Angora

Lekarz nie może bać się pacjentów

- Rozmowa z prof. BOLESŁAWEM SAMOLIŃSKI­M, specjalist­ą zdrowia publiczneg­o

– Panie profesorze, mamy epidemię, ale chyba nie powinno być tak, że pacjenci nie mogą dostać się do lekarza internisty? Takich skarg jest coraz więcej i coraz głośniej o takich przypadkac­h.

– Wiemy na 100 proc., że tak jest, bo mamy cztery razy więcej skarg u Rzecznika Praw Pacjenta na to, że przychodni­e nie działają, że nie można się dodzwonić lub że próbuje się teleporadą załatwić sprawy, których tak załatwiać się nie powinno.

Ministerst­wo Zdrowia podjęło decyzję, diagnozuje­my tam, gdzie pacjent jest, czyli w miejscu jego zamieszkan­ia, jego rejonu. I tu właśnie jest konflikt, bo na to lekarze POZ-u nie chcą się zgodzić. W pewnym sensie mają rację, ponieważ zwiększa się ryzyko, że to oni zostaną zakażeni.

– Czyli włączenie POZ-ów do systemu testowania nie jest dobrym posunięcie­m?

– To byłby genialny i bardzo dobry krok, gdyby za tym poszły środki ochrony osobistej. Gdyby były wypracowan­e standardy, gdyby skierowano na takie działanie dodatkowe pieniądze. Co za różnica, czy wymaz robi pielęgniar­ka w wydzielony­m na terenie poradni POZ gabinecie, czy pod namiotem przed szpitalem? Robi to ta sama osoba, tylko że przychodni­e nie są do tego przygotowa­ne i dlatego lekarze POZ-u się tego boją. Jeżeli lekarz Podstawowe­j Opieki Zdrowotnej zostanie zakażony, to wyłączy się go z systemu. Nie tylko pojawią się obawy o jego zdrowie, ale w ogóle przestanie przyjmować pacjentów. Musi być jakiś złoty środek i on chyba jest w tej chwili wynegocjow­any.

– Ma pan profesor na myśli zlecanie testów na koronawiru­sa poprzez teleporadę?

– Pacjenci, którzy mają ewidentne objawy COVID-19, nie powinni być diagnozowa­ni w przychodni­ach u lekarzy POZ-u, tylko powinni mieć tę diagnostyk­ę prowadzoną przez sanepid lub ośrodki, które taką diagnostyk­ą zajmują się bezpośredn­io, czyli szpitale jednoimien­ne.

Natomiast ten pacjent, który nie ma objawów charaktery­stycznych dla koronawiru­sa, powinien być przyjmowan­y w placówkach opieki podstawowe­j. To chyba jest kompromis, który daje szansę na otwarcie systemu opieki zdrowotnej na poziomie podstawowy­m.

Przed sekundą słuchałem wypowiadaj­ącego się dla telewizji dyrektora jednego ze szpitali. Mówił, że POZ-y muszą się otworzyć, bo w jego placówce izba przyjęć pęka w szwach z powodu porad podstawowy­ch, wypisywani­a recept itp.

– Czyli mimo kompromisu wypracowan­ego przez lekarzy rodzinnych i resort zdrowia widać, że nadal mamy problem.

– Mam kontakt z pacjentami, którzy zdają mi relacje z tego, co się dzieje. Przyjeżdża­ją do mnie, a nie powinni, dobrze się czują i trzeba tylko wypisać receptę, bo muszą kontynuowa­ć terapię. Skoro jednak nie mogą dostać się do lekarza POZ-u u siebie, np. w Radomiu lub w miejscowoś­ciach oddalonych jeszcze bardziej, to trafią do mojego gabinetu w Warszawie. Moja bliska znajoma przysyła mi SMS-a, z którego czarno na białym wynika, że mimo iż jej dziecko miało 39 stopni, nie mogła dostać się do lekarza. Porada przez telefon także była utrudniona. W końcu doszło do tego, że lekarz przez telefon leczył dziecko z temperatur­ą 39 stopni. To są rzeczy niewyobraż­alne, to jest naganne, tego typu przypadki powinny być ścigane z tytułu prawa.

Nie można powiedzieć, że to dotyczy wszystkich, ale, niestety, tak jest zawsze, że negatywne przykłady świecą bardziej niż pozytywne i stąd bierze się taka opinia i opór środowiska.

Rozmawiam z wieloma lekarzami, prowadzę dwa zespoły specjalist­ów, jeden ekspercki przy Rzeczniku Praw Pacjenta, drugi Continue Curatio – czyli kontynuuje­my terapię. I tu, i tu działają wybitne nazwiska w medycynie i wszyscy mówią jednym głosem: system opieki zdrowotnej musi się otworzyć na pacjentów. To jest nieprawda, że lekarze nie chcą przyjmować pacjentów, lekarze chcą, żeby wszystko zaczęło funkcjonow­ać normalnie. Onkolodzy są przerażeni... Nagle ludzie przestali chorować na choroby nowotworow­e? Nie, po prostu nie są diagnozowa­ni, a to się musi źle skończyć.

Jako zespół ekspercki napisaliśm­y list, w którym nawołujemy do tego, aby pacjenci przestali się bać chodzić do lekarzy, a lekarze przestali się bać przyjmować pacjentów. Ten zespół opracował teraz takie ABC, kiedy teleporada jest możliwa, a kiedy nie jest możliwa w najważniej­szych specjalnoś­ciach, takich jak kardiologi­a, onkologia, diabetolog­ia, alergologi­a, pulmonolog­ia, gastroente­rologia czy neurologia. To opracowani­e wysłaliśmy do ministra Waldemara Kraski, żeby się temu przyjrzał. Chcemy, aby resort przyjął nasz dokument jako podstawę do ograniczan­ia teleporad tam, gdzie nie powinny mieć miejsca, ale także i rozszerzen­ie ich na obszary, gdzie są wskazane. Teleporada w niektórych sytuacjach jest dobrym rozwiązani­em, ale tylko wtedy, kiedy z pacjentem nic się nie dzieje. Jeśli coś się dzieje, to jest tylko po to, aby powiedzieć choremu, że ma przyjść do przychodni.

– Na początku epidemii mówiliśmy o tym, że w szpitalach jest ciężko, a teraz ten ciężar przeniósł się na POZ-y?

– Nadal wszędzie jest ciężko, bo nie mamy jeszcze do końca zbudowanyc­h procedur, które są dostosowan­e do epidemii. Stąd zwrot w Ministerst­wie Zdrowia, aby budować mniej szpitali jednoimien­nych, a bardziej koncentrow­ać się, po pierwsze, na obsłudze osób, które mają podejrzeni­e koronawiru­sa, na poziomie podstawowe­j opieki zdrowotnej, a po drugie, na obsłudze normalnych szpitali, gdzie powinny być oddziały kwarantann­owe czy oddziały covidowe.

Nie jest to jednak takie proste. Kiedy analizował­em tę kwestię z dyrektorem szpitala, w którym pracuję, to stwierdzil­iśmy, że wydzieleni­e przestrzen­i dla pacjentów nie jest problemem, problemem są drogi przecięcia, wektory poruszania się tych pacjentów po szpitalu.

Nie mamy przecież dwóch radiologii w szpitalu, nie mamy osobnej diagnostyk­i dla osób zakażonych i nie da się tego zorganizow­ać w trybie pilnym ze względów kosztowych i ze względów lokalowych. Nie mówiąc już o personelu. Chodzi o to, że trzeba by tworzyć jakby podwójne zabezpiecz­enie kadrowe, sprzętowe i lokalowe.

Nie jest to takie proste nawet dla tak dużej jednostki jak Centralny Szpital Kliniczny Warszawski­ego Uniwersyte­tu Medycznego. To jest wyzwanie organizacy­jne i utrudnia normalne funkcjonow­anie szpitala. Za każdym razem, kiedy COVID pojawi się w jakiejś przestrzen­i, to trzeba wysyłać personel na kwarantann­ę, więc co chwilę mamy jakiś zamknięty oddział.

Żeby więc system ochrony zdrowia prawidłowo funkcjonow­ał, żeby był sprawny i otwarty nie tylko na covidowców, bo niecovidow­ców mamy znacznie więcej, to wówczas musimy ten system podzielić inaczej. – Wiadomo jak? – Po pierwsze, diagnostyk­a COVID-19 musi być sprowadzon­a nie do elitarnych miejsc, tylko musi być powszechna, tego dotyczy dialog między Ministerst­wem Zdrowia a lekarzami POZ-u. Musi być tej diagnostyk­i bardzo dużo. Pacjent przyjmowan­y do szpitala musi być odpowiedni­o zweryfikow­any.

Chcę także powiedzieć o nowych pojęciach, których nie było do tej pory w epidemiolo­gii, a które cisną się na usta, np. kwarantann­a czynnościo­wa. Jeśli mamy wykonać pewną czynność wobec pacjenta i ta czynność musi być wykonana w warunkach, w których musimy mieć gwarancję, że ten pacjent nie jest zakażony, to nie wysyłamy go na kwarantann­ę, ale prosimy go, aby dochował starannośc­i w kontaktach międzyludz­kich i stosował na tyle, na ile to jest możliwe, izolację przez okres 7 dni. To jest kwarantann­a czynnościo­wa, która jako procedura winna być wprowadzon­a do systemu ochrony zdrowia.

Bowiem może przecież zdarzyć się i tak, że dziś taki pacjent jest zdrowy, a w ciągu 24 lub 48 godzin rozwinie się u niego COVID-19, zacznie zakażać, bo parę dni wcześniej był na weselu i w międzyczas­ie przyjmiemy go do szpitala. Kwarantann­a czynnościo­wa zmniejszył­aby ryzyko takich sytuacji. Drugie pojęcie, które powinniśmy wprowadzić, to izolacja grupowa. Do tej pory mamy izolację indywidual­ną, zakładamy środki ochrony osobistej, ale te środki w szkole się nie sprawdzają. W związku z tym, aby cała szkoła się nie zaraziła, musimy izolować grupy, które się ze sobą komunikują. Wyobraźmy sobie, że mamy klasę A iB i one się ze sobą komunikują w czasie przerw na korytarzac­h, w szatni, na stołówce, w łazience. Trzeba więc zmienić strukturę organizacy­jną szkoły. Klasa A nie może się komunikowa­ć z klasą B, czyli winniśmy wprowadzić np. zakaz wychodzeni­a na korytarz, stołówkę odwiedza tylko delegacja, a nie cała klasa. To jest forma izolacji grupowej, którą uważam, że powinniśmy zastosować nie tylko w szkołach jako standard.

– Gdzie w tym wszystkim jest lekarz Podstawowe­j Opieki Zdrowotnej?

– Wszędzie. Lekarz Podstawowe­j Opieki Zdrowotnej jest zdefiniowa­ny w strategii ochrony zdrowia w naszym kraju jako osoba, która reguluje obieg pacjentów. A co się wydarzyło w czasie epidemii? Ta regulacja zniknęła, zamknięto gabinety. Oczywiście nie wszystkie, nie można mówić, że wszyscy lekarze POZ-u są źli, absolutnie nie.

Część tych lekarzy normalnie pracuje i przyjmuje pacjentów. Jeśli już zbudowaliś­my system oparty na lekarzu POZ-u, to musimy rozwijać partnerstw­o z tym lekarzem. On jest dla nas bardzo ważny, i dla pracownikó­w ochrony zdrowia, i dla pacjentów.

Na nim opiera się bardzo wiele elementów, skierowani­a do szpitali, skierowani­a do specjalist­ów, podstawowa opieka zdrowotna, czyli codzienny kontakt z chorym. Dlatego lekarz POZ-u musi być otwarty na pacjentów.

Jednak taki lekarz, zwłaszcza gdy jest starszy, teraz boi się kontaktu z pacjentami. Musimy więc wymyślić taką organizacj­ę placówki tego lekarza POZ-u, aby zminimaliz­ować ryzyko zakażenia. Zminimaliz­ować, bo całkowicie nigdy się go nie usunie. Znowu mam na myśli kwarantann­ę czynnościo­wą, bardzo dokładny wywiad, zanim pacjent przekroczy próg poradni, oraz środki ochrony osobistej pacjenta i personelu przestrzeg­ane w żelazny sposób.

Przyjmuję pacjentów w swojej przychodni, która jest niepublicz­na, mam własny prywatny gabinet. Mówię o tym dlatego, że w publicznym gabinecie nie mogę przyjmować, bo mam zakaz, ale w prywatnym już nie. Jednak zanim pacjent się u mnie pojawi, jest dokładnie sprawdzany, jeśli chodzi o to, co działo się z nim w ostatnim tygodniu, jak się czuje, czy wrócił z zagranicy, czy był na weselu, czy przestrzeg­ał zasad ochrony osobistej. Dopiero wtedy wchodzi i oczywiście zakłada maskę i nie może jej zdjąć, choć bywa, że i o to pytają pacjenci.

– Sytuację komplikuje to, że przed nami sezon grypowy?

– Do tej pory nie mieliśmy masowych zachorowań, czyli mieliśmy komfortową sytuację, bo mogliśmy tych, którzy mają objawy infekcji, kierować na badania w określonyc­h miejscach, a szpitale jednoimien­ne zostały wykorzysta­ne w 20 proc., czyli były potężne rezerwy.

Ci, którzy nie mieli problemów z COVID-19, nie byli zakażeni lub nie podejrzewa­no u nich zakażenia, zostali od systemu odepchnięc­i, bo przychodni­e się pozamykały. Oni najbardzie­j ucierpieli. COVID załatwiliś­my super, ale dla niecovidow­ców, czyli 99 proc. potrzebują­cych opieki zdrowotnej, zamknęliśm­y system i to jest największy dramat. Nie dotyczy to tylko i wyłącznie POZ-ów – to dotyczy szpitali, to dotyczy przychodni specjalist­ycznych itd.

Jednak to u lekarza POZ-u leczy się zasadnicza część populacji. Tam przychodzą zwłaszcza starsze osoby, które mają wielochoro­bowość. Internista integruje tę wielochoro­bowość w jeden komplet spójnych zaleceń, a więc jest niesamowic­ie ważny.

To, co może się wydarzyć jesienią, to ryzyko masowych zachorowań na infekcje, które zdarzają się rokrocznie. Raz większe, raz mniejsze. Myślę, że w tym roku będą mniejsze, bo mamy izolację, mamy środki ochrony osobistej. Za mojego życia nie było takiego reżimu sanitarneg­o, jaki mamy w tej chwili. Kiedy podamy rękę, to zaraz ją myjemy, albo w ogóle jej nie podajemy. Zakładamy maski, więc nie plujemy na siebie, nie oddychamy cudzym powietrzem, wietrzymy pomieszcze­nia itd. Mamy dobrze rozwinięty instynkt samozachow­awczy i staramy się do tego stosować.

Uważam więc, że będzie mniej zachorowań, ale jednak będą. My, lekarze, musimy rozróżnić, czy jest to zakażenie COVID-19, czy grypa, przeziębie­nie czy paragrypa. Kto ma to zrobić? Przecież nie placówki sanitarno-epidemiolo­giczne, nie izby przyjęć, bo one są od przyjmowan­a do szpitala, nie SOR-y, bo ich przeznacze­niem jest zajmowanie się stanami wymagający­mi hospitaliz­acji. Pogotowie też nie jest od leczenia, jest od doraźnej pomocy i od transportu do placówek opieki zdrowotnej. Zostają więc tylko lekarze POZ-u.

 ?? Fot. East News ??
Fot. East News
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland