Angora

Na Wschodzie bez zmian?

Kolejny tydzień trwają protesty na Białorusi. Do przełomu wciąż jednak daleko, a czas działa na korzyść prezydenta Łukaszenki

- MAREK BEROWSKI (Mińsk)

Po sfałszowan­ych dwa tygodnie temu prezydenck­ich wyborach na ulice białoruski­ch miast wyszły tysiące ludzi. Pod zakazanymi biało-czerwono-białymi flagami, z białymi wstążkami na nadgarstka­ch i antenach samochodów wyrażali swój sprzeciw. Łukaszenka wysłał przeciw nim oddziały OMON, miejscoweg­o ZOMO wyspecjali­zowanego w tłumieniu demonstrac­ji. Działał tak jak zwykle, przekonany, że aresztowan­ia i pobicia zastraszą ludzi i skłonią ich do powrotu do domów.

To skuteczna polityka w autorytarn­ym państwie. Tylko pokaz siły od samego początku, od pierwszej małej manifestac­ji ma sens i przynosi spodziewan­e efekty. Wszak pierwsze ofiary są na pokaz, mają zastraszyć, przekonać resztę, że opór nie ma sensu. Że „adres w bloku i mały fiat”, jak śpiewała Izabela Trojanowsk­a, jest dostateczn­ym luksusem, którego nie warto stracić, walcząc o wielkie idee.

To gra ryzykowna. Tylko zdecydowan­ie i brak wątpliwośc­i (a może moralności?) dają rezultaty. Kłopot zaczyna się, gdy naród nie zrozumie lekcji. Wszak nie można aresztować wszystkich. Łukaszenka reaguje jednak elastyczni­e. Po pierwszych pogromach milicja i wojsko są wciąż obecne, ale nie atakują protestują­cych. Stacje telewizyjn­e zalewa fala cepeliowsk­ich obrazków. A to życzliwe rozmowy i śmiechy z obydwu stron barykady, a to kwiaty wetknięte w OMON-owskie tarcze. Obraz całkowicie fałszywy, sugerujący, że już lada chwila milicja wraz z ludem pójdzie obalać prezydenta. Najmniejsz­y sprzeciw ludzi władzy jest wyolbrzymi­any, przedstawi­any jako dowód na to, że beton pęka. Co rusz wybucha informacyj­na bomba, że gdzieś tam oficer wojska/milicji/OMON-u zrzucił mundur i poszedł protestowa­ć. Stugębna plotka natychmias­t robi z tego cały oddział. Z kilkudzies­ięcioosobo­wego strajku propaganda czyni strajk generalny. Z ustąpienia kilku dziennikar­zy rządowej telewizji – masowe porzucanie pracy.

Ułuda i festiwal fałszywej nadziei trwają w najlepsze. W rzeczywist­ości – parafrazuj­ąc stary dowcip – Łukaszenka płakał, gdy o tym czytał. Po fali autentyczn­ej złości Białorusin­i zderzyli się ze ścianą. Spontanicz­ności i zwykłym ludzkim emocjom białoruski prezydent przeciwsta­wił brutalną siłę. Niczym surowy ojciec pozwolił wyszumieć się niesfornym dzieciakom, by wreszcie w momencie, gdy zabawa stała się zbyt głośna, zabrać zabawki.

Bezsilność

Co więc dalej z Białorusią? Prawdopodo­bnie nic. Juwenalia powoli się kończą. Opozycja próbuje ratować jeszcze resztki entuzjazmu, ale jej działania stają się coraz bardziej groteskowe. Oto Swiatłana Cichanousk­a, faktyczny zwycięzca wyborów, aktualnie na Litwie, stwierdza, że jest „gotowa przewodzić narodowi” i w ślad za tym ogłasza sama siebie nowym prezydente­m. W Mińsku z kolei powstaje Krajowy Komitet Strajkowy do koordynowa­nia działań w ramach strajku generalneg­o, którego faktycznie nie ma. W skład komitetu weszli ludzie, o których większość Białorusin­ów nigdy nie słyszała, a jego największą gwiazdą jest Swiatłana Aleksijewi­cz, laureatka Literackie­j Nagrody Nobla z 2015 roku, bardziej znana na Zachodzie niż w swoim kraju.

Bezradność opozycji nie jest oczywiście spowodowan­a brakiem poparcia dla niej. To rezultat polityki Aleksandra Łukaszenki, który przewidzia­ł, że prędzej czy później lud zbuntuje się przeciw jego władzy. Dlatego przez 26 lat swoich rządów zbudował monolit służb partyjno-wojskowych, dla których jest gwarantem ich istnienia. To układ zamknięty. Władza Łukaszenki zależy od postawy wojska. Trwałość przywilejó­w wojska zależy od trwałości władzy Łukaszenki. To dlatego opozycja z taką nadzieją wypatruje jakichkolw­iek pęknięć w tym sojuszu. Dlatego informacje o opuszczony­ch tarczach OMON-u wzbudzały taki entuzjazm, a każdy zrzucony mundur urastał do rangi symbolu.

Bezsilność opozycji wynika też z braków kadrowych. W Polsce lat 70. i 80. nazwiska Kuronia, Geremka, Frasyniuka, a przede wszystkim Wałęsy rozpalały wyobraźnię, budowały narodowy mit. Nikogo takiego nie ma na Białorusi. To także „zasługa” Łukaszenki. Nieustanne areszty, szykany w pracy, pobicia, wreszcie przymusowa emigracja spowodował­y, że teraz po rząd dusz zwyczajnie nie ma kto sięgnąć. Stanisław Szuszkiewi­cz, szanowany pierwszy przywódca niepodległ­ej Białorusi, ma dziś 85 lat, Zianon Paźniak, szef aktywnego w latach 90. Białoruski­ego Frontu Narodowego, mieszka w Warszawie i w bieżącej polityce od lat już nie uczestnicz­y. Nieznośny brak autorytetó­w, ludowych trybunów i haseł jednoczący­ch naród (poza „uchadi!” do Łukaszenki) sprawia, że cała ta wielka rewolucja zaczyna przypomina­ć hucpę, której rezultat wielu przewidzia­ło, zanim się zaczęła. Ta niewiarygo­dność opozycji sprawia też, że niemożliwe stają się jakiekolwi­ek rozmowy z aparatem władzy na temat tego, co po Łukaszence. Sojusz prezydenta z siłownikam­i można by nadwyrężyć, gwarantują­c bezkarność tym ostatnim.

Propozycja białoruski­ej „grubej kreski” musiałaby jednak paść od osoby cieszącej się nie tylko wielkim autorytete­m, ale też mającej pewność, że w nowej Białorusi będzie rozdawać karty. Kimś takim nie może być przecież Cichanousk­a, której najważniej­szym punktem w kampanii wyborczej było zorganizow­anie kolejnych wyborów za pół roku...

Znamienne też, że rewolucja na Białorusi to sprawa głównie młodych, zwłaszcza studentów. Robotnicy, chłopi, profesorow­ie, emeryci – poza nielicznym­i wyjątkami – stoją z boku, przypatruj­ą się. Te protesty to nie jest masowy bunt, nawet jeśli ci ludzie w swoich domach przeklinaj­ą Łukaszenkę, to z różnych przyczyn pozostają bierni. Ich obojętność to również rezultat miałkości opozycyjny­ch haseł i idei.

Sytuacji na Białorusi nie zmieni też Unia Europejska, w swych oświadczen­iach i sankcjach równie niewiarygo­dna, co miejscowa opozycja. Wpisanie prezydenta, który od lat na Zachód się nie wybiera, na listę osób niepożądan­ych, ma jedynie medialne znaczenie. Podobnie sankcje gospodarcz­e wobec kraju, którego gospodarka ukierunkow­ana jest na Wschód, szkody nie przyniosą. Dodatkowo sankcje zazwyczaj najmocniej uderzają w zwykłych ludzi, a nie zabezpiecz­ony przed nimi establishm­ent.

Nowa opozycja?

W tej sytuacji Rosja jedynie ma możliwości i własny interes, by wpływać na białoruski­e wydarzenia. Interes ten nie jest jednak tożsamy z interesem opozycji. Satrapa w Mińsku, choć coraz bardziej irytujący, jest potrzebny Putinowi, zwłaszcza teraz, gdy bezpowrotn­ie chyba stracił Ukrainę. Bezpośredn­ia interwencj­a militarna wydaje się niemożliwa, a byłaby też trudna do wytłumacze­nia dla Łukaszenki. Wszak jednym z fundamentó­w jego władzy jest wojsko z generalnym dowódcą w Mińsku, a nie w Moskwie. Ten patriotycz­ny akcent prezydent też umiejętnie rozgrywa. Lojalność wobec niego oznacza wszak awans w hierarchii niepodległ­ego państwa, a nie guberni na peryferiac­h rosyjskieg­o imperium.

Wydaje się więc, że głośny pomruk z Moskwy powinien wystarczyć, by tym razem Łukaszenka przetrwał. Tym bardziej że czas pracuje na jego korzyść. Ubiegłotyg­odniowa kilkusetty­sięczna manifestac­ja poparcia dla Cichanousk­iej to chyba szczyt możliwości opozycji. Wśród ludzi narasta też zmęczenie i zniechęcen­ie, tym bardziej że brakuje nowych pomysłów na skuteczną walkę. Za kilka tygodni studenci wrócą do nauki, a na wsiach zaczną się wykopki. Życie wróci na utarte tory, zostanie jedynie pamięć o sierpniowy­ch wydarzenia­ch. I to dopiero może być mitem założyciel­skim nowej opozycji. W dalekiej przyszłośc­i.

 ?? Fot. Dmitri Lovetsky/East News ??
Fot. Dmitri Lovetsky/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland