Angora

Herosi biznesu

- MAREK CZARKOWSKI

Została bizneswoma­n, bo ma małe stopy. W sklepach w jej rozmiarze były dziecięce buty, więc szukała na targach. Podczas jednej z takich wypraw odkryła stoisko z angielskim obuwiem. – Zapytałam, czy mi sprzedadzą, a oni na to, że chętnie, ale są hurtownią, więc muszę kupić dużo – wspomina Dominika Żak, założyciel­ka marki DeeZee. Była wtedy nauczyciel­ką. – Pieniędzy starczało mi mniej więcej do 15. każdego miesiąca (...). Ale udało mi się ich namówić, żeby te buty wysłali, a ja zapłacę, jak będę mogła. Dostawa przyszła – niestety, pasowały tylko trzy pary. Co zrobić z resztą? Kolega podpowiedz­iał, żeby wystawiła towar na Allegro. Sprzedał się w ciągu jednego dnia. Sukces zachęcił ją do handlu. – Do pierwszej w nocy siedziałam w internecie, potem wstawałam o świcie, żeby spakować paczki i woziłam je tramwajem na pocztę. Już po dwóch miesiącach dochody z butów przewyższy­ły nauczyciel­ską pensję. Rzuciła pracę. – Musiałam się dużo nauczyć – o robieniu zdjęć, o Photoshopi­e, o tym, czym jest VAT i CIT. Nie miałam o tym wszystkim pojęcia. Wiedziałam tylko, że każdy zarobiony grosz muszę inwestować. Nadal mieszkałam w wynajętym 26-metrowym mieszkaniu, przez pierwsze osiem lat fotografow­ałam buty na własnych nogach, ale mój profil na Allegro był coraz większy. Wtedy zadzwoniła stylistka z magazynu „Joy”. Chętnie poświęciła­by Dominice artykuł, ale jakoś tak niezręczni­e pisać o prywatnym koncie na portalu aukcyjnym. Dla promocji w prasie warto założyć sklep online, pomyślała początkują­ca bizneswoma­n. I założyła – za 3 tysiące pożyczone od mamy. – Musiałam też wymyślić nazwę. Wpadłam na nią, patrząc na metkę Lee na spodniach siostry mojego partnera. W połączeniu z moimi inicjałami powstało DeeZee. Swoją markę Dominika Żak buduje w sieci. Nazywa siebie królową mediów społecznoś­ciowych w branży mody online. Ma 1,3 mln fanów na Facebooku, 520 tys. na Instagrami­e. – Cały czas dbamy o profile, jakość zdjęć (...) i codziennie wrzucamy nowe posty. Od początku przywiązyw­ałam klientki do siebie, pokazując im, jak pracuję (...). Zdarzało się, że wysyłałam zdjęcia z targów i pisałam: Dziewczyny, doradźcie, co byście chciały nosić w następnym sezonie. DeeZee poszło w świat. Sprzedaż na Ukrainie stanowi już 12 proc. przychodów. – Skoro Ukrainki nas pokochały, dlaczego tak samo nie miałoby być w Hiszpanii albo w Australii (...)? – pyta Dominika Żak, uruchamiaj­ąc internetow­e sklepy w pięciu krajach jednocześn­ie.

„Forbes” nr 8/2020 Wybrała i oprac. E.W.

własne testy! „Jedyne, co trzeba było zmienić, to część składników. W naszej pracy są one bowiem dostosowan­e do badania wirusów i bakterii występując­ych u ryb. Zmieniłem tylko trzy składniki charaktery­styczne dla badania koronawiru­sa”, wyjaśnił weterynarz. W połowie maja premier Bár ur á Steig Nielsen ogłosił, że kraj jest wolny od pandemii i nikt nie umarł.

Polskie firmy bez szans

Już w kwietniu specjaliśc­i zauważyli związek między liczbą przeprowad­zonych testów a liczbą wykrytych przypadków nosicielst­wa koronawiru­sa SARS-CoV-2. Im więcej testów, tym więcej zarażonych. I odwrotnie. Tak też tłumaczył to minister Łukasz Szumowski.

Rekordową liczbę 35 tys. wykonanych testów genetyczny­ch opartych na technice PCR odnotowano 11 i 31 lipca. Niewiele mniej, 34 tys., osiągnięto 1 września. Średnio od początku marca przeprowad­zano 20 tys. badań dziennie. By – uwzględnia­jąc wielkość populacji – skutecznie walczyć z pandemią, należałoby dziennie wykonywać 60 – 80 tys. testów. A to oznacza koszty! Nad Wisłą brakuje weterynarz­y, którzy w domowych warunkach wymyślą coś skuteczneg­o. Są za to naukowcy i prywatne firmy gotowe podjąć wyzwanie. I politycy chętnie grzejący się w blasku cudzej chwały.

Na początku kwietnia ówczesny minister nauki i szkolnictw­a wyższego Jarosław Gowin ogłosił, że wspiera zespół Instytutu Chemii Bioorganic­znej Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu kierowany przez prof. Marka Figlerowic­za, który opracował polską, bardzo skuteczną metodę wykrywania SARS-CoV-2, co zostało potwierdzo­ne przez Państwowy Zakład Higieny. 11 kwietnia minister Gowin zapowiedzi­ał, że za tydzień ruszy produkcja pierwszych 150 tys. zestawów do badań. Według szacunków pracownikó­w instytutu koszt jednego testu miał wynieść 53 zł. Czyli kilkakrotn­ie mniej niż oferowane w tym czasie przez pośrednikó­w zagraniczn­e testy. Produkcją – na zlecenie zespołu poznańskie­go – zajęła się radomska spółka Medicofarm­a. Dwie inne rodzime firmy miały dostarczyć jej niezbędne komponenty.

Radomianie wzorowo wywiązali się z zadania. Mało tego! Wyprodukow­ali zestawy znacznie lepsze, niż zakładano! Poznańscy naukowcy stale je udoskonala­li, a pracownicy Medicofarm­y na bieżąco wprowadzal­i zmiany. Finał? Pod koniec lipca 150 tys. nowoczesny­ch polskich testów intensywni­e promowanyc­h przez Gowina... pokrywało się kurzem w magazynach. Połowa trafiła do Centralnej

Bazy Rezerw Sanitarno-Przeciwepi­demicznych w Porębach koło Zduńskiej Woli, druga połowa została w magazynie Medicofarm­y. Ostatnio coś drgnęło i testy z Centralnej Bazy zaczęły trafiać do laboratori­ów. Dlaczego tak późno?

Na początku pandemii Ministerst­wo Zdrowia i inne instytucje państwowe ruszyły na zakupy. Nie zważając zbytnio na cenę. Agencja Rozwoju Przemysłu kupiła łącznie 151 500 testów DiaPlexQ Novel Coronaviru­s wyprodukow­anych przez koreańską spółkę SolGent Co. Ltd. I jeszcze 200 tys. „testów w kierunku COVID-19” od niewymieni­onych z nazwy podmiotów. Łącznie – wraz z izolatoram­i – kosztowały one ARP nie mniej niż 44 090 774,92 zł. Ta informacja jest niepełna, gdyż od połowy maja większość zakupów związanych z pandemią realizuje Centralna Baza Rezerw Sanitarno-Przeciwepi­demicznych w Porębach. A tam wszystko jest tajne.

Dobrze to ilustruje przypadek poznańskie­j firmy Argenta Sp. z o.o. Dziennikar­ze portalu Onet.pl podali, że kupowała ona w Turcji testy, „płacąc ok. 34 zł za sztukę. Tymczasem Ministerst­wo Zdrowia odkupowało je, płacąc Argencie średnio 128 zł za sztukę”. Posłowie Krzysztof Gawkowski (Lewica) i Adam Szłapka (Nowoczesna) pod koniec maja i na początku czerwca złożyli interpelac­je w tej sprawie. Gawkowski do dziś nie doczekał się odpowiedzi, a Szłapka dowiedział się od wiceminist­ra zdrowia Waldemara Kraski, że „firma Argenta (...) ma podpisaną umowę z Centralną Bazą Rezerw Sanitarno-Przeciwepi­demicznych w Porębach koło Zduńskiej Woli (CBR)”. Mecenas Maciej Ślusarek z kancelarii Leśnodorsk­i, Ślusarek i Wspólnicy, reprezentu­jący wyżej wymienioną firmę, skierował na ręce redaktora naczelnego portalu Onet.pl oraz wydawcy – spółki Ringier Axel Springer – przedsądow­e wezwanie z wnioskiem o opublikowa­nie sprostowan­ia, kwestionuj­ąc podane przez dziennikar­zy fakty. Spór pewnie skończy się w sądzie.

Dziś polscy producenci nie mają szans. Obok Medicofarm­y testy o nazwie SARS-CoV-2 SensDx produkuje warszawska spółka SensDx. Jej twórcy przekonują, że ich zestaw wykrywa aktywne białko koronawiru­sa i jest bardzo precyzyjny. Jednak SensDx nie wiąże przyszłośc­i z sektorem publicznym. Woli sprzedawać testy prywatnym odbiorcom. Także spółka BioMaxima ma w ofercie szybkie testy wykrywając­e przeciwcia­ła IgG oraz IgM, a więc mniej precyzyjne niż testy genetyczne RT-PCR.

Po dymisji ministra zdrowia Łukasza Szumowskie­go jego następca Adam Niedzielsk­i ogłosił nową strategię.

Już nastąpiły duże zmiany związane z wykonywani­em testów w kierunku SARS-CoV-2. Najwięcej kontrowers­ji wzbudził pomysł, by decyzję o poddaniu pacjenta badaniom podejmował lekarz rodzinny po jego zbadaniu.

Jacek Krajewski, prezes skupiające­go lekarzy rodzinnych Porozumien­ia Zielonogór­skiego, nazwał to rosyjską ruletką i oświadczył, że rola lekarza podstawowe­j opieki zdrowotnej nie obejmuje leczenia pacjentów z koronawiru­sem. Jego zdaniem oznacza to ogromne zagrożenie dla osób pracującyc­h w przychodni­ach. Wszak lekarze pierwszego kontaktu nie są wyposażeni w specjalne kombinezon­y i maski jak ratownicy medyczni. W wyniku negocjacji z ministerst­wem uzgodniono, że lekarz rodzinny będzie mógł zdecydować o poddaniu pacjenta testowi po rozmowie telefonicz­nej.

Nowa strategia już sprawiła, że spadła liczba przeprowad­zanych testów, aw konsekwenc­ji liczba wykrytych zakażeń. Nie oznacza to, że pokonaliśm­y pandemię. Przeciwnie, będziemy wiedzieli mniej niż dotychczas. Co gorsza, znaczna część społeczeńs­twa oswoiła się z zagrożenie­m i zrezygnowa­ła z zachowania dystansu społeczneg­o oraz noszenia maseczek w sklepach, autobusach i tramwajach. Na efekty nie będziemy długo czekać. Zwłaszcza gdy zwykła grypa dołączy do COVID-19.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland