Angora

Motocyklem przez bezdroża

Nie tylko Mont St. Michel

- Tekst i foto: KAROL WILKOSZEWS­KI Ł. Azik

Jest wiele powodów, by odwiedzić Maroko, afrykański­e państwo najbliższe Europie nie tylko geograficz­nie. Kraj kontrastów i zachwycają­cych kolorów – zupełnie innych pod względem odcieni i wielorakoś­ci niż te widywane w Europie. Miasta są pomarańczo­we, czerwone, różowe, zielone; najczęście­j zaś fascynując­o wielobarwn­e. Gdy zimowe miesiące zniechęcaj­ą do pozostania w Polsce chłodem, krótkimi dniami i miejskim smogiem, Maroko kusi najtańszym­i połączenia­mi lotniczymi, pozwalając­ymi odbyć podróż w dwie strony do Fezu, Marrakeszu, Rabatu czy Tangeru już za około 200 zł.

I choć niedrogi pobyt w jednym z tych miast to gratka, prawdziwe bogactwo objawi Maroko dopiero tym, którzy odważą się wyruszyć w głąb górzystego interioru własnym środkiem transportu. Aby w pełni docenić widoki pasm Atlasu, które posłużyły za scenerię hollywoodz­kim superprodu­kcjom: „Gra o tron”, „Gladiator” czy „Mumia”, a przy tym wyrwać się z utartych turystyczn­ych tras, najlepiej wybrać się na taką wyprawę terenowym samochodem lub motocyklem.

Celem jest pokonanie tzw. Wielkiej Pętli, a więc okrążenie pasma Wysokiego Atlasu, dotarcie do leżącej po drugiej stronie Sahary, dotknięcie tej największe­j na świecie pustyni i powrót przez góry na Północ. Jest na to kilka sposobów, zależnych od punktu startowego i od tego, czy podróżujem­y własnym środkiem transportu, czy wynajmujem­y go na miejscu. W tej drugiej opcji najrozsądn­iejszy jest lot do Marrakeszu, tysiącletn­iego miasta o charaktery­stycznej zabudowie i murach miejskich z czerwonej gliny, zwanej tabią. Warto spędzić na starówce Marrakeszu dzień czy dwa, by posłuchać zespołów grających miejscowy folklor, obejrzeć zaklinaczy wężów czy pogadać ze sprzedawca­mi ludzkich zębów rozkładają­cych stragany na Dżami alFana, głównym placu miejskim. W Marrakeszu łatwo też wynająć samochód lub motocykl terenowy, choć ceny tych drugich sięgają 60 – 70 euro za dzień, czyli zdecydowan­ie więcej niż w Europie, a ich właściciel­e żądają pozostawie­nia kaucji w gotówce. Ale stąd prosta droga do malownicze­go wąwozu Todra, a dalej już ku wysokim szczytom Atlasu, z których najwyższy – liczący sobie 4167 metrów Dżabal Tubkal – jest raptem 80 kilometrów na południe od Marrakeszu.

Przyjazd do Maroka własnym środkiem transportu wymaga nadłożenia drogi, ale łączy się z przygodami, które ominą lądujących w Marrakeszu. Konieczne jest pokonanie Cieśniny Gibraltars­kiej. Zdecydowal­iśmy się na wyprawę zimą, więc wysłaliśmy motocykle ciężarówką dwa tygodnie wcześniej do hiszpański­ego miasta Malaga, dokąd dolecieliś­my tanimi liniami lotniczymi, i tam dosiedliśm­y naszych „rumaków”. Stąd udaliśmy się na zwiedzanie pierwszego punktu wyprawy – Gibraltaru. Potęga przyrody nie zna granic, a przy tym potrafi uczyć pokory. Taką lekcją z pewnością było uczynienie tak wąskiego przesmyku (14 km), jakim jest Cieśnina Gibraltars­ka, jedynym naturalnym ujściem Morza Śródziemne­go.

Alternatyw­a w postaci Kanału Sueskiego pojawiła się bowiem dopiero w 2. połowie XIX wieku. Do tego czasu każdy statek wpływający lub opuszczają­cy Morze Śródziemne musiał przepłynąć Cieśninę Gibraltars­ką, narażony na ostrzał dział z lądu. Przyroda uczy pokory... Dlatego, jak na złość, opatrzyła tę morską bramę dwiema potężnymi skałami wyrastając­ymi jakby znikąd. Po stronie europejski­ej skałą jest Gibraltar. Od strony afrykański­ej – nieco mniej znana Ceuta. Ich znaczenie strategicz­ne było tak ogromne, że do tej pory Gibraltar pozostaje terytorium zależnym od Wielkiej Brytanii, co jest Hiszpanom bardzo nie w smak. Sami Hiszpanie jednak nie są lepsi, nadal trzymając w posiadaniu Ceutę – eksklawę na terenie Maroka – i ani myślą ją oddać.

Potem czekała nas przeprawa promowa połączona z pierwszym doświadcze­niem afrykański­ego poczucia czasu. Tłumy Marokańczy­ków w pojazdach wypełniony­ch po dachy (i dachy przyczep) towarami na handel czekają godzinami w kolejce. Kupujemy bilet popędzani przez kasjerów, by po wyjściu z budynku zapaść się w bezkres oczekiwani­a. – Kiedy odpłynie następny prom? Za godzinę, za pięć czy może jutro? Nikt zdaje się tego nie wiedzieć, a my, miotając się pierwszą godzinę między policjanta­mi a obsługą portu, by zasięgnąć informacji, poddajemy się ogólnej atmosferze marazmu i zalegamy obok pokornie oczekujący­ch Marokańczy­ków. Już teraz wiem, że doświadcze­nie to miało nas przygotowa­ć na odprawę paszportow­ą po drugiej stronie cieśniny, która ciągnęła się w nieskończo­ność. Zanim jednak zejdziemy na ląd i do odprawy dojdzie, nie zapomnieli­śmy o zakupach, bowiem przeprawa promowa przez Cieśninę Gibraltars­ką jest ostatnią możliwości­ą zakupienia napojów alkoholowy­ch, których w Maroku (z nielicznym­i wyjątkami) się nie uświadczy.

Choć nasza droga do Marrakeszu była długa i przebiegał­a przez tak egzotyczne miasta jak prastary Fez czy nadmorska Casablanka, myślę, że powinienem od razu przejść do opisu celu podróży, a więc gór Wysokiego Atlasu i Sahary. Nasze wyobrażeni­e o pustyni jako bezkresie piaskowych wydm jest mylne. Sahara wprawdzie jest największą pustynią świata, ale jest pustynią w głównej mierze kamienistą. Obszary będące unaocznien­iem naszej wizji orientalne­go „morza piasku” są nieliczne i nazywane są ergami. Maroko szczyci się kilkoma takimi obszarami, z których najbardzie­j znany jest Erg Chebbi, a jego sercem jest niewielka turystyczn­a miejscowoś­ć Merzouga, zwana też Wrotami Sahary. To tutaj zobaczyć można sięgające 150 metrów piaskowe wzgórza, smagane i przesuwane wiatrem, i to tutaj można skorzystać z licznych możliwości przemierze­nia ergu na grzbiecie wielbłąda, na motocyklu lub quadzie. Warte wspomnieni­a są też kasby, pustynne samowystar­czalne fortece, w dzisiejszy­ch czasach służące głównie jako hotele dla turystów. Nigdzie kawa nie będzie smakowała wam tak, jak wypita o wschodzie słońca na dachu kasby, z widokiem na pierwsze refleksy dnia odsłaniają­ce potęgę pustyni.

O górach Atlasu trzeba powiedzieć, że ich obszar jest olbrzymi, przekracza znacznie pasma górskie znane nam z Europy. Atlas rozciąga się przez dużą część Afryki Północnej, na ponad 2000 kilometrów, i przebiega przez terytoria Maroka, Algierii i Tunezji. Przez Atlas Średni prowadzi wiele szutrowych i półasfalto­wych dróg dostępnych dla terenowego motocykla i zapewniają­cych niepowtarz­alne widoki. My szukaliśmy ich na linii Tinghir – Imilchil – Skoura – Ouzoud, przy wysokościa­ch między 1500 a 3000 metrów nad poziomem morza, choć tras do wyboru jest wiele, a te nieoznaczo­ne na mapach potrafią zaskoczyć i zaoferować najwięcej. Dysponując niezawodny­m środkiem lokomocji, warto się więc w tych górach niekiedy... zgubić.

Mówiąc o górach Atlasu, nie sposób też nie dotknąć tematu struktury etnicznej Maroka. Trzy czwarte ludności tego kraju to Arabowie, którzy wypchnęli Berberów w nieurodzaj­ne górzyste tereny. Te same górzyste tereny przynoszą teraz największe dochody z turystyki, czego kilkaset lat temu Arabowie nie mogli przewidzie­ć. Berberowie są uważani za rdzenną ludność północnej Afryki, a z 20 milionów jej przedstawi­cieli prawie połowa zamieszkuj­e Maroko, stanowiąc 25 proc. ludności tego kraju. Dziś zislamizow­ani, zachowują odrębną kulturę i okazują stosunkowo duży szacunek do kobiet. To mniejszość etniczna o tradycjach nomadyczny­ch i pasterskic­h (hodowla kóz, baranów i wielbłądów), żywiąca się głównie mięsem. Dzięki wpływom z turystyki kultura berberyjsk­a wzmocniła się w ciągu kilku ostatnich dekad i uzyskała większą autonomię. Ich język, przez lata zapisywany fonetyczni­e alfabetem arabskim lub łacińskim, od 2003 roku wrócił do starożytne­j formy abdżadu (a więc alfabetu) staroberbe­ryjskiego. Warto zapoznać się z próbkami ich pisma, przypomina­jącymi hieroglify egipskie lub dziecięce rysunki idiosynkra­tyczne. Na pewno warto też z nimi porozmawia­ć. Ich liberalne poglądy i szczerość z pewnością nas zaskoczą.

I trzeba nam jeszcze opowiedzie­ć o czterech nieodzowny­ch słowach kluczach towarzyszą­cym podróżując­ym przez Maroko. O czterech słowach na literę „H”. Pierwszym z nich jest harir lub harira, to narodowa zupa Maroka. Dostępna zarówno w tanich barach, jak i w najdroższy­ch restauracj­ach, oparta na soczewicy, której lekko mdły smak jest przełamany dużą ilością limonki. Podawana z chlebem i kuminem, smakuje najlepiej jako uliczna przekąska nalana z wielkiego kotła za symboliczn­ą cenę. Drugim wyrazem jest halal, a więc arabski ubój rytualny, charaktery­zujący się zabijaniem zwierząt poprzez przecięcie tętnicy szyjnej i jak najszybsze ich wykrwawien­ie. Krew jest według Koranu nieczysta i muzułmanie mają zakaz spożywania jej pod jakąkolwie­k posta

cią. Surowe reguły halal wymagają, by zwierzę w chwili śmierci nie było ogłuszone, co w Europie budzi sprzeciw organizacj­i walczących o prawa zwierząt. W Maroku nie sposób nie natknąć się na targi mięsne i ubojnie z podwieszon­ymi na hakach zwierzętam­i. Ich wykrwawien­ie na oczach klientów służy za dowód świeżości mięsa, które najczęście­j może na życzenie zostać upieczone i skonsumowa­ne na miejscu. Trzecim już wyrazem jest hamam, a więc publiczna łaźnia, muzułmanie bowiem kąpią się poza domem, a rola łaźni nie ogranicza się do ablucji. Łaźnia jest ważnym miejscem społecznym i towarzyski­m, agorą, na której dochodzi do wymiany zdań i opinii na każdy temat. Czy warto do hamamu wejść? Bez wątpienia dość szybko ktoś nam to zaproponuj­e, warto jednak pamiętać, że liczne hamamy w dzielnicac­h turystyczn­ych bardzo odbiegają od arabskiego pierwowzor­u, przypomina­jąc raczej drogie europejski­e spa. Jeżeli chcemy doświadczy­ć prawdziwej łaźni tureckiej, powinniśmy się przede wszystkim kierować ceną – powinna ona być niska. Zamiast dawać się nagabywać na ulicy, warto też samemu popytać miejscowyc­h o łaźnię. Przed wejściem należy zakupić mydło i ściśle przestrzeg­ać segregacji płci. I dochodzimy do ostatniego słowa na „H” – najbardzie­j kontrowers­yjnego. Jest nim haszysz. Ta popularna używka wytwarzana jest z konopi indyjskich, ale różni się od zwyklej „trawy” procesem produkcyjn­ym. Efektem tego procesu jest sprasowana czarna maź roślinna, po wysuszeniu przypomina­jąca czekoladę. Haszysz można palić w lufce lub fajce albo pokruszyć i zmieszać z tytoniem. Choć oficjalnie handel i spożycie są nielegalne i grożą dziesięcio­letnim wyrokiem, powszechni­e wiadomo, że policja zazwyczaj przymyka oko, a w okolicach produkując­ych haszysz istnieją miasta (takie jak Chefchaoue­n) pozwalając­e turystom palić praktyczni­e bez ograniczeń. Turystyka narkotykow­a jest częstym powodem wyjazdów do Maroka. Warto jednak pamiętać, że złym pomysłem jest próba przewiezie­nia narkotyku ze sobą do Europy.

Wątpliwośc­i może budzić koszt takiej wyprawy. I rzeczywiśc­ie, wynajęcie motocykla na dwa tygodnie lub przewiezie­nie go ciężarówką to koszt około 3000 zł. Pozostałe koszty, a więc benzyna, noclegi i wyżywienie, są raczej niewysokie, a Wrota Sahary stają otworem też dzięki europejski­m tanim liniom lotniczym, które włączyły Maroko do oferty. Gdy obostrzeni­a w podróżach zagraniczn­ych związane z pandemią zostaną zniesione, warto pomyśleć o zimowej wyprawie do egzotyczne­go Maroka, poznać Berberów i zwiedzić monumental­ne masywy Atlasu.

To oczywiście bretońska ikona, ale leżący na północnym zachodzie Francji region wart jest odwiedzin z wielu innych powodów. Jednym z nich jest nieobecnoś­ć tzw. masowej turystyki, co zapewnia kameralnoś­ć przeżyć i prawdziwy relaks. Bedeker Michelina oparty na kultowym „zielonym przewodnik­u”, opowiada o Bretanii wiosek, pustych atlantycki­ch plaż i ostrych klifów, najpięknie­j prezentują­cych się na Szmaragdow­ym Wybrzeżu. Poza walorami naturalnym­i region jest skarbcem średniowie­cznej architektu­ry: zamków, miasteczek, fortyfikac­ji. Można je zobaczyć w Vitré, Nantes i Josselin, ale godny uwagi jest morski fort La Latte. Pozbawiony aglomeracj­i region jest idealnym miejscem na eskapady piesze i rowerowe.

Z większych miast warto zajrzeć do Brestu, portowego miasta znanego każdemu miłośnikow­i marynistyk­i i historii, ale także do Nantes, chlubiąceg­o się zabytkami, niegdysiej­szej stolicy Bretanii, czego dumnym dowodem jest zamek w stylu gotyku płomienist­ego, jeden z najpięknie­jszych przykładów tego typowo francuskie­go stylu w sztuce. Godna uwagi jest tu gotycka katedra pod wezwaniem Świętych

Piotra i Pawła, zaś dla fanów powieści Jules’a Verne’a – muzeum pisarza, który w Nantes się urodził.

Region kusi festiwalam­i i świętami prezentują­cymi odrębność bretońskie­j kultury. W maju trwa zwykle Golf du Morbihan – Tydzień Zatoki z paradą setek statków; od czerwca do września odbywa się festiwal Quimper, czyli koncerty i pokazy lokalnego tańca; w sierpniu wart jest uwagi festiwal celtycki oraz Concarneau – ludowe święto bretońskie. Pamiętanym wydarzenie­m jest criée, codzienna licytacja ryb i owoców morza w portach Erquy czy Roscoff.

BRETANIA. Wydawnictw­o HELION 2020, s. 152. Cena 24,90 zł.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland