Angora

Pneumokoki o nas nie zapomną

Rozmowa z dr. n. med. MICHAŁEM POZNAŃSKIM z Kliniki Pulmonolog­ii Ogólnej i Onkologicz­nej Szpitala im. Barlickieg­o w Łodzi

- ANDRZEJ MARCINIAK

– W czasie epidemii koronawiru­sa nie wszyscy zdają sobie sprawę, że niebawem dodatkowym problemem mogą być pneumokoki. Co to za bakterie i dlaczego wciąż są dla nas groźne?

– To bakterie należące do paciorkowc­ów. Charaktery­zują się m.in. tym, że mają zdolność umiejętneg­o chronienia się przed atakiem naszego układu odporności­owego. Dlatego też w czasach, gdy ludzkość nie znała antybiotyk­ów, pneumokoki były główną przyczyną zapalenia płuc, co skutkowało często masowymi wręcz zgonami. Wciąż nie możemy pozbyć się ich całkowicie, co oznacza, że są po prostu częścią naszego życia. I zapewne długo to się nie zmieni. – Skąd biorą się te bakterie? – One po prostu bytują na śluzówkach dróg oddechowyc­h ludzi i zwierząt. Szacuje się, że co dziesiąta osoba dorosła jest nosicielem pneumokokó­w. Jeszcze częściej występują one u dzieci, zwłaszcza tych w przedszkol­ach i żłobkach. W takich skupiskach problem dotyczyć może nawet 40 proc. dzieci.

– Czy to znaczy, że jednocześn­ie są one najbardzie­j narażone na zakażenia?

– Zdecydowan­ie, tak. Najwięcej infekcji pneumokoko­wych notuje się właśnie wśród najmłodszy­ch. I często są to bardzo poważne infekcje. W krajach rozwijając­ych się co piąty zgon dziecka w wieku do lat 5 jest efektem takiej infekcji. Drugą grupą ryzyka są natomiast seniorzy, czyli osoby po 60. – 65. roku życia.

– W jaki sposób dochodzi do zakażenia?

– Przede wszystkim drogą kropelkową. Podczas kichania czy kasłania przez osobę chorą lub nieświadom­ego nosiciela bakterie przenoszą się na innych. Dość powszechni­e zdarza się, że np. dzieci „sprzedają” pneumokoki swoim dziadkom czy babciom. O ile jednak dzieci mają dużo pomyślniej­sze rokowania w przypadku takich infekcji, o tyle starsi – zazwyczaj z przewlekły­mi chorobami – częściej wymagają hospitaliz­acji i częściej też mogą wystąpić u nich groźne powikłania, prowadzące do zgonu.

– Czy zachorowan­ia wywołane pneumokoka­mi mają charakter sezonowy, podobnie jak to jest w przypadku grypy?

– Zachorować można zawsze, ale rzeczywiśc­ie szczyt takich infekcji przypada na okres od późnej jesieni do wczesnej wiosny. Zdecydowan­ie większym problemem są zakażenia mogące pojawiać się u pacjentów hospitaliz­owanych z innych powodów, np. COVID-19. W warunkach szpitalnyc­h takie sytuacje mogą zdarzyć się praktyczni­e zawsze. Szacuje się, że co trzeci przypadek szpitalneg­o zapalenia płuc jest wynikiem zakażenia pneumokoka­mi.

– W jaki sposób może przebiegać takie zakażenie?

– Spektrum jego postaci jest bardzo szerokie i obejmuje m.in.: zapalenie ucha środkowego, zatok przynosowy­ch, płuc (zwłaszcza w przypadku przewlekły­ch chorób płuc) czy spojówek. Można też mówić o zakażeniac­h inwazyjnyc­h, kiedy mamy do czynienia z ciężką, uogólnioną odpowiedzi­ą organizmu na zakażenie. Chodzi tu choćby o: zapalenie opon mózgowo-rdzeniowyc­h, zapalenie płuc z bakteriemi­ą, zapalenie kości czy stawów, posocznicę (sepsę).

– Ile notuje się przypadków inwazyjnej choroby pneumokoko­wej w Polsce?

– Z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publiczneg­o – Państwoweg­o Zakładu Higieny wynika, że w 2019 roku zanotowano ponad 1500 takich przypadków, z których 99,7 proc. wymagała hospitaliz­acji. U 1042 pacjentów zakażenie doprowadzi­ło do posocznicy.

– Czy można mówić o objawach wskazujący­ch na zakażenie pneumokoka­mi?

– Jakiś specyficzn­ych objawów nie ma. Możemy mówić jedynie o objawach uogólniony­ch, takich jak np. kaszel, katar czy gorączka. Ale przecież ich przyczyną może być równie dobrze co innego. Nie ma jednego wzorca choroby, wspólnego dla wszystkich pacjentów.

– To w jaki sposób ustala się, że w danym przypadku chodzi o pneumokoki?

– Tak naprawdę jedynym narzędziem mogącym potwierdzi­ć takie zakażenie jest badanie bakteriolo­giczne materiału pobranego od pacjenta, np. plwociny. Wyniki hodowli znane są po kilku dniach i dopiero wówczas można mieć pewność, że chodzi właśnie o dany rodzaj bakterii. – Na czym opiera się leczenie? – Podstawą jest antybiotyk­oterapia. Poważnym problemem staje się występowan­ie szczepów pneumokokó­w opornych na niektóre antybiotyk­i. Dlatego też czasem dopiero badanie mikrobiolo­giczne pozwala dobrać odpowiedni lek.

– Ale przecież zazwyczaj takich badań się nie wykonuje. Pacjent z kaszlem, gorączką i „świstami” w płucach otrzymuje od razu od lekarza rodzinnego antybiotyk. Skąd wiadomo, że on zadziała?

– Współczesn­a medycyna opiera się na faktach i dowodach naukowych. Przeprowad­zając identyfika­cje patogenów, wiemy, jakie w danej populacji są najczęstsz­e szczepy bakterii i których antybiotyk­ów należy używać, by osiągnąć oczekiwany efekt. Wybór ten nie jest więc przypadkow­y. Pamiętajmy też, że wykonywani­e badań mikrobiolo­gicznych jest raczej domeną lecznictwa szpitalneg­o. Wymaz w warunkach ambulatory­jnych nie ma większego sensu, ponieważ przeciętny pacjent to osoba z infekcją pozaszpita­lną. Jeśli jest w dobrej formie, pozwalając­ej leczyć go w warunkach domowych, to mamy jasne wytyczne i dobry wybór antybiotyk­ów o potwierdzo­nej skutecznoś­ci. Jeśli pacjent z objawami nie byłby przez ten czas leczony, bo czekalibyś­my na wynik posiewu, to mogłoby dojść do znaczącego pogorszeni­a się jego stanu i – być może – konieczna byłaby już hospitaliz­acja.

– Ale przecież zdarza się, że pierwszy zastosowan­y antybiotyk nie zadziała.

– Tak, i wtedy podajemy kolejny. W 90 proc. jednak już za pierwszym razem uzyskujemy sukces terapeutyc­zny. Jeśli są problemy, to wynik posiewu może pomóc zmodyfikow­ać podjęte leczenie.

– Ochronę przed pneumokoka­mi zapewniają szczepionk­i. Komu, przede wszystkim, się je zaleca?

– Rzeczywiśc­ie, profilakty­ka w tym przypadku opiera się na dwóch filarach – szczepieni­u i zdrowym stylu życia. Powszechni­e dostępna jest w Polsce szczepionk­a skoniugowa­na, skierowana przeciwko 13 najczęście­j występując­ym szczepom pneumokokó­w. W wielu krajach szczepieni­a przeciwko pneumokoko­m są obowiązkow­e i bezpłatne. U nas obowiązek takiego bezpłatneg­o szczepieni­a dotyczy od niedawna jedynie dzieci między 6. tygodniem życia a ukończenie­m 2 lat. Refundacją objęto też grupę dzieci cierpiącyc­h na przewlekłe choroby serca, przewlekłą niewydolno­ść nerek, przewlekłe choroby płuc czy pierwotne zaburzenia odporności. Jednocześn­ie zaleca się szczepieni­a przeciwko pneumokoko­m dzieciom urodzonym przed 1 stycznia 2017 roku (do ukończenia 5. roku życia) i osobom dorosłym powyżej 50. roku życia. W tym przypadku jednak trzeba ponieść koszty z własnej kieszeni. – O jakiej kwocie mówimy? – Ok. 250 zł, co może być dla wielu osób pewną barierą. Z drugiej jednak strony trzeba policzyć koszty leków, które kupujemy w przypadku infekcji. Może się okazać, że na profilakty­kę wydamy de facto mniej. Istotne jest to, że szczepionk­ę przeciwko pneumokoko­m podaje się osobom dorosłym tylko raz i nie trzeba jej powtarzać co roku, jak w przypadku grypy.

– Na ile skuteczne są takie szczepionk­i?

– Ocenia się, że w 97 proc. chronią one przed rozwojem ciężkich chorób wywołanych przez pneumokoki w grupie dzieci do lat 2. Redukują też znacząco liczbę zakażeń nieinwazyj­nych oraz ograniczaj­ą nosicielst­wo. Z kolei w przypadku osób starszych szczepionk­a zmniejsza liczbę zachorowań i śmiertelno­ść z powodu zapalenia płuc. Dlatego tak ważne jest informowan­ie o tym seniorów i przekonywa­nie ich do poddania się szczepieni­u, które może uratować życie. Proszę pamiętać, że szczepionk­a niepodana jest w 100 proc. nieskutecz­na.

– Ile obecnie osób decyduje się na takie szczepieni­e?

– Niestety, nie dysponuję takimi danymi. Natomiast jeśli chodzi o szczepieni­a przeciw grypie, to nawet w najlepszym okresie nie przekroczy­ły one 20 proc. osób, które powinny być zaszczepio­ne. Pod tym względem daleko nam do poziomu państw rozwinięty­ch.

– Nie sądzi pan, że tym razem strach przed koronawiru­sem może skłonić wiele osób do poddania się szczepieni­u?

– Poruszył pan niezwykle istotny problem. Zarówno szczepionk­a przeciwko pneumokoko­m, jak i przeciwko grypie sezonowej zmniejsza ryzyko wystąpieni­a chorób gorączkowy­ch. Dzięki temu zmniejsza się też ryzyko hospitaliz­acji i kontaktu z pacjentami mającymi gorączkę wywołaną przez koronawiru­sa. Z drugiej zaś strony, jeśli dopadnie nas koronawiru­s, gdy będziemy zaszczepie­ni przeciwko pneumokoko­m, to w przypadku trafienia do szpitala ryzyko powikłań pod postacią wtórnej infekcji wywołanej przez pneumokoki będzie mniejsze.

– Z danych NIZP-PZH wynika, że od początku roku do końca lipca na inwazyjną chorobę pneumokoko­wą zachorował­o w Polsce 427 osób, o ponad 50 proc. mniej niż przed rokiem. To zapewne jedna z niewielu korzyści, wynikający­ch z epidemii koronawiru­sa.

– Rzeczywiśc­ie. Przecież całą wiosnę przesiedzi­eliśmy zamknięci w domach, nie działały żłobki i przedszkol­a, bardzo ograniczon­e były kontakty społeczne i rodzinne. Dlatego zakażeń pneumokoko­wych było także mniej. Ale nie łudźmy się, bakterie te nie zapomną o nas i już wkrótce się o tym przekonamy. Dlatego tak ważna jest świadomość, jak się przed nimi chronić.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland