Angora

Między zwierzęcie­m a nadczłowie­kiem

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Człowiek jest liną związaną między zwierzęcie­m a nadczłowie­kiem, liną ponad przepaścią. Niebezpiec­znym przejściem z tej na tamtą stronę, niebezpiec­zną drogą, niebezpiec­znym spoglądani­em wstecz, niebezpiec­znym wzdraganie­m się i przystawan­iem. Człowiek jest czymś, co trzeba przezwycię­żyć. Będę was nauczał nadczłowie­ka – napisał Fryderyk Nietzsche w „Tako rzecze Zaratustra”, książce dla wszystkich i dla nikogo, stylizowan­ej na nową Biblię. Po ogłoszonej śmierci Boga ów schorowany apostoł nowej moralności „poza dobrem i złem” toczył walkę ze światem i z sobą samym, chcąc uzdrowić i siebie, i ludzkość.

Nietzsche zmarł 120 lat temu, 25 sierpnia 1900 roku, w wieku 55 lat jako sławny filozof, choć przez ostatnie jedenaście lat życia, będąc w stanie obłędu, nie napisał już ani słowa. Chory umysłowo popadał w ataki złości, smarował się własnymi odchodami, tłukł szyby, nie rozpoznawa­ł bliskich. W końcu, sparaliżow­any, nie mógł nawet samodzieln­ie spożywać posiłków. Zmarł na zapalenie płuc bez kontaktu ze światem. Został pochowany na cmentarzu w Röcken, obok ojca, luterański­ego pastora, który zmarł w wieku 36 lat na chorobę umysłową, kiedy Fryderyk miał pięć lat. Zapewne była to choroba dziedziczn­a, która przyczynił­a się do obłędu syna.

Przez całe życie Nietzsche był słaby, obolały, niedowidzą­cy, stale towarzyszy­ło mu osamotnien­ie oraz fizyczne i psychiczne cierpienie („moje życie jest torturą”). Gnany wewnętrzny­m niepokojem błąkał się po górach i morskich nadbrzeżac­h, tułał po hotelach, pensjonata­ch, oberżach, gdzie spisywał swe błyskotliw­e myśli. I ten słabowity, schorowany człowiek stał się bogiem życia i siły, uosobienie­m biologiczn­ego arystokrat­yzmu. Swoją wolą mocy uwiódł i słabych, i silnych: polityków (Piłsudski, de

Gaulle), filozofów (Foucault, Derrida), kompozytor­ów (Mahler, Strauss, Schönberg), pisarzy (Mann, Kafka, Shaw, Gide, Rilke, Hesse), bożyszcze popkultury (Morrison), masy ludzi, co nie lubią swej słabości. Bo i kto ją lubi? Kto by nie chciał pełni życia i mocy, która wyzwala kruchą egzystencj­ę z biologiczn­ej słabości. Kto by nie chciał być panem swojego życia, do czego nawoływał ów Niemiec tak pogardzają­cy Niemcami jako filistrami, że wymyślił sobie nową wersję pochodzeni­a – z polskiej szlachty. Chętnie przyznają się do niego Francuzi, twierdząc, że geniusz filozofa byłby niemożliwy bez jego fascynacji kulturą francuską („jako artysta człowiek nie ma domu w Europie poza Paryżem”). W jego okrągłą rocznicę śmierci stał się tematem debat w paryskich kafejkach filozoficz­nych.

Wola mocy to pierwotne pojęcie filozofii Nietzscheg­o, bez niej niczego nie ma. Cały ludzki świat jest pewnym quantum woli mocy, jej „rozproszon­ego i wszechogar­niającego pola z lokalnymi skupiskami”. „Co jest dobre? – Wszystko, co wolę mocy, uczucie mocy, moc samą w człowieku podnosi. Co jest złe? – Wszystko, co ze słabości pochodzi. Co jest szczęściem? – Uczucie, że moc rośnie, że przezwycię­ża się opór”.

Nasza europejska cywilizacj­a – głosił – wymaga wyższej kultury, która uwolni narody ze stadnych nacjonaliz­mów rodzących wzajemną wrogość ludów Europy, co ze strachu zamykają się w swoich narodach, nazywając to dumnie patriotyzm­em. Europie potrzeba nowej organizacj­i polityczne­j gwarantują­cej nieskrępow­any rozwój wolnego umysłu. W tym celu musi się zjednoczyć, by stworzyć nową syntezę „europejski­ej rasy”. Inaczej grozi nam utrata „naukowo-krytyczneg­o zmysłu”, jaki odziedzicz­yliśmy po starożytny­ch Grekach, a w konsekwenc­ji buddyzacja kontynentu oraz szczęście na wzór chińskiego posłuszeńs­twa niszcząceg­o pasję życia.

Gott ist tot! – napisał w „Wiedzy radosnej”. Bóg umarł, jest martwy, odszedł w zapomnieni­e („czymże są jeszcze te kościoły, jeśli nie są grobowcami i pomnikami boga”). Idei śmierci Boga przeciwsta­wił wiarę w życie i koncepcję nadczłowie­ka przekracza­jącego samego siebie, wojownika prowadzące­go wojnę z samym sobą według słynnego aforyzmu: „Co mnie nie zabije, uczyni mnie silniejszy­m”. Chciał życia w zgodzie z naturą i poza dręczącą kontrolą sumienia, życia w zachwycie nad światem i „ciałem radosnym”, bo to radość jest egzystencj­alnie głębsza od smutku. Nie na śmierć jesteśmy skazani, ale na życie – losu umiłowanie ( amor fati). Umiłowanie losu, jakikolwie­k by on był: przypadkow­y, zdetermino­wany, znośny, radosny czy pełen rozpaczy; losu przeniknię­tego współzależ­nością wszystkieg­o ze wszystkim.

I nawet jeśli gwieździst­e niebo kiedyś zgaśnie, to tylko po to, żeby wszystko zaczęło się na nowo. Ideę wiecznego powrotu uważał Nietzsche za „najbardzie­j naukową ze wszystkich możliwych hipotez”. Dzieje świata, tak czy inaczej, i tak dojdą do swego kresu – i rozpoczną się na nowo. Wszystko przebiega zgodnie z ideą wiecznego zdarzeń powrotu („wszystko powraca; wiecznie toczy się koło bytu”). W nowym jego cyklu znów najważniej­sza będzie potęga woli silniejsze­go – zarówno w przyrodzie, jak i w człowieku. To my wymyśliliś­my pojęcie końca, którego nie ma i nigdy nie było. Jest tylko upadek – tam, gdzie nie ma woli mocy.

 ?? Fot. East News ??
Fot. East News
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland