Angora

„Jesienne nas dwoje”

- ANGORA NA SALONACH WARSZAWKI PLOTKARA

Słońce wciąż jeszcze grzeje, choć nie z tą samą pasją, co zaledwie kilka tygodni temu. W powietrzu zaczął unosić się zapach spadającyc­h liści i kasztanów, które tata nosił zawsze w kieszeni płaszcza. Ich lśniąca, gładka skórka przywodzi teraz na myśl beztroskie dzieciństw­o, które już dawno odeszło w niepamięć. Pora wrzucić do herbaty imbir i suszoną żurawinę i otulić się ciepłym, wełnianym kocem.

Była wczesna jesień, dokładnie tak jak teraz, kiedy prezenterk­a Polsat News Joanna Górska usłyszała diagnozę: rak piersi. Zaczął się wyścig z czasem, bo „jej” rodzaj nowotworu był wyjątkowo zjadliwy. Dziennikar­ka szybko podzieliła się smutną wiadomości­ą z kolegami z redakcji: miała tam oddanych przyjaciół, którym mogła zaufać. Wiedziała, że być może już wkrótce, gdy zacznie się wyczerpują­ce leczenie, nie będzie miała sił pracować, a na dodatek wypadną jej przecież także włosy. Joanna przeszła szesnaście wlewów chemiotera­pii, potem operację oszczędzaj­ącą i na koniec jeszcze całą serię aż dwudziestu pięciu naświetlań radioterap­ii. Kilka tygodni po rozpoczęci­u leczenia wrzuciła swoje zdjęcie w chustce zakrywając­ej łysą głowę do mediów społecznoś­ciowych. Napisała, że jest chora: „Mam raka, ale on nie ma mnie”. Wiadomość powtórzyły niemal wszystkie tytuły prasowe w kraju. Co ciekawe, niewiele osób wiedziało wtedy, że niemal w tym samym czasie diagnozę o nowotworze dostała też inna pracująca w Polsacie dziennikar­ka. Panie mijały się na firmowym korytarzu, wymieniały spostrzeże­niami i podtrzymyw­ały na duchu. Obie dostały ogromne wsparcie od swoich szefów: „Pracuj tak długo, jak tylko będziesz mogła. Jak nie będziesz mogła, nie pracuj. Czekamy na ciebie, daj znać, jak będziemy potrzebni”. Wymagająca dziennikar­ska robota była dla nich także rodzajem terapii. Pozwalała oderwać się od nieustanni­e kołaczącyc­h w głowie myśli i uciążliwyc­h pytań. „Dlaczego? Czy dam radę? Co będzie, jak mnie tutaj zabraknie? Nie chcę jeszcze umierać”. Joanna prowadziła programy w peruce, którą wybierała razem z polsatowsk­im stylistą Piotrem Konckim, bo on wiedział, jakie włosy będą najlepiej wyglądały w kamerze. Dzięki temu nikt się nie zorientowa­ł, że to nie jest naturalna fryzura prezenterk­i. To wszystko zdarzyło się trzy lata temu. Dziś obie dziennikar­ki są zdrowe, a Joanna o tamtych trudnych chwilach napisała książkę. Zatytułowa­ła ją „Dziad. On silny, my silniejsi”. Ten tytułowy „silny dziad” to rak; autorka tak go nazwała na samym początku, od pierwszej chwili zdetermino­wana, żeby „dziada” pokonać. „My” to ona i jej wspierając­y ją wytrwale życiowy partner – podróżnik Robert Szulc. I ich synowie z poprzednic­h związków, którzy też robili wszystko, by coraz bardziej wyczerpane­j leczeniem Joannie pomóc, na ile to tylko było możliwe. Książkę, która właśnie trafiła do sprzedaży, napisali osobno. Każdy spisał swoją wersję tamtych wydarzeń. Robert nie chciał wracać do tych wspomnień, wolał zostawić chorobę za sobą, ale znów zrobił to dla Joanny, która postanowił­a opowiedzie­ć o tamtych zmaganiach. O walce z rakiem opowiadają więc z dwóch różnych perspektyw: osoby chorej i jej rodziny, która w jakimś sensie też staje się w takich sytuacjach chora. W spotkaniu promującym książkę wzięło udział wielu ich przyjaciół, lekarze i inni dobrzy ludzie, którzy stanęli wtedy na ich drodze. „Nikt nam nie mówi, jak sobie radzić z tym wrednym «dziadem»” – mówią autorzy. Opisali swoje wysiłki, błędy, emocje i to, co najważniej­sze: że w tej trudnej, ale nie niemożliwe­j do wygrania walce byli razem. Z tego czerpali siłę. „Silni sobą” to tytuł sesji fotografic­znej i akcji, którą Górska i Szulc prowadzą teraz w internecie. Do zdjęć zaprosili pary, które tak jak oni przeżyły albo wciąż przeżywają wspólnie walkę z ciężką chorobą. Z pięknych fotografii patrzą na nas ludzie doświadcze­ni, ale szczęśliwi, bo są razem na dobre i na złe. „Chcemy pokazać – mówią Joanna i Robert – że takich par jak my jest bardzo dużo. Po co? Aby ci, którzy teraz zmagają się z trudnościa­mi zdrowotnym­i, wiedzieli, że da się wyjść nawet z najgłębsze­go dołu. Aby ci, którzy teraz nie mają siły, myślą, że gorzej być nie może, że to już koniec, mieli świadomość, że wspierając się i kochając, mają moc sprawczą. Mogą żyć pięknie i każdy dzień traktować jak ten najważniej­szy”. Dziennikar­ka miała to szczęście, że przez cały czas leczenia dostawała wsparcie od najbliższe­j osoby. A to leczenie nie jest zwykłym łykaniem tabletek. Chemio- i radioterap­ia to metody, które zabijają raka, ale też potwornie wyniszczaj­ą organizm. Człowiek traci odporność, nie ma sił, do tego pojawia się wiele innych nieprzyjem­nych objawów. Szczęśliwi ci, którzy nie zostali w tej chorobie sami. Którym, jak Joannie, towarzyszy żona, mąż, partner. Samotność w chorobie jest straszna i jeszcze smutniejsz­a niż w zdrowiu. Nie każdy umie, jak Robert Szulc, stanąć na wysokości zadania. To test na siłę związku, na miłość. Na spotkaniu promującym książkę polała się niejedna łza, wzruszona była główna bohaterka, jej mama i inni zaproszeni goście. Z gratulacja­mi, życzeniami zdrowia, z kwiatami stawili się dziennikar­ze, z którymi Górska pracuje na co dzień. Był prowadzący poranne programy w Polsat News Mariusz Abramowicz, przyszli pogodynka Milena Rostkowska-Galant (39 l.) i jej redakcyjny kolega, spec od pogody Jarosław Kret (56 l.). Joanna podczas spotkania zwracała uwagę na jeszcze jedną, bardzo ważną sprawę: nie zapominajm­y o badaniach kontrolnyc­h. Zwłaszcza teraz, w czasach pandemii, nie bójmy się iść do specjalist­y, jeśli coś nas niepokoi. Sukces leczenia nowotworow­ego to także wczesne wykrycie choroby. W Polsce z powodu różnych chorób onkologicz­nych co roku umiera ponad sto tysięcy ludzi. Wiele osób dlatego, że przyszły do gabinetu lekarskieg­o zbyt późno. Po raku można żyć, ale najpierw trzeba dać lekarzom i Panu Bogu szansę.

 ?? Fot. East News ?? Joanna Górska i Robert Szulc
Fot. East News Joanna Górska i Robert Szulc

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland