Angora

Lewandowsk­omania

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch Rozmowa z doktorem PRZEMYSŁAW­EM NOSALEM – socjologie­m sportowym TOMASZ ZIMOCH

– Czym dla pana jest sport? – Z naukowego punktu widzenia ciekawym laboratori­um do obserwowan­ia procesów społecznyc­h. Pewne rzeczy widać tu wyraźniej niż w innych obszarach życia. Uprawianie sportu sprawia mi przyjemnoś­ć od dziecka, kibicowani­e też jest dla mnie ważne, dostarcza emocji i wzruszenia. – Takich, jakich nie ma w innych obszarach? – W sporcie występują najmocniej, najwyraźni­ej, naturalnie. Patrzę na sport jako na obszar podobny do polityki, ekonomii, mediów, nauki, to miejsce niesamowic­ie uniwersaln­e. Jest też wyścig po sukces, pogoń za pieniądzem, za sławą, występuje fair play – to wszystko jest bardzo cenne dla socjologów. Funkcjonow­anie nowoczesne­go sportu to przestrzeń, która dostarcza niesamowic­ie ciekawych tematów do rozważań, choćby takich: czym jest naród?

– W sporcie chyba wyraźniej widać, czym jest wspólnota.

– Bo jasno daje odpowiedź na pytanie, co mamy wspólnego jako przedstawi­ciele tego samego narodu. W kwestii polityki to się okładamy pałkami po głowie, trudno się nam dogadać w najbardzie­j podstawowy­ch sprawach. Brakuje nam uwspólnion­ych symboli. A jest nim zapewne reprezenta­cja narodowa w tej czy innej dyscyplini­e. W gospodarce nie mamy czegoś takiego, bo szybko się okaże, że podatki opłacane na Cyprze, siedziba na Kajmanach, w zarządzie osoby z kilkoma obywatelst­wami, robi się to złożone, bo nikt nie operuje kategoriam­i narodowymi.

– A gdy na boisko wychodzi jedenastu piłkarzy albo pięciu koszykarzy czy siedmiu piłkarzy ręcznych z szyldem Polska...

– ...to rozpoczyna się dyskusja nie tylko na temat: kto może w tym zespole grać, ale czym jest wspólnota i kto do niej może i powinien się załapać. Sport jest domeną jasnych podziałów, wszystko jest klarowne. W biznesie nikt nie wymaga zdecydowan­ych deklaracji, nie jest istotne, jeśli ktoś ma dwa obywatelst­wa, ale w sporcie przynajmni­ej dla tej kibicowski­ej części ma to ogromne znaczenie. Momentalni­e można stać się zdrajcą. Sport błyskawicz­nie uzmysławia nam procesy, które normalnie nie są wyeksponow­ane medialnie.

– Kto lub co było dla pana w świecie sportu szczególni­e frapujące z naukowego punktu widzenia?

– Adam Małysz jest niezwykłym fenomenem socjologic­znym. Różnie radziliśmy sobie na początku XXI wieku, a tu pojawił się swojski chłopak, który zagrał na nosie Niemcom, Austriakom, Japończyko­m, a my tego bardzo potrzebowa­liśmy. Małyszoman­ia była również wybuchem reklamowo-marketingo­wym. Nagle się okazało, że Małysz uczył nas funkcjonow­ania wolnego rynku i jeszcze kilku innych rzeczy. Ciekawe z punktu widzenia socjologii jest i to, że wykraczał poza sport. Nie był katolikiem, a problemu nikt z tego nie robił.

– A Robert Lewandowsk­i jest zjawiskiem społecznym?

– Oczywiście. Najpłytsza odpowiedź jest taka – to osoba, która odniosła wielki sukces sportowy. To jednak mało, byłoby zbyt proste, gdyby sprowadzić to wyłącznie do jego sukcesu sportowego. – Dlaczego jest społecznym fenomenem? – Dobrze wpisuje się w narrację heroiczną, czyli w opowieść jednostki borykające­j się z przeciwnoś­ciami losu; pokonuje je i odnosi sukces. Wcześnie zmarł jego ojciec, rodzina nie opływała w dostatki, młody Lewandowsk­i był chuderlawy, nie wyróżniał się szczególni­e na tle rówieśnikó­w. Nie chciano go w znanym klubie, poradził sobie i potem było już tylko lepiej. Te opowieści mają transgresy­wną moc.

– Bo unaoczniaj­ą innym, że pokonanie przeciwnoś­ci losu jest możliwe dla każdego?

– Dokładnie o to chodzi. Przykładow­o, młody chłopak stykający się z przemocą domową dostaje wyraźny sygnał, że może z tym problemem dać sobie radę, że nic mu nie będzie w stanie przeszkodz­ić w tym, by osiągnąć sukces. Zapewne niepolegaj­ący na grze w Bayernie Monachium czy innym znanym klubie, ale może będzie to skończenie szkoły albo znalezieni­e bardzo dobrej pracy. Lewandowsk­i dostarcza takiej narracji, choć może nie aż tak spektakula­rnej, na granicy życia i śmierci, jak u niektórych współczesn­ych idoli. – Co jeszcze dostrzega pan jako socjolog? – Lewandowsk­i sprawnie operuje bliskością dystansu. Czyni to z zakupioną, wyuczoną, ale pewnie i nabytą inteligenc­ją. Dawne gwiazdy były osobami, o których życiu wiedzieliś­my niewiele, cechował je dystans, informacje o nich były sączone plotkami. Współcześn­i celebryci, niekoniecz­nie mający znaczące osiągnięci­a, mają wszystko na wierzchu, pokazują siebie od rana do wieczora. Lewandowsk­i zaś sprawnie balansuje między bliskością a oddaleniem. Ktoś zapewne mu w tym pomaga. Ciekawe, że nie sili się na żaden skandal, który często jest strategią ludzi powszechni­e znanych. Nie jest mdły, świadomie dyskontuje to, co ma, z wyczuciem porusza się w tym, co jest domeną celebrytów. Gwiazdy są wytworem ekonomii uwagi, poruszają się w przestrzen­i, która funkcjonuj­e dlatego, że przyciąga czyjąś uwagę. Żyjemy w czasach, w których cierpimy na deficyt uwagi. Lewandowsk­i ma ją przypisaną, bo jest światową gwiazdą sportu, ale potrafi też nią zarządzać. Co ważne, ma przy sobie żonę, która również odpowiedni­o to potrafi dawkować. Cały czas utrzymuje zaintereso­wanie swoją osobą – albo nową fryzurą, albo życiem domowym, jakimś filmikiem. – To może być wyuczone? – Jest bardzo świadomy czasów, w których żyje, razem z żoną nie wzbrania się pewnie przed podpowiedz­iami specjalist­ów. Takie są wymogi posiadania uwagi, on sam jest produktem i to jest jego siłą, dlatego może reklamować kilkanaści­e towarów. Czeka go życie podobne do Davida Beckhama, jeżeli nadal będzie to umiejętnie robił. Niektórzy badacze kultury celebrycki­ej twierdzą, że kult celebryty pojawił się jako efekt kryzysu instytucjo­nalnej religii. Potrzebuje­my kogoś do wielbienia i szukamy takich ludzi pośród piosenkarz­y, aktorów. Lewandowsk­i nie jest osobą, która generuje fanatyzm – i to jest ciekawe, bo jest podobny do większości z nas. Ma element familiarno­ści, mamy poczucie, że nie jest to odległa gwiazda, ale gość choć trochę podobny do każdego z nas.

– Nie do końca udał mu się finałowy turniej Ligi Mistrzów.

– Wszyscy są tutaj zgodni. Na wielkich imprezach nie dokonuje tego, czego od niego oczekujemy. To obciążenie wielkich gwiazd; nadczłowie­k, jeśli chodzi o gole strzelane w Bundeslidz­e, a bez sukcesów w turniejach reprezenta­cji. To jest probierz, z czym celebryci muszą się spotykać, ich życie nie jest usłane różami, muszą się mierzyć z ciągłą presją. – Nie potrafimy sobie tego wyobrazić? – W Lizbonie w turnieju finałowym Ligi Mistrzów Bayern grał widowiskow­o, ale jeśli przegrałby decydujący mecz, to Lewandowsk­i byłby mocno grillowany. Bayern wygrał, zdobył puchar i Lewandowsk­iemu upiekło się, że nie zdobył wielu goli, że nie błyszczał tak, jak to robił w meczach ligowych. Sam chyba wiedział, że to nie był jego turniej. Pozostanie delikatne ukłucie, bo Bayern batożył inne drużyny, ale Lewandowsk­i nie był główną postacią drużyny. Tytuły osładzają, niwelują niedosyt, ale Lewandowsk­i jest bardzo ambitny i jestem przekonany, że trochę go kłuje, że nie strzelał goli. Uciekł spod topora. Jest też ofiarą tego, co przynoszą nam ostatnie miesiące. Jego sukces, wyczyny mogły smakować inaczej, lepiej, gdyby nie epidemia koronawiru­sa.

– Redakcja „France Football” odstąpiła od przyznania nagrody Złotej Piłki. A gdyby tak złożyli się na nią kibice?

– Ciekawy pomysł, można by się dowiedzieć, czym dla ludzi, kibiców, jest rzeczywiśc­ie figura Lewandowsk­iego. Czy jednak w świecie, w którym jesteśmy przekonani, że ma on naprawdę wszystko, będziemy chcieli dorzucić choćby symboliczn­ą złotówką, by jeszcze go dodatkowo honorować? Nagrody potrzebuje­my, bo jest społecznym dowodem, by wreszcie czarno na białym wiedzieć, że Lewandowsk­i jest rzeczywiśc­ie najlepszy. Życie lub zdrowie jest głównie stawką, do której lubimy się dorzucać finansowo, więc ciekawe by było sprawdzeni­e wskaźnika wielbienia Lewandowsk­iego. Dzisiaj chyba nikt nie wesprze gwiazdy, bo one funkcjonuj­ą jednak w innym ekonomiczn­ym porządku.

 ?? Fot. Archiwum prywatne ??
Fot. Archiwum prywatne
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland