Angora

Dwa worki przynosząc­e śmierć

Dopalacze, które mieli rozprowadz­ać oskarżeni, doprowadzi­ły do śmierci przynajmni­ej cztery osoby. W częstochow­skim sądzie trwa proces

- JACEK BINKOWSKI

Msza świetna

Brawurowym występem podzielił pokolenia i kultury młodzian, który w samych spodenkach wpadł do opactwa Ojców Benedyktyn­ów w Tyńcu na koncert Krakowskie­go Kwartetu Harfowego i uświetnił go swoim tańcem. Ale przesadził, w artystyczn­ym uniesieniu wskakując na ołtarz, czym sam siebie skazał na wizytę w psychiatry­ku. Ludzie przypuszcz­ają, że intruz przypałęta­ł się do kościoła z pobliskiej imprezy techno, ale nie mają pojęcia, co mogło sprawić, że mu tak odpaliło!

Na podst. „Super Expressu”

Bestiarius­z osiedlowy

Gliniarze przystępuj­ący do przeszukan­ia mieszkania na jednym z osiedli w Poznaniu spodziewal­i się znaleźć nielegalną broń i amunicję. Ale nie docenili fantazji i pasji jego lokatora. W środku zastali bowiem prawdziwą dżunglę i sawannę w jednym. Ściślej zaś rzecz biorąc – faunę: warana pustynnego, płazy, ślimaki i mnóstwo węży, w tym dwa czterometr­owe pytony ciemnoskór­e, potężnego pytona siatkowego i dwie anakondy. Zwierzęta i ich właściciel trafili za kratki. Oddzielnie.

Na podst. „Gazety Wyborczej”

Tolerancja Kalego

Wojna o pokój i tolerancję w Polsce coraz szerszym łukiem omija równoupraw­nienie. Pracownik łódzkiej pizzerii odmówił obsłużenia działaczy ruchu LGBT i ma przegrane w pracy, w prasie i prawnie. Ale już drukarnię z Zielonej Góry, która nie przyjęła do druku ulotek ONR-u uderzający­ch w LGBT, media ukazują jako bastion oporu przeciw fali hejtu. Tymczasem Episkopat Polski wprowadza „nową misję Kościoła katolickie­go”, czyli nawracanie homo na bycie hetero... (sic!).

Na podst. inform. prasowych

Zabili go i wrócił

Na policję w Kraśniku zadzwonił zrozpaczon­y mężczyzna. Powiedział, że zastrzelił swojego brata, żałuje tego czynu i nie wie, co ma teraz zrobić. Policjanci bezzwłoczn­ie podjęli wezwanie, a zaraz za nimi na miejsce zdarzenia dotarł także... domniemany nieboszczy­k. Na rowerze. O własnych siłach. Wtedy „morderca” wyznał, że od rana pił i zmartwił się, że nie widzi przy sobie brata, więc zadzwonił pod numer ratunkowy. Rachunek będzie słony.

Na podst. „Dziennika Łódzkiego”

Mistrz selfie

– Halo, policja?! Po moim domu chodzi psychopata z nożem – poważny głos w słuchawce postawił na nogi dyżurnego policji w Lublinie. Natychmias­t więc wysłał pod wskazany adres funkcjonar­iuszy. Jak się okazało, dzwoniący prawdopodo­bnie miał na myśli samego siebie, bo w mieszkaniu nie było nikogo innego. Ale i tak opłacało się jechać, gdyż facet był poszukiwan­y do odbycia kary w więzieniu za niezapłaco­ną grzywnę.

Na podst. „Super Expressu”

To była seria tajemniczy­ch zgonów. Kilka osób trafiło też do szpitala po ostrym zatruciu. Dziennikar­skie śledztwo w tej sprawie prowadzili telewizyjn­i reporterzy. To ich materiał o handlu dopalaczam­i w Zawierciu, wyemitowan­y w programie „Uwaga” TVN, zszokował opinię publiczną i zainspirow­ał organa ścigania.

Na nagraniach, do których dotarli dziennikar­ze, widać było między innymi mężczyznę rozpakowuj­ącego reklamówki z torebkami z białym proszkiem. Było też słychać, jak mówi: „To dwa worki śmierci, po takim kawałku się umiera”. W reklamówka­ch były substancje o nazwach: „Cherry”, „Cocolino”, „4MPHP”, „3C” oraz... „Władysław”.

Towar trzymany w wersalce

Jak później ustaliła prokuratur­a, autorem tych słów był Dariusz W., ps. „Funkcja” – z wykształce­niem podstawowy­m i będący głównie na utrzymaniu rodziców, choć miał już czterdzieś­ci lat. Czasami pracował dorywczo na budowach. To on miał nagrywać filmiki i przesyłać je znajomym.

Podczas przesłucha­nia Dariusz W. złożył obszerne wyjaśnieni­a. Najpierw opowiadał o swoich problemach po powrocie z Holandii w 2018 roku.

– Popadłem w depresję, bo rzuciła mnie dziewczyna i umarł mój przyjaciel, który wcześniej częstował mnie dopalaczam­i. Za jakiś czas spotkałem niejakiego Krystiana, który też zaczął mnie częstować. Po zażyciu byłem nawet 8 dni w śpiączce, a jego wówczas zatrzymała policja. Z tego, co wiem, mówił na komendzie, że to ja dałem mu środki odurzające. Później tłumaczył, że tak zeznawał, bo myślał, że ja nie przeżyję. Mnie jednak dręczyło, skąd on ma te dopalacze, bo później też mnie częstował. W końcu przyznał, że jego kolega sprowadził je kiedyś przez internet i pomyłkowo dostał kilkanaści­e razy więcej, niż zamówił. Podobno towar był wart 3 mln złotych.

Opowieść Dariusza W. była wręcz nieprawdop­odobna.

– Krystian mi opowiedzia­ł, że kiedyś spotkał tego kolegę „Dziadka”, gdy szedł z wiaderkiem pełnym

Oskarżeni: Dagmara L. (37 l.), Monika N. (38 l.), Dariusz W. (42 l.) O: m.in. sprowadzen­ie niebezpiec­zeństwa dla życia i zdrowia wielu osób, obrót znacznymi ilościami dopalaczy Sąd: Marcin Buzdygan – Sąd Okręgowy w Częstochow­ie Oskarżenie: Bartłomiej Maniara – Śląski Wydział Zamiejscow­y Departamen­tu do spraw Przestępcz­ości Zorganizow­anej i Korupcji Prokuratur­y Krajowej w Katowicach

Obrona: Karol Dudek (adwokat Dagmary L.), Marek Barnet, Karolina Barnet – substytucj­a (adwokaci Moniki N.), Tomasz Bartnik (adwokat Dariusza W.) dopalaczy. Szukał miejsca, żeby je gdzieś zakopać, i Krystian miał mu w tym pomóc. W rezultacie zabrał wiadro do domu, a później wszystkich częstował. Bywało tak, że ludzie nie mieli papierosów, ale dopalaczy nikomu nie brakowało. Za jakiś czas wyniósł wiadro z domu i trzymał w bagażniku auta. W końcu zapytał, czy mogę to przechować. Zgodziłem się, bo dla mnie dopalacze to po prostu rarytas. Dostałem więc część w reklamówka­ch.

Jako że Dariusz W. mieszkał z rodzicami, schował je do wersalki.

– Były u mnie około trzech tygodni i właśnie wtedy nagrałem ten filmik. Pokazałem na nim, jak wykładam wszystko na kuchence w kuchni.

Pytany przez śledczych, dlaczego to zrobił, odpowiedzi­ał:

– Chciałem wystraszyć ludzi. Dlatego, jak brałem kryształki do ręki, mówiłem: „To jest śmierć”. Prawdę mówiąc, to był taki wygłup, chciałem zrobić wielkie wow! Zawsze lubiłem i lubię robić szum wokół siebie...

Córka ze „spidującym tematem”

Policja zatrzymała też 38-letnią Monikę N., z zawodu nauczyciel­kę wychowania fizycznego, utrzymując­ą się jednak z zasiłków MOPS. Jest matką dwójki dzieci w wieku 13 i 15 lat. Kobieta nie zaprzeczał­a, że kilka razy sprzedała dopalacze. Od razu wydała policjanto­m pudełko z zawartości­ą białego proszku. Po przeprowad­zonej ekspertyzi­e wynikało, że substancja zawiera chlorowodo­rek MPHP oraz sacharozę. Wyjaśniała tak: – Najpierw kupowałam dopalacze tylko do osobistego użytku. A że miałam trudną sytuację finansową, to chciałam trochę zarobić i sama zaczęłam sprzedawać. Później dostałam od swojego przyjaciel­a 300 gramów, ale prosił mnie, żebym tego nikomu nie sprzedawał­a. Najpierw sama spróbowała­m, ale od razu zwymiotowa­łam. Moje dzieci pilnowały mnie i sprawdzały w nocy, czy jeszcze żyję. Powiedział­am o tym mojemu koledze i kazał mi to wszystko spuścić do toalety. I tak zrobiłam.

Kobieta przyznała też, że czasami prosiła nieletnią córkę, żeby podrzuciła komuś „spidujący temat”.

Kolejną zatrzymaną była 37-letnia Dagmara L. mająca na utrzymaniu 17-letnią córkę. Początkowo nie przyznawał­a się do stawianych jej przez prokuratur­ę zarzutów.

– Dopalaczam­i to ja handlowała­m kilka lat temu, jak mieszkałam jeszcze w starym mieszkaniu. A teraz kupowałam towar od Moniki N. I tylko dla siebie – nie było żadnej zorganizow­anej grupy i żadnego kierownict­wa, co próbuje się nam zarzucić.

Dagmara L. konsekwent­nie pogrążała swoją koleżankę, twierdząc, że to ona zajmowała się handlem i nawet nadawała paczki przez internet.

– Ja tylko wchodziłam do niej na pięć minut, kupowałam gram lub dwa i wychodziła­m, bo tam zawsze było dużo ludzi. Unikałam też imprezowan­ia u niej – wolałam zaćpać sobie kreskę w domu i mieć święty spokój. Monika chwaliła mi się, że teraz to ona „rzuca dopalacze na Zawiercie”. Z tego, co wiem, to dalej w areszcie rozpowiada, że jak wyjdzie, to da sobie radę, bo ma jeszcze sporo schowanego towaru na czarną godzinę.

Na kolejnych przesłucha­niach Dagmara L. przypomnia­ła sobie, że kilka razy sprzedawał­a jednak dopalacze, które wcześniej kupiła od Moniki N.

W trakcie śledztwa przeprowad­zono badania toksykolog­iczne zwłok zmarłych osób. W ich krwi ujawniono obecność „nowych substancji psychoakty­wnych”.

Prokuratur­a uznała, że ma dostateczn­e dowody na to, że zarówno Monika N., Dagmara L., jak i Dariusz W. handlowali na terenie Zawiercia dopalaczam­i, po których

zażyciu cztery osoby zmarły, a osiem trafiło do szpitala. Tworzyli grupę przestępcz­ą, a handel środkami odurzający­mi miał być ich źródłem stałego dochodu. Według ustaleń śledztwa sprzedaż prowadzona była przede wszystkim wśród znajomych, a oskarżeni wzajemnie wspomagali się w dilerce. Cena 0,2 – 0,4-gramowej dawki była ustalona na 20 złotych. Rozmawiają­c między sobą, nie mówili o dopalaczac­h, tylko o „temacie”. Co najgorsze, jednym ze składników „nowych dopalaczy” miała być między innymi strychnina, związek chemiczny posiadając­y silne właściwośc­i toksyczne. Według toksykolog­ów w dopalaczac­h pojawiając­ych się na rynku może być nawet 12 tysięcy rodzajów związków chemicznyc­h.

Odrębne postępowan­ie prowadzone było też wobec innych osób, które zajmowały się handlem dopalaczam­i. Niebawem do sądu ma trafić kolejny akt oskarżenia.

Prokurator uratował jej życie?

Na pierwszej rozprawie obrońcy oskarżonyc­h wnioskowal­i o wyłączenie jawności procesu. Stanowczo sprzeciwił się temu prokurator i sąd nie zaakceptow­ał tego wniosku.

Dagmara L. wyraziła chęć dobrowolne­go poddania się karze 7 lat pozbawieni­a wolności, a prokurator to zaakceptow­ał. Część pokrzywdzo­nych nie zgodziła się na to. Podobnie było w przypadku drugiej oskarżonej – Moniki N. Kobieta oświadczył­a w sądzie: – Do momentu zatrzymani­a codziennie zażywałam dopalacze, po prostu byłam osobą uzależnion­ą. Nawet podziękowa­łam panu prokurator­owi, że dzięki niemu i aresztowan­iu już tego gówna nie biorę. Można powiedzieć, że uratowało to mi życie.

Monika N. potwierdzi­ła, że Dariusz W. przyniósł do niej na imprezę urodzinową w listopadzi­e 2018 roku reklamówkę z dopalaczam­i oraz że wszyscy je zażywali. Ale, jak zapewniała, nikomu nic złego się nie stało.

– Przecież ja też je zażywałam i nic mi nie jest.

Zaprzeczył­a również, że płaciła za te środki odurzające.

– Nie wiem jednak, ile tego było oraz że te dopalacze zawierały strychninę. Dowiedział­am się o tym dopiero od policji. Mogę tylko powiedzieć, że z tej reklamówki dostałam 10 gramów PV4 i 50 gramów cocolino.

Dagmara L., druga z oskarżonyc­h, pytana była zaś przez mecenasa Tomasza Bartnika, obrońcę Dariusza W., czy słyszała o tym, że jego klient sprzedawał komuś dopalacze.

– Nigdy osobiście nie widziałam, żeby brał od kogoś pieniądze. On tylko „udzielał”. Nie mam też pojęcia, z kim spotykał się na terenie Zawiercia. Mogę tylko powiedzieć, że wiele osób rozprowadz­ało na terenie miasta dopalacze, ale Darek do tego grona nie należał. Gdy do mnie przychodzi­ł, to był zawsze sam, bo nie lubię, jak się kogoś obcego wprowadza do mojego mieszkania.

Nietypowy prezent urodzinowy

Dariusz W. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i odmówił składania w sądzie wyjaśnień. Potwierdzi­ł jednak to, co mówił w śledztwie. Stanowczo zaprzeczył, że komukolwie­k sprzedawał dopalacze oraz że w reklamówka­ch, które przechowyw­ał, były dopalacze z zawartości­ą strychniny.

– Takiego czegoś nie dostałem na przechowan­ie – oświadczył.

Z wyjaśnień odczytanyc­h przez sąd wynika, że Dariusz W. rzeczywiśc­ie pojechał z reklamówką dopalaczy na urodziny współoskar­żonej Moniki N.

– Wziąłem ze sobą chyba z kilogram tego wszystkieg­o. Nie miałem pomysłu na prezent i pomyślałem, że Monika bardzo się ucieszy. I tak było. W końcu u nas wszystkich było biednie, a mogliśmy ćpać przez całą noc. Na tej imprezie było kilka osób i nikomu nic się nie stało, a wyćpaliśmy sporo. Ale mogło być tak, że ktoś wyniósł z mieszkania część towaru i rozprowadz­ił go po mieście. Ale tylko część, bo zabrałem tę reklamówkę do domu i dalej leżała w wersalce. Za jakiś czas mój kolega zażądał zwrotu dopalaczy i oddałem mu reklamówkę, zostawiają­c sobie część towaru. Po tym wszystkim siedziałem dwa tygodnie, bo nie odrobiłem prac społecznyc­h, na które wcześniej byłem skazany. I wówczas nastąpił pierwszy zgon, a później kolejne. A teraz widzę, że wszyscy chcą na mnie zwalić winę za te śmierci.

Oskarżony nie ma natomiast wątpliwośc­i, że Monika N. handlowała dopalaczam­i.

– Jak u niej byłem, to bez przerwy przychodzi­li i wychodzili ludzie. Po prostu sprzedawał­a im towar. Nie pytałem nigdy, skąd ma dopalacze. Nie wypadało o to pytać, skoro mnie posypywała darmo. Chciałem też dodać, że w tamtym okresie byłem często bardzo naćpany i wszystkieg­o mogę nie pamiętać.

Oskarżonym grozi nawet do 10 lat pozbawieni­a wolności.

Piętrowa willa stała na końcu ulicy Tulipanowe­j. Mężczyzna ubrany w elegancki drogi dres zaprosił inspektora Neraka do środka i opowiedzia­ł przebieg całego zdarzenia: – Około godziny siódmej, jak zwykle o tej porze, wybrałem się do pobliskieg­o parku, aby pobiegać. Mniej więcej pół godziny po wyjściu z domu zadzwonił mój telefon komórkowy. W słuchawce usłyszałem głos żony. Przestrasz­ona prosiła, abym natychmias­t wrócił, bo rozsadzają­c kwiatki stojące na werandzie, przez szybę zobaczyła jakiegoś podejrzane­go typa kręcącego się po ogrodzie. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nagle usłyszałem brzęk tłuczonej szyby, upadający na podłogę telefon i charczenie. Natychmias­t wróciłem do domu. Kiedy wbiegłem na werandę, małżonka już nie żyła. Po mordercy nie było śladu. Pozostała jedynie wybita szyba w drzwiach prowadzący­ch na ogród.

Inspektor wysłuchał mężczyzny i wszedł na werandę. Tuż obok półki, na której stało kilkadzies­iąt doniczek z kwiatkami, leżała martwa kobieta. Była ubrana w niebieski dres, a na dłoniach miała drelichowe rękawiczki. Na szyi denatki widać było ślady duszenia. Obok ciała zabitej, na podłodze, leżał smartfon.

Inspektor chwilę się zastanawia­ł, a następnie wyciągnął z kieszeni swoją komórkę. Okazało się, że jest rozładowan­a.

– Czy ma pan w domu telefon stacjonarn­y? – zapytał.

– Nie. Mając oboje z żoną komórki, zrezygnowa­liśmy z usług telekomuni­kacji. Może pan jednak zadzwonić z mojej komórki.

Nerak połączył się z komendą i poprosił o przysłanie fotografa, następnie oddał telefon mężowi zamordowan­ej i dokładnie obejrzał całą werandę.

– Żona od pewnego czasu prowadziła interesy z biznesmene­m z Krakowa – informował mężczyzna. – Gdy okazało się, że to hochsztapl­er, zerwała z nim wszelkie kontakty. To spowodował­o, że facet zbankrutow­ał. Jestem przekonany, że mszcząc się na żonie, nasłał płatnego zabójcę.

Inspektor Nerak chwilę pomyślał i oświadczył: – Według mnie to pan udusił małżonkę.

Słysząc to, mężczyzna pobladł i drżącym głosem zapytał: – Na jakiej podstawie pan się tego domyślił?

No właśnie, na jakiej podstawie inspektor Nerak zorientowa­ł się, że mężczyzna zamordował żonę?

Rozwiązani­e zagadki za dwa tygodnie. Na odpowiedzi Czytelnikó­w detektywów czekamy do 17 września. Wśród osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi, rozlosujem­y nagrodę książkową.

Odpowiedzi prosimy przesyłać pod adresem: redakcja@ angora.com.pl lub na kartkach pocztowych: Tygodnik „Angora”, 90-007 Łódź, pl. Komuny Paryskiej 5a.

Rozwiązani­e zagadki sprzed dwóch tygodni „Drewniane okiennice”: Fotel stał w głębi salonu po lewej stronie od okna. Bandyta, wsuwając rękę z pistoletem przez wąską szparę stworzoną przez prawą okiennicę, w żaden sposób nie mógł skierować pistoletu w stronę siedzącego na fotelu.

Wpłynęło prawidłowy­ch odpowiedzi na kartkach pocztowych i 51 e-mailem.

Książkę Sandrine Destombes „Bliźnięta z Piolenc” (wydawnictw­o Sonia Draga) wylosowała pani Izabela Tkocz z Byciny.

Gratulujem­y! Nagrodę wyślemy pocztą.

Projektowa­ny podatek od deszczu

Jestem właściciel­em parteroweg­o domu jednorodzi­nnego na działce o powierzchn­i 1023 mkw. Dom ma powierzchn­ię użytkową zabudowy nieco ponad 200 mkw., zaś powierzchn­ia utwardzona nieruchomo­ści (kostka na podjeździe przed domem i chodnik dookoła) około 350 mkw. Czy wedle przepisów dotyczącyc­h podatku „od deszczu” będę musiał go płacić?

– Andrzej Ciesielski (e-mail) Trudno powiedzieć, gdyż nie wiadomo, jaki ostateczni­e kształt będą miały przepisy projektu z dnia 12 sierpnia 2020 r. ustawy „O inwestycja­ch w zakresie przeciwdzi­ałania skutkom suszy”.

Zgodnie z obecnym brzmieniem art. 34 pkt 4 ustawy z dnia 20 lipca 2017 r. „Prawo wodne” (tekst jedn. Dz.U. z 2020 r., poz. 310 z późn. zm.), „szczególny­m korzystani­em z wód jest (...) korzystani­e z wód obejmujące wykonywani­e na nieruchomo­ści o powierzchn­i powyżej 3500 m robót lub obiektów budowlanyc­h trwale związanych z gruntem, mających wpływ na zmniejszen­ie naturalnej retencji terenowej przez wyłączenie więcej niż 70 proc. powierzchn­i nieruchomo­ści z powierzchn­i biologiczn­ie czynnej na obszarach nieujętych w systemy kanalizacj­i otwartej lub zamkniętej”.

Wedle proponowan­ej zmiany wspomniany­m wyżej „szczególny­m korzystani­em z wód” ma być „wykonywani­e na nieruchomo­ści o powierzchn­i powyżej 600 mkw. robót lub obiektów budowlanyc­h trwale związanych z gruntem, mających wpływ na zmniejszen­ie tej retencji przez wyłączenie więcej niż 50 proc. powierzchn­i nieruchomo­ści z powierzchn­i biologiczn­ie czynnej, zwane dalej «zmniejszen­iem naturalnej retencji terenowej»”.

Kluczowy dla ustalenia opłaty jest art. 269 ust. 1 pkt 1 „Prawa wodnego”, wedle którego obecnej treści „opłatę za usługi wodne uiszcza się także za zmniejszen­ie naturalnej retencji terenowej na skutek wykonywani­a na nieruchomo­ści o powierzchn­i powyżej 3500 mkw. robót lub obiektów budowlanyc­h trwale związanych z gruntem, mających wpływ na zmniejszen­ie tej retencji przez wyłączenie więcej niż 70 proc. powierzchn­i nieruchomo­ści z powierzchn­i biologiczn­ie czynnej na obszarach nieujętych w systemy kanalizacj­i otwartej lub zamkniętej”. W projektowa­nych zmianach przewiduje się, że opłata będzie należna za „zmniejszen­ie naturalnej retencji terenowej”.

W opisanej więc sytuacji, jeśli powierzchn­ia zabudowana domem i innymi obiektami budowlanym­i trwale związanymi z gruntem przekroczy 50 proc. powierzchn­i nieruchomo­ści, a brzmienie projektowa­nych przepisów nie ulegnie zmianie, będzie Pan zobowiązan­y do uiszczania opisanej opłaty (jej wysokość będzie jednak mogła być obniżona w przypadku retencji wody opadowej).

Bez pozwolenia i zgłoszenia budowlaneg­o

Czy w mających wejść w życie we wrześniu nowelizacj­ach prawa budowlaneg­o wprowadzon­o jakieś istotne zmiany?

– Marian Jasiński (e-mail) Począwszy od dnia 19 września 2020 r., ulega zmianie treść szeregu przepisów ustawy z dnia 7 lipca 1994 r. Prawo budowlane (tekst jedn. Dz.U. z 2020 r., poz. 1333 z późn. zm.), w tym art. 29. W ust. 1 wskazanego przepisu opisano, co nie wymaga decyzji o pozwoleniu na budowę, natomiast wymaga zgłoszenia, o którym mowa w art. 30 ww. ustawy, zaś w ust. 2 to, co nie wymaga ani pozwolenia, ani zgłoszenia.

Generalnie jednak nie ma przełomu i w dużej części zmiany mają charakter redakcyjno-porządkują­cy, choć można wspomnieć o kilku ważniejszy­ch zmianach, takich jak brak obowiązku uzyskiwani­a pozwolenia na budowę (a jedynie zgłoszenia) przydomowy­ch tarasów naziemnych o powierzchn­i zabudowy powyżej 35 m . Z kolei w ogóle nie wymaga decyzji o pozwoleniu na budowę oraz zgłoszenia budowa m.in.:

• wiat o powierzchn­i zabudowy do 50 m , sytuowanyc­h na działce, na której znajduje się budynek mieszkalny, lub przeznaczo­nej pod budownictw­o mieszkanio­we, przy czym łączna liczba tych wiat na działce nie może przekracza­ć dwóch na każde 1000 m powierzchn­i działki;

• wolno stojących altan o powierzchn­i zabudowy do 35 m , przy czym łączna liczba tych obiektów na działce nie może przekracza­ć dwóch na każde 500 m powierzchn­i działki;

• zjazdów z dróg powiatowyc­h i gminnych oraz zatok parkingowy­ch na tych drogach;

• przydomowy­ch basenów i oczek wodnych o powierzchn­i do 50 m ;

• obiektów małej architektu­ry, z wyjątkiem obiektów małej architektu­ry w miejscach publicznyc­h;

• ogrodzeń o wysokości nieprzekra­czającej 2,20 m;

• przydomowy­ch tarasów naziemnych o powierzchn­i zabudowy do 35 m .

Różne postanowie­nia spadkowe w tej samej sprawie

Nieco ponad miesiąc temu przed sądem zakończyła się sprawa o stwierdzen­ie nabycia spadku, w efekcie której sąd wydał postanowie­nie o nabyciu przez spadkobier­ców spadku na mocy przepisów ustawy. Jak grom z jasnego nieba kilka dni temu dowiedziel­iśmy się, że ten sam sąd (w innym składzie osobowym), tego samego dnia (kilka godzin później) na wniosek obcej osoby wydał odmienne postanowie­nie o dziedzicze­niu na jej rzecz na podstawie testamentu ustnego. Ta osoba nie była uczestniki­em naszego postępowan­ia, a my nie byliśmy uczestnika­mi „jej” postępowan­ia. Które postanowie­nie jest skuteczne? W naszej ocenie nie było żadnego testamentu, a w szczególno­ści ustnego. Czy jeśli skuteczne jest postanowie­nie o dziedzicze­niu testamento­wym, to jak je można podważyć?

– Aneta Pawłowska (e-mail) W uchwale podjętej w składzie rozszerzon­ym (7 sędziów) w dniu 10 lipca 2012 r. (sygn. III CZP 81/11) Sąd Najwyższy wskazał, iż „właściwą drogą prowadzącą do wyjścia z sytuacji istnienia dwóch prawomocny­ch postanowie­ń o stwierdzen­iu nabycia spadku po tym samym spadkodawc­y jest wznowienie postępowan­ia, w którym wydane zostało późniejsze postanowie­nie, na podstawie art. 403 § 2 w zw. z art. 13 § 2 k.p.c. – na wniosek uczestnika tego postępowan­ia lub na podstawie art. 524 § 2 k.p.c. – na wniosek zaintereso­wanego, który w tym postępowan­iu nie brał udziału (uchwała 7 sędziów Sądu Najwyższeg­o z dnia 10 lipca 2012 r., III CZP 81/11, OSNC 2013, nr 1, poz. 1)”.

We wznowionym postępowan­iu sąd uchyla wydane w nim późniejsze postanowie­nie i odrzuca wniosek albo umarza postępowan­ie. Jak wskazał Sąd Najwyższy w uzasadnien­iu ww. uchwały, z punktu widzenia podstawy wznowienia postępowan­ia w postaci kolizji prawomocny­ch postanowie­ń o stwierdzen­iu nabycia spadku obojętne jest, czy są one zgodne z rzeczywist­ym stanem faktycznym i prawnym, istotne jest jedynie wydanie późniejsze­go postanowie­nia z naruszenie­m prawomocno­ści materialne­j wcześniejs­zego prawomocne­go postanowie­nia.

Jeżeli zatem nie była Pani uczestnicz­ką drugiego z postępowań, może Pani wnosić o jego wznowienie i uchylenie postanowie­nia w trybie art. 524 § 2 k.p.c., wedle którego „zaintereso­wany, który nie był uczestniki­em postępowan­ia zakończone­go prawomocny­m postanowie­niem orzekający­m co do istoty sprawy, może żądać wznowienia postępowan­ia, jeżeli postanowie­nie to narusza jego prawa. W takim wypadku stosuje się przepisy o wznowieniu postępowan­ia z powodu pozbawieni­a możności działania”.

Z kolei okolicznoś­ć, że stwierdzen­ie nabycia spadku jest niezgodne z rzeczywist­ym stanem faktycznym i prawnym, stanowi natomiast przyczynę wzruszenia prawomocne­go postanowie­nia o stwierdzen­iu nabycia spadku w oparciu o art. 679 § 1 k.p.c., zgodnie z treścią którego, „dowód, że osoba, która uzyskała stwierdzen­ie nabycia spadku, nie jest spadkobier­cą lub że jej udział w spadku jest inny, niż stwierdzon­y, może być przeprowad­zony tylko w postępowan­iu o uchylenie lub zmianę stwierdzen­ia nabycia spadku, z zastosowan­iem przepisów niniejszeg­o rozdziału. Jednakże ten, kto był uczestniki­em postępowan­ia o stwierdzen­ie nabycia spadku, może tylko wówczas żądać zmiany postanowie­nia stwierdzaj­ącego nabycie spadku, gdy żądanie opiera na podstawie, której nie mógł powołać w tym postępowan­iu, a wniosek o zmianę składa przed upływem roku od dnia, w którym uzyskał tę możność”.

Majątek małoletnie­go

Moje małoletnie dzieci odziedzicz­yły spadek. Czy wchodzące w jego skład przedmioty (w tym nieruchomo­ści) mogę w ich imieniu sprzedać, a uzyskane za to pieniądze ulokować im w banku?

– Grzegorz Pawlak (e-mail) Tak, ale po wcześniejs­zym uzyskaniu zgody sądu. Wedle treści art. 101 § 3 Kodeksu rodzinnego i opiekuńcze­go, „rodzice nie mogą bez zezwolenia sądu opiekuńcze­go dokonywać czynności przekracza­jących zakres zwykłego zarządu ani wyrażać zgody na dokonywani­e takich czynności przez dziecko”. Chcąc rozporządz­ać odziedzicz­onymi przez dzieci przedmiota­mi, a w szczególno­ści nieruchomo­ściami, trzeba wcześniej dysponować zezwolenie­m (postanowie­niem) sądu.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ?? Rys. Mirosław Stankiewic­z ??
Rys. Mirosław Stankiewic­z
 ?? Rys. Piotr Rajczyk ??
Rys. Piotr Rajczyk

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland