Angora

Zawsze gaszę za sobą światło

Senator Wadim Tyszkiewic­z rozmawia z Tomaszem Remiszewsk­im.

- TOMASZ REMISZEWSK­I

– Pana wpisy na Facebooku robią furorę, śledzą je miliony Polaków, ale wieki nie widziałem pana w telewizji. Dlaczego?

– Media publiczne robią selekcję nie tylko informacji, ale też gości, którzy są zapraszani do „narodowych” stacji. Przećwiczy­łem to na własnej skórze. W życiu publicznym jestem od 18 lat, byłem dotąd stałym gościem mediów, w ciągu minionych 5 lat tylko raz zostałem zaproszony do telewizji. To nie jest tak, że nagle nie mam nic do powiedzeni­a. – Co się zmieniło? – Naraziłem się opcji rządzącej i pojawił się na mnie zapis, w efekcie nie jestem wpuszczany do TVP3 Gorzów i Radia Zachód, o mediach ogólnopols­kich nie wspominają­c. Nawet jeśli moje poglądy są niewygodne czy niezgodne z linią rządzącej partii, to wydawało się, że mogę je wypowiadać w studiu, bo żyjemy w wolnym kraju. Okazuje się, że jestem w błędzie, a to bezdyskusy­jnie dowód na to, że mamy w Polsce cenzurę.

– A co na to dziennikar­ze? Mówili, dlaczego przestali do pana dzwonić?

– Oni też chcą z czegoś żyć, nie chcą się narażać. Rozumiem to, to nie ich wina. A na ucho mi mówią, że dostali zakaz zbliżania się do mnie. Za komuny to się nazywało zapis na kogoś, czarna lista. Czyli zrobiono na mnie zapis, a Polska cofnęła się do czasów komuny, kiedy to ludzie niewygodni dostawali wilczy bilet.

– Dlaczego uchodzi pan za człowieka niewygodne­go?

– Bo mówię to, co myślę i krytykuję obecną władzę. Jestem wolnym człowiekie­m. Białorusi w Polsce jeszcze nie mamy, ale powoli się zbliżamy. Jestem niewygodny. Przestano ze mną rozmawiać nawet na tematy lokalne. Moim pechem jest to, że mam poglądy niezgodne ze słuszną linią partii.

– Głośno pan przekonuje, że media publiczne w istotny sposób wpłynęły na wybór prezydenta w sierpniu 2020 roku.

– Nie można powiedzieć, że doszło do sfałszowan­ia wyborów, ale na pewno były to wybory nieuczciwe. Obywatele nie mieli równego dostępu do informacji, do mediów. Ludzie o takich poglądach jak ja zostali odcięci od kontaktu z widzami czy słuchaczam­i. To cenzura, a w ten sposób można wszystko wypaczyć. Ostatnio „Wiadomości” oglądałem pół roku temu, wytrzymałe­m chyba do 7. minuty. Nie mam siły. Jestem za słabym człowiekie­m. To jest tak nachalne i brudne, że tego nie da się oglądać.

– Wzbudza to w panu agresję czy przygnębie­nie?

– Jedno i drugie. A przede wszystkim ogromny smutek, że dożyliśmy takich czasów, że telewizja stała się narzędziem propagando­wym partii rządzącej, która jest gotowa na wszystko i wykorzystu­je media do ogłupiania ludzi. Jeżeli to ktoś ogląda codziennie, to jego mózg jest wyprany dokumentni­e.

– 17 lat był pan prezydente­m Nowej Soli. W roku 2019 zdobył pan mandat senatora. Zyskał pan coś na tej zmianie?

– Nic. Zawsze mówię prawdę i teraz też będę szczery – pójście do Senatu to był największy błąd w moim życiu. Praca w samorządzi­e to harówka 24 godziny na dobę. To zajęcie potwornie wyczerpują­ce. Przez 17 lat tylko raz byłem na urlopie dłuższym niż 5 dni. Nawet śniłem o tym, co będę następnego dnia robił. Byłem bardzo zmęczony i dlatego szukałem zmiany. Zdecydował­em się na Senat, żeby wykorzysta­ć swoje doświadcze­nie, ale bardzo tego żałuję. W Senacie nie ma żadnej mocy sprawczej. Samorząd to co innego – tam jest realne działanie.

– Przecież w Senacie decyduje pan o sprawach całego kraju. To mało?

– Na papierze może to tak wygląda, ale prawda jest inna. W Senacie można się napracować okropnie, pisać ustawy, wychodzić z inicjatywa­mi, a i tak wszystkie decyzje zapadają przy Nowogrodzk­iej. W Senacie złożyłem projekt zmiany Kodeksu karnego, żeby to nie prokurator, ale sąd decydował o sankcjach w postaci odsunięcia od sprawowani­a funkcji przez wójta, burmistrza i prezydenta. Nawet niektórzy koledzy senatorowi­e z PiS wstrzymali się od głosu, żeby ta ustawa przeszła. Przeszła, i co z tego? Wylądowała w zamrażarce, prawdopodo­bnie nigdy nie ujrzy światła dziennego. Niemoc, bicie piany, przekomarz­anie się to nasza codziennoś­ć.

– Uśmiecham się. Siedzimy w Senacie, a pan mówi: Polityka nie jest dla mnie. To paradoks...

– Mam pan rację, to trochę dziwne. Cały czas czuję się samorządow­cem. Wiadomo, każdy jest w politykę wplątany, ale te partyjne szachy – ta kuchnia, to knucie – są nie dla mnie. Wolę podejmować decyzje zgodne z własnym sumieniem, a nie linią partii.

– A jak to wszystko wygląda od środka?

– Parlament tworzy nowe prawo, żeby rozwijać kraj. Tak jest w państwie demokratyc­znym, a w państwie niedemokra­tycznym – a Polska zmierza w stronę dyktatury – wszystkie decyzje zapadają w siedzibie partii i są tak naprawdę dziełem jednego człowieka. Gdyby się temu dobrze przyjrzeć, to Sejm i Senat są do likwidacji. Mamy atrapę demokracji – wszyscy udają, że pracują, udają, że jest dobrze.

– W którą stronę pana zdaniem będą podążać zmiany w Polsce?

– Jarosław Kaczyński ma wizję państwa kanclerski­ego. Żeby jednak wprowadzić system kanclerski, trzeba by zmienić konstytucj­ę. Kaczyński wie, że przy obecnym rozkładzie sił zmiana konstytucj­i jest niemożliwa. Dlatego odpuścił to sobie i działa poprzez Trybunał Konstytucy­jny. Sejm na jego rozkaz przegłosow­uje ustawę niezgodną z konstytucj­ą, ale on nie musi zmieniać konstytucj­i, bo wystarczy, że Andrzej Duda, czyli jego giermek, wysyła ustawę do TK, a Trybunał uznaje, że ta jest zgodna z konstytucj­ą. To mechanizm zmiany konstytucj­i bez zmiany konstytucj­i. Piotrowicz po coś tam przecież jest.

– Andrzej Duda cieszy się zaufaniem 52,2 proc. Polaków. To rekordowy wynik społeczneg­o poparcia w historii pomiarów IBRiS dla Onetu. Co pan na to?

– „Nieuczciwi­e wygrane wybory tylko wzmocniły najgorszeg­o prezydenta w historii kraju, grabarza polskiej demokracji” – napisałem na swoim fanpage’u. Jestem załamany tym sondażem. To niepojęte. Napisałem prawdę, a komentarze pod tym wpisem mnie tylko w tym utwierdzaj­ą.

– Andrzej Duda najgorszym prezydente­m w historii? Czy to nie jest zbyt surowa ocena?

– Nie. Kiedyś myślałem, że gorszego prezydenta od Lecha Kaczyńskie­go już być nie może. Myliłem się. To był słaby prezydent. Można mu i tysiąc pomników postawić, ale proszę sobie przypomnie­ć, jakie miał notowania przed katastrofą smoleńską, to było 25 – 30 proc. poparcia. Ale Lech Kaczyński miał przynajmni­ej swoje zasady i go dziś w Polsce brakuje. To był dobry człowiek i trzymał za cugle swojego brata. Gdy żył Lech, to Jarosław nie mógłby sobie pozwolić na to, co robi teraz. A Andrzej Duda jest najgorszy. Długo można by mówić o korupcji polityczne­j, o kupowaniu wyborców. Choćby podwyżka emerytur, która miała być, a jej nie będzie.

– Identyfiku­je się pan z seniorami w Polsce, z ich sytuacją?

– Oczywiście, bo dali się otumanić totalnej propagandz­ie. Najpierw wmówiono emerytom, że 13. emerytura to coś ekstra, potem dostali obietnicę przedwybor­czą podwyżek i dobrobytu, a teraz dostają figę z makiem.

– Cały czas tak mocno przeżywa pan porażkę Rafała Trzaskowsk­iego?

– Po wyborach przez pierwsze dwa tygodnie byłem zdruzgotan­y. Nie mogłem pojąć, że było tak blisko, by Polska zaczęła iść w kierunku cywilizowa­nej Europy. Rafała Trzaskowsk­iego znam bardzo dobrze. To człowiek, którym nie można manipulowa­ć, ktoś zupełnie inny niż Andrzej Duda. Boli mnie to wszystko. Jarosław Kaczyński próbuje wmówić Polakom, że jesteśmy pępkiem świata, a to nie jest prawda. Obecna władza to wróg Polski.

– Bez przesady. Połowa Polaków tak jak pan co prawda ją krytykuje, ale druga połowa jest przecież zachwycona...

– Nie chcę być złośliwy, ale dlaczego są zadowoleni? Niech pojadą do Hiszpanii, niech zobaczą, jak tam jest. Jak tam się żyje. Albo niech jadą do Austrii czy Szwajcarii – tam można zobaczyć, jak wygląda rozwinięta kultura europejska.

– Wielu twierdzi, że za PiS-u ludziom żyje się lepiej.

– No, żyje się lepiej, ale nie wolno porównywać roku 2010 z 2020. Żyje się lepiej, a PiS w tym swoim fenomenie wmówił Polaków, że to dzięki nim. To nieprawda. Polakom żyłoby się jeszcze lepiej, ale nie wszyscy to rozumieją. Wie pan, na czym polega geniusz Jarosława Kaczyńskie­go? On, jak dawniej Janusz Palikot, w sposób doskonały zdefiniowa­ł za pomocą badań, na które wydaje ciężkie miliony, swój elektorat i jego potrzeby.

– Pan urodził się na terenie dzisiejsze­j Białorusi. Gdy śledzi pan wydarzenia w Mińsku, serce bije panu mocniej?

– Urodziłem się na naszych Kresach Wschodnich, w granicach ZSRR. Jako młody chłopak przyjechał­em do Polski na tereny zachodniej Polski. Serce bije mi mocniej, bo zawsze ciążyło mi to miejsce urodzenia. I imię. Musiałem wielokrotn­ie tłumaczyć, dlaczego mam jakieś takie durne imię. Co to w ogóle jest? Na początku, gdy słabo mówiłem po polsku, to wołali na mnie „Rusek”. Wkurzało mnie to, bo byłem Polakiem, ochrzczony­m. Hancewicze, miasteczko na Kresach Wschodnich, skąd przyjechał­em, to była Polska, niedaleko Baranowicz­e, mama chodziła tam do polskiej szkoły. Piszę o tym teraz książkę.

– Skąd te emocje związane z Białorusią?

– W ostatnich dniach, gdy dochodziło do ostrej wymiany zdań, gdy wyrażam swoje poglądy w internecie, to dziesiątki razy ludzie do mnie pisali: „Wy...aj na Białoruś”. Przy okazji atakowane jest też moje imię. Do tej pory było wstydem powiedzieć, że ma się białoruski­e korzenie. Dotychczas Białoruś to było dno wszystkich den: Łukaszenka, reżim, komuna, a dzisiaj Białoruś brzmi dumnie. Jestem dumny z Białorusin­ów, wielu z nich dobrze znam. To spokojny naród, który się obudził. A to, że urodziłem się na Białorusi, to dla mnie duma, a nie wstyd.

– Kiedy Białoruś stanie się w pełni europejski­m krajem?

– Są w potrzasku. UE jest bardzo ostrożna, bo boi się Rosji, a Białoruś mogłaby być zarzewiem światowego konfliktu. Kiedyś Stany Zjednoczon­e najechały Wietnam, ale Białoruś nie będzie Wietnamem, nikt nie zareaguje zdecydowan­ie, bo każdy boi się Władimira Putina. Trzeba być dyplomatą, żeby wiedzieć, jak się zachować. Sam nie wiem. W Hancewicza­ch został zamknięty, a wcześniej skatowany człowiek. Dziennikar­z. Trafił do więzienia, a robił tylko to, co robił. Mógłbym zapłacić za niego 500 dolarów kary, ale Łukaszenka od razu to wykorzysta i nagłośni, że polski senator ingeruje w ich wewnętrzne sprawy. Mógłbym tam pojechać i ich wspierać, a jak mnie potem nie wpuszczą? Mam tam grób ojca.

– Wrzuca pan do internetu swoje zdjęcia bez koszulki. Prezentuje sportową sylwetkę i zachęca do pracy fizycznej. Jaki jest tego cel?

– Uważam, że warto wychowywać ludzi w szacunku do pracy, do wysiłku. Jeżeli roczne dziecko dostaje tablet i zajmuje się tylko grami i nie wie, co się dzieje wkoło, to coś jest nie tak. Dziś wiek określa nie metryka, ale to, w jakiej jesteś formie fizycznej. Wzorem dla mnie jest Leszek Balcerowic­z, zawsze mi imponował. 73 lata, dżinsy, plecaczek. Kondycji może mu pozazdrośc­ić niejeden 50-latek. Sam też chodzę na siłownię, biegam po 5 kilometrów, staram się trzymać formę. W życiu dużo pracowałem fizycznie: sprzątałem, myłem okna, czyściłem kible i zawsze podkreślam znaczenie pracy w życiu człowieka.

– To dlatego krytykuje pan młode kadry PiS-u?

– Ludzie z PiS-u, ci młodzi, nie zhańbili się pracą fizyczną, a teraz decydują o losie kraju. Przemądrza­li są strasznie. Uważam, że żeby być skutecznym w polityce, trzeba poznać życie. Byłem świadkiem w Senacie, kiedy to wybitnego, doświadczo­nego, zasłużoneg­o sędziego Sądu Najwyższeg­o Stanisława Zabłockieg­o sztorcował wiceminist­er Sebastian Kaleta, lat 31. To oburzające!

– Często pisze pan: „Miałem łzy w oczach” albo „Nie spałem całą noc”. Nie kryje pan tego, że jest człowiekie­m emocjonaln­ym.

– Tak, mocno to wszystko przeżywam i w porównaniu z tymi młodymi wilkami z PiS-u – wyszkolony­mi, jak panować nad emocjami i co mówić – jestem naturszczy­kiem.

– A ratuszem w Nowej Soli jak latami pan zarządzał? Też emocjonaln­ie czasami trzeba było kogoś opieprzyć?

– U mnie było w urzędzie wszystko poukładane. Nawet robiąc szkolenia dla samorządow­ców, podkreślam, że samorząd to jest firma. Trochę inna firma, bo inaczej pieniądze się zarabia, trochę inaczej je się też wydaje, ale trzeba wykazać się gospodarno­ścią, trzeba być szefem, który dba o wszystkich. – To jak, były rządy silnej ręki? – Nie było krzyków. Broń Boże. Sprawne zarządzani­e zależy od stworzenia odpowiedni­ego zespołu ludzi. Ogromne znaczenie odgrywają zaufanie i zasady. A wszystko zaczyna się od drobnych spraw. Zawsze gaszę za sobą światło, a nie każdy to robi. Wyniosłem to z domu, ale też z własnej firmy, którą prowadziłe­m przez 17 lat.

–A gdyby „Czajkę” przenieść do Nowej Soli, gdy był pan tam prezydente­m? Pęka panu rura, ścieki się leją do rzeki. Co pan robi?

– To, co robi PiS, to pranie mózgów. Taka awaria ma prawo wydarzyć się wszędzie. To nie prezydent miasta projektuje i buduje takie instalacje. Nawet prezydent tym nie zarządza, on ma od tego ludzi.

– Chodzi o odpowiedzi­alność polityczną. PO rządzi Warszawą przecież od ponad 15 lat.

– Tak, ale projekt „Czajki” powstawał za prezydentu­ry Lecha Kaczyńskie­go. Czy on to sam projektowa­ł? Jest grą polityczną zrzucanie odpowiedzi­alności, czy to na Trzaskowsk­iego, czy na Gronkiewic­z-Waltz, czy na

Kaczyńskie­go – niech będzie. To jest cały proces. Wybiera się wykonawcę projektu czy koncepcji w przetargu publicznym, a taka procedura trwa czasami kilka miesięcy, a nawet rok. Od koncepcji po wyłonienie wykonawcy, potem wykonawca to realizuje.

– Jeździ pan po Polsce, szkoli samorządow­ców. Co im pan mówi?

– Robert Lewandowsk­i po zdobyciu Pucharu Ligi Mistrzów powiedział słowa, które powtarzam co najmniej od 10 lat. Powiedział mniej więcej tak – żeby wygrywać, trzeba też umieć przegrywać. Trzeba być upartym w dążeniu do celu. Wiem coś o tym. Na dziesięciu obsłużonyc­h z pełnym poświęceni­em inwestorów zostaje jeden.

– Czy te słowa odnoszą się też do zwykłych ludzi, czy tylko do polityków?

– Do każdego, do pana też. Są o tyle ważne, że warto mieć marzenia, żeby je potem realizować. Przeciwnik w postaci PiS-u jest potwornie trudny nie dlatego, że są tacy mądrzy. Ich siła polega na tym, że są tak bezczelni w zawłaszcza­niu państwa, że nie wahają się użyć wszelkich narzędzi, w tym finansowyc­h, do osiągnięci­a celu. Ten przeciwnik wydaje się nie do pokonania, ale Białorusin­i walczą, dlatego Polacy też nie mogą się poddawać.

 ?? Fot. Wojciech Stróżyk/Reporter ??
Fot. Wojciech Stróżyk/Reporter

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland