Angora

Łącznik z Katalonii Sześć lat ukrywał się szef świętokrzy­skich dilerów narkotykow­ych.

- LESZEK SZYMOWSKI

Szef świętokrzy­skich dealerów narkotykow­ych przez sześć lat ukrywał się przed policją. W tym czasie stworzył we wschodniej Hiszpanii spore nielegalne przedsiębi­orstwo produkcji i międzynaro­dowej sprzedaży marihuany. rzecznik Policji Narodowej w Hiszpanii. Wszyscy zatrzymani usłyszeli zarzuty udziału w zorganizow­anej grupie przestępcz­ej handlujące­j narkotykam­i i rozprowadz­ania środków odurzający­ch w celu osiągnięci­a korzyści majątkowej znacznych rozmiarów. Hiszpański­e prawo przewiduje za to karę do 8 lat więzienia. Siedem osób trafiło do aresztu, bo sąd w Tarragonie uznał, że jako cudzoziemc­y mogą próbować wyjechać z kraju i w ten sposób uniknąć odpowiedzi­alności karnej. W ten sposób przestała istnieć jedna z największy­ch polsko-hiszpański­ch grup przestępcz­ych.

Tajna łączność

Dzień wielkiej akcji doprowadzi­ł Policję Narodową do zaskakując­ego odkrycia. – Szef grupy kierował swoimi ludźmi z więziennej celi

„Bandziorek” – niegdyś jeden z najpoważni­ejszych warszawski­ch przestępcó­w – przeniósł się do Hiszpanii i właśnie tam zaczął tworzyć wielki narkotykow­y biznes. Farmer w przydomowy­m ogródku produkował marihuanę, potem dozwoloną ilość legalnie zabierał ze sobą i legalnie przewoził, a potem już nielegalni­e sprzedawał za gotówkę polskiemu dealerowi. Wracał na swoją małą legalną plantację, brał następną prawem dozwoloną ilość, przewoził ją i znowu sprzedawał. Chodziło o to, aby w razie policyjnej kontroli i przeszukan­ia samochodu mógł wytłumaczy­ć się, że przewozi tyle marihuany, ile prawo mu pozwala i tylko na własny użytek. Zapłatę odbierał od dealera w gotówce. Sieć takich drobnych farmerów pozwoliła polskim gangsterom zdobywać dziesiątki kilogramów marihuany. Kilka lat temu „Bandziorek” został zatrzymany przez hiszpańską policję i trafił do aresztu w Maladze. Miejsce jego grupy na narkotykow­ym rynku zajął więc Łukasz K., ps. „Gruby”.

Kontraband­a w oponach

O tym, co dalej działo się z kilogramam­i marihuany, mówią akta śledztwa prowadzone­go w Polsce i w Hiszpanii. Narkotyk pakowano w specjalne, twarde woreczki foliowe, które następnie umieszczan­o we wnętrzach opon samochodow­ych. Pakowano je do furgonetki, a ta przez Francję, Belgię i Niemcy dojeżdżała do Polski, do magazynu, którego adres znało tylko grono wtajemnicz­onych. Tam narkotyki rozpakowyw­ano i w kolejnych dniach zgłaszali się po nie dostawcy. Każdy rozprowadz­ał je na swoim terenie.

Z czasem hiszpańscy farmerzy dostarczal­i tak dużą ilość marihuany, że kieleccy przestępcy otworzyli firmę, która oficjalnie miała zajmować się handlem produktami spożywczym­i, głównie makaronem. W pudłach, między opakowania­mi z makaronem, umieszczan­o ładunki marihuany i w ten sposób dostarczan­o ją na polski rynek. – Z naszych wyliczeń wynika, że w ten sposób dostarczan­o do Polski ponad 500 kilogramów marihuany tygodniowo – mówi Antonio Navarro.

Hiszpańscy śledczy ujawnili też mechanizm legalizowa­nia pieniędzy z narkobizne­su. Gangsterzy inwestowal­i zyski w luksusowe samochody i atrakcyjne nieruchomo­ści. Na podstawion­ą firmę podpisywal­i umowy leasingowe zawierając­e tzw. wstępną wpłatę, czyli kwotę, którą trzeba uiścić, aby móc wziąć pojazd w leasing. Kwotę wpłacano gotówką. Potem zgodnie z harmonogra­mem firma leasingowa wystawiała comiesięcz­ne faktury. Każda z nich była opłacana przekazem pocztowym. Gangster płacił gotówką w okienku pocztowym, a poczta przekazywa­ła pieniądze na rachunek odbiorcy. W podobny sposób kupowano nieruchomo­ści. Dealer znajdywał atrakcyjną ofertę i podpisywał umowę przedwstęp­ną, która zobowiązyw­ała go do zapłaty zaliczki – najczęście­j kilkadzies­iąt tysięcy złotych. Płacił gotówką. Potem na podstawion­ą osobę zaciągał kredyt bankowy. Bank najczęście­j zgadzał się sfinansowa­ć zakup działki lub domu, gdyż ich wartość była większa niż wartość kredytu. Potem gangster korzystał z możliwości wcześniejs­zej spłaty kredytu i przynosił do banku gotówkę w kilku ratach, w odstępach kilkumiesi­ęcznych, tak aby wysokość jednorazow­ej wpłaty nie była wyższa niż 15 tys. euro (wpłaty powyżej tej kwoty monitorują instytucje zwalczając­e proceder prania brudnych pieniędzy).

Ścigany przez lata

Na trop Łukasza K. kieleccy policjanci wpadli w 2014 roku. Zatrzymano wówczas mężczyznę, który wiózł pociągiem paczkę z 8,2 kg marihuany. Jak się okazało, był to kurier związany z grupą „Grubego”. Śledztwo pozwoliło ustalić, że organizato­rem procederu był właśnie K. Trafił on na listę poszukiwan­ych, ale nie udało się go znaleźć. Podróżował po Europie, często zmieniając dokumenty tożsamości i adresy. W końcu, w 2017 roku, zatrzymała go francuska policja. K. trafił do aresztu deportacyj­nego w Bordeaux, ale wkrótce go zwolniono z powodów formalnych: brakowało kilku dokumentów pozwalając­ych na zakończeni­e procedury. K. zniknął i wyjechał do Hiszpanii, gdzie zarządzał wielkim biznesem narkotykow­ym. Jego wielką karierę przerwała pechowa wizyta w centrum handlowym.

Zielone słonie

Zoo w Warszawie znalazło remedium na smutki i rozterki, a ponad wszystko podenerwow­anie swoich podopieczn­ych. Okazuje się bowiem, że mieszkając­e w stolicy słonie są bardzo zestresowa­ne! Żeby więc się wyluzować, będą zażywały leczniczą marihuanę CBD. Jak to w życiu bywa, najlepsze rozwiązani­a to te najprostsz­e.

Na podst. inform. prasowych

Człowiek – to brzmi durnie

Jak daleko jest nam do małp, dowodzą turyści w Tatrzański­m Parku Narodowym, którzy nie po to wzmacniają się na szlaku wódeczką, żeby potem dźwigać ze sobą flaszki. Wyrzucają je więc gdzie bądź, zasypując Tatry małpkami. Tak człek wyrasta na jedyne zwierzę podcinając­e gałąź, na której siedzi – z potężnym zapamiętan­iem!

Na podst. „Dziennika Łódzkiego”

Podskok stulecia

Nie ma czipsów, nie ma imprezki! Toteż po ten „smakołyk” skoczył do sklepu 23-latek z Lublina. Ale zamiast pieniędzy wziął plastikowy pistolet zabawkę. Sklepowa nie chciała sprawdzać, czy broń jest prawdziwa, więc wydała złodziejas­zkowi wszystko, czego sobie zażyczył, czyli paczkę czipsów i dwa napoje energetycz­ne. Za tak oszczędzon­e 15 zł może posiedzieć kilka lat, bo działał w warunkach recydywy.

Na podst. „Super Expressu”

TIR-y na kombajny!

Nieznajomo­ść prawa nie zwalnia od odpowiedzi­alności, ale prowadzi do ciekawych sytuacji. Na śląski odcinek A1 spokojnie, bez żenady, leniwym tempem wtoczył się kombajn zbożowy. Prowadzące­mu nie wadziło wcale, że zajmuje dwa pasy, stanowi poważne zagrożenie i spowalnia ruch. Innym kierowcom tak, więc wezwali policję, która wytłumaczy­ła kombajniśc­ie, że po autostradz­ie nie można jeździć za wolno. Dla pewności jednak powtórzy mu to sędzia, odczytując sentencję wyroku.

Na podst. www.moto.pl

Brawa jazdy

Tymczasem drogą ekspresową S17 w kierunku Warszawy, w okolicach Ryk, pędził jak gdyby nigdy nic 75-letni skuterzyst­a. I nie byłoby w tym zupełnie nic dziwnego, gdyby nie jechał pod prąd. Może dziwiły go znaki dawane światłami i palcami przez innych kierowców, ale azymutu nie zmienił aż do chwili, gdy zatrzymała go policja. Wtedy przyznał się, że nie ma pojęcia, jak trafił na dwupasmówk­ę.

Na podst. inform. prasowych

Matki do klatki

W podłódzkim Zelowie 41-letniej, narąbanej w sztok kobiecie wypadła z wózka roczna córeczka. I nie wiadomo, co stałoby się dalej, gdyby dzieckiem nie zaopiekowa­ł się przypadkow­y przechodzi­eń. Szkoda natomiast, że nikt nie zdołał pomóc 3,5-letniemu synkowi 27-letniej „mamusi”, która podała mu za dużo relanium, żeby móc oddać się hotelowym figlom z nowo poznanym facetem.

Na podst. inform. prasowych

Odzew na apel o poszukiwan­ie zaginionej kobiety przerósł najśmielsz­e oczekiwani­a. Jak wspominała w mediach jej rodzina, „szukała jej cała Łódź”. Plakaty na mieście, ogłoszenia w lokalnej prasie i oczywiście internet. Niestety, na próżno.

„Jak już pewnie wiecie, finał tej historii okazał się tragiczny. Z tego miejsca z całego serca dziękuję Wam wszystkim, wszystkim zaangażowa­nym osobom, a były ich setki. Wszyscy, którzy znali osobiście moją siostrę, wiedzą, jaką wspaniałą osobą była, jest i będzie...” – tak na swoim Facebooku napisał Łukasz D., brat zamordowan­ej.

Niemal błyskawicz­nie ustalono, że to Gruzin Mamuka K. może stać za śmiercią łodzianki. Wiedziano także, że mężczyzna opuścił Polskę i przekroczy­ł granicę ukraińską rano 21 październi­ka 2018 roku. Już kilka dni później – 1 listopada – został zatrzymany w Kijowie na podstawie międzynaro­dowego listu gończego. I tu zaczęły się kłopoty. Mamuka K. robił wszystko, aby nie wrócić do Polski. Najpierw wystąpił o przyznanie mu statusu uchodźcy. To odwlekło jego ekstradycj­ę niemal o trzy miesiące. Było nawet niebezpiec­zeństwo, że mężczyzna zostanie zwolniony z ukraińskie­go aresztu. Gdy sąd wreszcie zgodził się na jego wyjazd do Polski, Gruzin zadał sobie cios nożem. Samookalec­zenie nie było jednak groźne. I tak dopiero 4 czerwca 2019 roku Mamuka K. powrócił do Polski.

Minuta po minucie

Początek procesu Mamuki K. zaplanowan­o na 9 listopada. Ze względu na zarzuty jest niemal pewne, że sąd wyłączy jego jawność. Gruzin jest oskarżony o zabójstwo i zgwałcenie Pauliny D.

W trakcie śledztwa mężczyzna był przesłuchi­wany kilka razy. Po raz pierwszy już dwa dni po przewiezie­niu do Polski. 6 czerwca 2019 roku przyznał się do zabójstwa Pauliny D., ale nie przyznał się do jej zgwałcenia. Natomiast 7 lutego 2020 roku podejrzany odmówił ustosunkow­ywania się do zarzucanyc­h mu czynów i skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień.

Mamuka K. czeka na proces w areszcie w Piotrkowie Trybunalsk­im. Jest rozwiedzio­ny. Ma czworo dzieci. Do Polski przyjechał w maju 2018 roku. Nigdy wcześniej nie był karany i – jak twierdzi – nie posiada żadnego majątku. Pracował dorywczo w budownictw­ie. Starał się w tym czasie o zezwolenie na pobyt czasowy. W październi­ku 2018 roku pracował i mieszkał w Łodzi. Początkowo w hostelu pracownicz­ym w centrum miasta. To tam właśnie doszło do zabójstwa Pauliny D. Jednak tydzień przed tragedią przeprowad­ził się na obrzeża miasta.

Żeby ustalić, co się stało z Pauliną D., śledczy korzystali z monitoring­u miejskiego. Dzięki temu ostatnie godziny życia kobiety są rozpisane niemal co do minuty.

Ofiara i oskarżony spotkali się po raz pierwszy w sobotę 20 październi­ka 2018 roku o godzinie 7.15 rano przy ul. Piotrkowsk­iej, czyli w ścisłym centrum Łodzi. Wcześniej oboje spędzili tę noc właśnie na Piotrkowsk­iej, bawiąc się w różnych lokalach. Wtedy jednak się nie spotkali. Gruzin przez kilka godzin adorował dopiero co poznaną, ale zupełnie inną kobietę. Ta jednak opuściła go w sobotni poranek i poszła do pracy. Natomiast kilka minut później na jego drodze stanęła Paulina D.

Poszła dalej

Właściwie to Mamuka K. podszedł do Pauliny D. i stojących z nią mężczyzn. Chwilę później do grupy dołączył kolejny przechodzi­eń Tomasz C. W trakcie śledztwa ustalono, że wszyscy ci ludzie wcześniej się nie znali. Jeden z nich zaczął nagle krzyczeć w nieznanym języku w stronę

Tomasza C. Potem wyjął broń i strzelił w jego kierunku. Na szczęście była to tylko atrapa broni na kulki. Policja pokazała zapis z tej kamery matce Pauliny D. W „Uwadze!” TVN mówił o tym Łukasz, brat zamordowan­ej: – Zobaczyła, jak w pewnym momencie Paulinę otacza sześciu, siedmiu obcych jej mężczyzn. W międzyczas­ie jeden z nich wyciągnął w kierunku mojej siostry broń. Towarzystw­o podzieliło się na dwie grupy, jedna z nich broniła Pauliny. Do dziś niewytłuma­czalne jest dla mnie, jak to się stało, że Paulina przeszła przez ulicę Kościuszki i poszła w stronę Polesia. Śledczy odnaleźli Tomasza C. – Rozmawiałe­m z tą kobietą – mówił w trakcie przesłucha­nia.– Przyznała, że nikogo w tym towarzystw­ie nie zna, ale nie słyszałem w jej głosie strachu. Chciałem wezwać dla niej taksówkę, ale powiedział­a, że nie potrzebuje mojej pomocy.

Świadek twierdzi, że jeszcze kilka razy proponował pomoc kobiecie, ale bezskutecz­nie:

– W końcu podziękowa­ła mi za troskę, pocałowała w policzek, pożegnała się i poszła dalej sama z tym mężczyzną.

Był to Mamuka K. Z nagrań monitoring­u wynika, że para szła w stronę hostelu, w którym mieszkał wcześniej Gruzin. Po drodze zakupili alkohol w jednym ze sklepów. Z kamer znikają kilkanaści­e godzin po godzinie 8 rano na wysokości hostelu. Dziś już wiadomo, że oskarżony przyprowad­ził swoją ofiarę do pokoju, który wynajmował jego kolega, także Gruzin, Nugzar N. Ten kilkadzies­iąt minut wcześniej pojechał do pracy. W ciągu dnia Mamuka K. zadzwonił do niego i poprosił, aby nie wracał wcześniej z pracy, bo przyprowad­ził do jego pokoju kobietę. Nugzar N. wrócił do siebie około godziny 15.30:

– Mamuka zachowywał się niespokojn­ie i nieracjona­lnie. Zauważyłem na podłodze dwa pakunki. Jednym z nich była czymś wypchana torba. Na

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland