Bieg przez kontynenty
Najbardziej ekskluzywny klub na świecie liczy 6 członków. Pomysł na jego założenie narodził się w głowie Duńczyka Jespera Olsena. Szesnaście lat temu Olsen i jego rosyjski przyjaciel Aleksander Korotkow podjęli wyzwanie przebiegnięcia dookoła Ziemi. Odyseję rozpoczęli 1 stycznia 2004 roku w Londynie. Lał deszcz, namiot przeciekał, przebito im koła wózka, którym transportowali ekwipunek, a na poboczu autostrady M2 zatrzymała ich policja. Ale najgorsze, że pokonanie zaplanowanego dystansu zajmowało dwa razy więcej czasu, niż planowali. Byli zrozpaczeni, dopóki nie dotarło do nich, że w Wielkiej Brytanii, w przeciwieństwie do reszty Europy, znaki drogowe podają wartości w milach, nie w kilometrach, więc każdego dnia zamiast 40 km pokonywali 40 mil. To odkrycie podniosło ich na duchu i sprawiło, że kolejne przygody, kontuzja na Syberii oraz spotkanie z australijskim pająkiem wielkości talerza, wydały się błahostką. Do Londynu wrócili po 22 miesiącach, a trzy lata później Olsen ponownie przemierzył planetę, tym razem z północy na południe. Po tej podróży stworzył World Runners Club, stowarzyszenie, do którego bardzo trudno się dostać. – Musisz pokonać cztery kontynenty, od jednego dużego oceanu do drugiego, łącznie co najmniej 26 232 km, przebiec przez przeciwległe punkty Ziemi i skończyć w miejscu, z którego wystartowałeś – tłumaczy Tom Dennis, współzałożyciel klubu. Na dokonanie tego wyczynu nie ma limitu czasu, jednak kandydaci muszą aktywnie biec, nie iść, przez ponad połowę dystansu. Obecnie, poza Olsenem i Dennisem, do World Runners Club należą cztery osoby z różnych krajów. Dotychczas udało im się spotkać osobiście tylko raz. – To prawdopodobnie jedna z najbardziej ekscentrycznych grup na świecie – twierdzi Olsen. Ale przecież okrążanie planety zawsze urzekało ludzką wyobraźnię. Według „Księgi rekordów Guinnessa” pierwsza próba przemierzenia świata pieszo sięga 1897 roku, choć prawdziwymi pionierami w tej dziedzinie byli bezimienni pielgrzymi i kupcy wędrujący setki i tysiące lat wcześniej. – Biegając, doświadczasz świata w skali jeden do jednego – mówi Olsen o zaletach swojego hobby. – Kiedy jedziesz pociągiem, Syberia wydaje się dość rozległa, podróż może zająć tydzień. Jednak Syberia jest o wiele większa. Jej przebiegnięcie trwa siedem i pół miesiąca. Odwiedzasz miejsca, przez które zwykli turyści przejeżdżają autostradą. Gdy biegniesz, widzisz, słyszysz i czujesz wszystko.( EW)