Raj w miniaturze (Kostaryka)
Słynny aktor pracuje nad nowym projektem. Kanadyjczyk zamierza stworzyć komiks pt. „BRZRKR” od imienia głównego bohatera, Berzerkera. – Urodzony 80 tysięcy lat temu bóg wojny w tajemniczych okolicznościach trafił do współczesnego świata, w którym musi się odnaleźć, mając przy tym serię zaskakujących przygód – tak w skrócie brzmi fabuła zapowiadanego projektu. Co ciekawe, postać głównego bohatera ma być narysowana na podobieństwo Reevesa – czytamy na tmz.com. Gwiazdor kina poprosił swoich fanów o wsparcie finansowe, m.in. aby móc zatrudnić najlepszych rysowników. Reakcja była błyskawiczna. W ciągu kilku dni udało się zebrać prawie pół miliona dolarów, dzięki czemu prace nad komiksem mogą ruszyć pełną parą.
Ale forma!
Meksykańska aktorka i producentka filmowa skończyła 54 lata. Hayek świętowała swoje urodziny w gronie najbliższych na greckiej wyspie Mykonos. Artystka opublikowała na Instagramie zmysłowe zdjęcie w czarnym kostiumie kąpielowym, na którym wygląda – zdaniem internautów – oszałamiająco i znacznie młodziej, niż wskazuje metryka. Co ciekawe, aktorka wielokrotnie podkreślała, że nigdy nie poddała się żadnym zabiegom upiększającym, a młody wygląd zawdzięcza wyłącznie dobrym genom – przypomina vogue.co.uk.
Costa Rica – po hiszpańsku Bogate Wybrzeże – te dwa słowa miał wypowiedzieć Krzysztof Kolumb, dopłynąwszy do wybrzeży tego kraju podczas czwartej podróży do Ameryki. Myślał o złocie, a odkrył inne bogactwo, piękno natury. Rdzenni mieszkańcy tej ziemi, ticos, mówią o sobie, że są potomkami piratów, co porzucili piractwo, ujrzawszy raj w miniaturze. Łupy ukryli na Wyspie Kokosowej odległej o 500 km od lądu, na którym rozpoczęli nowe życie. Ich skarbu pilnuje najliczniejsza ławica rekinów młotów. Ta największa niezamieszkana wyspa na świecie, znana z filmowej „Wyspy Skarbów” oraz „Parku Jurajskiego”, też należy do Kostaryki, edenu Ameryki Środkowej, gdzie powszechnie używanym zwrotem jest pura vida (samo życie).
Życie. Zacząć wszystko od nowa. Jak ci piraci. Zerwać kotwicę, skoczyć w nieznane, zaufać przyszłości, losowi, pragnieniu – no i sobie. Całkowicie odmienić swoje życie: zawód, otoczenie, zwyczaje, wystawić się na ryzyko radykalnej zmiany, co otwiera horyzont zupełnie nowych doświadczeń. Słowem – życie po życiu w tym samym życiu. Kusząca perspektywa i w pewnych środowiskach coraz modniejsze wyzwanie. Podjął je Kajtek, mój kolega z młodości. W Polsce był prawnikiem, w Kanadzie – fotografem, w Stanach – biznesmenem. Od jego brata, spotkanego przypadkowo na ulicy, dowiedziałem się, że prowadzi na Kostaryce ośrodek zielonego surwiwalu dla turystów chcących być blisko natury. Przebywają w dżungli w domkach na drewnianych palach, zagubionych w regionie Morza Karaibskiego, między Punta Uva a Puerto Viejo. Teren trudno dostępny, gdzie jest duszno i parno, gdzie wszystko pachnie wilgocią, gdzie pełno tukanów, iguan, oposów, krzykliwych małp i węży.
Pretekst, by odszukać Kajtka, dotknąć mitu życia prawdziwego, co zawsze przed nami, ale i chęć zaimponowania dziewczynie pięknej niczym mieszkanka Heredi, kostarykańskiego „miasta kwiatów”, gdzie „wyrastają” wyłącznie piękne kobiety, sprawiły, że pojechałem na Kostarykę określaną Szwajcarią Ameryki Łacińskiej. Nie tylko ze względu na podobny obszar i górski krajobraz, a bardziej na to, że w niespokojnym regionie wyróżnia się stabilnością polityczną, tradycją demokratyczną, wysokim standardem usług medycznych i relatywnie wysokim poziomem życia. To pierwsze państwo, które postanowiło obyć się bez armii, likwidując swoje siły zbrojne, a walcząc pokojowo o ochronę środowiska, stało się najbardziej ekologicznym krajem na świecie.
Hamak to stały element krajobrazu Kostaryki słynącej z idyllicznych białych i czarnych plaż, raf koralowych, palm kołyszących się na wietrze, wulkanów, rwących potoków, wodospadów, wiecznie zielonych lasów deszczowych i tych suchych pacyficznych, wiszących mostów i „podniebnego” trekkingu nad Monteverde, gdzie można obserwować dżunglę, zjeżdżając à la Tarzan na linach między drewnianymi platformami nad koronami drzew, podnosząc swój poziom adrenaliny. Można zachwycić się tutejszym śniegiem, czyli dywanami sadzonek kawy kwitnącymi na biało. Tylko tu kawa ofiaruje sens życiu.
Lecz nie kawę piję i nie w hamaku leżę, a w gorącym źródle Tobacon, bulgocącej wodzie spadającej z niewysokiego klifu, podgrzewanej do kilkudziesięciu stopni przez lawę wulkanu Arenal o idealnie stożkowym kształcie. Środkowa część kraju między wybrzeżem pacyficznym a karaibskim, niedaleko miasta Fortuna. Obok – ostoja tropikalnej przyrody, dziewiczy las we mgle pogrążony, plantacje owocu męczennicy, papai, pomarańczy, bananów, mango, ananasów. Jest ciemno, późny wieczór, wulkan już śpi w gęstych chmurach. Przymykam oczy i widzę pejzaże: inne wulkany, najwyższy Irazú i Poás z największym kraterem, zielone wzgórza, malownicze szlaki, rozległe wioski, Río Grande de Tárcoles z jedną z największych populacji krokodyli na świecie, farmy motyli, omszałe pnącza, olbrzymie paprocie, rezerwaty przyrody tonące w tropikalnej roślinności, leniwce, wyjce, kapucynki, legwany, nietoperze, eleganckie bungalowy na plaży Tambor, nad Pacyfikiem, na półwyspie Nicoya, po drugiej stronie Puntarenas. Z tego błogiego letargu wytrąca mnie daleki głos dzwonu trójsoplowego dzwonnika, którego świergot przypomina dźwięk dzwonu.
Prysły krajobrazy, a pojawiło się wspomnienie śniadego ticos o imieniu Arias, którego poznałem w nadkaraibskim portowym Limón. Wyglądał jak pirat o atletycznym ciele pokrytym bliznami. Zaimponował mi sentencją, że: „Świat jest wielką księgą, kto nie podróżuje, czyta tylko jedną stronę”. Nie wiem, czy wiedział, że to słowa św. Augustyna, ale dużo stron tej księgi, a pewnie i rozdziałów, musiał przeczytać. Wyglądał biednie, choć uważał się za szczęściarza. Szczęście, niezależnie od tego, jak je rozumieć, uważał za fundamentalną powinność człowieka, bo tylko ten, kto jest szczęśliwy, wypełnia cel istnienia, którym jest – droga. Nie idea, nie dzieło, nawet nie prawda, a właśnie droga. Ona tworzy więź z samym sobą, z innymi, z obcymi światami.
Kajtka nie odnalazłem. Wróciłem do starego świata na inną ścieżkę, tę wzrostu gospodarczego, akumulacji kapitału, demontażu natury ludzkiej, irracjonalnego konfliktu tożsamości i racjonalnego konfliktu interesów. Cóż: pura vida – stare życie, jeszcze nie nowe.