Futbolista Roku
Robert Lewandowski został uznany przez 80 trenerów i 55 dziennikarzy za najlepszego piłkarza oraz napastnika Europy 2020 roku
To nie było zwykłe zwycięstwo. To był nokaut. Polak dostał aż 457 głosów, zaś jego dziewięciu konkurentów otrzymało łącznie 420 głosów. 32-latek pokonał w finale Belga Kevina De Bruyne z Manchesteru City (90 głosów) oraz kolegę z zespołu, bramkarza Manuela Neuera (66 głosów).
1 października w Genewie Robert Lewandowski w szykownym smokingu promieniował nie tylko radością. Co chwilę, jakby z niedowierzaniem, spoglądał na srebrne trofea w swoich rękach. – Jestem bardzo wdzięczny, bardzo dumny i bardzo szczęśliwy. Gdy się tak ciężko pracowało i dostaje się w końcu tę nagrodę, to jest ona czymś szczególnym. Dziękuję wszystkim zawodnikom Bayernu, a także sztabowi szkoleniowemu. Dziękuję rodzinie, która mnie mocno wspierała. Jako dziecko marzyłem o grze na największych stadionach. Teraz to się spełnia. Czuję się zaszczycony – mówił napastnik Bayernu Monachium tuż po ogłoszeniu wyników.
Po wręczeniu obu nagród dziennikarze zapytali Lewego, czy przez ostatnią dominację Lionela Messiego i Cristiana Ronalda nie przestał wierzyć, że dostanie i tę nagrodę. Robert odrzekł: – Nie, a to, że osiągnąłem to jeszcze w ich erze, sprawia, że jestem jeszcze bardziej dumny. Zapytany, czy to wskazanie, że powinien też zostać najlepszym piłkarzem świata, odparł dyplomatycznie: – Jak jesteś na szczycie, to chciałbyś tam pozostać.
Inny dziennikarz zapytał: – Cristiano Ronaldo mógł zdobyć z Portugalią w 2016 roku Mistrza Europy. Czy w przyszłym roku Lewy zdobędzie jakiś tytuł z Polską? Lewandowski odpowiedział: – Bądźmy realistami. Nie myślimy o mistrzostwie Europy. Będzie dla nas sukcesem, gdy nasi fani będą z nas dumni.
W tym roku Lewandowski osiągnął wszystko, co mógł. Został królem strzelców
Bundesligi (34 bramki), królem strzelców Ligi Mistrzów UEFA (15 bramek), a w Pucharze Niemiec strzelił jeszcze kolejne 6 goli, czyli w 47 meczach trafiał do bramki 55 razy! Zdobył Mistrzostwo, Puchar oraz Superpuchar Niemiec, a także Puchar i Superpuchar Europy UEFA. Brakuje mu jeszcze tylko tytułu najlepszego piłkarza świata.
Pod koniec sierpnia br. Lewandowskiego okrzyknięto Najlepszym Piłkarzem Niemiec roku 2020 w plebiscycie przeprowadzonym przez najbardziej znany niemiecki magazyn piłkarski „Kicker”. W 61. głosowaniu w historii przeprowadzonym wśród 526 dziennikarzy sportowych Polak otrzymał aż 276 głosów.
Karl-Heinz Rummenigge – obecny przewodniczący zarządu Bayernu Monachium, złoty medalista Mistrzostw Europy roku 1980, srebrny medalista Mistrzostw Świata w 1982 i 1986 roku – nazwał Lewandowskiego „najlepszym profesjonalistą, którego mógł poznać w Bayernie”. Niezapomniany napastnik lat 80. zwrócił szczególną uwagę na fakt, że Polak z wiekiem staje się coraz lepszy. – Zdarza mi się zajrzeć do szatni Bayernu po meczu. Widziałem jego klatkę piersiową. Lewy jest jak Adonis. Lepiej już się nie da wyglądać. A teraz zagrał sezon życia. I jak nikt inny zasłużył, aby zostać Piłkarzem Roku – podsumował Rummenigge.
Nie wiadomo, czy Lewandowski będzie miał jeszcze szansę w tym roku stanąć do plebiscytu na najlepszego piłkarza świata, gdyż FIFA z powodu pandemii koronawirusa przełożyła konkurs, ale go jeszcze nie odwołała. Trener Bayernu Monachium Hans-Dieter Flick, który został wybrany na najlepszego trenera roku 2020 UEFA, powiedział o Lewandowskim: – Obecnie nie ma żadnego innego gracza, który by bardziej niż Robert zasłużył na tytuł najlepszego piłkarza świata tego roku.
Najwyraźniej Lewemu ciągle mało, bo wieczorem 1 października na jego oficjalnym profilu na Twitterze, który obserwuje 1 400 000 osób, pojawił się wpis: „Nigdy nie przestawaj marzyć. Dziękuję za prestiżowe nagrody. Dzisiejszy wieczór jest dla mnie powodem do dumy, ale to nie koniec mojej przygody”. (PKU)
Horror, szok, zażenowanie, smutek, irytacja. Te słowa powtarzały się w fali komentarzy po debacie prezydenckiej z 29 września w Cleveland. Były na ustach ludzi mediów, ekspertów, zwykłych Amerykanów. To, co miało być oglądaną przez 100 milionów widzów dyskusją pretendentów – Donalda Trumpa i Josepha Bidena – przeistoczyło się w słowną burdę, jakiej Stany Zjednoczone dotąd nie widziały. Za sprawą ich lidera.
Trump przystępował do debaty jako kandydat pozostający jakieś osiem punktów w tyle za Bidenem. Sondażowa przewaga byłego wiceprezydenta jest stabilna i permanentna, Trump nigdy nie wysforował się na prowadzenie. Występ w Cleveland był dlań okazją, by odwrócić niekorzystne notowania. Biden miał być prezydencko rozważny, wystrzegać się gaf; doradcy ostrzegali go, by nie dał się sprowokować, wytrącić z równowagi, ściągnąć do poziomu, na którym tradycyjnie bryluje prezydent. Lecz trudno fechtować szpadą, jeśli przeciwnik usiłuje machać sztachetą.
Od pierwszej minuty Trump uświadomił wszystkim, że nie ma zamiaru przestrzegać manier i reguł wypracowanych przez komitety wyborcze obu partii.
Systematycznie (co najmniej 73 razy w ciągu 90 minut) przerywał Bidenowi po kilku słowach próby odpowiedzi na pytanie moderatora, prezentera Fox TV Chrisa Wallace’a. Jego także Trump nie dopuszczał do głosu, przekrzykiwał go, ignorował próby zaprowadzenia porządku. Moderator już na wstępie utracił kontrolę nad przebiegiem debaty – konstatowali komentatorzy – ale nikt by temu zadaniu nie sprostał. Prezydent, posługując się, jak to określono, „taktyką buldożera”, agresywnie zaprzeczał każdemu zdaniu Bidena, szydził zeń, robił chamskie wycieczki osobiste. Kilkakrotnie był bliski wyprowadzenia konkurenta z równowagi. Po kolejnym przerwaniu poirytowany Biden zapytał: – Zamkniesz się, człowieku? Jakie to nieprezydenckie... Chwilę później spytał: – Czy ten klaun, przepraszam, osobnik, nie pozwoli mi powiedzieć słowa? W oskarżeniach demokrata starał się nie pozostać w tyle za rozmówcą. Biden: – Jest pan najgorszym prezydentem w historii Ameryki. Trump: – W ciągu 47 miesięcy zrobiłem więcej niż pan w ciągu 47 lat.
Prezydent odmawiał przyznania, że zmiany klimatyczne są naukowo potwierdzonym faktem; perorował, że jego strategia w obliczu pandemii (205 tys. zgonów, ponad 7 mln chorych w USA) jest „fenomenalna”; winą za recesję gospodarczą obarczał Chiny; niską popularność (zawsze poniżej 50 proc.) powodowały „fake newsy” i „nagonka” mediów. Biden reagował śmiechem albo wymownym patrzeniem w kamerę. Trump miał nieustannie kłamać: – Wysłuchaliśmy lawiny kłamstw – oświadczył specjalista od ich identyfikowania, Daniel Dale z CNN. – Biden co najmniej kilka razy mijał się z prawdą, lecz zasadniczo mówił prawdę.
W analizach po debacie akcentowano dwa wątki. Trump konsekwentnie odmawiał przyznania, że w przypadku wyborczej przegranej ustąpi. Lamentował, że głosowanie korespondencyjne umożliwia monstrualne oszustwa – choć nie ma na to dowodów; temu zaprzeczył nawet jego dyrektor FBI. Druga sprawa wywołała alarm: prezydent uparcie odmawiał potępienia popierających go białych supremistów rasowych; udawał, że nie wie, o kogo chodzi. Biden rzucił: „Ugrupowanie Proud Boys”. Prezydent przekonywał (bezpodstawnie), że sprawcą rozruchów jest Antifa i radykalna lewica, po czym dodał: – Proud Boys, odstąpcie o krok, bądźcie gotowi do akcji. To się dobrze nie skończy. Zostało to zrozumiane jako nawoływanie do przemocy, zaś wezwanie zwolenników do kontroli lokalów wyborczych uznano za zachętę do zastraszania głosujących.
Według sondażu CNN debatę wygrał (60 do 28) Biden. Liczni eksperci twierdzą, że „nie wygrał nikt, bo przegrała cała Ameryka”. Mówią o „globalnej kompromitacji”. Doradcy Trumpa prywatnie uważają, że to „katastrofa”, za to neofaszyści z Proud Boys są w siódmym niebie. Rzeczniczka Trumpa Kayleigh McEnany obwieściła zwycięstwo pryncypała. Nie zdecydowali się na to nawet prezenterzy prawicowej TV Fox. – On ukatrupia urząd prezydencki – stwierdził legendarny dziennikarz Bob Woodward. – Stawia nas w okropnej sytuacji. Wątpię, czy damy radę z tego wybrnąć. (STOL)