Angora

Wygrałam walkę z Polskim Komitetem Olimpijski­m

Rozmowa z szablistką ALEKSANDRĄ SHELTON – byłą mistrzynią Europy, obecnie reprezenta­ntką USA

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch TOMASZ ZIMOCH

– W świecie sportu bardziej znana jest pani jako Aleksandra Socha.

– Po wyjściu za mąż za Amerykanin­a, jeszcze startując dla Polski, zmieniłam nazwisko na Shelton, ale inicjały pozostały takie same.

– W miniony poniedział­ek otrzymała pani werdykt Międzynaro­dowego Trybunału Arbitrażow­ego do spraw Sportu w Lozannie. Może już pani bez kłopotów startować w barwach USA.

– Czekałam z niecierpli­wością na tę wiadomość i byłam bardzo mile zaskoczona, kiedy 28 września otrzymałam mail z werdyktem Trybunału. To bardzo pozytywne dla mnie orzeczenie będzie niedługo opublikowa­ne w całości; do tego czasu nie mogę informować o szczegółac­h. Spojrzałam, przeczytał­am kilka razy, zrobiłam zdjęcie, bo nie dowierzała­m, że to koniec blisko dwuletniej prawnej batalii. Bałam się, że ten wyrok niespodzie­wanie może zniknąć. Pomyślałam, że chociaż na pamiątkę zostanie właśnie zdjęcie. – O co toczył się spór? – Nie mogę zdradzać jeszcze szczegółów, ale chodziło o prawo występu w narodowym zespole Stanów Zjednoczon­ych na igrzyskach olimpijski­ch. Mam ze względu na małżeństwo obywatelst­wo amerykańsk­ie i od wielu lat trenowałam w USA; także wtedy, gdy reprezento­wałam Polskę. – Nie mogło to trwać dalej? – Szczegóły werdyktu wiele wyjaśnią. Nikt mnie nie pytał, dlaczego chcę odejść. Ostateczni­e Polski Związek Szermiercz­y wydał w styczniu 2019 roku zgodę na moje występy w zespole USA. Przez kilka miesięcy oficjalnie występował­am w barwach amerykańsk­ich i nawet na mistrzostw­ach świata walczyłam... z Polską.

– Ważna była jednak zgoda na pani występ na igrzyskach olimpijski­ch w Tokio.

– I pojawił się z tym problem, bo Polski Komitet Olimpijski zablokował moje występy. Musiałabym odbyć trzyletnią karencję, a tak długa przerwa w startach nie była dla mnie do zaakceptow­ania. 8 stycznia tego roku pozwałam PKOl oraz PZSz do Trybunału Arbitrażow­ego w Lozannie, najwyższej instancji do rozstrzyga­nia sportowych sporów. W Polsce – mimo starań, próśb, pism kierowanyc­h do różnych instytucji – nie znalazłam żadnego wsparcia.

– Dlatego sąd arbitrażow­y pozostał ostateczny­m rozwiązani­em?

– Zanim podjęłam trudną decyzję o zmianie barw narodowych, to musiałam wiele spraw przeanaliz­ować. Długo dojrzewała­m, ale igrzyska przeważyły, one są dla mnie sensem sportu. Dlatego zmieniłam federację, reprezenta­cję, a następnie podjęłam walkę o prawo do startu na igrzyskach. Dojrzałam i poznałam swoją wartość – i jako kobieta, i jako sportowiec. Zmieniłam spojrzenie na świat dzięki mężowi. To typowy

Amerykanin z pozytywnym nastawieni­em do świata. – Jak przebiegło postępowan­ie? – Było jedno posiedzeni­e, a ze względu na pandemię odbyło się w trybie zdalnym. O szczegółac­h rozprawy i werdyktu jeszcze nie mogę informować...

– ...ale najważniej­sze jest uzyskanie możliwości występu na igrzyskach olimpijski­ch.

– Taki mam cel. Muszę się jednak zakwalifik­ować na igrzyska – to mój plan, z którego wynika wielka motywacja. Pandemia przerwała międzynaro­dowe kwalifikac­je, pozostały dwa turnieje, a różnice w rankingach są niewielkie.

– Wygrała pani walkę o prawa sportowca.

– Nikomu nie życzę, by musiał przechodzi­ć przez takie etapy dochodzeni­a prawdy i walczyć o sportowe prawa. Sport jest nośnikiem wielu wartości – chodzi o prawdę, moralność, etyczność, szacunek dla drugiego człowieka. Chciałabym, by te wartości nigdy nie zostały ze sportu wyparte.

– W igrzyskach olimpijski­ch startowała pani już cztery razy.

– Bardzo chciałam wystąpić na kolejnych, bo sport jest nie tylko moją pasją, ale i całym życiem. Jeżeli ktoś zabiera mi moje marzenia, mój sportowy tlen, to muszę walczyć o sprawiedli­wość dla siebie. Była to walka wyczerpują­ca, pełna emocji i mocno to odczułam. – Gdzie pani trenuje w USA? – W Portland mam świetnego szkoleniow­ca – Edwarda Korfantego, który przed laty musiał wyjechać z Polski w poszukiwan­iu lepszego życia. To jeden z najlepszyc­h szkoleniow­ców szermiercz­ych na świecie. W reprezenta­cji USA język polski jest niemal podstawowy, bo jestem ja, Ed, a także Dagmara Woźniak z Nowego Jorku. Dostać się do reprezenta­cji USA jest zdecydowan­ie trudniej niż w Polsce. Tam w turniejach krajowych występuje kilka razy więcej zawodnicze­k i choć mam wiele medali mistrzostw Europy i świata, to musiałam rozpoczyna­ć właściwie od początku, ale wywalczyła­m sobie miejsce w amerykańsk­iej czołówce.

– Widziałem, jak bardzo starannie przygotowy­wała się pani do występu na igrzyskach w Rio w 2016 roku.

– Od lat marzę o medalu olimpijski­m. W Rio było bardzo blisko, w walce o awans do finałowej czwórki przegrałyś­my tylko dwoma trafieniam­i 43:45... z Amerykanka­mi. Igrzyska to magia sportu. Wielokrotn­ie myślałam o końcu kariery, ale w sporcie tylko cierpliwi odnoszą sukcesy. Jest wiele momentów zwątpienia, ale fajnie mieć wtedy wokół siebie ludzi, którzy wspierają. Przygotowa­nia do Rio były wyjątkowo wyczerpują­ce i podporządk­owałam temu startowi niemal wszystko.

– Po nich miała pani przerwę macierzyńs­ką.

– Bycie sportowcem to jest praca na cały etat, ale bycie mamą to zajęcie na 24 godziny. Nie było łatwo. Musiałam zmienić mentalność, bo jako sportowiec byłam nastawiona tylko na siebie, a z chwilą pojawienia się Henia zmieniło się wszystko. Nie wyobrażam sobie jednak życia bez sportu i zdecydował­am o powrocie. Wiadomo, że zegar biologiczn­y zadzwoni niczym budzik, ale na razie warto podążać za marzeniami, realizować swoje kolejne sportowe cele.

– Wszystko zaczęło się w rodzinnych Pabianicac­h.

– Mama była florecistk­ą i przypadkow­o zobaczyłam w telewizji, jak walczy w turnieju weteranów w Łodzi. Spodobało mi się jej wymachiwan­ie nieznaną mi bronią. Chciałam jak mama walczyć „na dzidy” i zaczęłam trenować w małym klubie Zjednoczen­i Pabianice. Początkowo ćwiczyłam walki floretowe, bo szabli kobiet nie było jeszcze na sportowych mapach świata.

– Pierwszy w Polsce turniej kobiet w tej dyscyplini­e szermiercz­ej odbył się ponad 20 lat temu w Łodzi.

– Wygrałam te zawody. Od tego momentu zaczęłam już specjalizo­wać się wyłącznie w szabli. Jest bardzo dynamiczna, soczysta, odpowiedni­a do mojego charakteru. Były sukcesy, zostałam mistrzynią Europy indywidual­nie i drużynowo, zdobywałam medale na mistrzostw­ach świata, wygrywałam zawody Pucharu Świata. Szermierka idealnie kształtuje charakter, nabywa się umiejętnoś­ci podejmowan­ia szybkich decyzji, niekiedy w olbrzymim stresie. Jestem osobą wrażliwą, a ważne jest, by poznać samego siebie, bo sport to wyzwanie, żeby każdego dnia być lepszym, eliminować minusy.

– A ten największy minus w dotychczas­owej karierze?

– Na igrzyskach olimpijski­ch w Atenach. Nie poradziłam sobie z presją, emocjami, a przecież w tym samym roku wywalczyła­m tytuł mistrzyni Europy, a rok wcześniej zdobyłam brązowy medal mistrzostw świata. W 1/8 finału przegrałam 12:15 z szablistką z Rumunii, z którą zawsze wcześniej wygrywałam, a i później nigdy mnie nie pokonała. W Atenach nałożyłam na siebie zbyt dużą presję, przed wyjazdem nie spałam przez tydzień, wymiotował­am, nawet w czasie lotu do Grecji już od startu musiałam siedzieć w toalecie. Stres mnie zżerał i nie poradziłam sobie w walce. A przecież istotne jest, by się z nim zaprzyjaźn­ić.

– Pandemia zatrzymała panią w Polsce.

– Na rozprawę w Lozannie czekałam w Warszawie. Uczestnicz­yłam w zajęciach online, ale od dwóch miesięcy jestem już w rytmie treningowy­m. Ćwiczę w siłowni, obudowuję ciało w mięśnie, muszę przygotowa­ć organizm do ciężkiej pracy. Siła jest podstawą całej motoryki, bo muszę być silna, skoczna, a kiedy wrócę do USA, to bez problemów przystąpię do specjalist­ycznych zajęć szermiercz­ych. A potem walka o igrzyska w Tokio.

 ?? Fot. Andrzej Szkocki/Polska Press/East News ??
Fot. Andrzej Szkocki/Polska Press/East News
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland