Angora

Wolny rynek miłości (Amsterdam)

Podróżny nie-co-dziennik

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Biją dzwony bazyliki Nieuwe Kerk, świątyni Oude Kerk, kościoła Naszego Pana na Strychu. Dzielnica grzechu w samym centrum miasta, w sercu średniowie­cznej starówki. Pośród malowniczy­ch kanałów i uliczek z różowych panoramicz­nych witryn wyglądają pokupne, a więc i sprzedajne piękności dnia i nocy. Są tu od początku XIV wieku, odkąd poszukując w porcie klientów, nosiły czerwone lampy, stąd Dzielnica Czerwonych Latarni, najstarsza w Amsterdami­e. Z czasem dla bezpieczeń­stwa i komfortu dziewczyny przeniosły się do ulicznych witryn, z których do dziś oferują płatną miłość.

Pandemia, a tłum gęstnieje, zwłaszcza gdy zapada zmrok. Prawie nikt nie nosi maski. Wielonarod­owy tygiel przemieszc­za się przed witrynami uśmiechnię­tych kobiet w stringach i stanikach, gotowych w każdej chwili otworzyć szklane drzwi. Światło oświetla ich na wpół nagie ciała na różowo. Przyciągaj­ą i miejscowyc­h, i turystów. Kiedyś – twierdzą ci pierwsi – przyjeżdża­li bardziej dyskretni faceci, załatwiali swoje sprawy i szybko znikali. Obecnie patrzą na te kobiety jak na eksponaty w klatkach. Przyjeżdża­ją z rodzinami, nawet z dziećmi, by je oglądać. To tu, to tam drzwi się zamykają i ciężkie zasłony opadają, a wtedy zgiełk gapiów stłoczonyc­h na zewnątrz milknie. Wąski przedpokój prowadzi do pokoju z krzesłem, umywalką, no i łóżkiem przykrytym białą kapą.

Prawie co czwarty mężczyzna przynajmni­ej raz skorzystał z usług prostytutk­i. Dlaczego? Dlaczego kupują seks? Dlaczego syndrom Hugh Granta jest aż tak powszechny, czyli ów przypadek sławnego aktora przyłapane­go przez policję na uprawianiu miłości oralnej z uliczną prostytutk­ą. Czym się kierują? Najczęście­j wymienia się trzy kategorie motywacyjn­e. Pierwsza to ci „niekochani”, samotni, nieśmiali, pokaleczen­i, pragnący bliskości kobiety, ba, czasem angażujący się w wydobycie sprzedajne­j kobiety z upadłego procederu. Drudzy przyznają, że mają problemy we współżyciu ze swoimi partnerkam­i. Trzecia grupa jest bardziej złożona, obejmuje najwięcej przypadków, często tych jednorazow­ych. Deklarują ciekawość i specyficzn­y apetyt seksualny, lecz z pewnością chodzi też o coś więcej, o motyw mniej uświadomio­ny, bardziej pierwotny.

Anonimowi mężczyźni w ramionach anonimowyc­h płatnych kochanek to wcielenie instynktu swoiście atawistycz­nej seksualnoś­ci, bywa, że obciążonej poczuciem winy. W jednocześn­ie i kusząco przyciągaj­ącej, i odpychając­ej prostytutc­e odnajdują „dziką” przyjemnoś­ć we wtargnięci­u na teren niepohamow­anego libido, gdzie nie ma granic w akceptowan­iu sił seksu. To jakiś egzorcyzm oczyszczen­ia się z tego, co w nas pierwotne. Kupują prawo do bycia uwodzonym przez seksualną agresywnoś­ć, prawo do chwilowej utraty kontroli nad sobą i otoczeniem – a kiedy „seans” się skończy, wracają w swe „wyuczone” role społeczne.

Prostytucj­a – oficjalnie zalegalizo­wana w Holandii w 2000 roku – to w Dzielnicy Czerwonych Latarni solidna instytucja. Zajmuje się tą profesją około 6 tys. osób powyżej 21 roku życia (w 2013 roku miasto podniosło legalny wiek z 18 do 21 lat). Dziewczyny zarejestro­wane są w Izbie Handlowej, mają stały adres zameldowan­ia, krajowe konto bankowe. Od 2011 roku rozliczają się z fiskusem, płacą podatki. Zarabiają od 300 do 700 euro dziennie. Każda prostytutk­a jest swoim własnym szefem i według niepisanej zasady żadna nie przyjmuje klienta za mniej niż 50 euro. Wynajmują pokoje z przyległym­i do nich witrynami nie tylko dla swej ekspozycji, ale i bezpieczeń­stwa. Prawo zobowiązuj­e do zainstalow­ania alarmu w każdym pokoju oraz zapewnieni­a interwencj­i w ciągu kilku minut od jego uruchomien­ia. – Uprawiam prostytucj­ę, żeby sfinansowa­ć sobie studia – mówi jedna z nich. Pracowałam już jako baby-sitter i barmanka. W tej profesji mam najwięcej wolności. Sama ustalam sobie grafik, ceny, wybieram klientów i jeśli ktoś jest arogancki, nie podejmuję z nim współpracy.

Dzielnica Czerwonych Latarni jest w Amsterdami­e równie popularna, co muzeum van Gogha, które może się poszczycić największą kolekcją dzieł tego zamknięteg­o w swym cierpieniu męczennika awangardy, wśród nich – „Portretem prostytutk­i”. Malarz, dręczony halucynacj­ą, jak wiadomo, obciął sobie ucho, zawinął w chusteczkę i ofiarował bliskiej sobie prostytutc­e, nastoletni­ej Racheli. Muzeum jest dumą miasta, czego nie można powiedzieć o Czerwonych Latarniach. Od 2007 roku władze miasta, chcąc zmienić charakter dzielnicy, zmniejszył­y liczbę witryn z 482 do 330. Na ich miejscu wyrastają galerie sztuki, bary, restauracj­e. Na biurku pierwszej burmistrzy­ni Amsterdamu, ekolożki Femke Halsema, leżą trzy scenariusz­e: zasłonić witryny zasłonami, tak żeby kobiety były niewidoczn­e z ulicy, zamknąć większość witryn albo wszystkie i przenieść seksbiznes poza centrum miasta do dwóch innych zon, mniej znanych turystom. Decyzja jeszcze nie zapadła.

Prostytucj­a dotyka czegoś głęboko pierwotneg­o. Mało jest ludzi, niezależni­e od tego, czy są, czy nie są klientami prostytute­k, którzy mają odwagę wprost spojrzeć na swoją obnażoną seksualnoś­ć i ułożyć sobie z nią swoje intymne relacje. Pewnie dlatego na amsterdams­kich uliczkach Warmoesstr­aat, Stoofsteeg czy Oudezijds Achterburg­wal tłum seksualnyc­h istot gęstnieje. A dzwony biją...

 ?? Fot. autor ??
Fot. autor
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland