Biden: Widzę inną Amerykę
Amerykańskie konwencje partyjne przypominają huczne wesela. Rolę pary młodej pełnią świeżo mianowani kandydaci na prezydenta i wiceprezydenta. To, co się dzieje na weselu i na konwencji, nie ma związku z tym, co będzie później, gdy posprząta się kwiaty i puste flaszki, a kontrolę nad rozwojem wypadków przejmie twarda ręka rzeczywistości.
Taki model konwencji przedwyborczych zrujnował koronawirus. Demokraci zrezygnowali z planowanego partyjnego show propagandowego w Milwaukee w stanie Wisconsin. Republikanie ze złością odpuścili partyjną fetę w Charlotte w Karolinie Północnej, gdy demokratyczny burmistrz nakazał im „bal maskowy”. Potem zrezygnowali ze zlotu w Jacksonville na Florydzie, bo nieokiełznana w porę pandemia zabija tysiąc Amerykanów dziennie. Wymuszona nią wirtualność konwencji – na razie demokratów – wyszła jej na zdrowie. Ascetyzm scenografii, deficyt balonów i ciągłych oklasków, kameralność odbioru skupiły uwagę widzów na treści.
Czterodniowa konwencja Partii Demokratycznej, mocno akcentująca wielorasowość społeczeństwa, miała trzy cele. Uzmysłowić Amerykanom degrengoladę gospodarczą, polityczną i moralną kraju po czterech latach rządów Trumpa. Zaprezentować 77-letniego Joe Bidena jako antidotum. Jako wyrazistego, wydolnego umysłowo, umiarkowanego kandydata. Trzecim celem było zachęcenie zwolenników partii do głosowania.
Już pierwszego dnia wyglądało na to, że prezydent został werbalnie znokautowany. Były obawy, że kolejne dni mogą w porównaniu z pierwszym wypaść blado. Autorem tego wrażenia była żona poprzedniego lokatora Białego Domu. Występ Michelle Obamy był bezpretensjonalny i pełen wdzięku w formie, lecz bezwzględny w treści: „Pozwólcie, że będę maksymalnie uczciwa i szczera. Donald Trump jest złym prezydentem. Miał dostatecznie dużo czasu, by pokazać, że się na to stanowisko nadaje, ale nie jest w stanie sprostać wymaganiom. On po prostu nie jest w stanie być tym, kim chcemy, by był”. Komentatorzy podkreślali, że już dawno nikt nie miał tak świetnego wystąpienia jak była pierwsza dama. Wcześniej namawiano ją, by kandydowała: „Nie znoszę polityki” – odparła. „Myślicie, że nie może być gorzej, niż jest?” – spytała w końcówce. „Może być i będzie, jeśli nie dokonamy zmiany w tych wyborach. Joe nie jest doskonały i on pierwszy wam to powie. Lecz doskonałych kandydatów nie ma, a jego zdolność uczenia się i rozwijania widzimy w skromności i dojrzałości, jakie objawia”.
Bolesnym (dla republikanów) pomysłem organizatorów demokratycznej konwencji było udzielenie głosów kilku byłym gubernatorom i koryfeuszom Partii Republikańskiej, oponentom Trumpa. Znacznie bardziej wiarygodnie zabrzmiały dzięki temu zarzuty ignorowania pandemii – co w efekcie rzuciło Stany na kolana bardziej niż jakikolwiek inny kraj – oraz oskarżenia o skłócanie rodaków i potęgowanie polaryzacji. Pomysłów trafionych w dziesiątkę demokraci mieli więcej. W krótkich filmowych relacjach ciężko chorzy ludzie mówili Bidenowi, że żyją tyko dzięki programowi ubezpieczenia zdrowotnego Obamy, który Trump usiłuje od początku kadencji zlikwidować, nie mając nic w zamian. Szczególnie przejmujące były wyznania Andy
Barkana, młodego człowieka umierającego na chorobę ALS, degenerującą system nerwowy. Mówił za niego komputer, tuliły się do niego małe dzieci i żona. Jesteśmy jedynym rozwiniętym krajem świata, który nie zapewnia obywatelom ubezpieczenia zdrowotnego – podkreślali politycy demokratyczni. Biden chce, by opieka zdrowotna była prawem, nie przywilejem. Sugestywny i wzruszający był filmik przedstawiający 13-latka Braydena, walczącego z jąkaniem się: „Gdyby nie Joe Biden, nie mówiłbym do was dzisiaj. Kilka miesięcy temu spotkałem go. Wyznał: jesteśmy w tym samym klubie”. Kandydat na prezydenta cierpiał na tę samą dolegliwość.
Konkurentem w kategorii najlepsze wystąpienie stał się dla Michelle Obamy jej mąż. Były prezydent jest nieustannie zaczepiany i spotwarzany przez Trumpa, oskarżany nawet o zdradę. Mimo namów Obama długo to ignorował, jednostronnie honorując tradycję, że byli i aktualni liderzy USA się nie atakują. Zaczął się odzywać kilka miesięcy temu, lecz jego wystąpienie podczas wirtualnej konwencji – dystyngowane i elokwentne – określono jako zabójcze dla Trumpa. „Miałem nadzieję, że ten człowiek z czasem dorośnie do swej roli” – mówił Obama o swym następcy. „Lecz to się nigdy nie ziściło. Przez prawie cztery lata nie wziął się do roboty, by szukać porozumienia społecznego, by wykorzystać potęgę stanowiska dla pomocy innym – z wyjątkiem siebie i swych kolegów. Prezydenturę traktuje jako jeszcze jeden reality show, by zyskać widownię i poklask, bez których nie może żyć. On nie dorósł do stanowiska i konsekwencje są poważne: 170 tysięcy Amerykanów straciło życie. Przepadły miliony miejsc pracy, tylko najbogatsi mają się lepiej niż kiedykolwiek”. Obama zakończył dramatycznym ostrzeżeniem: „On pokazał, że gotów jest unicestwić demokrację, jeśli tego trzeba do wygranej w wyborach”. – To była najmocniejsza krytyka, z jaką urzędujący prezydent kiedykolwiek spotkał się ze strony poprzednika – konkluduje portal Politico. – On śledził moją kampanię i został złapany! – tweetował Trump podczas wystąpienia Obamy.
Podczas konwencji na ekranach telewizorów (liczba oglądających dochodziła do 20 mln) wystąpili z solidarnym poparciem wszyscy rywale Bidena z wcześniejszego etapu kampanii, liderzy demokratyczni i kongresowi. Przypominali, co zrobił z krajem aktualny lider, wzywali do udziału w wyborach, piętnowali próby sabotowania ich (paraliżowanie poczty) przez Trumpa. Były konkurent Bidena socjaldemokrata Bernie Sanders wzywał swych młodych, progresywnych zwolenników do udziału w elekcji: „Przyjaciele! Cena porażki jest niewyobrażalna”. Kandydatka demokratów z roku 2016 Hillary Clinton przestrzegała: „Pamiętajcie, ja przegrałam, mimo że zdobyłam prawie trzy miliony głosów więcej niż Trump”.
Finał należał do głównych bohaterów imprezy. Kamala Harris, pierwsza w historii USA ciemnoskóra kandydatka i trzecia kobieta ubiegająca się o stanowisko wiceprezydenta, opowiadała o swej pochodzącej z Jamajki i Indii rodzinie, o zawodowej i politycznej karierze. „Poznaję drapieżcę, kiedy go widzę” – mówiła o Trumpie była prokurator generalna Kalifornii. Jej sentencja „Nie ma szczepionki na rasizm” weszła już do historii politycznej USA.
Na zamykające konwencję wystąpienie Bidena czekano z niepokojem, bo od dawna znany jest z gaf, ponadto trudno się wybić nad Obamów. O trzy lata młodszy Trump zarzuca Bidenowi starczą demencję. Jednak kandydat demokratów nie zaliczył wpadki, miał mocne, energiczne wystąpienie. Koncentrował się na zapewnieniach, że przywróci Ameryce normalność po rollercoasterze Trumpa, zasypie podziały, będzie prezydentem wszystkich, nie tylko „bazy” i partii. „Widzę inną Amerykę. Szczodrą i silną. Altruistyczną i skromną. Możemy odbudować ją razem. Daję słowo: jeśli powierzycie mi prezydenturę, będę stymulował nasze najlepsze, a nie najgorsze cechy. Będę po stronie światła, nie ciemności. Obecny prezydent nie spełnił swego podstawowego obowiązku: nie chronił was. To niewybaczalne. Ja będą się o was troszczył”.
Najlepszą miarą uznania dla Bidena jest afirmacja ze strony konserwatywnej, protrumpowskiej sieci Fox i prawicowego portalu Drudge Report. „To tylko słowa” – skwitował wystąpienie rywala Trump. Trzy dni po zamknięciu konwencji demokratycznej republikanie rozpoczęli własną, prezentując swoją wizję kraju pod wodzą Donalda Trumpa.