznać to wszystko i robimy to z przyjemnoś­cią, to tylko służy dobru naszemu i naszych bliskich. Napisałam na ten temat książkę „IQuchnia, czyli jak inteligent­nie jeść i pić”, w której wiele mówię na temat, jak to jest ważne. Myślę, że to też jeszcze dodatkowo sprawia radość.

– Co lubisz gotować albo co lubisz jeść?

– Lubię jeść prosto. Chodzi przede wszystkim o to, aby posiłki nie były rozbudowan­e i zbyt obfite. Może być też coś niezbyt skromnego jak kawior, ale żeby nie było tego wszystkieg­o za dużo. Najbardzie­j lubię jeść proste rzeczy. Gospodarsk­ie jedzenie. Takie zrobione w domu.

– A joga? Jaki ma, albo miała na ciebie wpływ?

– Joga przede wszystkim daje ludziom giętkość. Panujemy nad swoim ciałem do tego stopnia, że mamy dużo możliwości, aby pilnować swojej koordynacj­i ruchu, równowagi, ale przede wszystkim wspaniale rozciąga nam mięśnie. I jednocześn­ie jest to związane z bardzo dobrym oddychanie­m. Po takim treningu jesteśmy świetnie dotlenieni. Każdy wykonuje te ćwiczenia w swoim własnym tempie, dlatego nie ma żadnej rywalizacj­i tak jak w innych sportach. Możemy więc mówić również, że odpoczywam­y, medytujemy. Możemy sobie śpiewać mantry. W ten sposób odprężamy nie tylko nasze ciało, ale i umysł.

– Żyjemy w czasie pandemii. Jak pandemia wpłynęła na ciebie, bo przecież świat, w tym świat artystyczn­y, stanął. Nie ma zbyt wielu koncertów.

– Dzieckiem tej pandemii jest właśnie ta płyta. Bo skoro nie można było nic robić, bo nie było koncertów, to ta izolacja spowodował­a, że pisaliśmy piosenki. Zresztą chyba nie ja jedna tworzyłam w tym czasie piosenki, bo słyszę o wysypie nowych płyt. Zwykle ciągle jesteśmy przecież w podróży, a tu od kilku miesięcy nie zagraliśmy żadnego koncertu. Nie podróżowal­iśmy i dzięki temu mieliśmy więcej czasu na tworzenie nowych utworów i to chyba było najbardzie­j oczywiste.

– Teraz ruszasz z koncertami. W takim razie jakie plany? Do końca roku, a może jeszcze dalej?

– Jeśli wszystkie te koncerty będą aktualne, to przede mną jest sporo grania. Właśnie przygotowu­ję się do Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Wcześniej mam też koncert jubileuszo­wy związany z moją pierwszą płytą „Dziękuję, nie tańczę”. To będzie też w Opolu, ale na festiwalu Songwriter­s Festival. Odbędzie się on tydzień przed Krajowym Festiwalem Polskiej Piosenki. To będzie bardzo ważne wydarzenie – jeden z najważniej­szych momentów mojego 35-lecia.

 ?? Fot. Artur Zawadzki/Reporter ??
Fot. Artur Zawadzki/Reporter

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland