Dyplomacja polsko-krzyżacka
Świat nie może istnieć bez dyplomacji i dyplomatów. Najwyższym rangą w korpusie jest ambasador. To najważniejszy urzędnik reprezentujący swoje państwo za granicą. Aby ulokować ambasadora, wymagana jest znajomość Konwencji wiedeńskiej z 1961 roku, która precyzyjnie określa procedury pozwalające uniknąć kompromitującej konfuzji, jak w dyplomacji określa się obciach.
Nim ambasador otrzyma nominację i MSZ kupi mu bilet na samolot, musi się upewnić (art. 4 ustęp 1 owej Konwencji), że państwo przyjmujące chce go przyjąć. Dzieje się to w ten sposób, że w MSZ państwa przyjmującego pojawia się przedstawiciel państwa wysyłającego i w trybie rozmowy ustala, czy nie ma przeciwskazań, by ogłosić, że ambasadorem w tym państwie zostaje ten a ten. Nazywa się to z francuska agrément, czyli aprobata. Uwaga! Rozmowa, a nie wymiana dokumentów, jest po to, by nie został ślad na papierze, gdyż brak zgody zawsze jest konfuzją. Do chwili uzyskania agrément, pisze Edward Pietkiewicz w podręczniku „Protokół dyplomatyczny”, plany rządu dotyczące danej nominacji są poufne i nie mogą być ujawnione. Bo po co? Agrément powinien zostać ogłoszony w ciągu – góra! – dwóch tygodni, by nominację można było ogłosić. Do rzadkości należą przypadki, że dane państwo decyduje się nie udzielić dyplomacie agrément.
Dyplomacja polska, której nieodwracalny jak wada genetyczna sznyt nadali Anna Fotyga i Witia Waszczykowski, działa inaczej. Oto na początku lata, 14 tygodni temu, ogłoszono w Berlinie, że nowym ambasadorem Bundesrepublik Deutschland będzie Arndt Freiherr Freytag von Loringhoven. Postać barwna niezwykle. Jego przodkowie wraz z Krzyżakami i Kawalerami Mieczowymi rżnęli pogaństwo na polskich peryferiach, a jakiś prawuj był nawet wielkim mistrzem zakonu. 66-letni ambasador jest potomkiem pruskiej arystokracji oraz synem generała dywizji pancernej spod Stalingradu, zaufanego adiutanta Hitlera, który po wojnie, z błogosławieństwem aliantów, został inspektorem generalnym Bundeswehry. Inny krewniak ambasadora przygotował bombę, która miała zgładzić Führera w Gierłoży w 1944 roku. Ekscelencja Arndt Freiherr von etc., etc. to wytrawny polityk. Był szefem wywiadu NATO, ambasadorem Niemiec w Pradze i dwukrotnie na placówce w Moskwie. Rosjanie nie uznali dyplomaty za persona non grata, choć pod Stalingradem strzelał do nich dyplomaty tata. A Czechom Krzyżak kojarzy się wyłącznie z pająkiem. I uwaga! Ambasador jest utalentowanym gitarzystą jazzowym.
Od trzech miesięcy Niemcy gotują się z bezsilności. Nominację ambasadora ogłoszono, zatem agrément musiał być wydany, przecież inaczej by nie ogłaszali. Ale jak domniemywa dziennikarz FAZ, a powtarza za nim warszawski tabloid „Super Express”, o ambasadorskiej nominacji musiał dowiedzieć się kierownik polskiego państwa Kaczyński, który ponoć wpadł w furię i interweniował w alei Szucha (czyli w MSZ). To on miał zablokować przyjazd do Warszawy ambasadora z kraju, z którym, owszem, mamy trudną przeszłość, ale też astronomiczne obroty handlowe. Według FAZ, to życiorys ojca dyplomaty może być przyczyną obstrukcji Kaczyńskiego. Frankfurcki dziennik cytuje Radosława Sikorskiego, który odwlekanie decyzji w sprawie agrément uważa za „rezultat niekompetencji albo nieprzyjazny gest”. – Źródłem jest jednak Kaczyński, który nie rozumie, jak funkcjonuje świat – mówi Sikorski. – Jeśli chodzi o średniowiecze, to byłoby to groteskowe, a jeśli o adiutanta, to byłaby to obsesyjna postawa wobec Niemiec.
No właśnie, co jest powodem obstrukcji prezesa? Wątek krzyżacki, mocno obecny w biografii rodu von Loringhovenów, zbeletryzowany przez Sienkiewicza, niewątpliwie wypalił niegojącą się ranę w psychice Kaczyńskiego. Pamięć o krzywdach Jagienki, jej tatusia, Zbyszka i innych polskich ofiarach rycerzy z krzyżami na garderobie sformatowała wrażliwość historyczną wielu pokoleń. Ale z większości fobii się wyrasta, gdy człowiek dojrzewa, choć nie wszyscy tak mają. Suma urazów, jakie niesie w imieniu Polaków Kaczyński, każe mu nienawidzić każdego, kto nie mówi po polsku. Wątek krzyżacki, od czasów Władysława Gomułki przeniesiony do powojennych relacji polsko-niemieckich, został wzmocniony doświadczeniami lat drugiej wojny. One też Kaczyńskiemu determinują postrzeganie współczesności i dlatego ktoś, kogo ojciec siedział w bunkrze z Hitlerem, nie ma prawa pojawić się w Warszawie. Być może Kaczyński uważa nawet, że miejsce takiego syna jest wyłącznie w Norymberdze.
Głęboko niezręczna i niejasna sytuacja emocjonalnie lokuje naszą dyplomację w średniowiecznym skansenie. Profesor Peter Loew, dyrektor Instytutu Polsko-Niemieckiego, powiedział w londyńskim „The Times”, że „ prawdopodobnie ma to coś wspólnego z walką o władzę w polskim obozie rządowym. Niechęć do Niemców jest w Polsce zawsze wypróbowanym narzędziem wzbudzania emocji”. To rzeczywiście nadawałoby polskiej dyplomacji walor anachroniczny. Ale może nie jest aż tak źle? Może przesadzamy, że brak agrément wynika z zaniedbania urzędników polskiego MSZ? A może Kaczyńskiemu nie odpowiada niemiecki poseł, wcale nie z powodu jego kontrowersyjnej genealogii, ale z powodu zazdrości, że Arndt Freiherr Freytag von Loringhoven tak zajebiście wymiata na gitarze?
henryk.martenka@angora.com.pl i kreśleniem postaci, sytuacji, dialogów oraz sylwetek bohaterów w sposób, który nie pozwala oderwać się od tekstu. Ocierając się o stylistykę sensacyjnego tematu, pozostajemy ciągle w kręgu beletrystycznego czytadła, ale doprawdy na wysokim prozatorskim poziomie.
Natomiast opublikowana w roku 2019 powieść Odzyskanie (radomskie Wydawnictwo Lucky) jest pokłosiem związków autorki z Ziemiami Odzyskanymi. Temat ujęty z pasjonującą retrospekcją przeżyć bohaterów i precyzyjnym prowadzeniem ich losów w nowo ułożonej Polsce. Przy tym pejzaże, opisy zdarzeń, a zwłaszcza problemy przeżywane przez postacie pochodzą z czasów na wiele lat przed urodzeniem autorki. A czyta się to wszystko, jakby ona była jedną z nich i wszystko to przeżyła.
Rodzice obiecali zaprosić mnie do Częstochowy, kiedy Anna Robak-Reczek przyjedzie odwiedzić rodzinny dom. Postaram się wtedy wyperswadować tej niezwykle literacko uposażonej damie, że jej rodzinne korzenie (znałem prababkę, babkę Mahoniową i ciotki Wierzbowe) obligują do zajęcia się jednym z wielu fascynujących tematów naszej wspólnej ziemi między Przemszą a Brynicą. Jeśli wykaże zainteresowanie, gotów jestem udzielać twórczych podpowiedzi.
Ot i znów kolejny – płci jakże pięknej, co widać z okładki książki – talent rodem z Zagłębia!