Kraśnik, czyli stan umysłu
Nie byłem w Kraśniku i się tam nie wybieram, ale wiadomości opromieniające to miasteczko budzą nadzieję na spotkanie tam ostatnich żyjących jaskiniowców. To jednak tylko czarny turystyczny marketing, gdyż troglodytów w Polsce spotkać można wszędzie: od bazyliki i uniwersytetu po zarząd spółki giełdowej i parlament. Albowiem jaskiniowość jest nie tylko pojęciem speleologicznym, ale też stanem umysłu. – Mieszkańcy Kraśnika to są mądrzy i otwarci ludzie – przekonuje z rozpaczą kraśnicki burmistrz, ale dokładnie tak o sobie myśleli mieszkańcy antycznej Abdery, a w dziejach świata o abderytach mówi się wyłącznie jako o głupcach. A czyż nie było tam ludzi mądrych i otwartych? Byli, ale wizerunek miastu potrafi spaprać lekka smużka brudu, a co dopiero czarna plama.
Kraśnicki samorząd opanowali ludzie niewielkich umysłów, którzy wcześniej oprotestowali repertuar kina, w którym grano za dużo horrorów, czyli filmów promujących satanizm. Jakiś samorządowiec w randze dziadka żalił się nawet, że mu wnuki na seansie popadły w histerię. Tu bym się akurat przychylił do kraśnickiego protestu, bo aby obejrzeć przeciętną bajkę dla dzieci, trzeba mieć nerwy ze stali...
Niemniej kraśnicki samorządowiec, domagający się, by na ekranie kina „Metalowiec” pojawiły się obrazy niosące godne przesłania, takie jak: rodzina, religia, edukacja, a nie szatańskie thrillery, mógłby raczej zagłosować za tłuściejszą dotacją dla kina, niż skazywać je na bankructwo.
Kraśnik zasłynął w świecie szerokim uchwałą, że jest strefą wolną od LGBT. Co to znaczy, bliżej nie wiadomo. Czy będą wypędzenia, konfiskata majątków, czy może tylko pręgierz i chłosta? Kraśniczanie, pozbawieni łaski wiedzy, że świat jest już dalej i wyżej niż oni, na własne życzenie pozbawili się milionowej kasy (unijnej i norweskiej) wspierającej małe samorządy, a dla mieściny słabo zaludnionej i gospodarczo nierozwiniętej to zastrzyk ratujący życie. Inwencja abderytów z Kraśnika i tych, którzy wniosek ten przegłosowali, szokuje. Ich ideowa bezmyślność, dyskryminująca innych, sprawiła, że podpadli Europie na równi z pakistańskimi ortodoksami, którzy nawet biurową rozwiązłość cielesną karzą kamienowaniem. To gest doprawdy samobójczy, a gdyby chcieć go narysować, zyskalibyśmy portret rozdrażnionej małpy piłującej konar, na którym siedzi.
Nie wiemy, co się pije w Kraśniku, ale krótko po uwolnieniu się od antykatolickiej zmory LGBT jajogłowi rajcy tamtejsi przegłosowali, że miasteczko będzie wreszcie wolne od sieci 5G oraz wi-fi w szko
łach. Od razu pojawiły się rysunki w sieci uwieczniające niemądrość kraśniczan, czym dotąd chlubiły się tylko legendarne niedojdy z Wąchocka. Oto na stacji benzynowej, gdzieś w Kraśniku, kierowca pyta benzyniarza: – Macie LPG? – Coś pan, jesteśmy porządną gminą! – odpowiada z urazą pytany. Wymowna pańcia o nazwisku, nomen omen, Czarnota ( w cywilu pracownik lokalnego samorządu) przekonała rajców myślących podobnie, że sieci systemu przesyłu danych piątej generacji są dziełem szatana, bo szkodzą zdrowiu, i zdobyła – co w polityce jest clou – ich głosy. Uchwałę podjęto! Niektórzy obawiali się nawet, że kolejną decyzją rady będzie spalenie na stosie szpitalnego tomografu oraz wyłączenie GPS w powiecie, bo nie wiadomo, czy nie szkodzi zdrowiu. A ono najważniejsze, gdy na rozum już za późno! Na szczęście po paru dniach rada nawiedzonego miasta własną uchwałę obaliła i sieci 5G dopuściła do istnienia. Wi-fi zresztą też, bo inaczej dzieciarnia ratusz by przewróciła. Może zmieniono zdanie, bo pojawili się fachowcy, nie tylko pełni wiary, ale cokolwiek wiedzący? Nieprzekonanych nie przekonali, wątpiących oświecili.
Ignorancja kraśniczan nie wynika z braku dostępu do wiedzy. Wynika z ich niechęci do wiedzy naukowej. Dla żadnego troglodyty wiedza nie jest przeszkodą do forowania fałszywych prawd. Przykładem nowy minister edukacji i nauki, nomen omen, Czarnek, który ma maturę, magisterium, doktorat i habilitację, ale zwraca uwagę swą umysłową poczciwością prowincjonalnego proboszcza sprzed wieku. Ten zajadły wróg LGBT i seksu mógłby w tym nie bardzo podłym lubelskim miasteczku bez trudu przeforsować uchwałę, na przykład o prokreacji mającej służyć wyłącznie frajdzie Pana Boga. Czarnkowi miesza się kodeks z katechizmem, ale niektórym ludziom taki umysłowy bajzel odpowiada. Porównanie ludzkiej seksualności, którym posłużył się poseł i członek rządu in spe na wykładzie na KUL-u, do zapału dzika w zaroślach wnosi do katolicko-patriotycznej kultury naszych czasów iście jaskiniową jakość. I jaki wizerunek nadaje partii rządzącej... Zaprawdę, powiadam wam, jaki szatański to pomysł, by Czarnka uczynić ministrem narodowej oświaty i nauki! Ale wiadomo, jaki jaskiniowiec, taka jaskinia.
Władza narzuca narodowi ideologiczny paradygmat: edukacja-religia-patriotyzm i w każdym politycznym tchnieniu ten interwał dominuje. Ba! Budzi się podejrzenie, że niebawem będzie jedyny! Sedno tej prognozy zilustrował Andrzej „Rysuje” Milewski, rysując berbecia, który wraca ze szkoły i słyszy troskliwe matczyne pytanie: – Jak tam pierwszy dzień w klasie matematyczno-narodowej? Na co pacholę z dumą odpowiada: – Dostałem pałę! I dumnie rączkę unosi z bejsbolem.
henryk.martenka@angora.com.pl