Własne zbiory
Tydzień na działce
Systematycznie zbieramy nasiona z kwiatów jednorocznych: czarnuszki, kosmosu, cynii, nagietka, nasturcji, aksamitki, groszku pachnącego. Własne nasiona to duża oszczędność w przyszłym sezonie, a nadwyżką zawsze można się wymienić z sąsiadką. Nasiona zbieramy po paru bezdeszczowych dniach i w późnych godzinach rannych, w południe. Nasiona muszą być dobrze wysuszone, a i tak jeszcze je dosuszamy, wysypując je cienką warstwą na przykład na tackę. Następnie pakujemy je do papierowych torebek lub pudełek i od razu opisujemy. Przechowujemy do następnego sezonu w chłodnym i suchym miejscu. Nasiona można pozyskiwać nie tylko z kwiatów jednorocznych, choć jest to najprostsze, ale również z warzyw. Koper wiążemy w pęczki i suszymy baldachy; strąki fasoli i grochu zbieramy wtedy, gdy są brązowe i wyłuskujemy z nich nasiona. Nasiona z pomidorów należy najpierw wypłukać kilkakrotnie wodą, aby pozbyć się galaretowatej substancji, która je otula. Następnie suszymy je np. na gazie.
Sadzimy koronę cesarską i szachownicę kostkowatą. Cebule umieszczamy na głębokość ich trzykrotnej wysokości. Korona cesarska lubi glebę żyzną, przepuszczalną i słoneczne stanowiska. Jej cebule wydzielają woń nieprzyjemną dla nornic i je odstraszają, dlatego warto ją sadzić nawet w warzywniku. Natomiast szachownica kostkowata preferuje stanowiska półcieniste i lubi wilgotną, lekko kwaśną ziemię.
Zostały mi deski po szalunkach, zmontowałem więc skrzynie, na spód wysypałem roczny kompost zmieszany z zebranym humusem i wyrosły takie pomidory. Pozdrawiam, Marian Dembowy
Konkurs na najpiękniejszy balkon, taras, ogród – trwa! Przysyłajcie zdjęcia wraz z krótkim opisem listownie lub mailem. Na zdjęcia czekamy do końca października. jola.b@angora.com.pl
Bursztyn cieszy się niezmiennym od lat zainteresowaniem. Pamiątki z tego surowca można kupić w każdym nadmorskim straganie. Jubilerzy prześcigają się w wymyślaniu nowych zastosowań dla jantaru, a plażowicze wypatrują wśród piasku złotawych kamyczków. Są również i tacy, którzy wykorzystują popularność tej kopaliny i nielegalnie ją pozyskują, niszcząc przy tym lasy.
Bezprawne wydobycie bursztynu
Bursztyniarze to nie prześmiewcze określenie turystów i plażowiczów wędrujących wzdłuż plaż w poszukiwaniu cennych kamyczków. Tak nazywa się nielegalnych wydobywców bursztynu, czyli zorganizowane grupy, które za pomocą ciężkiego sprzętu wypłukują cenną kopalinę spod ziemi.
Do działalności wystarczają im motopompa, wąż strażacki i pojazd do przemieszczania się. Wężem wprowadzają wodę pod ciśnieniem pod powierzchnię gruntu, a następnie czekają, aż strumień wybije, niosąc ze sobą pożądany bursztyn.
Starają się działać w ukryciu, więc raczej ich nie spotkacie na poobiednim spacerze. Natomiast ślady działalności gangów bez trudu rozpoznają leśnicy. Przewrócone drzewa, dziury w ziemi i charakterystyczne śmieci to typowe oznaki „żerowania” mafii bursztynowej.
Największą ofiarą przyroda
Nielegalne pozyskiwanie jantaru dewastuje środowisko naturalne. Anna Malinowska, rzecznik Lasów Państwowych, mówi, że najbardziej cierpi na tym gleba.
– W trakcie poszukiwania wydobywany jest grunt ze sporych głębokości. Wypłukiwanie bursztynu sięga 6, a nawet 8 m w głąb ziemi. Przy okazji mieszane są wszystkie warstwy gleby, przez co rośliny pozbawiane są niezbędnej do życia warstwy organicznej – komentuje przedstawicielka LP.
Bursztyniarstwo odbija się także negatywnie na drzewostanie. Cierpi system korzeniowy drzew, wypłukiwana jest ziemia spod roślin. Uszkodzenia bywają tak wielkie, że drzewa się wywracają.
– Ponadto w trakcie prac często zaśmiecany jest las. Osoby trudniące się tym procederem często rozrzucają w lesie resztki poniszczonych plastikowych rur, starych węży strażackich, butelki, puszki i wiele innych śmieci. Zniszczenia te mają olbrzymią skalę, gdyż nielegalne prace wykonywane są w wielu miejscach rozrzuconych na przestrzeni całej Mierzei Wiślanej – mówi nasza rozmówczyni.
Urobiska bursztynu są niebezpieczne dla zwierząt i ludzi. Grząski i wilgotny piach w miejscach porzuconych przez bursztyniarzy stanowi prawdziwą pułapkę dla zwierzyny leśnej. Zagrożeni są także turyści mogący nieopatrznie wpaść w urobisko.
Tendencja spadkowa
Z przekazanych nam statystyk Nadleśnictwa Elbląg z lat 2009 – 2020 wynika, że przez ten czas zarekwirowano ponad 260 sztuk różnych rodzajów wężów strażackich (o łącznej długości ponad 5 kilometrów!), 45 motopomp, rower górski i nawet dwa samochody osobowe.
Szczyt liczby zarejestrowanych przypadków bursztyniarstwa przypadał na lata 2014 – 2016. W tym okresie zanotowano w Nadleśnictwie Elbląg aż 26 przypadków nielegalnego wydobycia jantaru. Zatrzymano wówczas 23 sprawców. Koszt rekultywacji terenów zielonych wyniósł ponad 45 tys. zł.
Jednak w tym i ubiegłym roku problem przygasł. Lasy Państwowe informują, że zahamowanie tego nielegalnego działania było możliwe dzięki współpracy z terenową Służbą Leśną, placówkami Morskiego Oddziału Straży Granicznej, Komendą Powiatową Policji w Nowym Dworze Gdańskim, Parkiem
Krajobrazowym „Mierzeja Wiślana” oraz sąsiednimi posterunkami Straży Leśnej.
– Oczywiście istnieje możliwość wzrostu natężenia nielegalnej działalności, która może wyniknąć m.in. z ceny rynkowej bursztynu, ale na razie nie ma takiego zjawiska – wyjaśnia rzecznik Lasów Państwowych.
Cena bałtyckiego złota
Nie da się ukryć, że bursztyn jest drogi. Od lat w Polsce i na świecie panuje moda na wyroby z jantaru. Wiele kobiet ceni sobie biżuterię z niego. Cena bałtyckiego złota zależy od wielkości bryłek – im są mniejsze, tym tańsze. Za kilogram największych i najlepszej jakości fragmentów jantaru można zapłacić nawet 20 tys. zł.
Jego wartość potęguje też rzadkość występowania. Kopalinę tę można znaleźć w niewielu miejscach na świecie. Największe zasoby ulokowane są nad południowym i wschodnim Bałtykiem, a z bycia posiadaczem najobfitszych pokładów bałtyckiego jantaru może się cieszyć obwód kaliningradzki.
Na cenę znaleziska wpływają też inkluzje. Pewnie widzieliście muszki czy pajęczaki zatopione w bursztynie. Jednak chiński paleontolog Xing Lida odkrył na targu w Birmie prawdziwy rarytas. W jantarze zatopiony był fragment ogona dinozaura.
dzamy ją następująco: kładziemy na powierzchni i sprawdzamy położenie oczka wodnego względem linii oznaczających, a następnie odwracamy ją w tym samym miejscu o 180° i ponownie sprawdzamy położenie oczka wodnego. Jeżeli jego położenie jest takie samo, poziomnica jest dobra. Nie kupujemy, gdy to położenie jest różne. Tak samo sprawdzamy w pionie – z tą różnicą, że poziomnicę odwracamy tylko po szerokości. W domowych warunkach długość 80 – 120 cm powinna nam wystarczyć do szerokiego wykorzystania. Cennym rozwiązaniem jest zakup takiej poziomnicy, która ma przesuwane znaczniki do wykorzystania przy oznaczaniu miejsc wiercenia kołków rozporowych. Dostępne są również znaczniki, które możemy założyć na dowolne poziomnice (o pasującej grubości). janik@angora.com.pl