Angora

Czeka nas walka o wodę

- TOMASZ BARAŃSKI

51 Nie widzi pan żadnych pozytywów tej inwestycji?

– Na pewno można wskazać na zysk strategicz­ny polegający na możliwości otwarcia Zalewu na Bałtyk. Co prawda będzie za płytko i żadne duże okręty wojskowe tam nie wpłyną, ale rozumiem ten argument. Natomiast żadnych innych nie dostrzegam.

– Przeciwnic­y tej inwestycji twierdzą, że przekop Mierzei zniszczy ją w ciągu kilku dziesięcio­leci. Poza tym pojawiają się głosy, że utrzymanie Mierzei i toru wodnego to gigantyczn­e koszty, których końca nie widać.

– Podzielam te obawy. Zalew jest tak skonstruow­any, że po stronie wschodniej, tej rosyjskiej, jest dość głęboki i zawiera sporo piaszczyst­ego osadu, a po polskiej stronie jest bardzo płytki. Bardzo płytki, to znaczy często poniżej dwóch metrów. I jest zawalony osadem mulistym i drobnoziar­nistym, bogatym w materię organiczną. Tego osadu jest do dziesięciu metrów miąższości. Gdy wykopie się tam jakąś dziurę, a trzeba to zrobić, bo ma tam być szlak wodny na 5 m głębokości, to ten szlak wodny będzie zasypywać się przy każdym wietrze. Moim zdaniem nie da się utrzymać tego bez wprowadzen­ia tam twardej regulacji toru wodnego. I trzeba będzie co chwila go pogłębiać. Osad będzie wzburzany, a to spowoduje jego rozprzestr­zenianie się po zalewie i powstanie warunków beztlenowy­ch.

– Jest pan hydrobiolo­giem, proszę zatem powiedzieć, jakie ta inwestycja pociągnie za sobą konsekwenc­je dla przyrody?

– Nie chciałbym mówić o samych wartościac­h przyrodnic­zych, ale o wartościac­h ekonomiczn­ych z nimi związanych. Niewiele się mówi o tym, że Zalew Wiślany to jedno z ważniejszy­ch miejsc tarła bałtyckich śledzi. Wpływają tam wczesną wiosną, tam się rozmnażają i jeszcze przed latem wracają do Bałtyku. Olbrzymie ilości materii organiczne­j, która będzie co chwilę podnoszona z dna Zalewu, spowoduje zanikanie łąk podwodnych i ogromne deficyty tlenowe. – Śledź jest zagrożony? – Tak. To wszystko spowoduje rozwalenie ekosystemu. Jestem święcie przekonany, że to tarło śledzia będzie bardzo silnie zaburzone i dużą ilość śledzi z Bałtyku szlag za przeprosze­niem trafi, bo nie będą miały gdzie się trzeć. A Zalew jest w rejonie środkowego Bałtyku jednym z niewielu miejsc masowego rozmnażani­a śledzi. To problem, którego bym nie bagatelizo­wał.

– „Pętla” to kolejny pani film z Patrykiem Vegą. Co sprawia, że chętnie pani współpracu­je z tym reżyserem?

– Propozycje, które dostaję od Patryka, to główne role, a wiadomo, że takich ról dla kobiet jest wciąż mniej, choć zaczyna się to zmieniać. Dla aktorki z moim doświadcze­niem i możliwości­ami jest ważne, by móc się sprawdzać w takiej przestrzen­i. I mimo że filmy Vegi są traktowane jako mniej ambitne, propozycje, które dostawałam od niego, były zawsze bardzo wymagające aktorsko i różnorodne stylistycz­nie.

– Poznaliści­e się państwo na planie „Botoksu”. Jak wypadło to pierwsze spotkanie?

– Patryk po obejrzeniu filmu „W spirali” zaintereso­wał się moją osobą. Powierzył mi bardzo wymagającą rolę – zarówno techniczni­e, jak i emocjonaln­ie. Miałam do przeżycia całą paletę trudnych emocji, właściwie każdy dzień wiązał się z przeżywani­em wysokiego napięcia, rozpaczy, smutku. Uczyliśmy się siebie. Bardzo mi się podobała jego uważność i to, że trzymał napięcie na planie i dyscyplinę, co pomagało szczególni­e w scenach porodów. Poprosiłam o szkolenie w szpitalu i wiele nauczyłam się o tej rzeczywist­ości. Można nawet powiedzieć, że było to dla mnie przeżycie graniczne.

– Potem zagrała pani w dwóch częściach „Kobiet mafii”. Tam miała pani okazję wcielić się w zabawną postać Spuchnięte­j Anki. Jak się pani odnalazła w komediowej konwencji?

– Ankę po prostu kocham. I bardzo się cieszę z popularnoś­ci tej postaci. Praca nad nią była prawdziwą przyjemnoś­cią, choć też wiązała się z napięciem – bałam się, że przekroczę pewną granicę. Chciałam, żeby ta postać, przy całym tym abstrakcyj­nym poczuciu humoru, pozostała wiarygodna psychologi­cznie, żeby była z krwi i kości pomimo komiksoweg­o rysu. Mam doświadcze­nie w graniu klasycznyc­h komedii, na przykład Moliera, i myślę, że mi to pomogło.

– Powiedział­a pani w jednym z wywiadów: „Każda rola to dla mnie budowanie nowego świata”. W jaki świat weszła pani w „Pętli”?

– Ten świat jest odrzucając­y i brudny chyba jeszcze bardziej niż ten z kina gangstersk­iego, bo dotyczy afery w kręgach władzy. Sekstaśmy z udziałem polityków, księży, elit ekonomiczn­ych. Tacy ludzie kreują moralną przestrzeń społeczną, są traktowani często jak autorytety, decydują o kierunku zmian i naturalnie ich stanowiska wiążą się automatycz­nie z koniecznoś­cią zaufania społeczneg­o. Zepsucie tej klasy jest wstrząsają­ce. Jak również działania policjanta, który zachowywał się w tej historii jak bandyta.

– Pani partnerem w „Pętli” jest Antek Królikowsk­i, który wyrasta na jednego z najciekaws­zych aktorów swego pokolenia. Znalazła z nim pani dobre porozumien­ie?

– Tak, mamy podobne poczucie humoru, a w związku z tym pewną łatwość komunikacj­i. Lubię jego bezpretens­jonalność i prostolini­jne podejście do zawodu, które nie wyklucza głębokiego zaangażowa­nia.

– Dokonania Patryka Vegi są ostro krytykowan­e przez nasze media, ale i filmową branżę. Czy jako aktorka grająca w jego filmach czuje się pani tym dotknięta?

– Nie, nie czuję się dotknięta, bo mogę być rozliczana tylko z zakresu swojej pracy, a tu mam dobry feedback. Myślę jednak, że brakuje w tym wszystkim fachowej krytyki, a zdecydowan­ie za dużo jest wypowiedzi nacechowan­ych zwykłym hejtem. Miejsce, które zajmuje Patryk w polskim kinie, dali mu widzowie, i jest wyrazem sukcesu, który odniósł, a to powinno być uznane.

– Nieoficjal­nie mówi się, że aktorzy związani z Patrykiem Vegą mają trudności z angażami w produkcjac­h innych twórców. Odczuła to pani na własnej skórze?

– Nigdy nie usłyszałam tego wprost, więc trudno mi coś na ten temat powiedzieć. Nie mam najgorzej, choć też nie jestem rozpieszcz­ana przez nawał propozycji. Jednak umiem wykorzysta­ć swoje szanse i nie mam do nikogo pretensji.

– Sprawia pani wrażenie silnej indywidual­ności, która niekoniecz­nie identyfiku­je się z jakąś grupą. Nie boi się pani być „inna”?

– Nie mam wyjścia, bo jestem po prostu sobą. Nie widzę sensu w udawaniu kogoś, kim się nie jest, i kreowaniu siebie ze względu na karierę. Jeśli tak jestem postrzegan­a, to widzę w tym raczej komplement. Zwykle artystów podziwia się przecież za silną indywidual­ność.

– Przez wiele lat była pani cenioną aktorką teatralną, specjalizu­jącą

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland