Niech każdy ma prawo wyboru
tzw. reform wprowadzonych w czasach, gdy Akcja Wyborcza „Solidarność” rządziła Polską, omal nie zdestabilizowały kraju. Tylko reforma emerytalna kosztowała nas 300 miliardów, czyli tyle, ile wynosi wartość wszystkich tarcz antykryzysowych. Niech więc lepiej związkowcy z „Solidarności” zajmą się podwyżkami w swoich zakładach pracy, sprawdzają, czy w stołówce jest ciepła zupa, a robotnicy mają pastę BHP. Towarzysz Lenin uważał, że każda kucharka powinna nauczyć się rządzić państwem. Kucharka być może tak, ale związkowiec niekoniecznie.
– Przed pandemią mieliśmy bardzo dobrą sytuację gospodarczą oraz wysoką konsumpcję i rząd mógł mówić, że ograniczenie niedzielnego handlu nie ma większego znaczenia ani dla branży, ani tym bardziej dla całej gospodarki. Dziś sytuacja diametralnie się zmieniła. Żyjemy w trudnych czasach, które wymagają regulacji prawnych szybciej wydobywających nas z kryzysu.
COVID bardzo mocno uderzył w cały handel i usługi, ale o ile bez problemów możemy zrobić w tygodniu zakupy spożywcze, to zupełnie inaczej wygląda kwestia zakupów mebli, sprzętu AGD-RTV czy odzieży. Tego typu artykuły kupuje się dużo rzadziej i są one znacznie droższe, dlatego wymagają większej rozwagi, czasu i namysłu. Takie zakupy robimy przeważnie w obecności całej rodziny, a często także znajomych, i niedziela jest zwykle jedynym dniem tygodnia, gdy można na to znaleźć czas. Zwolennicy zakazu handlu w niedzielę podkreślają, że powinien być to czas dla rodziny. Ale rodzinne zakupy dla milionów Polaków są sposobem spędzania wolnego czasu, zwłaszcza że przy tej okazji można iść do kina, zjeść wspólny obiad czy wysłać dzieci do sali zabaw i nikt nie ma prawa tego krytykować. Niech każdy ma prawo wyboru.
Pamiętajmy też, że wielu pracowników handlu chce pracować w niedzielę. Dotyczy to przede wszystkim studentów i osób niemających dzieci.
Nie bez znaczenia jest też kwestia związana z bezpieczeństwem epidemicznym. Jeżeli w tygodniu sklepy i centra handlowe będą czynne przez siedem zamiast przez sześć dni, jest oczywiste, że wpłynie to na zmniejszenie zatłoczenia.
Przy okazji pandemii rośnie w siłę handel internetowy. Mamy coraz większą ofertę usług zajmujących się dostarczaniem zakupów („Solidarności” i władzy nie przeszkadza, że w niedzielę przy dostawie zakupów oraz jedzenia do domu w całym kraju pracują tysiące osób – przyp. autora).
Nie mam wątpliwości, że powinniśmy wrócić do handlu w niedzielę, ale zapewniając pracownikom wyższe stawki niż za pracę w normalnym dniu tygodnia. Jestem przekonany, że w rządzie jest grupa osób, które dobrze rozumieją potrzeby gospodarki i potrzeby konsumenckie Polaków, lecz chyba są zakładnikami układu PiS-u z „Solidarnością”, która w kolejnych wyborach wspiera koalicję rządzącą i gdy trzeba, łagodzi problemy społeczne, tak jak miało to miejsce w kopalniach.
środki na reklamę i promocję, które mają przekonać klientów, że powinniśmy robić u nich zakupy przede wszystkim w piątek i sobotę. W powszechnym obiegu są telewizyjne reklamy, hasła (Jak sobota, to tylko do Lidla – przyp. autora). Po ewentualnym zniesieniu ograniczeń zapewne wrócimy do dawnych nawyków zakupowych, ale może to potrwać dłuższy czas.
Jak wynika z naszego raportu dotyczącego perspektyw poprawy konkurencyjności handlu detalicznego w Polsce, ponad 50 proc. Polaków bierze pod uwagę promocje w swoich decyzjach zakupowych, zaledwie 2 proc. z nich nie korzysta, a 80 proc. potrafi wstrzymać się z zakupem w oczekiwaniu na korzystną cenę.
Wydawać by się mogło, że w tej sytuacji małe sklepy stoją na straconej pozycji. Tymczasem one także mogą stosować atrakcyjne promocje za sprawą specjalnej platformy, która zapewnia im nawiązanie bezpośredniej współpracy z producentami, co umożliwia uzyskanie ofert promocyjnych. Żeby przystąpić do platformy, konieczne jest dedykowane urządzenie fiskalne lub oprogramowanie kasowe oraz stałe łącze internetowe w punkcie handlowym.
Przed kilku tygodniami organizacje pracodawców proponowały wnieść pod obrady Rady Dialogu Społecznego kwestię liberalizacji handlu w niedzielę, ale się nie udało.