Czeka nas walka o wodę
51 Nie widzi pan żadnych pozytywów tej inwestycji?
– Na pewno można wskazać na zysk strategiczny polegający na możliwości otwarcia Zalewu na Bałtyk. Co prawda będzie za płytko i żadne duże okręty wojskowe tam nie wpłyną, ale rozumiem ten argument. Natomiast żadnych innych nie dostrzegam.
– Przeciwnicy tej inwestycji twierdzą, że przekop Mierzei zniszczy ją w ciągu kilku dziesięcioleci. Poza tym pojawiają się głosy, że utrzymanie Mierzei i toru wodnego to gigantyczne koszty, których końca nie widać.
– Podzielam te obawy. Zalew jest tak skonstruowany, że po stronie wschodniej, tej rosyjskiej, jest dość głęboki i zawiera sporo piaszczystego osadu, a po polskiej stronie jest bardzo płytki. Bardzo płytki, to znaczy często poniżej dwóch metrów. I jest zawalony osadem mulistym i drobnoziarnistym, bogatym w materię organiczną. Tego osadu jest do dziesięciu metrów miąższości. Gdy wykopie się tam jakąś dziurę, a trzeba to zrobić, bo ma tam być szlak wodny na 5 m głębokości, to ten szlak wodny będzie zasypywać się przy każdym wietrze. Moim zdaniem nie da się utrzymać tego bez wprowadzenia tam twardej regulacji toru wodnego. I trzeba będzie co chwila go pogłębiać. Osad będzie wzburzany, a to spowoduje jego rozprzestrzenianie się po zalewie i powstanie warunków beztlenowych.
– Jest pan hydrobiologiem, proszę zatem powiedzieć, jakie ta inwestycja pociągnie za sobą konsekwencje dla przyrody?
– Nie chciałbym mówić o samych wartościach przyrodniczych, ale o wartościach ekonomicznych z nimi związanych. Niewiele się mówi o tym, że Zalew Wiślany to jedno z ważniejszych miejsc tarła bałtyckich śledzi. Wpływają tam wczesną wiosną, tam się rozmnażają i jeszcze przed latem wracają do Bałtyku. Olbrzymie ilości materii organicznej, która będzie co chwilę podnoszona z dna Zalewu, spowoduje zanikanie łąk podwodnych i ogromne deficyty tlenowe. – Śledź jest zagrożony? – Tak. To wszystko spowoduje rozwalenie ekosystemu. Jestem święcie przekonany, że to tarło śledzia będzie bardzo silnie zaburzone i dużą ilość śledzi z Bałtyku szlag za przeproszeniem trafi, bo nie będą miały gdzie się trzeć. A Zalew jest w rejonie środkowego Bałtyku jednym z niewielu miejsc masowego rozmnażania śledzi. To problem, którego bym nie bagatelizował.
– „Pętla” to kolejny pani film z Patrykiem Vegą. Co sprawia, że chętnie pani współpracuje z tym reżyserem?
– Propozycje, które dostaję od Patryka, to główne role, a wiadomo, że takich ról dla kobiet jest wciąż mniej, choć zaczyna się to zmieniać. Dla aktorki z moim doświadczeniem i możliwościami jest ważne, by móc się sprawdzać w takiej przestrzeni. I mimo że filmy Vegi są traktowane jako mniej ambitne, propozycje, które dostawałam od niego, były zawsze bardzo wymagające aktorsko i różnorodne stylistycznie.
– Poznaliście się państwo na planie „Botoksu”. Jak wypadło to pierwsze spotkanie?
– Patryk po obejrzeniu filmu „W spirali” zainteresował się moją osobą. Powierzył mi bardzo wymagającą rolę – zarówno technicznie, jak i emocjonalnie. Miałam do przeżycia całą paletę trudnych emocji, właściwie każdy dzień wiązał się z przeżywaniem wysokiego napięcia, rozpaczy, smutku. Uczyliśmy się siebie. Bardzo mi się podobała jego uważność i to, że trzymał napięcie na planie i dyscyplinę, co pomagało szczególnie w scenach porodów. Poprosiłam o szkolenie w szpitalu i wiele nauczyłam się o tej rzeczywistości. Można nawet powiedzieć, że było to dla mnie przeżycie graniczne.
– Potem zagrała pani w dwóch częściach „Kobiet mafii”. Tam miała pani okazję wcielić się w zabawną postać Spuchniętej Anki. Jak się pani odnalazła w komediowej konwencji?
– Ankę po prostu kocham. I bardzo się cieszę z popularności tej postaci. Praca nad nią była prawdziwą przyjemnością, choć też wiązała się z napięciem – bałam się, że przekroczę pewną granicę. Chciałam, żeby ta postać, przy całym tym abstrakcyjnym poczuciu humoru, pozostała wiarygodna psychologicznie, żeby była z krwi i kości pomimo komiksowego rysu. Mam doświadczenie w graniu klasycznych komedii, na przykład Moliera, i myślę, że mi to pomogło.
– Powiedziała pani w jednym z wywiadów: „Każda rola to dla mnie budowanie nowego świata”. W jaki świat weszła pani w „Pętli”?
– Ten świat jest odrzucający i brudny chyba jeszcze bardziej niż ten z kina gangsterskiego, bo dotyczy afery w kręgach władzy. Sekstaśmy z udziałem polityków, księży, elit ekonomicznych. Tacy ludzie kreują moralną przestrzeń społeczną, są traktowani często jak autorytety, decydują o kierunku zmian i naturalnie ich stanowiska wiążą się automatycznie z koniecznością zaufania społecznego. Zepsucie tej klasy jest wstrząsające. Jak również działania policjanta, który zachowywał się w tej historii jak bandyta.
– Pani partnerem w „Pętli” jest Antek Królikowski, który wyrasta na jednego z najciekawszych aktorów swego pokolenia. Znalazła z nim pani dobre porozumienie?
– Tak, mamy podobne poczucie humoru, a w związku z tym pewną łatwość komunikacji. Lubię jego bezpretensjonalność i prostolinijne podejście do zawodu, które nie wyklucza głębokiego zaangażowania.
– Dokonania Patryka Vegi są ostro krytykowane przez nasze media, ale i filmową branżę. Czy jako aktorka grająca w jego filmach czuje się pani tym dotknięta?
– Nie, nie czuję się dotknięta, bo mogę być rozliczana tylko z zakresu swojej pracy, a tu mam dobry feedback. Myślę jednak, że brakuje w tym wszystkim fachowej krytyki, a zdecydowanie za dużo jest wypowiedzi nacechowanych zwykłym hejtem. Miejsce, które zajmuje Patryk w polskim kinie, dali mu widzowie, i jest wyrazem sukcesu, który odniósł, a to powinno być uznane.
– Nieoficjalnie mówi się, że aktorzy związani z Patrykiem Vegą mają trudności z angażami w produkcjach innych twórców. Odczuła to pani na własnej skórze?
– Nigdy nie usłyszałam tego wprost, więc trudno mi coś na ten temat powiedzieć. Nie mam najgorzej, choć też nie jestem rozpieszczana przez nawał propozycji. Jednak umiem wykorzystać swoje szanse i nie mam do nikogo pretensji.
– Sprawia pani wrażenie silnej indywidualności, która niekoniecznie identyfikuje się z jakąś grupą. Nie boi się pani być „inna”?
– Nie mam wyjścia, bo jestem po prostu sobą. Nie widzę sensu w udawaniu kogoś, kim się nie jest, i kreowaniu siebie ze względu na karierę. Jeśli tak jestem postrzegana, to widzę w tym raczej komplement. Zwykle artystów podziwia się przecież za silną indywidualność.
– Przez wiele lat była pani cenioną aktorką teatralną, specjalizującą