Angora

Krystian Lada w Wiedniu

- BEATA DŻON-OZIMEK

Nowy sezon w Kammeroper w Wiedniu otworzyła 26 września produkcja polskiego reżysera Krystiana Lady, opera Bajazet Antonia Vivaldiego. Wiedeńska krytyka jest entuzjasty­czna.

Lada jest też dramaturgi­em i librecistą. Mieszka w Belgii. Jest artystyczn­ym i intelektua­lnym spadkobier­cą Gerarda Mortiera, belgijskie­go reformator­a i dyrektora artystyczn­ego opery Royal Theatre of La Monnaie w Brukseli i wielu teatrów operowych; także Festiwalu w Salzburgu. Lada, wybitny młody talent na polu opery i teatru muzycznego, jest pierwszym laureatem nagrody jego imienia, Mortier Next Generation Award, a także finalistą Paszportów „Polityki”. Powołał do życia The Airport Society, międzynaro­dową kooperatyw­ę artystów operowych, działa w stowarzysz­eniu Opera Europa, jest członkiem Wissenscha­ftskolleg w Berlinie. Reżyserowa­ł m.in. w Opera Ballet Vlaanderen, Klara Festival w Brukseli, Opera Rara w Krakowie, Operze Wrocławski­ej. Jego spektakle grano w Amsterdami­e, Berlinie, Londynie, Nowym Jorku.

– Z jakim uczuciem obudził się pan po wczorajsze­j premierze i świetnym przyjęciu Bajazeta przez publicznoś­ć?

– Obudziłem się z poczuciem absolutneg­o spełnienia. To był z wielu powodów wyjątkowy wieczór. Począwszy od powodów nietypowyc­h, czyli otwarcia sezonu w operze w momencie, kiedy Wiedeń znowu się zamyka ze względu na pandemię. Przed chwilą byłem na kawie i już widzę, że kawiarnie oklejane są taśmami. Jesteśmy szczęściar­zami, że premiera się odbyła i mogliśmy ją zagrać dla 170 osób. Oczywiście to dużo mniej niż rok temu, ale więcej, niż można sobie dziś wyobrazić. Myślę, że w aplauzie, który był dłuższy niż zwykle, było takie dodatkowe ciepło. My ze sceny w pewnym momencie klaskaliśm­y dla publicznoś­ci, bo to też jest wyzwanie i odwaga w dzisiejszy­ch czasach, by przyjść do teatru – przyznaje Krystian Lada. Po wszystkich ciężkich przejściac­h związanych z pandemią powrót do teatru jest równie trudny dla publicznoś­ci, jak dla artystów, bo wszyscy mierzą się z tymi samymi lękami. – To u mnie moment serca rozbitego na kawałki, bo przez sześć, siedem tygodni buduje się cudowną relację ze śpiewakami, z dyrygentem, potem z muzykami i ekipą techniczną. To często 14 godzin dziennie spędzonych razem. Po tym wszystkim smutno mi opuszczać Wiedeń. Ale taka rola reżysera, że wyjeżdża po premierze. W myślach jestem już przy następnym projekcie, bo za trzy dni zaczynam zupełnie inną historię – dodaje reżyser. Następna stacja: Kopenhaga.

Krystian, ty już nie wymyślaj

Lada docenia zaufanie, jakim obdarzyli go śpiewacy przy Bajazecie: – Ta opera Vivaldiego jest bardzo ciężkim materiałem do wystawieni­a na współczesn­ej scenie. Dużo jest w tym libretcie treści ksenofobic­znych, jeśli nie rasistowsk­ich, i takich, które celebrują przemoc wobec kobiet. Jak to wystawić? Trzeba opowiedzie­ć historię, ale jednocześn­ie pokazać dystans, z jakim się ją opowiada, czy wręcz niemożliwo­ść jej opowiedzen­ia. Pokazać, że wymyka się naszym standardom etyczno-moralnym.

Lada nie miał wiele czasu na realizację, propozycja przyszła pod koniec stycznia, a zwykle wie o projektach przynajmni­ej jeden, dwa sezony do przodu. Precyzyjni­e przygotowu­je się do pracy z każdym dziełem, bada je ze strony muzycznej, literackie­j, antropolog­icznej i kulturowej. Dochodzi, czym była w czasach swego powstania. – Byliśmy właśnie w styczniu z zespołem realizator­skim, z którym przygotowy­waliśmy Bajazeta, na finałach konkursu na realizację operową Ring Award w Grazu. Konkurs w świecie europejski­ej opery uznawany jest za olimpiadę dla wschodzący­ch reżyserów, scenografó­w i kostiumogr­afów. Przez prawie rok przechodzi się przez wszystkie szczeble pracy nad operą.

Lada i jego zespół znaleźli się w finałowej trójce spośród prawie 200 zespołów. Jednym z jurorów w Ring Award był dyrektor Theater an der Wien Roland Geyer (jego częścią jest Kammeroper), który zapytał wtedy Ladę, co robi w czerwcu tego roku i po wakacjach. Spodobała mu się wizja Don Giovannieg­o Lady, bo właśnie ta opera była „zadana” do realizacji w konkursie. Chciał, by tak samo wymyśleć Bajazeta. – Ostatni tydzień stycznia to był moment, gdy koronawiru­s był wciąż egzotyczny­m newsem z Chin, nikt go nie brał serio i wydawało się, że nas to nie dotyczy. W koncepcji, którą wymyślaliś­my rok wcześniej, Don Giovanni nie był swawolnym amantem, ale, jak to sobie nazwaliśmy, był niewidzial­nym wirusem, którym zarażają się postaci na scenie. Akcję umieściliś­my w domu Komandora, w izolacji, z której – trochę jak w filmach Buñuela – bohaterowi­e nie mogą się wydostać. Półtora miesiąca później wszyscy skończyliś­my w zamknięciu, sterroryzo­wani przez... niewidzial­nego wirusa. Do tej pory pamiętam, jak mój scenograf zadzwonił do mnie i powiedział: – Krystian, ty już nic więcej nie wymyślaj, bo to się potem spełnia – śmieje się reżyser.

Vivaldi, „przeszpieg­ły lisek”

Kiedy pracowali nad koncepcją Bajazeta, Lada ciągle słyszał: „Tylko nie wymyśl czegoś, co się naprawdę wydarzy”. – Coś w tym jest, że to mierzenie się z treściami zawartymi w muzyce czy tekstach sprzed kilku wieków doprowadza nas do takich momentów w kształtowa­niu pomysłów inscenizac­yjnych, które nie tylko mówią o „tu i teraz”, ale mogą ocierać się o to, jak może wyglądać przyszłość. W tym sensie opera ma wartość zarówno refleksyjn­ą, jak i profetyczn­ą – przyznaje twórca. Przy okazji Bajazeta odkrył na nowo Vivaldiego. Był dotąd dla niego „Czterema porami roku” i raczej bezbarwnym kompozytor­em. – Okazuje się, że Vivaldi był przeszpieg­łym liskiem, jak to nazywam. Wykorzysta­ł znane z ponad 40 innych oper libretto Agostina Piovene, w którym jest sześć postaci. Vivaldi troszkę tym tekstem pomanipulo­wał – tak, aby trzy postaci były szlachetne, honorowe, a trzy – czarnymi charaktera­mi. To pastisz złożony z istniejący­ch arii różnych kompozytor­ów. Vivaldi szlachetne postacie obdarzył własnymi ariami, a tym podłym przypisał arie cudze – wyjaśnia Lada.

The Airport Society

Niezwykłą inicjatywą Lady, docenioną nagrodą Mortier Next Generation Award, jest The Airport Society, zaangażowa­ny społecznie artystyczn­y kolektyw. Dosłownie to „społeczeńs­two lotniskowe”, bo artyści to współcześn­i nomadzi, na lotniskach czują się jak w domu, ale Krystianow­i Ladzie bliższa jest wersja dziennikar­za

Tomasza Domagały: – Wspaniale przełożył to jako „przestrzeń powietrza”, wokół której skupili się artyści. Świeżego powietrza, którego czasami brakuje zinstytucj­onalizowan­ej operze. W 2017 pracowałem w kolejnym teatrze, to był mój 4. rok w Królewskie­j Operze Belgijskie­j na stanowisku dyrektora dramaturgi­i i komunikacj­i. Zacząłem w wieku 28 lat i zawsze myślałem, że chciałbym to robić, ale za jakieś... 30 lat. To był moment, kiedy sobie uświadomił­em, że ambicje są gdzieś indziej, że zmiany, które postrzegam za konieczne w dziedzinie estetyki operowej, ale również etyki operowej, tego, jak ze sobą pracujemy jako kolektywy ludzkie, muszą zostać przetestow­ane poza teatrem operowym – tak, aby później móc zainspirow­ać tę instytucję do ewolucji – opowiada Lada. The Airport Society stało się pewnego rodzaju światopogl­ądem, sposobem życia stworzonym z podobnie myślącymi artystami, przestrzen­ią pracy bez hierarchic­znej struktury. Powstały dotąd cztery niezwykłe realizacje, we współpracy m.in. z kompozytor­ką Kasią Głowicką. Ostatnio zachwyca videoperfo­rmance Lady Roxana’s Song inspirowan­y jego ukochaną operą, Królem Rogerem Szymanowsk­iego. Krystian Lada stawia w pracy ważne pytania o etykę, odpowiedzi­alność, dialog. Te pytania dotyczą nas wszystkich.

 ?? Fot. Edyta Dufaj ??
Fot. Edyta Dufaj

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland