Wiele hałasu o nic
Skończyła się nieśmieszna partyjna komedyjka zagrana przez rządzących. Nosi szekspirowski tytuł, ale była to burleska z ogródkowego teatrzyku, choć media oszalały, starając się przytrzymać uwagę widzów i słuchaczy. Tymczasem porządek, jaki Kaczyński zrobił w ostatnich dniach w prawicowej koalicji, był zapowiadany. Nazwano to rekonstrukcją rządu, bo w jego strukturze utworzono urząd bezpieczeństwa kontrolujący resorty siłowe oraz, personalnie, ministra sprawiedliwości. Szefem urzędu, czyli nadpremierem, mianował się Jarosław Kaczyński. A reszta? Według Szekspira jest milczeniem, bo, dalibóg, kogo obchodzi dymisja Ardanowskiego czy Adamczyka?
Desperacka decyzja, by starego, zmęczonego człowieka, żyjącego od miesięcznicy do rocznicy, umieścić na posadzie rządowej wymagającej niestępionej czujności, niespożytej energii i pełnej dyspozycyjności, dowodzi bezsiły. Oznacza słabość szefa rządu, pupila Kaczyńskiego, który sobie nie radzi. W ogóle to Morawiecki radzi sobie świetnie, nie radzi sobie w szczególe, mianowicie z Ziobrą sobie nie radzi, bo ten, jako czekista z krwi i kości, nie uznaje zwierzchnictwa. Prawdziwy czekista podporządkowuje się wyłącznie rewolucji, zaś zwierzchnictwo bankstera to dla czekisty hańba! Tym boleśniejsza, że Morawiecki jest oficjalnie szykowany na spadkobiercę Kaczyńskiego i wodza prawicy. Uraz Ziobry pogłębia świadomość, że Solidarna Polska, której przewodzi, przystawka PiS-u złożona z kilku zdeterminowanych janczarów i jednej Kempy, na wyrost wykreowała go na zbawiciela, bowiem bez PiS-u Ziobrowa kanapa politycznie nie istnieje. To mocno doskwiera komuś, kto dzierży (ukłony od Feliksa) realną władzę w resorcie sprawiedliwości i prokuraturze.
Ziobro ma wiedzę wystarczającą, by zdmuchnąć z wolności wielu wyznawców Kaczyńskiego, a zarazem wie, że taka wiedza to odbezpieczony granat trzymany między własnymi nogami. Podobne wnioski snuje Kaczyński, który wie aż za dobrze, że pozbycie się Solidarnej Polski z koalicji będzie smutną powtórką z jakże mało zabawnych dlań lat 2005 – 2007. Dla Kaczyńskiego to identyczne zagrożenie jak odbezpieczony granat w kroku Ziobry.
Ziobro kreowany przez swych janczarów na męża opatrznościowego, drażni pisowców jak zaniedbany hemoroid. Gęganie Wesołych kumoszek z Windsoru, pokazywanych z rączkami złożonymi jak na renesansowych obrazach i głoszących miłość wodza, wzbudziły zażenowanie bezwstydną gotowością uczynienia Ziobrze łaski. Na tym ponoć polega partyjna lojalność! Tej jednak zabrakło im, którzy będąc ludźmi wiary przyjęli, że pan Zbyszek, ich Mojżesz, jest tym, który włada wodą, ziemią i powietrzem. Nieznani posłowie bez namysłu ogłaszali akty strzeliste wobec Ziobry, stawiając go na równi z... Kaczyńskim. – Dymisja ministra sprawiedliwości oznacza wybory! – groził publiczności bez znieczulenia jakiś Kowalski, a inni domagali się dla pana Zbyszka większej czci. Nieznany z niczego Mariusz Kałużny, poseł, wołał głosem wielkim: „Ziobro albo śmierć!” – aliści gdyby rozdzielić życie wodza od egzystencji Zjednoczonej Prawicy, Ziobro od dawna byłby politycznym trupem. Tymczasem tenże Kałużny postulował: „Ziobro powinien być specjalnie chroniony przez klasę polityczną”. W domyśle: bo inaczej Ziobro przestanie klasę polityczną chronić? I jak wam się podoba?
Wesołe kumoszki z Windsoru, którym Ziobro ufundował biografie, robią pozorne wrażenie ideowych do ostatniego skrętu DNA, ale gdy widzi się z bliska te poczciwe Ozdoby, ponure Kalety, Wosie i Kanthaki; rosłego Wójcika czy wymownego Kowalskiego, za którego Opolszczyzna musi nas kiedyś przeprosić, trudno nie zadać pytania: a czego wy, dobrzy ludzie, pragniecie? Czyż odpowiedź nie pobrzmiewa w żałosnym lamencie onego Kalety, że jego ferajna ma najmniejszy udział w podziale łupów, czyli w tym, co daje ojczyzna dojna swym wybrańcom? Przecież ziobrystom nie idzie o sprawniejsze sądy i uczciwsze orzekanie, tylko o to, co zawsze. O kasę! Nawet Terlecki ich za to zganił, a widział wiele... Ziobrowe młodzianki, pokazując pazurki, zapomniały, że wśród równych są równiejsi i nie może ogon machać psem, jak orzekł capo di tutti capi Kaczyński. Ale nie wolno już psom ciąć ogonów, więc Kaczyńskiemu pozostało jedno: wziąć całą sforę pod bat! I zamiast snuć rozległe wizje w drewutni na Nowogrodzkiej, znów się poświęcił dla ojczyzny i osobliwie Mateusza, by ustrzec sforę przed wilkiem w ziobrowej skórze.
Ludzie bez wyrafinowanej wyobraźni uznali ziobrystów za prostaczków, którym nadmierna ambicja „zerwała beretkę”. Pozbawiona wyobraźni politycznej Koalicja Obywatelska uznała sytuację za upadek władzy i wysłała wici w teren, by szykować się do wyborów! Borys Budka, zwany przez swoich Herr Flick (komiczna postać z „’Allo ‘Allo!”), zorientował się jednak, że to blamaż i wici cofnął. Zgłosił za to w Sejmie wniosek o dymisję Ziobry, co nawet dla życzliwych znaczy, że Budce też „zerwało beretkę”. W dodatku z czupryną! Nawet Michał Kamiński się skwasił: – Widać, że za tą inicjatywą stoją ci sami geniusze, którzy doprowadzili do triumfu Dudy w wyborach prezydenckich.
I mamy jak u Szekspira: jedni Poskromili złośnicę, drugich nadal kręci Komedia omyłek, a mam nadzieję, że Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
henryk.martenka@angora.com.pl