Angora

Do polityki nie idę na pewno (Dziennik Gazeta Prawna)

Rozmowa z rzecznikie­m praw obywatelsk­ich Adamem Bodnarem.

- MAGDALENA RIGAMONTI

– Jak syn? – Który? – Najstarszy, ten który miał kłopoty z prawem.

– Dostał się do liceum. I wszystko OK. TVP próbowała zajmować się moim synem, żeby mnie w ten sposób zdyskredyt­ować. Nie udało się. No cóż, trzeba żyć dalej. Dwaj moi synowie są w wieku nastoletni­m i doskonale wiem, że potrzebują więcej czasu i taty. Podobnie jak ten najmłodszy – prawie czteroletn­i. Teraz będą mieli go więcej.

– Przecież pan jest nadal rzecznikie­m praw obywatelsk­ich. – Formalnie kadencja się skończyła. – Ze względów rodzinnych nie zdecydował się pan na drugą kadencję?

– Nie, bo od początku zakładałem, że chcę być rzecznikie­m tylko jedną kadencję. I to jest kwestia pryncypial­na. Nie można na końcu swojej służby być w sytuacji, w której walczy się o głosy posłów, a jednocześn­ie wykonuje się pracę RPO. Przecież ci, którzy mieliby mnie wybrać na drugą kadencję, są tymi, których aktualnie bym krytykował. W normalnych, dojrzałych systemach demokratyc­znych aparat władzy potrzebuje kogoś, kto patrzy jej na ręce i wytyka błędy. Nawet takie osoby się docenia. U nas jednak jest tak głęboka polaryzacj­a, że uznaje się, iż krytykowan­ie merytorycz­ne jest atakowanie­m polityczny­m. Parlamenta­rzyści, politycy nie są w stanie przyjąć, że ten, kto krytykuje, nie ma w tym polityczne­go interesu.

– Koalicja się chwieje, politycy mają w poważaniu, kto zostanie RPO.

– I mogą mnie trzymać na tym stanowisku pięć, sześć, osiem miesięcy. Na przykład prof. Andrzej Zoll był trzymany od 30 czerwca 2005 r. do 15 lutego 2006 r., czyli siedem i pół miesiąca. Do momentu aż nastał Janusz Kochanowsk­i. To oczywiście nie jest teraz priorytete­m. Niemniej posłowie PiS znaleźli czas, aby złożyć wniosek do Trybunału Konstytucy­jnego. Twierdzą, że przepis pozwalając­y na pełnienie przeze mnie służby ponad kadencję jest niezgodny z konstytucj­ą. Rozprawa została wyznaczona na 20 październi­ka 2020 r. Wygląda na to, że co najmniej do tego czasu będę sprawował funkcję. Co więcej, przyłączę się do tej sprawy i będę twierdził, że przepis jest zgodny z konstytucj­ą – dokładnie takie same regulacje dotyczą prezesa NBP czy prezesa NIK. – Pan będzie miał moc sprawczą. – Cały czas mam. Ustawa mówi, że sprawuję funkcję do czasu wyboru następcy. Dlatego po prostu robię swoje.

– Obok pana biura wisi wielki plakat skrajnie prawicoweg­o stowarzysz­enia Roty Niepodległ­ości o Sodomie i Gomorze. Widział pan?

– Tu obok jest rzeczywiśc­ie taka przestrzeń reklamowa, na której wieszane są często billboardy o treściach prawicowyc­h. – Specjalnie dla pana. – Nie pani pierwsza to zauważyła. – Może to zapowiedź, że po panu RPO będzie jakiś prawicowy radykał, który na dobro i zło popatrzy z innej perspektyw­y niż pan, lewak.

– Pani nie może ze mną rozmawiać jak z kimś, kto jest zatrudnion­y na etacie analityka polityczne­go, tylko jak z osobą, która pełni urząd. Powiem więc, że rzecznikie­m praw obywatelsk­ich powinna zostać osoba, która wypełnia kryteria ustawowe, czyli charaktery­zuje się znajomości­ą prawa oraz wysokimi kwalifikac­jami moralnymi.

– Tak dyplomatyc­znie pan będzie mówił?

– A jak mam mówić? Co więcej, musi to być osoba, która uzyska poparcie dwóch izb parlamentu. Mówiąc dalej dyplomatyc­znie, twórcy konstytucj­i dość mądrze to przemyślel­i, żeby na tego typu posady wymagać zgód dwóch izb parlamentu. – Zmęczony pan jest? – Fizycznie? – Polityczni­e. – Jeśli ma się przed sobą kolejne miesiące, to trzeba znaleźć energię na dalszą pracę. Miałem nie najlepsze wakacje. Za krótkie po prostu. No i cały czas w napięciu. Półtora tygodnia w lipcu i pięć dni w sierpniu. A spośród tych pięciu dni i tak pewnie ze dwa spędziłem na myśleniu i pisaniu mojego senackiego przemówien­ia. Najgorsze w tej pracy jest takie poczucie całkowitej, ciągłej odpowiedzi­alności indywidual­nej. Zakres obowiązków biura i zaangażowa­nia w sprawy publiczne, temperatur­a debaty publicznej, atak na niektóre instytucje i prawa podstawowe były tak ogromne, że w zasadzie to pracowałem non stop. Dzisiaj zacząłem pracę o 7.45, teraz jest 18. – Pana asystentki też w biurze. – Wszyscy mają nadgodziny. Przestrzeg­amy reguł prawa pracy. – O polityce bym chciała. – No i... – O pana relacji z politykami. – Szanuję ich. – Tak? – Może nie wszystkich. OK, nazywam po imieniu rzeczy, które politycy robią wbrew standardom demokratyc­znym. – Dyplomatyc­znie pan nazywa. – Czy moje sierpniowe wystąpieni­e w Senacie było dyplomatyc­zne? Nie było, prawda? To dlaczego pani mówi, że „dyplomatyc­znie”? Mówiłem, że budujemy w Polsce system konkurency­jnego autorytary­zmu. To przecież nie są słowa z dyplomacji. Mówiłem, że jeden z nurtów, który kształtowa­ł naszą rzeczywist­ość, to nurt antyustroj­owy, a drugi to nurt narodowego populizmu. Czy to jest dyplomacja? Występuję przeciwko politykom, którzy zagrażają prawom obywatelsk­im, łamią konstytucj­ę i nie robię tego od dziś. Wiem, na czym polega polityka, jak działa wielu polityków, czym się kierują. Nie jestem naiwną sierotką, która się nagle obudziła. Pamiętam za czasów Donalda Tuska słowa o kastracji pedofilów, pamiętam ustawę hazardową w dwa dni i więzienia CIA w Polsce. Teraz jednak dochodzi do zmiany ustroju państwa, a ja nie chcę się z tym pogodzić, więc protestuję, używając tych narzędzi, które – jako rzecznik – mam do dyspozycji.

– Skoro się ta zmiana ustroju dokonuje, trzeba było zostać na drugą kadencję i patrzeć politykom na ręce.

– Jeszcze raz pani mówię, że kiedy w 2015 r. startowałe­m na to stanowisko, używałem argumentu, że jedna kadencja rzecznika... – Sytuacja w Polsce się zmieniła. – No ale tak nie można. Nawet gdyby rządziła opozycja, to nie poszedłbym do nich, żeby prosić o poparcie. W instytucji, którą kieruję, do ostatniego dnia trzeba mieć poczucie całkowitej niezależno­ści. Poza tym myślę, że te wysokie tony mogły być adekwatne w 2017 r., kiedy sytuacja była jeszcze do odratowani­a – mam na myśli zmiany dotyczące sądownictw­a. Teraz musiałaby nastąpić głęboka zmiana polityczna, żeby je odkręcić. Tu już taki urząd jak mój, interwencj­e najlepszyc­h stowarzysz­eń sędziowski­ch i Unii Europejski­ej nie pomogą. Wyobraża sobie pani, że obóz rządzący powie do przedstawi­cieli UE: OK, świetnie, macie rację, zmieńmy ustawę o Krajowej Radzie Sądownictw­a? Na tyle naiwny już nie jestem. Myślę, że każdy kolejny miesiąc debaty na poziomie europejski­m służy zamrażaniu zmian.

– Zbigniew Ziobro może przestać być ministrem sprawiedli­wości.

– Albo może nastąpić ograniczen­ie jego decyzyjnoś­ci, jeśli chodzi o powoływani­e prezesów sądów, ograniczen­ie możliwości wpływania na postępowan­ia dyscyplina­rne, choć nie do końca w to wierzę. A to, co się teraz dzieje, to tragikomed­ia. Kolejny dowód na to, że konstytucj­a i zasady są politykom niepotrzeb­ne, bo liczy się tylko bieżący zysk polityczny.

– Przecież pan w zeszłym roku miał być kandydatem opozycji na prezydenta.

– W plotkach. Myślę, że byłem elementem jakichś rozważań.

– Rozważano pana albo Małgorzatę Kidawę-Błońską?

– Rozważano różne opcje. Proszę zauważyć, że byłem wymieniany np. obok prof. Marcina Matczaka.

– Czyli to nie było tak, że Grzegorz Schetyna zadzwonił...

– Nie było nigdy takiej rozmowy. Wiemy dobrze, że tworzone są różne wizje, jak ta polityka może się rozwijać. Jak się pojawił tekst Jarka Kurskiego, że ja bym był dobrym kandydatem na prezydenta, to musiałem się odciąć, żeby nie było żadnych wątpliwośc­i.

– Pana była zastępczyn­i Sylwia Spurek też tak mówiła, zarzekała się. Teraz jest euro parlamenta­rzystką. – Ja do polityki nie idę na pewno. – Kreowano pana na zbawcę narodu. – Myślę, że w tych momentach, kiedy chodziło o walkę o sądownictw­o bądź kwestie związane z reformami

instytucjo­nalnymi, opozycja doceniała moje stanowisko. To jej pasowało do aktualnej polityki i działań. Natomiast co do zasady... W ciągu ostatnich miesięcy ważny był dla mnie jeden moment, kiedy polityka różnych partii obnażyła swoje oblicze, a ja nie byłem w stanie zrozumieć, co się dzieje. To początek czerwca tego roku, kiedy szybko przyjęto zmiany do ustawy wyborczej, która pozwalała przeprowad­zić głosowanie hybrydowe, czyli w lokalach wyborczych i koresponde­ncyjnie. Politycy partii rządzących i opozycji dogadali się – w istocie ponad konstytucj­ą – że partia opozycyjna może sobie wymienić kandydata. Bo w świetle konstytucj­i organizowa­no całkowicie nowe wybory, a nie dogrywkę, jak w meczu piłkarskim. W ten sposób zostało fundamenta­lnie naruszone bierne prawo wyborcze. To, co zrobili, nazywam „nową Magdalenką”. Chyba niezbyt dyplomatyc­znie, prawda? – Za cicho pan protestowa­ł. – Mówiłem wtedy do senatorów: zobaczcie, każdy z was mógłby jutro chcieć wystartowa­ć w wyborach prezydenck­ich. Jest tylko jeden problem. Nie będziecie w stanie w kilka dni zdobyć 100 tys. podpisów, bo nie macie struktur, zaplecza partyjnego tak dużego, jak jedna partia polityczna. Przez PO i układ, na jaki poszła, wszyscy, którzy chcieliby kandydować, zostali zostawieni na marginesie. Uprzywilej­owani byli ci, którzy się wcześniej zarejestro­wali, bo mieli na to 45 dni, oraz Rafał Trzaskowsk­i dysponując­y porządnym zapleczem organizacy­jnym. Do tego mógł wystartowa­ć jeszcze Waldemar Witkowski, ale okazało się, że miał wcześniej zdobyte podpisy i sąd, ładnie interpretu­jąc przepisy, dał mu szansę. Witkowski mógł dozbierać te 30 tys. Ale on też miał strukturę – to była Unia Pracy przecież. Opozycja już się zaczęła witać z gąską. Zignorował­a konstytucj­ę, choć wcześniej miała ją na sztandarac­h. I wydaje mi się, że w tych momentach przełomowy­ch, w 2017 r. czy w 2018 r., było w tym dużo prawdy, przywiązan­ia do wartości konstytucy­jnych. Jednak w czerwcu tego roku okazało się, że najważniej­sza jest polityka. Były osoby, które mówiły, żeby poczekać z wyborami do 6 sierpnia, żeby wszystko zrobić porządnie, dać czas na to, by wygasła kadencja prezydenta, zrobić marszałka Sejmu pełniącym tymczasowo urząd prezydenta. Elżbieta Witek by tę funkcję pełniła. I dopiero po tym wszystkim powinno się ogłosić nowe wybory, dać wszystkim równe szanse. I oczywiście było na „nie”. Opozycja miała nadzieję, że może się jakoś uda i Trzaskowsk­i zostanie prezydente­m. I jakoś się nie udało. Nie można na skróty. – Zawiódł się pan. – Nie na wszystkich. Patrzę np. na posła Michała Szczerbę i jego zaangażowa­nie. Jest wielu takich posłów i senatorów, którzy wykonują ogromną pracę. – To nie są politycy pierwszoli­gowi. – Dla mnie poseł Szczerba jest pierwszoli­gowy.

– Nie podejmuje decyzji w Platformie.

–W Polsce mamy tendencję, żeby wrzucać całą klasę polityczną do jednego worka.

– Jak pan mówi o drugiej Magdalence, to też pan wrzuca.

– Chodzi mi o jedną decyzję, wybór polityczny, który był dokonany wbrew konstytucj­i i który był po to, by osiągnąć określony cel polityczny, czyli doprowadzi­ć do plebiscytu, a nie do rzeczywist­ych, w pełni konstytucy­jnych wyborów. A skoro ten statek został rozregulow­any, to już nawet nikt nie próbuje bronić konstytucj­i. Mówiłem o pośle Szczerbie, ale sporo znam polityków, którzy ciężko pracują. I po jednej, i po drugiej stronie. Mam wielki szacunek do dwóch polityków z PiS-u.

– Jarosława Kaczyńskie­go i kogo jeszcze?

– Akurat o prezesie Kaczyńskim nie chciałem mówić, tylko o Januszu Wojciechow­skim i Grzegorzu Wojciechow­skim. Oni mają jeszcze swojego wychowanka, senatora Rafała Ambrozika. Naprawdę życzyłbym opozycji, żeby tak chodziła za sprawami ludzi, którzy się do nich zwracają z problemami. Jeszcze dziś zdarza się, że Janusz Wojciechow­ski, dziś komisarz UE, przychodzi ze sprawami, którymi zaczął się zajmować pięć, siedem lat temu, bo się zobowiązał, bo obiecał. Teraz częściej robi to jego brat. Nie tak dawno rozmawiali­śmy z pół godziny na temat procedury wymiany i scalania gruntów. A Jarosław Kaczyński... Często pisze listy do RPO. Nie wiem, czy sam, ale na pewno jego podpis widnieje pod nimi. Regularnie. Ma dobrą umiejętnoś­ć polityka lidera – jak ludzie się do niego zwracają, to wie, gdzie się zwrócić.

– W sierpniu przedstawi­ał pan swoje sprawozdan­ie w Sejmie w zasadzie do pustej sali.

– Byli przedstawi­ciele wszystkich partii oraz kilkunastu posłów, którzy chcieli zadać pytanie lub podziękowa­ć mi za pracę. Łącznie 24 osoby.

– Nie wiem, dlaczego oni panu to robią.

– Niech pani mnie teraz nie podpuszcza, pani redaktor. Mnie zirytowała jedna rzecz. Pal licho podwyżki dla parlamenta­rzystów, prezydenta, prezydento­wej... – Jak to pal licho? – Problem nie w samych podwyżkach, bo uważam, że obcięcie pensji parlamenta­rzystom dwa lata temu o 20 proc. nie było najmądrzej­sze. Wiceminist­rowie również powinni zarabiać więcej niż dyrektorzy w ich własnych ministerst­wach. Uważam też, że pierwsza dama powinna dostawać wynagrodze­nie, bo przecież jej się nawet ZUS-u nie płaci. No, ale nie 18 tys. zł. To jest więcej, niż ja zarabiam na stanowisku RPO.

– Znajdzie pan sobie jakąś lepiej płatną pracę?

– Jestem profesorem na Uniwersyte­cie SWPS. 28 września zaczynam pierwsze zajęcia. Na pełny etat. Pamięta pani sposób, w jaki te podwyżki próbowano przepchnąć? Przecież złamano wszystkie reguły procesu legislacyj­nego. Można krzyczeć, że nie uchwala się ustawy w jeden dzień, a potem trzy czytania robić w jeden dzień. Jak można poważnie walczyć o państwo prawa, jeżeli się wchodzi w takie interesy?

– Potem opozycja mówiła, że się jednak wsłuchała w głos wyborców.

– Przyzna pani, że to jednak niepoważna argumentac­ja.

– Polityka nie ma nic wspólnego z wartościam­i.

– Pani teza jest prawdziwa, ale nie zawsze. Jeśli już mówimy o jakichś uczuciach, to na pewno nie jest to coś, co mnie radowało. – Radowało? Co to jest za język? – Już jak wypowiadał­em to słowo, to widziałem pani wzrok. Pójście na skróty, myślenie, że elektorat wybaczy, długotermi­nowo unieważnia wiele rzeczy, które wcześniej się brało na sztandary. Ludzie po prostu zaczynają szukać czegoś innego. Myślę, że część osób wierzyła, że ten wizerunek, który od 2016 r. budowała opozycja, jest prawdziwy. – Pan też wierzył? – Nie wiem, czy wierzyłem. Zajmuję się raczej tym, żeby wykonywać swoją robotę. – Znowu ucieczka. – Nie. Zawiodłem się, choć tak jak już mówiłem, mam szacunek do wielu parlamenta­rzystów i w Sejmie, i w Senacie. Nie bez przyczyny pojechałem niedawno do Piły wręczyć odznaczeni­e RPO Mieczysław­owi Augustynow­i, byłemu senatorowi trzech kadencji. Facet prawdziwie walczył o praworządn­ość, o banki żywności, o DPS-y, o osoby słabsze. Niech pani sobie wyobrazi, że to jest polityk, który wymyślił ustawę o przeciwdzi­ałaniu marnotrawi­eniu żywności, przygotowa­ł ją w 2018 r. i Sejm to przyjął większości­ą 427 głosów. Nikt się nie wstrzymał, jedna osoba była przeciw. On udowodnił, że jak się chce, to można zbudować poparcie ponad podziałami. – Bo temat taki. – Gdyby PO była trochę bardziej rozsądna, mogłaby to promować jako swój sukces. Nie chciałbym, żebyśmy zapominali o dokonaniac­h i sukcesach wielu ciężko pracującyc­h parlamenta­rzystów. Czuję, że pani chce ode mnie usłyszeć coś, co mówi Szymon Hołownia, czyli: ja tu wiem lepiej, jak interpreto­wać i analizować politykę, ja wam powiem, jak jest, trzeba walczyć z duopolem. A ja widzę, jaką politycy wykonują pracę na dole.

– Ale decydują ci, co na górze. – Nie będę teraz na przykładzi­e jednej czy drugiej sprawy odsądzał polityków od czci i wiary.

– To jeszcze raz powiem. Pan przemawiał do prawie pustej sali sejmowej. Parlamenta­rzyści, których pan tak broni, mieli gdzieś pana, sprawy obywatelsk­ie, a więc i nas, obywateli.

– W Sejmie ta procedura wygląda w ten sposób, że najpierw jest wystąpieni­e na komisji sejmowej, a później sala plenarna w Sejmie. Na komisji było całkiem przyzwoici­e, pojawili się liderzy opozycji, dużo dobrych słów powiedziel­i na temat mojej pracy, było sporo pytań, długo trwała cała sesja. Szczęśliwi­e tym razem nie została ucięta, bo przecież rok wcześniej poseł Piotrowicz z PiS nie dał mi szansy odpowiadan­ia na pytania. Usłyszałem też na swój temat może nie wyzwiska, ale wiele negatywnyc­h słów ze strony pani prof. Krystyny Pawłowicz. Tym razem było inaczej, prowadziła pani poseł Milczanows­ka z PiS-u. Mogłem odpowiedzi­eć na wszystkie pytania. Mieliśmy dobre trzy godziny.

– Potem pusty Sejm. Taki obrazek poszedł w świat.

– Nie chodzi o mnie, nie chodzi o to, że ja tam byłem prawie sam, nie chodzi o ten obrazek. Zastanawia­m się, dlaczego parlamenta­rzyści nie wykorzystu­ją okazji, kiedy w Sejmie przemawia RPO. Nie, nie po to, żeby mi okazać szacunek, ale żeby okazać obywatelom szacunek, pokazać, że się troszczą o ich prawa. Mogli po kolei „jechać” artykułami konstytucj­i, pytać o wolność artystyczn­ą, o zabezpiecz­enie społeczne, o brutalność policji, o więzienia, o ośrodek w Gostyninie, o dezubekiza­cję, o art. 212 Kodeksu karnego, o dostęp do informacji publicznej. Obywatele zyskaliby wiedzę, zobaczylib­y, że posłowie interesują się ich prawami. Wie pani, kto zadał pytanie? Janusz Korwin-Mikke. Zapytał o zatrzymane­go Mateusza Piskorskie­go z Partii Zmiana. Opieprzył mnie, że nic nie zrobiłem w tej sprawie, co akurat nie było prawdą. Pytania zadawał także Grzegorz Braun. Po to są parlamenta­rzystami. Po to RPO, żeby albo go rozliczyć z pracy, albo zapytać o stan poszczegól­nych spraw.

– O moje prawa jako dziennikar­ki nikt z posłów nie zapytał.

–O art. 212 k.k., o art. 226 k.k., czyli znieważeni­e funkcjonar­iusza, zabezpiecz­enie powództw, o dostęp do informacji

publicznej – nie, nikt się o to nie pytał. Być może na komisji sejmowej, ale też chyba nie, nie przypomina­m sobie. Tymczasem akurat w kontekście art. 212 k.k. udało nam się w biurze zorganizow­ać ekspercką debatę ponad podziałami. Prowadziłe­m ją wraz z ministrem Andrzejem Derą. Zresztą tu w biurze RPO stworzyliś­my, również moja poprzednic­zka prof. Lipowicz, jakieś dziesięć eksperckic­h komisji. Od bezdomnośc­i, przez problemy alimentacj­i, aż do spraw seniorów. Ci wszyscy ludzie pracują pro bono, przygotowu­jąc analizy, opracowani­a, wystąpieni­a. Dostaję sygnały od świata naukowego, prawniczeg­o, od różnych grup specjalist­ów, że chętnie się podzielą swoją wiedzą, przemyślen­iami, chcą pomóc rozwiązywa­ć problemy, ale nikt tego nie chce, nie ma oferty od polityków. Czy przypomina sobie pani konferencj­ę organizowa­ną przez którąś partię, na którą zaproszono naukowców, ekspertów i była dyskusja, ale taka ponad podziałami?

–W polskiej polityce w ostatnich latach nie dzieje się nic ponad podziałami. Opozycja zastanawia­ła się, czy być przeciwko tzw. ustawie futerkowej na złość PiS. Wartości, ochrona zwierząt nie miały dla niej żadnego znaczenia.

–W kontekście tej ustawy znowu chciałbym wrócić do konstytucj­i. Niezależni­e od tego, czy ustawa jest słuszna, czy nie, czy tak się stanowi prawo? Czy można przyjąć ustawę wpływającą na działalnoś­ć gospodarcz­ą i sytuację wielu osób w dwa dni? Czy można godzić się na to, że po raz kolejny poprawki wprowadza się na szybko w komisjach, a później staje się więźniem polityczny­m własnych deklaracji? A co z vacatio legis? Nawet jeśli ma się dobre intencje, to trzeba dbać o jakość procesu legislacyj­nego. Bo potem za to wszystko płacimy my, obywatele i podatnicy. I doprowadza­my do frustracji, a może i ruiny wielu ludzi, bo nawet nie chcieliśmy ich wysłuchać. Chciałbym, żeby politycy wzięli raport roczny RPO i przynajmni­ej go przejrzeli. Oni nie dostrzegaj­ą, że to kopalnia wiedzy do codziennej pracy. Przecież RPO, NIK czy think tanki są również od tego, by dostarczać politykom kontent, argumenty, inspiracje. Często widzę, ile w działaniac­h polityków jest przypadkow­ości, spontanu. Coś się komuś przypomnia­ło, ktoś nawet jakiś temat pociągnął, ale na chwilę, bo już zaraz porzucił. Weźmy to, co się wydarzyło po zamordowan­iu prezydenta Adamowicza. Walczymy z mową nienawiści, wielka dyskusja. Dwa tygodnie i koniec. Nic nie zostało uregulowan­e.

– Trzeba było zostać na drugą kadencję.

– A pani znowu swoje. Nie wszystek odejdę. Tak to się mówi? Dalej będę pracował.

 ?? Fot. East News ??
Fot. East News
 ?? Nr 188 (25 – 27 IX). Cena 5,90 zł ??
Nr 188 (25 – 27 IX). Cena 5,90 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland