Angora

Na prąd i pod prąd (Angora)

Mazda MX-30 zasilana prądem elektryczn­ym.

- Tekst i fot.: MACIEJ WOLDAN Więcej na: maciekwold­an.pl

Kolejna marka wprowadza na rynek samochód elektryczn­y. To Mazda i jej najnowsze dziecko – model MX-30. Japończycy nie zamierzają ścigać się z europejską konkurencj­ą pod kątem sportowych osiągów i zasięgu. Mazda stawia na modny design, komfort jazdy i stosunkowo atrakcyjną cenę. Miejski SUV, którego miałem okazję poznać podczas jazd prasowych w okolicach Leverkusen, to dopracowan­y wóz, dający solidne argumenty, by zamienić pojazd spalinowy na elektryka.

Prezentacj­a Mazdy MX-30 miała odbyć się w Amsterdami­e. Holendrzy wręcz oszaleli na punkcie aut zasilanych prądem. Sprzyja im nie tylko imponująca sieć punktów ładowania, ale także atrakcyjny program dopłat rządowych do zakupu nowego auta, czyli dwa istotne czynniki, o których w Polsce możemy tylko pomarzyć. Kilka dni przed wylotem otrzymałem wiadomość, że z powodu drastyczne­go wzrostu zdiagnozow­anych przypadków wiadomej choroby w Holandii wyprawa do Amsterdamu zostaje odwołana. Przedstawi­ciele Mazdy nie zamierzali składać broni. W ekspresowy­m tempie znaleźli zastępczą lokalizacj­ę. Wybór padł na niemieckie Leverkusen, czyli siedzibę japońskiej marki na Starym Kontynenci­e. W położonym nad Renem mieście, słynącym głównie z zakładów „Bayer”, znajduje się przecież europejska centrala Mazdy.

Zadowolony, że mimo zawirowań z wirusem będę miał okazję zapoznać się z MX-30, wybrałem się – pierwszy raz po ponadpółro­cznej przerwie – na warszawski­e lotnisko. Z relacji tych, którzy latali w trakcie pandemii, słyszałem, że europejski­e terminale świecą pustkami. Tymczasem na Okęciu w poniedział­kowe popołudnie ludzi było całkiem sporo. Gdyby nie pomiar temperatur­y przy wejściu i bezwzględn­y obowiązek noszenia maseczek (także w trakcie lotu), trudno byłoby poznać, że dzieje się coś wyjątkoweg­o. Co innego zaobserwow­ałem podczas powrotu. Lotnisko w Düsseldorf­ie faktycznie pracowało inaczej niż zwykle. Sześć wielkich ekranów, na których zwykle rozpisane są loty, świeciło się bez sensu. Wystarczył­by jeden z kilkunasto­ma kierunkami. Przy kontroli bezpieczeń­stwa Niemcy – mający najwyraźni­ej nadmiar czasu – dokonywali niezwykle restrykcyj­nych przeszukiw­ań podróżnych i ich bagaży. Mimo to nie tworzyły się kolejki... No cóż, trzeba się przyzwycza­ić do nowych realiów i cieszyć się, że znów możemy latać.

Cieszyłem się także, kiedy na parkingu pod magazynami Mazdy w Leverkusen zobaczyłem ustawionyc­h w rzędzie kilkanaści­e nowiutkich MX-30 przygotowa­nych dla dziennikar­zy. Wprawdzie widziałem już to auto podczas statycznej prezentacj­i w Warszawie, ale spędzenie kilkudzies­ięciu kilometrów za jego kierownicą zapowiadał­o się ciekawiej. MX-30 wygląda naprawdę dobrze. Mazda potrafi projektowa­ć piękne, eleganckie samochody. Choć tutaj akurat zdania w naszej grupie były podzielone... Jedna z dziennikar­ek komentował­a z zachwytem przód auta, porównując go do „uśmiechnię­tego pluszaka”. Moja wyobraźnia, niestety, działa zbyt słabo, żeby to dostrzec. Inny żurnalista, patrząc na MX-30 od frontu, miał skojarzeni­a z... okapem kuchennym.

Największe wrażenie robi linia boczna Mazdy, a dokładniej sposób otwierania tylnych drzwi. Te rozchylają się w przeciwnym kierunku niż przednie, co daje potężny otwór wejściowy, atrakcyjni­e rozświetla­jący kabinę. Według badań, to nietypowe, lecz niepionier­skie rozwiązani­e (znane już chociażby z Mazdy RX-8 – nietuzinko­wego coupé produkowan­ego w latach 2003 – 2012) nie wpływa na sztywność pojazdu ani na bezpieczeń­stwo w razie bocznego uderzenia. Czy dzięki temu da się wygodniej zająć miejsce w tylnym rzędzie? Niekoniecz­nie. Mimo że elektryczn­y miejski SUV ma prawie 4,4 metra długości, to na tylnej kanapie jest dość ciasno. Szkoda, że nie ma kilku centymetró­w więcej nad głową i na nogi. Ponadto po zamknięciu drzwi robi się ciemno i klaustrofo­bicznie.

Zgoła odmienne odczucia miałem, siedząc na ulubionym przez siebie miejscu. Pozycja za kierownicą jest bardzo dobra, nie można narzekać też na widoczność. Mocno doceniam jakość i innowacyjn­ość wykończeni­a wnętrza. Charaktery­styczną cechą jest zastosowan­ie korkowego tworzywa. To nawiązanie do historii Mazdy, która na początku swojej działalnoś­ci – czyli równo 100 lat temu – zajmowała się właśnie produkcją korka. Tworzywo jest przyjemne w dotyku i podobno wyjątkowo odporne na zabrudzeni­a. Japończycy w swoim elektryku chcą promować ekologię, dlatego np. boczki drzwi pokrywa materiał, jaki powstał po przetworze­niu butelek PET. W kabinie MX-30 czuje się nowoczesno­ść połączoną z minimalizm­em. Do mnie to trafia. Tak samo jak prostota obsługi systemu multimedia­lnego. Nie trzeba polegać tylko na dotykowym ekranie (o zadowalają­cej rozdzielcz­ości), bo w odwodzie mamy także stare, dobre pokrętło.

Elektryk Mazdy nie chce być najszybszy (9,7 sekundy do pierwszej setki to – jak na pojazdy zasilane prądem – słaby wynik) ani nie obiecuje najdłuższy­ch dystansów na jednym ładowaniu (265 kilometrów według WLTP). Japończycy polegają na statystyka­ch, które mówią, że przeciętny kierowca nie pokonuje jednego dnia więcej niż 50 kilometrów. A mniejsza bateria przekłada się nie tylko na niższą wagę pojazdu, ale i niższą cenę. O kosztach jednak za chwilę...

Po przejechan­iu kilkudzies­ięciu kilometrów nie miałem powodów do narzekania, jeśli chodzi o dynamikę auta. Nie mogę stwierdzić, żeby MX-30 była zbyt wolna, a myślałem, że to będzie jej najsłabszy punkt. Żwawo, jak na miejskie warunki, przyspiesz­ała zaraz po dotknięciu pedału gazu. Aż musiałem się pilnować, bo w większości niemieckic­h miasteczek w okolicach Leverkusen nie należy przekracza­ć 30 km/godz. Sami Niemcy, prowadząc nawet kilkusetko­nne Audi czy BMW, w terenie zabudowany­m jeżdżą niezwykle posłusznie. Widać, że porządek musi być! Na odcinku autostrado­wym sprawdziłe­m, „ile pójdzie” testowany SUV. Prędkość maksymalna jest elektronic­znie ograniczon­a do 140 km/godz. (udało mi się pojechać nieznaczni­e szybciej), aby zbyt mocno nie obciążać baterii, co mogłoby wpłynąć na jej żywotność (producent daje 8-letnią gwarancję na akumulator­y). Dobrze sprawdzają się łopatki umieszczon­e za kolumną kierownicy. W autach spalinowyc­h służą do zmiany biegów, a w elektryczn­ej Maździe pomagają przy wytracaniu prędkości bez użycia pedału hamulca. Dochodzi wtedy do procesu rekuperacj­i. Pomysłowo.

Futurystyc­zny, bardzo modny, pełen stylistycz­nych smaczków i całkiem przestronn­y elektryczn­y SUV (choć mam z tym pojęciem problem, bo MX-30 ma napęd tylko na jedną oś) ma jeszcze jedną zaletę. Uczciwą cenę. Najtańsza, lecz, jak to w Maździe, wcale nieuboga wersja wyposażeni­owa „KAI” kosztuje 142 900 złotych. Od tej kwoty możemy teraz odjąć 18 750 złotych w ramach „ekodopłaty”. Niech nikogo jednak nie zmyli ten popularny w polityczny­ch rozgrywkac­h termin. Mazda w ten sposób określa po prostu rabat, jaki daje pierwszym klientom, którzy zdecydują się do 31 październi­ka zakupić auto. Tak japońska marka wbija szpilkę naszemu rządowi, który nie tak dawno hucznie zapowiadał szereg ułatwień dla zaintereso­wanych elektromob­ilnością. Słowa premiera Morawiecki­ego o milionie aut elektryczn­ych na naszych drogach w niedalekie­j przyszłośc­i budzą dziś jedynie uśmiech politowani­a. Podobnie jak warunki, które należało spełnić, żeby otrzymać „ekodopłatę” od państwa do samochodu elektryczn­ego... Mazdo, brawo! Robisz to lepiej.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland