Bezmiar niesprawiedliwości
Pięcioro sprawców bójki zostało skazanych za pobicie, choć jedna z ich ofiar nie żyje
Gdy Robert G. zginął, jego córeczka miała tylko 9 lat. Pewnie do dzisiaj dziewczynka niewiele z tego rozumie. Jednak kiedyś zacznie stawiać pytania. Ktoś będzie musiał jej wytłumaczyć, jak to się stało, że jej tatuś został zabity, a zabójca pozostał bezkarny. Dlaczego śledczy nie potrafili wytypować sprawcy z piątki napastników? Dlaczego oskarżono ich tylko o pobicie? Dlaczego ona, osoba niewątpliwie również pokrzywdzona, nie może dostać nawet złotówki zadośćuczynienia?
Ta historia ma początek w sylwestrowy wieczór 2018 roku. W łódzkim mieszkaniu Moniki S. i jej partnera Sebastiana A. bawiło się kilka osób. Wszyscy, czemu nie zaprzeczali, pili alkohol i nie były to ilości symboliczne.
Do północy zabawa była spokojna. Kilka minut po przywitaniu 2019 roku między dwiema kobietami doszło do sprzeczki. Między zwaśnione panie wkroczyła Ewa K., która jedną z nich tak popchnęła na ścianę, że kobieta uderzyła się w głowę. Ewa K. była wówczas podobno mocno pijana. Gospodyni imprezy zrobiło się głupio, bo ucierpiała jej znajoma Beata G., która nie znała jej koleżanek wcześniej. Dlatego Monika S. poprosiła Ewę K., żeby opuściła imprezę. Tak się stało i zabawa trwała dalej. Między godziną 4 i 5 rano przyjęcie dobiegało końca. Goście powoli zbierali się do wyjścia i wtedy ktoś zapukał do drzwi. Na imprezę wróciła Ewa K., tyle że w towarzystwie.
Nieproszeni goście
Za plecami Ewy K. stała inna kobieta oraz trzech mężczyzn w kominiarkach. Nie było żadnej dyskusji. Natychmiast doszło do bójki. Jedna z uczestniczek zabawy uciekła na balkon, dwie inne ktoś wepchnął do łazienki. W tym Beatę G. Ta chciała dzwonić po policję, ale nie miała telefonu. Próbowała wydostać się z łazienki, ale ktoś trzymał za klamkę z drugiej strony. Szamotanina trwała kilka minut. Potem „nieproszeni goście” wyszli. Robert G., mąż Beaty, ruszył za nimi, ale przed klatką schodową otrzymał kilka ciosów. Nawet co do narzędzia zbrodni nie ma jasności. Być może był to duży nóż, być może maczeta.
W uzasadnieniu do aktu oskarżenia sprawy o pobicie przeczytać można, że ciosy zadawał mężczyzna, który następnie z drugim mężczyzną stojącym od niego w pewnym oddaleniu
Oskarżeni: Arkadiusz W. (38 l.), Jacek D. (39 l.), Mariusz K. (38 l.), Agata S. (28 l.), Ewa K. (29 l.) O: pobicie Oskarżenie: Prokuratura Rejonowa Łódź-Górna. Prokurator Monika Waraczewska
Obrona: Arkadiusza W. – mecenas Anna Uznańska, Jacka D. i Agaty S. – mecenas Aleksandra Zbierska, Ewy i Mariusza K. – Bartosz Tiutiunik Pełnomocnik oskarżycielek posiłkowych: mecenas Paweł Sobczak Sąd: sędzia Małgorzata Wysoczyńska, Sąd Rejonowy dla Łodzi-Widzewa
wsiadł do samochodu Nissan Almera. Jak ustalono – dodaje prokurator – w tym aucie byli wszyscy oskarżeni. Wszyscy, czyli Ewa K. i jej mąż Mariusz K., a także Agata S., Jacek D. i Arkadiusz W.
Robert G. zmarł podczas przewożenia karetką do izby przyjęć. Miał 40 lat. Ratownik medyczny zapamiętał go leżącego w kałuży krwi:
– Miał wiele głębokich ran ciętych na plecach i głęboką ranę ciętą na czole.
Mężczyzna zmarł na skutek wykrwawienia, miał przeciętą tętnicę udową. Jak ocenił biegły, ciosy zostały zadane ostrzem nie krótszym niż 15 centymetrów, a napastnik uderzał z dużą siłą, dlatego należy przyjąć, że był to mężczyzna.
Minęło trochę czasu, zanim policja ustaliła listę napastników, z którymi na zabawę wróciła Ewa K. Jako pierwszy zatrzymany został Arkadiusz W. – 14 stycznia 2019 roku. Pozostali zniknęli bez śladu. Pod koniec lutego wydano listy gończe za ukrywającą się czwórką. W marcu do aresztu trafili Agata S. i Jacek D. Natomiast Ewa i Mariusz K. zgłosili się sami dopiero w czerwcu.
Amnezja świadków
Początkowo prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie zabójstwa Roberta G. Jednak po jakimś czasie wyłączyła z niego część materiału i dodatkowo toczyło się inne śledztwo w sprawie pobicia czwórki uczestników imprezy sylwestrowej. I to właśnie skończyło się aktem oskarżenia i postawieniem przed sądem piątki oskarżonych. Proces rozpoczął się rok po tragedii.
Sebastian A. ma w tym procesie status pokrzywdzonego. Swoje pierwsze zeznania złożył w śledztwie już kilka godzin po zajściu. Mimo stresu, wypitego alkoholu mówił dużo i dość szczegółowo:
– Goście przyszli około godziny 20. Siedzieliśmy, piliśmy, gadaliśmy. Rozmowy były spokojne, dopóki Marta z Ewą nie zaczęły się sprzeczać. Nie wiem, o co poszło, nie wsłuchiwałem się w tę kłótnię. Nie chciałem się mieszać, bo wszyscy byliśmy podpici. Ewa zaczynała coraz bardziej się nakręcać.
Najbardziej czepiała się Beaty. Zaczęła ją poszarpywać, popychać. Z Robertem postanowiliśmy zgodnie, że powinna sobie iść. Wyszła przed godziną 1 w nocy. Bawiliśmy się dalej, piliśmy. Po jakimś czasie ktoś zapukał do drzwi. Do mieszkania wpadło pięć osób. Była tam na pewno Ewa, którą wyprosiliśmy. Drugą dziewczynę widziałem pierwszy raz na oczy. Z nimi weszło trzech mężczyzn ubranych na ciemno, w kominiarkach. Oni od razu rzucili się na nas. Ja, krótko mówiąc, dostałem lanie. Kopało mnie i uderzało jednocześnie kilka osób. Ogólnie było dużo krzyku, duży harmider. Na pewno straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem Beatę. Krzyczała, była przerażona. Panikowała i strasznie się bała. Dziewczyny mówiły, że Robert dostał nożem. Nie mówiły od kogo, nie mówiły też w co. Jak ci ludzie byli na górze, to widziałem, jak jeden z mężczyzn trzymał nóż. Taki typowy kuchenny do szatkowania. Ja uważam, że również jestem stroną postępowania. Byłem bity przez kilka osób rękoma, krzesłem. Byłem też kopany. Składam wniosek o ściganie i ukaranie sprawców mojego pobicia.
Niemal rok po tych zeznaniach – już przed sądem – Sebastian A. był mniej pewny. Co więcej – nie pamiętał wiele...
– Byłem pijany i nie mogę skojarzyć faktów.
– Może ktoś z oskarżonych kontaktował się z panem? – dopytywał mecenas Paweł Sobczak.
– Żaden ze sprawców pobicia nie kontaktował się ze mną – mówił pewnie i dodał nagle: – Nie odczuwam skutków pobicia i nie chciałbym wnosić oskarżenia. Wiem, że to mogła być moja wina. Taka refleksja teraz mi przyszła do głowy.
Kolejny świadek i zarazem pokrzywdzona to Klaudia J. Zaraz po zdarzeniu zeznała tak: – Zostałam kilka razy uderzona pięścią w prawą stronę głowy przez kobietę, która przyszła z Ewą. Próbowałam się zasłaniać, ale nie byłam w stanie odeprzeć ciosów. Z obawy o moje zdrowie uciekłam na balkon.
Siedząc na balkonie, kobieta miała słyszeć, że jeden z napastników krzyczał: „Dawaj maczetę!”.
Przed sądem i ona miała kłopoty z pamięcią: – W zasadzie minął rok i niewiele pamiętam. Podeszła do mnie jedna z dziewczyn, ale nic się nie stało. Nikt mnie nie pobił. Nikt mnie nie uderzył. Nie widziałam noża ani maczety u kogokolwiek.
Marta K., także pokrzywdzona, stwierdziła przed sądem stanowczo: – Nie jestem w stanie powiedzieć na sto procent, czy zostałam uderzona przez Ewę K. Nie czuję się pobita przez Ewę K.
Wszyscy oskarżeni przyznali się do stawianego im zarzutu pobicia. Niektórzy wyrazili nawet skruchę i złożyli kondolencje Beacie G. Nikt jednak nie złożył wyjaśnień. Sąd wydał wyrok po trzech rozprawach. Najwyższy wyrok to rok i osiem miesięcy pozbawienia wolności dla Mariusza K. Ewa K. i Agata S. skazane zostały na rok więzienia, a pozostali dwaj oskarżeni na rok i dwa miesiące.
Sędzia Małgorzata Wysoczyńska, uzasadniając wyrok, podkreśliła, że sprawa nie dotyczyła zabójstwa Roberta G.:
– Zdarzenie to nie zostało ujęte zarzutem aktu oskarżenia w przedmiotowej sprawie i nie może być przedmiotem orzekania.
Beata G. chciała zadośćuczynienia dla siebie i córki za stratę męża i ojca.
– Sąd nie znalazł podstaw do orzekania o naprawieniu szkody – stwierdziła w uzasadnieniu sędzia Wysoczyńska.
– Sprawa była o pobicie, a człowiek nie żyje. Faktycznie – nikt nie zeznał, że został pobity. Zatem nie ma mowy o zadośćuczynieniu – tłumaczy jeden z łódzkich prawników.
Strach i milczenie
Śledztwo w sprawie zabójstwa Roberta G. trwa nadal, choć już raz prokuratura chciała je umorzyć. Sąd uchylił jednak tę decyzję. Prokuratura tłumaczy, że nie jest w stanie ustalić, jak dokładnie doszło do tragedii. Brakuje ponoć dowodów. Tymczasem przypomnijmy, że jako pierwszy został zatrzymany Arkadiusz W. To było 14 stycznia 2019 roku. Policjant, który go zatrzymał, rozmawiał z nim i na tę okoliczność sporządził notatkę służbową:
„...w sylwestrową noc pił z Mariuszem K. W pewnym momencie przyszła żona Mariusza, która poskarżyła się, że została źle potraktowana i namawiała go, żeby zrobił z tym porządek. Mariusz mówił, że Ewa po alkoholu «jest poje...». Do grupy dołączyli też Jacek D. i Agata S. Wszyscy pojechali pod wskazany adres, gdzie doszło do bójki. Po jakimś czasie zatrzymany Arkadiusz W. opuścił mieszkanie i poszedł do samochodu, którym przyjechali. Wtedy przed klatkę wyszedł mężczyzna, z którym się bili na górze.
Jacek D., który też siedział w samochodzie, stwierdził: «Bierzemy go». Z samochodu wysiedli obaj. Arkadiusz W. miał go bić, a Jacek D. zadawać ciosy maczetą. Po zadaniu kilkunastu ciosów zostawili tego mężczyznę na chodniku. Jacek D. już w samochodzie miał zagrozić zabójstwem każdego, kto go wyda”.
Tego samego dnia Arkadiusz W. złożył oświadczenie na piśmie:
„Zanim odjechaliśmy, byłem świadkiem, jak kolega bił maczetą człowieka pod klatką”.
Na piśmie poprosił także o policyjną ochronę. I zapewnił, że złoży obszerne wyjaśnienia następnego dnia. Tak się jednak nie stało, bo stwierdził, że boi się składać wyjaśnienia. Prokurator przedstawiła mu zarzut pobicia i wnioskowała o areszt. Sąd do tego wniosku się przychylił, ale zauważył, że „materiał dowodowy wskazuje, iż oskarżyciel już obecnie mógł rozważyć kwalifikację z artykułu 158 paragraf 3 czy nawet 159 Kodeksu karnego, a nie jest wykluczona na kolejnym etapie zmiana kwalifikacji przez przyjęcie art. 148 par. 1”.
Artykuły Kodeksu karnego, które wymienił sąd, mówią m.in. o pobiciu z użyciem niebezpiecznego narzędzia, pobiciu, którego skutkiem jest śmierć człowieka i oczywiście o zabójstwie. Za każdy z tych czynów grożą o wiele bardziej surowe kary niż za pobicie. Tu maksymalna kara to 3 lata pozbawienia wolności.
Wszyscy skazani opuścili areszt po wyroku i na rozprawę apelacyjną czekają na wolności.