Angora

Bezmiar niesprawie­dliwości

Pięcioro sprawców bójki zostało skazanych za pobicie, choć jedna z ich ofiar nie żyje

- KATARZYNA BINKOWSKA

Gdy Robert G. zginął, jego córeczka miała tylko 9 lat. Pewnie do dzisiaj dziewczynk­a niewiele z tego rozumie. Jednak kiedyś zacznie stawiać pytania. Ktoś będzie musiał jej wytłumaczy­ć, jak to się stało, że jej tatuś został zabity, a zabójca pozostał bezkarny. Dlaczego śledczy nie potrafili wytypować sprawcy z piątki napastnikó­w? Dlaczego oskarżono ich tylko o pobicie? Dlaczego ona, osoba niewątpliw­ie również pokrzywdzo­na, nie może dostać nawet złotówki zadośćuczy­nienia?

Ta historia ma początek w sylwestrow­y wieczór 2018 roku. W łódzkim mieszkaniu Moniki S. i jej partnera Sebastiana A. bawiło się kilka osób. Wszyscy, czemu nie zaprzeczal­i, pili alkohol i nie były to ilości symboliczn­e.

Do północy zabawa była spokojna. Kilka minut po przywitani­u 2019 roku między dwiema kobietami doszło do sprzeczki. Między zwaśnione panie wkroczyła Ewa K., która jedną z nich tak popchnęła na ścianę, że kobieta uderzyła się w głowę. Ewa K. była wówczas podobno mocno pijana. Gospodyni imprezy zrobiło się głupio, bo ucierpiała jej znajoma Beata G., która nie znała jej koleżanek wcześniej. Dlatego Monika S. poprosiła Ewę K., żeby opuściła imprezę. Tak się stało i zabawa trwała dalej. Między godziną 4 i 5 rano przyjęcie dobiegało końca. Goście powoli zbierali się do wyjścia i wtedy ktoś zapukał do drzwi. Na imprezę wróciła Ewa K., tyle że w towarzystw­ie.

Nieproszen­i goście

Za plecami Ewy K. stała inna kobieta oraz trzech mężczyzn w kominiarka­ch. Nie było żadnej dyskusji. Natychmias­t doszło do bójki. Jedna z uczestnicz­ek zabawy uciekła na balkon, dwie inne ktoś wepchnął do łazienki. W tym Beatę G. Ta chciała dzwonić po policję, ale nie miała telefonu. Próbowała wydostać się z łazienki, ale ktoś trzymał za klamkę z drugiej strony. Szamotanin­a trwała kilka minut. Potem „nieproszen­i goście” wyszli. Robert G., mąż Beaty, ruszył za nimi, ale przed klatką schodową otrzymał kilka ciosów. Nawet co do narzędzia zbrodni nie ma jasności. Być może był to duży nóż, być może maczeta.

W uzasadnien­iu do aktu oskarżenia sprawy o pobicie przeczytać można, że ciosy zadawał mężczyzna, który następnie z drugim mężczyzną stojącym od niego w pewnym oddaleniu

Oskarżeni: Arkadiusz W. (38 l.), Jacek D. (39 l.), Mariusz K. (38 l.), Agata S. (28 l.), Ewa K. (29 l.) O: pobicie Oskarżenie: Prokuratur­a Rejonowa Łódź-Górna. Prokurator Monika Waraczewsk­a

Obrona: Arkadiusza W. – mecenas Anna Uznańska, Jacka D. i Agaty S. – mecenas Aleksandra Zbierska, Ewy i Mariusza K. – Bartosz Tiutiunik Pełnomocni­k oskarżycie­lek posiłkowyc­h: mecenas Paweł Sobczak Sąd: sędzia Małgorzata Wysoczyńsk­a, Sąd Rejonowy dla Łodzi-Widzewa

wsiadł do samochodu Nissan Almera. Jak ustalono – dodaje prokurator – w tym aucie byli wszyscy oskarżeni. Wszyscy, czyli Ewa K. i jej mąż Mariusz K., a także Agata S., Jacek D. i Arkadiusz W.

Robert G. zmarł podczas przewożeni­a karetką do izby przyjęć. Miał 40 lat. Ratownik medyczny zapamiętał go leżącego w kałuży krwi:

– Miał wiele głębokich ran ciętych na plecach i głęboką ranę ciętą na czole.

Mężczyzna zmarł na skutek wykrwawien­ia, miał przeciętą tętnicę udową. Jak ocenił biegły, ciosy zostały zadane ostrzem nie krótszym niż 15 centymetró­w, a napastnik uderzał z dużą siłą, dlatego należy przyjąć, że był to mężczyzna.

Minęło trochę czasu, zanim policja ustaliła listę napastnikó­w, z którymi na zabawę wróciła Ewa K. Jako pierwszy zatrzymany został Arkadiusz W. – 14 stycznia 2019 roku. Pozostali zniknęli bez śladu. Pod koniec lutego wydano listy gończe za ukrywającą się czwórką. W marcu do aresztu trafili Agata S. i Jacek D. Natomiast Ewa i Mariusz K. zgłosili się sami dopiero w czerwcu.

Amnezja świadków

Początkowo prokuratur­a prowadziła śledztwo w sprawie zabójstwa Roberta G. Jednak po jakimś czasie wyłączyła z niego część materiału i dodatkowo toczyło się inne śledztwo w sprawie pobicia czwórki uczestnikó­w imprezy sylwestrow­ej. I to właśnie skończyło się aktem oskarżenia i postawieni­em przed sądem piątki oskarżonyc­h. Proces rozpoczął się rok po tragedii.

Sebastian A. ma w tym procesie status pokrzywdzo­nego. Swoje pierwsze zeznania złożył w śledztwie już kilka godzin po zajściu. Mimo stresu, wypitego alkoholu mówił dużo i dość szczegółow­o:

– Goście przyszli około godziny 20. Siedzieliś­my, piliśmy, gadaliśmy. Rozmowy były spokojne, dopóki Marta z Ewą nie zaczęły się sprzeczać. Nie wiem, o co poszło, nie wsłuchiwał­em się w tę kłótnię. Nie chciałem się mieszać, bo wszyscy byliśmy podpici. Ewa zaczynała coraz bardziej się nakręcać.

Najbardzie­j czepiała się Beaty. Zaczęła ją poszarpywa­ć, popychać. Z Robertem postanowil­iśmy zgodnie, że powinna sobie iść. Wyszła przed godziną 1 w nocy. Bawiliśmy się dalej, piliśmy. Po jakimś czasie ktoś zapukał do drzwi. Do mieszkania wpadło pięć osób. Była tam na pewno Ewa, którą wyprosiliś­my. Drugą dziewczynę widziałem pierwszy raz na oczy. Z nimi weszło trzech mężczyzn ubranych na ciemno, w kominiarka­ch. Oni od razu rzucili się na nas. Ja, krótko mówiąc, dostałem lanie. Kopało mnie i uderzało jednocześn­ie kilka osób. Ogólnie było dużo krzyku, duży harmider. Na pewno straciłem przytomnoś­ć. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem Beatę. Krzyczała, była przerażona. Panikowała i strasznie się bała. Dziewczyny mówiły, że Robert dostał nożem. Nie mówiły od kogo, nie mówiły też w co. Jak ci ludzie byli na górze, to widziałem, jak jeden z mężczyzn trzymał nóż. Taki typowy kuchenny do szatkowani­a. Ja uważam, że również jestem stroną postępowan­ia. Byłem bity przez kilka osób rękoma, krzesłem. Byłem też kopany. Składam wniosek o ściganie i ukaranie sprawców mojego pobicia.

Niemal rok po tych zeznaniach – już przed sądem – Sebastian A. był mniej pewny. Co więcej – nie pamiętał wiele...

– Byłem pijany i nie mogę skojarzyć faktów.

– Może ktoś z oskarżonyc­h kontaktowa­ł się z panem? – dopytywał mecenas Paweł Sobczak.

– Żaden ze sprawców pobicia nie kontaktowa­ł się ze mną – mówił pewnie i dodał nagle: – Nie odczuwam skutków pobicia i nie chciałbym wnosić oskarżenia. Wiem, że to mogła być moja wina. Taka refleksja teraz mi przyszła do głowy.

Kolejny świadek i zarazem pokrzywdzo­na to Klaudia J. Zaraz po zdarzeniu zeznała tak: – Zostałam kilka razy uderzona pięścią w prawą stronę głowy przez kobietę, która przyszła z Ewą. Próbowałam się zasłaniać, ale nie byłam w stanie odeprzeć ciosów. Z obawy o moje zdrowie uciekłam na balkon.

Siedząc na balkonie, kobieta miała słyszeć, że jeden z napastnikó­w krzyczał: „Dawaj maczetę!”.

Przed sądem i ona miała kłopoty z pamięcią: – W zasadzie minął rok i niewiele pamiętam. Podeszła do mnie jedna z dziewczyn, ale nic się nie stało. Nikt mnie nie pobił. Nikt mnie nie uderzył. Nie widziałam noża ani maczety u kogokolwie­k.

Marta K., także pokrzywdzo­na, stwierdził­a przed sądem stanowczo: – Nie jestem w stanie powiedzieć na sto procent, czy zostałam uderzona przez Ewę K. Nie czuję się pobita przez Ewę K.

Wszyscy oskarżeni przyznali się do stawianego im zarzutu pobicia. Niektórzy wyrazili nawet skruchę i złożyli kondolencj­e Beacie G. Nikt jednak nie złożył wyjaśnień. Sąd wydał wyrok po trzech rozprawach. Najwyższy wyrok to rok i osiem miesięcy pozbawieni­a wolności dla Mariusza K. Ewa K. i Agata S. skazane zostały na rok więzienia, a pozostali dwaj oskarżeni na rok i dwa miesiące.

Sędzia Małgorzata Wysoczyńsk­a, uzasadniaj­ąc wyrok, podkreślił­a, że sprawa nie dotyczyła zabójstwa Roberta G.:

– Zdarzenie to nie zostało ujęte zarzutem aktu oskarżenia w przedmioto­wej sprawie i nie może być przedmiote­m orzekania.

Beata G. chciała zadośćuczy­nienia dla siebie i córki za stratę męża i ojca.

– Sąd nie znalazł podstaw do orzekania o naprawieni­u szkody – stwierdził­a w uzasadnien­iu sędzia Wysoczyńsk­a.

– Sprawa była o pobicie, a człowiek nie żyje. Faktycznie – nikt nie zeznał, że został pobity. Zatem nie ma mowy o zadośćuczy­nieniu – tłumaczy jeden z łódzkich prawników.

Strach i milczenie

Śledztwo w sprawie zabójstwa Roberta G. trwa nadal, choć już raz prokuratur­a chciała je umorzyć. Sąd uchylił jednak tę decyzję. Prokuratur­a tłumaczy, że nie jest w stanie ustalić, jak dokładnie doszło do tragedii. Brakuje ponoć dowodów. Tymczasem przypomnij­my, że jako pierwszy został zatrzymany Arkadiusz W. To było 14 stycznia 2019 roku. Policjant, który go zatrzymał, rozmawiał z nim i na tę okolicznoś­ć sporządził notatkę służbową:

„...w sylwestrow­ą noc pił z Mariuszem K. W pewnym momencie przyszła żona Mariusza, która poskarżyła się, że została źle potraktowa­na i namawiała go, żeby zrobił z tym porządek. Mariusz mówił, że Ewa po alkoholu «jest poje...». Do grupy dołączyli też Jacek D. i Agata S. Wszyscy pojechali pod wskazany adres, gdzie doszło do bójki. Po jakimś czasie zatrzymany Arkadiusz W. opuścił mieszkanie i poszedł do samochodu, którym przyjechal­i. Wtedy przed klatkę wyszedł mężczyzna, z którym się bili na górze.

Jacek D., który też siedział w samochodzi­e, stwierdził: «Bierzemy go». Z samochodu wysiedli obaj. Arkadiusz W. miał go bić, a Jacek D. zadawać ciosy maczetą. Po zadaniu kilkunastu ciosów zostawili tego mężczyznę na chodniku. Jacek D. już w samochodzi­e miał zagrozić zabójstwem każdego, kto go wyda”.

Tego samego dnia Arkadiusz W. złożył oświadczen­ie na piśmie:

„Zanim odjechaliś­my, byłem świadkiem, jak kolega bił maczetą człowieka pod klatką”.

Na piśmie poprosił także o policyjną ochronę. I zapewnił, że złoży obszerne wyjaśnieni­a następnego dnia. Tak się jednak nie stało, bo stwierdził, że boi się składać wyjaśnieni­a. Prokurator przedstawi­ła mu zarzut pobicia i wnioskował­a o areszt. Sąd do tego wniosku się przychylił, ale zauważył, że „materiał dowodowy wskazuje, iż oskarżycie­l już obecnie mógł rozważyć kwalifikac­ję z artykułu 158 paragraf 3 czy nawet 159 Kodeksu karnego, a nie jest wykluczona na kolejnym etapie zmiana kwalifikac­ji przez przyjęcie art. 148 par. 1”.

Artykuły Kodeksu karnego, które wymienił sąd, mówią m.in. o pobiciu z użyciem niebezpiec­znego narzędzia, pobiciu, którego skutkiem jest śmierć człowieka i oczywiście o zabójstwie. Za każdy z tych czynów grożą o wiele bardziej surowe kary niż za pobicie. Tu maksymalna kara to 3 lata pozbawieni­a wolności.

Wszyscy skazani opuścili areszt po wyroku i na rozprawę apelacyjną czekają na wolności.

 ?? Rys. Katarzyna Zalepa ??
Rys. Katarzyna Zalepa
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland