Zegarek Leon Prokop
sam. Nie reklamuje się w mediach. Ma profesjonalną stronę internetową i korzysta z tzw. reklamy szeptanej, od jednego zadowolonego klienta do drugiego.
Właściciel ma jednak to szczęście, że twarzami, a właściwie przyjaciółmi jego marki są Jerzy Kryszak i daleki kuzyn Marcin Prokop.
Przed kilku laty pan Bartosz kupił niewielką, nawet jak na polskie warunki, manufakturę zegarkową Chronos-Art. W przeciwieństwie do Leona Prokopa w jednym modelu stosowana jest nawet komplikacja. To tzw. regulator, czyli typ tarczy z centralną wskazówką minutową, gdy wskazówka godzinowa znajduje się na mniejszej tarczy. To rozwiązanie w XVIII stuleciu jako pierwszy zastosował Francuz Louis Berthoud. Najdroższy zegarek Chronos-Art został sprzedany za około 10 tys. zł.
Do tej pory właściciel sprzedał prawie 400 prokopów i kilkadziesiąt chronos-artów.
– Przy obecnych możliwościach mógłbym produkować i sprzedawać nawet 800 zegarków rocznie – twierdzi inżynier. – Ale nie mogę całkowicie poświęcić się temu biznesowi, gdyż moim zasadniczym zajęciem jest praca w branży IT. Współpracuję z koncernami ze światowego topu. Teraz jestem odpowiedzialny za programy warte 12 – 14 mln dolarów. Pracowałem dla spółek, których przychody liczone są w dziesiątkach i setkach miliardów dolarów. Produkcja zegarków to moje hobby. Mam ten luksus, że mogę sprzedać, ale nie muszę, co z czysto biznesowego punktu widzenia oczywiście nie jest wzorem do naśladowania. Przywiązuję dużą wagę do tego, komu sprzedaję swoje zegarki, a większość moich klientów to ludzie naprawdę wyjątkowi, ciekawi. Jeden zamówił czarny zegarek za 2 tys. zł specjalnie na swoją podróż harleyem słynną drogą Route 66 (z Chicago do Los Angeles) i z tej podróży przysyłał mi zdjęcia. Taka praca to czysta przyjemność.