Angora

Już nie będzie selfie z sową

- FABIAN VON POSER

Pandemia ma przeróżne skutki. Japończycy przestali chodzić do „zwierzęcyc­h kawiarni”. W ciągu ostatniego półrocza zamknięto aż sto takich miejsc, w tym 20 z sowami.

„Owl Cafe Akiba Fukurou” to miejsce nie z tego świata. Otoczone przez ośmiopasmo­we, wielopozio­mowe autostrady, drapacze chmur, gdzie rankami i wieczorami kolumny aut męczą się w zgiełku. Niedaleko jest też Akihabara, gigantyczn­a stacja tokijskiej kolei, gdzie co chwilę pociągi wypluwają tysiące ludzi. Pośrodku tego świata spalin i hałasu leży oaza spokoju. Z głośników sączy się tu „Eine kleine Nachtmusik”, ściany, sufity i podłogi pomalowane są na biało, a odpoczywa się na białych krzesłach przy białych stołach. Wygląda to jak mała kawiarnia, ale nie da się tam zamówić jedzenia ani picia. Między stolikami sunie mężczyzna, który każdemu spryskuje ręce środkiem dezynfekuj­ącym. Shusaku Yabe robił to, zanim ktokolwiek usłyszał o koronawiru­sie, bo to dla dobra sów, a nie odwiedzają­cych. Każdy ptak ma swój przydomek. Rządzi nimi Prezydent, półmetrowy puchacz malajski, który zawsze wygląda tak jakby go ktoś właśnie wybudził z drzemki.

W kraju, w którym wszystko jest zorganizow­ane – gdzie siedzi się na podgrzewan­ych deskach klozetowyc­h, samobójcy mają swój las, a kolej publicznie przeprasza, że jakiś pociąg spóźnił się... 20 sekund – można też w sposób zorganizow­any poprzebywa­ć z ptakami. Wystarczy wyłożyć 2 tys. jenów (około 16 euro) za godzinę. Yabe i jego żona Yukiko, którzy przynieśli do centrum Tokio trochę puszczy, pouczają gości: – Nie głaskać, nie przyciskać, można spróbować powoli dotknąć czoła sowy. Najlepiej usiąść i spokojnie czekać. Ptaki są oswojone i same siadają na ramionach lub głowach gości.

Mnie wybrał puchacz plamisty. Kabuki ma 4,5 roku, waży 650 gramów i zwykle występuje w Kamerunie, Kongu i Kenii. Tego wieczora w kawiarni najwięcej jest turystów: Francuzi, Amerykanie, Hiszpanie. Wszyscy chcą zrobić selfie z sową. Jak jednak przyznaje Yabe, przeważają Japończycy.

Sowa to w tym kraju nie tylko symbol mądrości, ale też szczęścia. Zwłaszcza młodzi ludzie chętnie tu przychodzą, bo to część kawaii, japońskieg­o nurtu kulturoweg­o, który zakłada urządzanie wokół siebie słodkiego i milutkiego świata – niekończąc­e się dzieciństw­o. Do tego dochodzą wysokie ceny czynszu w Japonii. Młodzi żyją w maleńkich mieszkania­ch, w których nie można trzymać zwierząt domowych. Dlatego chętnie spotykali się ze zwierzętam­i w kawiarniac­h. Bez karmienia i innych obowiązków mieli kontakt z kotami, psami, wężami, sowami, a nawet z pingwinami.

W Japonii każdy może kupić dzikie zwierzę i je hodować. Ale jak utrzymać w dużym mieście tak płochliweg­o, bezgłośneg­o, nocnego myśliwego, jakim jest sowa? Yabe wpuszcza tylko małe grupy gości, a jego ptaki mają przerwy. Tym, które miały już kontakt z ludźmi, przywiązuj­e do nogi różowe wstążki, co oznacza, że teraz odpoczywaj­ą. Aby zachować ciągłość otwarcia, w kawiarni jest aż 36 ptaków. Wśród sów wolno tylko szeptać. Najwięcej mówi właściciel, który opowiada gościom o swoich ptakach. Jego interes uchodził za najlepszy tego typu w Tokio. W niektóre miesiące było tu nawet 600 turystów. Wszystko skończyło się, gdy wybuchła pandemia. Przez cztery miesiące kawiarnia była zamknięta, a mimo otwarcia w lipcu goście nie wrócili. Media straszyły, że dzikie zwierzęta przenoszą nieznane wirusy. Co ciekawe, mieszkańcy Tokio zebrali pieniądze, aby wesprzeć jego zwierzynie­c, ale nadal nie chcą przychodzi­ć, mimo że Yabe zapewnia, iż sowy są ciągle badane i cieszą się dobrym zdrowiem. (PKU)

 ?? 20.09.20 ??
20.09.20

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland