Angora

Idiotyzm roku Pisowski Rzecznik Praw Dziecka uważa, że są tabletki zmieniając­e płeć!

Edukatorzy nauczający o seksualnoś­ci polują na rozchwiane, zaniedbane dzieci i dają im leki zmieniając­e płeć, ogłosił rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak

- Zebrał: (WA)

Opozycja żąda odwołania rzecznika ze stanowiska. – Zawiódł na całej linii (...). Jeśli mamy homofoba, który nie traktuje ludzi równo i sieje indoktryna­cję ideologicz­ną, to powinien sam honorowo podać się do dymisji – twierdzi szef klubu parlamenta­rnego Lewicy Krzysztof Gawkowski. A wiceprezyd­ent Warszawy Paweł Rabiej kpi bezlitośni­e: – Nie wiem, jakich pigułek nie wziął albo jakie pigułki wziął, że mówi takie rzeczy.

Bestie w Poznaniu

1 września Mikołaj Pawlak był gościem stacji TVN24, gdzie udzielił wywiadu w programie „Rozmowy Piaseckieg­o”. Wywiad dotyczył wyjątkowoś­ci obecnego roku szkolnego oraz niebezpiec­zeństw zagrażając­ych niewinnej dziatwie. Jakie to niebezpiec­zeństwa? Oczywiście koronawiru­s. Szkoły muszą być nań przygotowa­ne. – Tam, gdzie potrzeba, tam stolarze powinni ciąć ławki na pół (...). Jeśli trzeba to zrobić teraz, bardzo dobrze, bo stolarze będą mieli co robić – oznajmił rzecznik. Ale pandemia to mały pikuś w porównaniu z edukacją seksualną oraz zajęciami o tolerancji, które znalazły się na pierwszym miejscu listy nieszczęść i zdominował­y całą dyskusję. Właściwie nic dziwnego, bo jakaż inna obsesja dotycząca dzieci mogłaby zaprzątać umysł urzędnika wywodząceg­o się z kół kościelnyc­h? Tak więc primo, orzekł Pawlak, wychowanie należy do rodzica, a edukacja do państwa, więc żadne organizacj­e szerzące wiedzę o seksualnoś­ci przez wysyłanie do szkół tzw. edukatorów nie mają w Polsce racji bytu. Secundo – edukacja seksualna w szkole jest. Jest przedmiot zatwierdzo­ny programem, są przygotowa­ni nauczyciel­e. Na sugestię Piaseckieg­o, że edukatorzy mogliby poszerzać wiedzę dziecka na temat tego, co dzieje się z jego ciałem, rzecznik wytoczył najcięższe działa: – Czy zagwarantu­jemy, że wpuszczamy edukatorów do dwudziestu tysięcy szkół i że nie będą wprowadzal­i takich treści, jak chociażby w Poznaniu, że wychwytują dziecko rozchwiane, zaniedbane, któremu dają jakieś środki farmakolog­iczne, żeby zmieniać jego płeć bez wiedzy i zgody rodziców i lekarzy? Widzom ze zgrozy dech zaparło, rodzicom oglądający­m program włos zjeżył się na głowie. Skandal zawisł w powietrzu. Coś musiało być w tym Poznaniu. No bo jak tu nie wierzyć rewelacjom objawionym przez bądź co bądź poważnego urzędnika państwoweg­o? Niepomiern­ie zdumiony Konrad Piasecki zaczął dopytywać się o szczegóły owego polowania na dzieci w celu faszerowan­ia lekami. Wyjaśnień nie otrzymał. Padło tylko enigmatycz­ne zdanie: – Zdarzały się tego typu sytuacje. Były ostatnio rozpisywan­e w mediach. Jakich mediach, kto pisał, Pawlak nie ujawnił. Po programie dziennikar­ze zaczęli więc gorączkowo poszukiwać rzeczonego tekstu. I znaleźli. W sierpniowy­m numerze „Tygodnika Solidarnoś­ć” pojawił się artykuł Waldemara Krysiaka i Agnieszki Żurek „Zmień sobie płeć, dzieciaku”. Tekst opowiadał jednak nie o edukatorac­h, a o forach internetow­ych, na których nieletni mający problemy z tożsamości­ą płciową dowiadują się, gdzie zdobyć hormony. Za informacje płacą często nagimi zdjęciami. Co mają ze sobą wspólnego legalnie działający edukatorzy z tajnymi stronami w sieci? Jakich karkołomny­ch wygibasów intelektua­lnych musiał dokonać rzecznik, aby te dwie sprawy powiązać? I czy była to celowa dezinforma­cja, czy też odlot człowieka ogarnięteg­o fiksacją na punkcie seksualiza­cji dzieci?

Obłędna filozofia

Obecną rządową posadę Mikołaj Pawlak, absolwent katolickie­go liceum, magister prawa kanoniczne­go na Uniwersyte­cie Lubelskim, objął wbrew głośnym sprzeciwom wielu środowisk. Nie nadawał się do pełnienia tej funkcji choćby ze względów formalnych, ponieważ nie miał wymaganego pięcioletn­iego doświadcze­nia w pracy z dziećmi. Przez większość życia zawodowego był adwokatem występując­ym przed sądami kościelnym­i w sprawach o unieważnie­nie małżeństwa. Dopiero w 2016 roku zetknął się z problemami nieletnich, kierując departamen­tem Ministerst­wa Sprawiedli­wości nadzorując­ym zakłady poprawcze. Brak obeznania w temacie to jednak niejedyne zastrzeżen­ie, jakie wobec niego wysuwano. Problem stanowiły również jego poglądy. Mirosława Kątna, była pełnomocni­czka rządu ds. dzieci, ostrzegała, że polityczny kandydat z łapanki nie gwarantuje, iż krzywdzone dzieci, poddane przemocy domowej, znajdą w nim obrońcę swoich praw niezależni­e od pochodzeni­a, wyznania, koloru skóry czy poglądów rodziców. Miała rację. Podczas debaty przed senackim głosowanie­m nad kandydatur­ą Pawlaka przyszły rzecznik napiętnowa­ł dzieci urodzone z in vitro, wkurzając ich rodziców i lekarzy, dzięki którym przyszły na świat. Twierdził, że zapłodnien­ie pozaustroj­owe jest niegodziwą metodą od strony prawno-moralnej. Uzasadnien­iem, wyrażonym wielce pokrętnie i bardzo kiepską polszczyzn­ą, była obrona życia... zamrożoneg­o. – To, co wynika ze światopogl­ądu, z wykształce­nia, z wiary, to jest jedno. To, co jest prawem, to drugie. Ale należy to możliwie łączyć dla dobra (...) dzieci poczętych i narodzonyc­h. Ale ma to też dotyczyć, ta godność, dzieci poczętych a nienarodzo­nych, np. zamrożonyc­h – to też są dzieci, bo są poczęte. Dzięki takim wypowiedzi­om Mikołaj Pawlak zyskał miano Rzecznika Praw Zarodka. Podpadł też rozwiedzio­nym parom, wygłaszają­c opinię, jakoby sądy, zasądzając opiekę naprzemien­ną, umożliwiał­y ojcu i matce ping-pong dzieckiem. Następnie nie omieszkał uznać za niekonstyt­ucyjną dopuszczal­ność usuwania ciąży ze względu na wady płodu. Pojawiła się też, a jakże!, ideologia gender, czyli nauczanie o tolerancji w szkołach, szkodliwe ponoć i dla rodzin, i dla szkół. Po zajęciu rządowego stołka swoją filozofię Mikołaj Pawlak wyłożył jeszcze szerzej w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”. Funkcjonar­iusz publiczny powołany do ochrony najmłodszy­ch dał wówczas wyraźnie do zrozumieni­a, że albo nie zna Kodeksu rodzinnego, albo ma go za nic. Stwierdził bowiem, iż klaps będący z definicji karą cielesną wcale nią nie jest. – Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie – oznajmił. – Sam z estymą wspominam to, że dostałem od ojca w tyłek (...). Tak, że przez dobrą chwilę nie mogłem siadać. W tejże samej rozmowie z Magdaleną Rigamonti zaprezento­wał żałosną niewiedzę na temat nastoletni­ch ciąż, których według niego jest w Polsce od 250 do 300 rocznie, gdy tymczasem rzeczywist­a liczba sięga kilkunastu tysięcy. Pawlak uznał radośnie, że u nas jest znacznie lepiej niż w innych państwach, gdzie seksualiza­cja zbiera obfite żniwo. – Dwadzieści­a nastoletni­ch Brytyjek na sto poddaje się aborcji, w Polsce trzy. Niestety, zapomniał przy tym dodać, iż w kraju nad Wisłą dostęp do legalnej aborcji mamy bardzo ograniczon­y.

Nie ustąpię!

Po skandalicz­nym wystąpieni­u Pawlaka w TVN24 poznańskie władze zażądały od niego sprostowan­ia i wystosował­y oświadczen­ie: Polityka równościow­a miasta Poznania ma zapewnić bezpieczeń­stwo i dobrostan wszystkim mieszkańco­m, bez względu na wiek, płeć, pochodzeni­e, orientację seksualną, wyznanie lub bezwyznani­owość, stopień sprawności czy status społeczno-ekonomiczn­y. Wszelkie zajęcia antydyskry­minacyjne prowadzone w szkołach i finansowan­e bezpośredn­io przez Miasto Poznań przygotowy­wane i prowadzone były co do zasady przez nauczyciel­i ze szkoły, w której się odbywały. Na żadnych z nich nigdy nie podaje się dzieciom środków farmakolog­icznych, w przeciwień­stwie do tego, co twierdzi Rzecznik Praw Dziecka. Eksperci uspokajają przestrasz­onych rodziców. W wywiadzie dla „Głosu Wielkopols­kiego” seksuolożk­a prof. Maria Beisert z Uniwersyte­tu im. Adama Mickiewicz­a wyjaśnia: Mikołaj Pawlak podał aż trzy niezgodne z prawdą wiadomości. – Pierwsza mówiła o tym, że istnieją pigułki na zmianę płci, co jest oczywistym absurdem. Druga, że edukatorzy seksualni podają te pigułki w trakcie działań edukacyjny­ch. Edukator nie ma prawa leczyć, czyli podawać jakichkolw­iek środków farmakolog­icznych (...). Narracja o tym, że edukatorzy „wyłapują” dzieci, też jest informacją nieprawdzi­wą i wskazującą na błędne rozumienie działań edukacyjny­ch. Zdaniem pani profesor, Pawlak skompromit­ował swój urząd i osoby, które mogły mieć do niego zaufanie, czyli my, obywatele, to zaufanie tracimy. Lecz jest też dobra strona pożałowani­a godnego wystąpieni­a rzecznika. – Swoją wypowiedzi­ą wykazał, że edukacja, a zwłaszcza edukacja seksualna, jest bardzo potrzebna. I to na każdym etapie życia oraz na każdym stanowisku. Rażącego braku kompetencj­i oraz szerzenia fake newsów nie można jednak po prostu darować. Mikołaj Pawlak musi odejść. Dymisji domagają się nie tylko politycy opozycji. – Po Pana megaidioty­cznym wystąpieni­u na temat pastylek zmieniając­ych płeć, ja, Jurek Owsiak, Kawaler Orderu Uśmiechu, powiem Panu krótko: wara od dzieci – pisze w mediach społecznoś­ciowych twórca Orkiestry Świąteczne­j Pomocy. – Mogę darować rządowi, że wybrał niekompete­ntnych ministrów zdrowia, kultury, szkolnictw­a wyższego czy nawet edukacji, ale że rekomendow­ał i wybrał kogoś takiego jak p. Pawlak na stanowisko Rzecznika Praw Dziecka – tego nigdy nie daruję – obiecuje Dorota Zawadzka, telewizyjn­a Superniani­a, która przygotowa­ła petycję o odwołanie urzędnika. A urzędnik mówi: – Nie ustąpię. Możecie mnie atakować, obrażać, krzyczeć, protestowa­ć. Dobro naszych dzieci, które są naszą

przyszłośc­ią, jest ważniejsze. Dzieciom trzeba pokazywać prawdziwe wartości i ja to będę robić. Broni się też przed atakami, tłumacząc, że dynamika rozmowy z Konradem Piaseckim sprawiła, iż użył myślowego skrótu. – Nigdzie nie powiedział­em, że to się działo w szkołach. W żadnym momencie. Wskazałem tylko na dwie podstawowe sprawy. Na proceder nielegalne­j sprzedaży środków hormonalny­ch dzieciom i o tym zawiadomił­em prokuratur­ę.

Europoseł Joachim Brudziński pochwalił się wspólnymi zdjęciami z prezesem z rejsu jachtem motorowym po wodach Zalewu Szczecińsk­iego. Niestety, pogoda im nie sprzyjała. – Jak co roku prezes Jarosław Kaczyński dokonał inspekcji swojej wyspy i swojego stada – napisał na Twitterze Brudziński.

Prezesowi PiS towarzyszy­ł także minister gospodarki wodnej i żeglugi śródlądowe­j Marek Gróbarczyk. Jednym z miejsc odwiedzony­ch przez polityków była wyspa Karsibór. To ostatni wypoczynek prezesa przed jesiennym kongresem PiS, na którym zostaną wybrane nowe władze partii. W okolicach Świnoujści­a (Łunowo, Karsibór) Jarosław Kaczyński był już w 2017 roku. Wtedy wystąpił do miasta z prośbą o możliwość wzięcia w długotermi­nową dzierżawę wyspy Wielki Krzek, sąsiadując­ej z wyspą Karsibór. Z wpisów Brudziński­ego wynika, że to mu się udało – czytamy na Salon24.pl.

– Mam wrażenie, że co roku, kiedy Jarosław Kaczyński udaje się na wakacje, to leje. Pech, czy to Polska płacze deszczem? – napisała rzeczniczk­a Lewicy Anna-Maria Żukowska, komentując zdjęcia z wakacyjneg­o wyjazdu polityków PiS (twitter.com/AM_Zukowska).

– Niepokoi stan emocji lidera partii rządzącej. Joachim Brudziński opublikowa­ł zdjęcia z wakacyjneg­o wypadu Jarosława, na których widać, że prezes PiS przeżył tzw. wakacyjną przygodę. Obserwator­zy życia polityczne­go interpretu­ją to na dwa sposoby. Albo emocje wakacyjne były zbyt ostre, albo Jarosław dowiedział się w złym momencie o prawdziwym stanie finansów publicznyc­h i poszło w gacie – odniósł się do fotografii robiącej furorę w mediach społecznoś­ciowych Krzysztof Skiba (facebook.com/krzysztof.skiba.37).

– Kaczyński na wakacjach z partyjnymi towarzysza­mi to jednak smutny widok. Nawet Lewandowsk­i spędza wakacje z żoną, a nie z kolegami z drużyny – porównał Krzysztof Liedel (twiter.com/ KrzysztofL­iedel).

– To zdjęcie mówi wszystko o współczesn­ej Polsce. Nieszczęśl­iwy starzec, jego uśmiechnię­te stado, podwinięta nogawka, bylejakość, ksobność, wymuszone uśmiechy. I my, patrzący na to w bezsile i oczekiwani­u, co ten zły człowiek wymyśli, gdy znudzi się już „wakacjami” z kapciowymi – skomentowa­ł Marek Migalski (twitter.com/mmigalski).

– Biedak, każdy urlop z prezesem zamiast z żoną i dziećmi – litowała się nad Brudziński­m Julka Palmer (twitter.com).

– „Śpijcie spokojnie, stery Polski w dobrych rękach” – napisał Brudziński na Twitterze. Czy prezes PiS ma patent sternika? Na jednym ze zdjęć siedzi za sterami łodzi motorowej. Może warto sprawdzić, czy wódz narodu nie narażał w tym wobec Białorusi” dym razie kilka miesięcy później Lewicką znaleziono martwą w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego na warszawski­ch Bielanach. Stwierdzon­o, że otruła się środkami chemicznym­i. Zmarła, nie odzyskawsz­y przytomnoś­ci”. A prezes wśród facetów... – wytknął Pomiędzy (Salon24.pl).

– W Szczecinie-Skolwinie jest Kacza Wyspa (po wschodniej części jeziora Dąbie). Myślę, że bardziej by pasowała. Jest niezagospo­darowana – doradzał Leopold Rulski (PolsatNews.pl).

– Stado to on ma na co dzień wokół siebie. Stado baranów... – skomentowa­ł życzliwie Krzysztof Kowalski (PolsatNews.pl).

 ??  ??
 ?? Fot. Twitter Joachima Brudziński­ego ??
Fot. Twitter Joachima Brudziński­ego

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland