Tęczowe „casus belli”...
Zacznijmy od tego, że: a) tęcza jest (była?) symbolem pojednania i tolerancji,
b) homoseksualiści byli, są i będą wszędzie. Ta orientacja seksualna jest właściwie mało zależna od „woli” człowieka,
c) homoseksualizm istnieje również wśród zwierząt.
Rozpętana z tej przyczyny wojna uwłacza ludzkiemu rozumowi i godności. Jest wynikiem cynicznej politycznej manipulacji: skoro nie potrafiono uporać się ze zwolennikami rasizmu i nazizmu – to skanalizowano kryminalną energię tych „patriotów” na tęczę. Do ruchu LGBT dodano gender i teraz jest to podobno programowa demoralizacja dzieci i młodzieży. W tym momencie wracam do punktu c): skoro homoseksualizm istnieje również w świecie zwierzęcym, to tylko idiota powie, że to skutek wychowania seksualnego i programu gender!
Skoro homoseksualizm jest zjawiskiem nieuznającym granic czasowych ani geograficznych (punkt b), to lepiej pogodzić się z tym, niż walczyć. Niech dewizą stosunku do LGBT będzie: „Nie jesteś odpowiedzialny za swoją orientację seksualną – jesteś odpowiedzialny za swoje czyny”.
W moim przekonaniu tęczowa flaga nie obraża nikogo ani niczego – niemniej uważam, że zawieszanie jej na symbolach religijnych jest niepotrzebnym podgrzewaniem nastroju, prowadzącym do eskalacji agresji. I może to nie LGBT-owcy ją tam umieszczają, tylko prowokatorzy z piątej kolumny...? Ten człekopodobny osobnik, uwidoczniony w mediach, klepiący się na balkonie po genitaliach jest przykładem degeneracji intelektualnej gatunku homo sapiens.
Tolerancja... Jeszcze zupełnie niedawno „przechlapane” mieli rudzi – bo podobno fałszywi. Niesprawni fizycznie słyszeli rzucane im: „kulas!”, „garbus!”. Obiektem nietolerancji może stać się każda grupa, każda osoba. W końcu jest to metoda manipulacji politycznej znana od tysięcy lat: znaleźć wroga, na którego można napuścić tłum w celu wytworzenia napiętej atmosfery i skłócenia społeczeństwa, wtedy łatwiej jest osiągnąć własne ukryte cele.