Polski dunker
nie przerżnę konkursu wsadów. Wszystko zawdzięczam sobie.
– Wsady do kosza są osobną dyscypliną?
– To już nie koszykówka, a zupełnie coś innego. We wsadach przecież nie liczy się bieganie; co ciekawe, wielu dunkerów nigdy nie trenowało koszykówki, od razu zajęli się wsadami.
– To „jazda figurowa” albo „gimnastyka artystyczna” koszykówki?
– Bardzo fajne określenie, bo tak w rzeczywistości jest. Wsady są niezwykle widowiskowe, rozbudzają wyobraźnię widzów, a w meczu koszykówki wręcz się na nie czeka. Znam takich, którzy twierktóra zdobędzie uznanie widzów, by oni i sędziowie byli mocno podjarani. Nie ukrywam, że w takich zawodach jestem trochę małpą w cyrku, akrobatą, który nie może skupić się na samym wsadzeniu piłki do kosza, ale musi wykonać coś, co szczególnie zachwyci obserwatorów. – Jakie ewolucje wykonałeś? – Przeskoczyłem cztery stojące w rzędzie osoby, następnie przeleciałem nad pięcioma kolejnymi. Wykonałem też tak zwany double up, czyli przeskoczyłem nad stojącym na krześle i trzymającym piłkę nad głową człowiekiem, przechwyciłem ją, przełożyłem pod nogą i włożyłem do kosza. samego Gordona; byłem pod wrażeniem, że taka gwiazda pochlebnie skomentowała mój wyczyn.
– Wrócę do Michaela Jordana, oglądasz filmy z jego wyczynami?
– Michael miał kilka fajnych wsadów, ale to było 20 lat temu. Dzisiaj, patrząc na Jordana, twierdzę, że jego ewolucje nie były aż tak niesamowite, choć wsad z linii rzutów wolnych robi nadal ogromne wrażenie. Nie dałby sobie jednak rady ze współczesnymi najlepszymi dunkerami.
– Czy można jeszcze wymyślić coś nowego, jakąś ciekawą ewolucję?
– Wydaje mi się, że można jeszcze coś wykombinować. Dunkerzy myślą o niezwykłych ewolucjach. Ja także pracuję nad kilkoma wymagającymi wsadami.
– Można by wlecieć nogami do kosza...
– ...to byłby kosmos! Ale pewnie nawet na Księżycu by to się nie udało. Do niedawna wydawało się niemożliwe wykonanie wsadu z przełożeniem najpierw piłki pod jedną, następnie pod drugą nogą. Przed rokiem dokonał tego Amerykanin Jonathan Clark. Wprawdzie na trochę niżej zawieszonym koszu, ale jego lot wywołał zazdrość u wielu specjalistów wsadów. – Dunker to twój zawód? – Tak. Jeśli jest się w wysokiej formie i wygrywa się bądź jest się w czołówce konkursów, to człowiek ma z czego żyć. Od dwóch lat występuję w profesjonalnym zespole, ale należy pamiętać, że to sport i kontuzja może wszystko przekreślić. Jestem studentem turystyki i rekreacji na AWF-ie w Katowicach.
– Często można zobaczyć twoje wyczyny na specjalnych pokazach.
– Lubię nie tylko startować w konkursach, ale i brać udział w pokazach. One są wyzwaniem, pobudzają mnie, lubię bawić publiczność. Na pokazach wykonuję nawet takie wsady, których nie robię podczas zawodów, bo obawiam się, że mi nie wyjdą.
– Złamałeś kiedyś obręcz podczas próby?
– Nie miałem takiej sytuacji, ale zdarzyło się to znajomym dunkerom, którzy wyrwali kosz z tablicy i lądowali na parkiecie z obręczą w rękach. Wsady to sport ekstremalny i oczywiście zawiera pewną dawkę niebezpieczeństwa. Najważniejsze, by dopisywało zdrowie. Podobno można skakać, wsadzać piłkę i robić to dobrze, mając nawet 40 lat.
– W tym roku powalczysz o światowe mistrzostwo?
– Niestety, zawody odwołano ze względu na pandemię koronawirusa. Udało się zorganizować tylko zawody w Debreczynie, które wygrałem.