Kiedy zwierzęta wchodzą do polityki
Jak dobrze mieć sąsiada
Byłem dzieckiem, kiedy przepełniony podziwem, razem z rodzicami stałem przed słynnym obrazem „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci w Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Podczas gdy rodzice tłumaczyli mi, dlaczego ten obraz i jego malarz są tak znaczący, ja wpatrywałem się tylko w dziwnie zniekształcone zwierzę na rękach kobiety. Po raz pierwszy w życiu usłyszałem wtedy nazwę „ gronostaj” i mimo że zwierzę spoglądało w moją stronę trochę nieprzyjaźnie, od razu je pokochałem. Kiedy mój ojciec opowiedział mi, że te zwierzęta służyły do produkcji drogich futer dla kobiet, ogarnęły mnie smutek i złość.
Nie jestem radykalnym obrońcą praw zwierząt ani aktywistą ekologicznym, ale hodowanie zwierząt po to, żeby robić z nich futra dla ludzi, którzy za pomocą ubioru chcą podnieść swoją samoocenę, uważam za brak szacunku wobec natury. Można jeść zwierzęta, można hodować je jako zwierzęta domowe i pod pewnymi warunkami można pokazywać je w zoo tym, którzy nie mają możliwo
ści zobaczenia ich na wolności. Ale hodowanie ich w straszliwych warunkach, żeby potem zdzierać z nich skóry potrzebne przemysłowi modowemu, nie może być uznawane za dobre przez nikogo, chyba że na tym zarabia albo jest sam zainteresowany noszeniem takich ubrań. Dotyczy to Polski, która jest drugim co do wielkości producentem futer w Europie po Danii. Podobnie dotyczy to Niemiec, skąd nieustannie wywodzi się dobra klientela, chociaż futra cieszą się w tym kraju złą opinią. No, ale futrzany kołnierz to przecież nic takiego...
Jeżeli zaangażowanie Jarosława Kaczyńskiego w ustawę o ochronie praw zwierząt i położenie kresu takim szkodliwym działaniom rzeczywiście spowodowane jest miłością do zwierząt, zasługuje to ponad granicami partyjnymi ( i państwowymi!) na szacunek. Nawet jeśli pojawiają się wątpliwości, czy to jedynie miłość do zwierząt doprowadziła go do takiego kroku.
W Niemczech zaczęto przecierać oczy na wieść o tym, co się dzieje w Polsce. Wszechmocny przewodniczący partii, znany ze swoich dość nierozważnych politycznych posunięć, prowadzi za pośrednictwem TikToka kampanię na rzecz ochrony zwierząt i nagle wpada przez to w nieplanowane trudności! Niezwykłe jest także to, że akurat takie miłe zwierzęta jak norki, nutrie i lisy mogą wstrząsnąć rządem, czego nie udało się dokonać wcześniej milionom ludzi z opozycji. Nie wszyscy w Niemczech zdawali sobie sprawę z tego, ile miejsc pracy związanych jest z tą branżą w Polsce. Podobnie nie zdawali sobie sprawy, jakie korzyści z produkcji futer odnoszą w Polsce niektóre kręgi Kościoła.
Być może wiarołomni koalicyjni partnerzy PiS stanęli po stronie Kościoła dlatego, że sami w perspektywie są zainteresowani korzystaniem z tych powiązań. Czy Kaczyński zagrał za ostro, ponieważ to ostatecznie człowiek Kaczyński zwyciężył w obliczu torturowanych zwierząt nad politykiem Kaczyńskim? Wobec tego można mu nawet odrobinę współczuć ( jako człowiekowi, nie politykowi). Być może trzeba się jednak obawiać, że za tym politycznym trzęsieniem ziemi może kryć się znowu polityczna strategia, a biedne zwierzęta zostały przez człowieka potraktowane instrumentalnie do jego celów, tym razem politycznych. To żądza władzy jednostek i polityczny wyścig stoją na pierwszym planie, nie miłość do zwierząt. Bądź co bądź to jednak uczucia do zwierząt zmusiły Kaczyńskiego do wyjścia z cienia na widoczną stronę polityki rządu po to, by mieć lepszy widok na potencjalnych konkurentów. To także jakaś korzyść dla polityki. Dla kogo dokładnie, to się okaże.
Niemniej jednak ustawa w Sejmie została uchwalona dzięki wsparciu opozycji, a uratowane zwierzęta ( jeśli rzeczywiście na końcu zostaną uratowane!) będą mogły lizać swoje futerka, wdzięczne i wreszcie szczęśliwe. Z jednej strony dlatego, że ich futra pozostają na przynależnych im miejscach, a z drugiej, bo nie muszą niczego rozumieć z tej całej politycznej awantury.