Paróweczki powstałe z miłości
Wiener Wuerstchen, czyli wiedeńska parówka, towarzyszka najwspanialszych rautów i jedzona po drodze, ma 215 lat. Jej smak się nie znudził, nie zestarzał. W Austrii to frankfurterka, my znamy ją jako winerkę.
Dwie zgrabne paróweczki, musztarda, chrzan i bułka... Nie można sobie bez nich wyobrazić przyjęcia urodzinowego dla dzieci, imprezy firmowej czy szybkiej przekąski w mieście. Frankfurter Wuerstel, frankfurterka stworzona w Wiedniu, była ulubioną potrawą cesarza Franciszka I, sięgali po te paróweczki Franciszek Schubert i Johann Strauss. Jadał ją „policjant Europy”, kanclerz Klemens von Metternich, i goście kongresu wiedeńskiego w 1815 roku; jadają goście najsłynniejszego balu na świecie w Operze Wiedeńskiej, jedzą emigranci. Zapewne po wiedeńskich koncertach Chopina sam Frycek z gronem melomanów też chrupał osławione winerki. Do rytuału przynależy wzięcie parówki w dwa palce, maczanie w musztardzie lub w chrzanie i tak, bez pomocy sztućców, trafia do ust. Pierwsza wzięła je w palce mistrzyni etykiety, bywalczyni XIX-wiecznych salonów, księżna Pauline von Metternich, wnuczka kanclerza.
A zaczęło się 215 lat temu, w 1805 roku, kiedy niemiecki rzeźnik Johann Georg Lahner zawiesił po dwie zgrabne, jasne paróweczki w witrynie swego sklepu przy rzeźni na Schottenfeld nr 272, w dzisiejszej siódmej dzielnicy Wiednia. Od razu zwróciły uwagę klientów i przechodniów, a niedługo dworu cesarskiego.
Lahner pochodził z ubogiej bawarskiej rodziny, we Frankfurcie zdobył zawód rzeźnika. Po uzyskaniu stopnia czeladnika, jak było w zwyczaju, wyruszył w świat. Johann Georg wynajął się jako wioślarz na statku płynącym Dunajem. Wysiadł w Wiedniu. Tu zaczęła się historia miłosna, bez której nie byłoby Wiener Wuerstchen, winerki, frankfurterki. Adept sztuki rzeźniczej poznał starszą... baronową, która się w nim zakochała i wsparła go finansowo. Tak powstał zakład rzeźniczy Lahnera. Istotne, że rzecz dzieje się w Wiedniu, gdyż we Frankfurcie ściśle oddzielone było rzeźnictwo wieprzowe od wołowego, ale tu młody rzeźnik mógł eksperymentować. Lahner stworzył paróweczki z mieszanki obydwu gatunków mięs, do których dodał nieznany zestaw przypraw.
Jego parówki stają się popularne, jego nazwisko podobnie. Na ulicach Wiednia plotkuje się o nowym produkcie, próbuje go z ciekawością. Kasyno Zoegernitz, najlepszy kupiec Lahnera i centrum najlepszych kiełbas, wysyła frankfurterkę do pałacu cesarza, do Hofburga. Rzeźnik Lahner zostaje do cesarza zaproszony „na łaskawie umówioną” próbę kulinariów, gdzie na srebrnych naczyniach podano m.in. chrupiące frankfurterki. Franciszek I od razu stwierdza, że jego ulubione danie to paróweczki. Odtąd stają się drugim śniadaniem, przedpołudniową przekąską arystokracji, co oczywiście wywołuje modę pośród artystów, mieszczan i u każdego, kto może sobie na frankfurterkę pozwolić. Cesarz Franciszek I codziennie posyła „do Lahnera” po świeże kiełbaski.
Rzeźnik nazywa paróweczki frankfurterkami dla wspomnienia miasta, gdzie się nauczył fachu rzeźnickiego, ale w Niemczech nazywają się Wiener Wuerstchen, w Szwajcarii – Wienerle, a w Polsce – winerki. Doczekały się też hasła reklamowego: „Lahner dla serca, Lahner dla żołądka”.
Taką to nieśmiertelną kulinarną pamiątkę Niemiec pozostawił Austriakom, winerka – frankfurterka przetrwała, ale o rzeźniku, twórcy słynnych paróweczek, niewielu pamięta. Pozostała pamiątkowa tablica na kamienicy przy Kaiserstraße 99 w Wiedniu, gdzie do 1958 roku mieściła się rodzinna firma Lahner. No i wspomnienie miłości, która towarzyszyła powstaniu tych smacznych paróweczek...