Iga Świątek podbiła Paryż (Dziennik Łódzki)
Wielki tenis w rytmie Pearl Jam i AC/DC
Wielki tenis w rytmie Pearl Jam i AC/DC.
Gdy w 2018 roku karierę zakończyła Agnieszka Radwańska, mało kto się spodziewał, że tak szybko doczekamy się jej pełnoprawnej następczyni. Tegoroczny Roland Garros pokazuje jednak dobitnie, że Iga Świątek to coś więcej niż materiał na gwiazdę. Ona już jest gwiazdą i nie tylko my w Polsce tak uważamy (...).
Ziemia to jej terytorium
Dorównała najlepszym, a nawet ich przebiła. Od czasów Jadwigi Jędrzejowskiej żadnej polskiej tenisistce ani tenisiście nie udało się dotrzeć do finału Rolanda Garrosa. Nawet Wojciech Fibak, któremu w 1977 roku dane było zagrać w deblowym finale, w grze pojedynczej dwukrotnie zatrzymywał się na etapie ćwierćfinału. Raz (w 2013 roku) dokonała tego Agnieszka Radwańska, która zdecydowanie lepiej czuła się na innych nawierzchniach, zwłaszcza na trawie Wimbledonu.
Iga z kolei, choć podobnie jak jej starsza koleżanka ma w dorobku juniorski tytuł w Londynie ( w 2018 roku), czuje się na paryskich kortach ziemnych jak ryba w wodzie. To jej ulubiona nawierzchnia. Jej ojciec (...) przyznał nawet, że celem nie był wówczas juniorski Wimbledon, tylko właśnie Roland Garros. W singlu. – O tym, że zagrała również w deblu, zdecydował przypadek, bo to Caty McNally zapytała Igę na Facebooku, czy by razem nie zagrały. Powiedziałem jej wtedy, że to szansa, bo jakby się coś przypadkiem nie udało w singlu, to z taką partnerką będzie mogła to sobie powetować (...) – opowiadał Tomasz Świątek. Jak na ironię, półfinał singla w Paryżu jego córka przegrała właśnie ze swoją partnerką deblową. – Była o krok od finału, bo w drugim secie miała piłkę meczową. Amerykanka zrobiła jednak wówczas coś szalonego i poszła po serwisie do siatki, czego wcześniej nie robiła. Szansa uciekła, kolejnej już nie było. Tym bardziej dobrze, że udało się wygrać w deblu – dodał (...).
O krok od olimpijskiego medalu
Już teraz można zaryzykować tezę, że tak jak wiele gwiazd (nie tylko te, których w tym roku zabrakło w Paryżu) straciło na przeniesieniu (z tych samych powodów) turnieju z wiosny na jesień, tak Idze akurat to pomogło. Przygotowania do rozgrywanego w normalnym trybie French Open musiałaby przecież pogodzić z przygotowaniami do matury, którą w tym roku zdawała. – Gdyby miała w tym samym momencie i grać, i się uczyć, to na pewno byłaby maksymalnie wykończona i pewnie odbiłoby się to na jej dyspozycji. I na korcie, i w szkole. Zimą zastanawialiśmy się nawet, czy nie przełożyć matury, bo przecież Iga miała walczyć wiosną również o olimpijską kwalifikację. Życie rozwiązało te problemy za nas – tłumaczył tata Świątek (...). – Na razie Iga chce się skupić na tym, co jest w stanie osiągnąć w tenisie. Sama daje sobie na to najbliższy rok albo dwa. Potem zobaczymy, co dalej; jako były sportowiec sam dobrze wiem, jak trudno jest pogodzić naukę z treningami i startami.
No właśnie, nie da się opowiedzieć historii Igi, nie wspominając historii ojca. – Pytanie może banalne, ale skąd wziął się tenis u pana córki? Dlaczego Iga macha rakietą, a nie wiosłem, jak tata? – zapytaliśmy go dwa lata temu. – Prawdę mówiąc, wziął się trochę przypadkowo. Generalna idea była taka, żeby dziewczyny (Iga ma starszą siostrę Agatę – przyp. red.) robiły coś indywidualnie – odpowiedział. – Wynikało to z moich przykrych doświadczeń. Nie chcę się chwalić, ale w 1988 roku leciałem z kolegami do Seulu na igrzyska olimpijskie po medal w czwórce podwójnej (partnerami byli: Sławomir Cieślakowski, Mirosław Mruk, Andrzej Krzepiński – przyp. red.). Byliśmy megaprzygotowani, niestety, już w Korei sprawy się skomplikowały. Klimat był morderczy, gorąco, duża wilgotność, a my nie mieliśmy w pokojach klimatyzacji. No i jeden z kolegów próbował chłodzić się w inny sposób. W efekcie się przeziębił, a w takiej dyscyplinie jak wioślarstwo nawet lekkie przeziębienie ma katastrofalne skutki. Skończyło się tylko finałem B i siódmym miejscem. Jest czego żałować, bo – już ze zdrowym kolegą, który zdążył wydobrzeć – popłynęliśmy tamten finał B z czasem, który w finale A dałby nam brązowe medale – wspominał.
Dobra zabawa
Iga i jej siostra zaczynały od pływania. – Takie były czasy. Sukcesy Otylii Jędrzejczak sprawiły, że zrobiła się na nie moda, a koło naszego domu w Raszynie powstał basen. Pojawił się jednak problem, bo nie minęło dużo czasu, a obie bez przerwy chorowały. – Zapalenie ucha, gardła... Po którejś z wizyt pani laryngolog powiedziała, że jeśli one będą tak często chorowały, to się może skończyć nawet głuchotą. Odpuściliśmy więc pływanie i dopiero wtedy pojawił się tenis – wspominał tata Świątek. Jak to zwykle bywa, na początku miała być to przede wszystkim dobra zabawa. Dość szybko okazało się jednak, że jego młodsza córka ma do tego ponadprzeciętną smykałkę (...). Siostra również dobrze się zapowiadała, niestety, na przeszkodzie stanęły problemy ze zdrowiem. – Dosyć szybko w pewnym momencie urosła, pojawiły się bóle kolan. Nie mogliśmy sobie z tym poradzić – co szliśmy do innego fachowca, to podpowiadał inaczej. Jeden chciał robić artroskopię, nie wiadomo, czego tam chciał szukać. Odpuściliśmy, bo nigdy nie dążyłem do tego, żeby moje córki zrobiły karierę za wszelką cenę – wspominał Tomasz Świątek. Problemy ze zdrowiem miała, niestety, również Iga. W 2017 roku po raz pierwszy spotkała się z Martiną Trevisan, w pierwszej rundzie rozgrywanego na kortach warszawskiej Legii WSG Open (ITF – pula nagród 25 tys. dolarów). 6:2, 2:6, 6:2 wygrała wówczas Włoszka, a dla Polki mecz zakończył się podwójnie pechowo, bo w końcówce odnowiła się u niej kontuzja kostki. Konieczna była operacja, po której pauzowała przez siedem miesięcy.
Polska Kim Clijsters
Wszystko na szczęście dobrze się skończyło, a po powrocie na korty kariera Świątek szybko wróciła na właściwe tory (...). Był kwiecień 2018 roku, a Świątek wygrała właśnie pierwszy w karierze turniej ITF z pulą nagród 25 tys. dol. W finale zdeklasowała Amerykankę Allie Kiick (6:2, 6:0). Od razu posypały się kolejne pochwały, jak również głosy, by nie nadmuchiwać przesadnie balonika oczekiwań wobec młodej tenisistki. – Bardzo cieszę się z sukcesów Igi Świątek (którą przez rok trenowałem), ale, na Boga, dajmy jej spokojnie grać i nie porównujmy jej do Agnieszki Radwańskiej, bo jeszcze na to za wcześnie! – zaapelował na Twitterze były tenisista Dawid Olejniczak. Była to reakcja na słowa Wojciecha Fibaka, który porównał Igę do słynnej Belgijki Kim Clijsters, a Agnieszkę Radwańską do jej rodaczki Justine Henin, bo pytanie dotyczyło porównania stylów gry obu Polek.
– Takie porównania nie mają sensu, bo to dwie zupełnie inne tenisistki – Radwańska była mistrzynią taktyki. Świetnie się broniła. Z kolei moja córka lubi atakować, dominować. Przyłożyć z forhendu. Łączy je w zasadzie tylko tyle, że obie wygrały juniorski Wimbledon – uważa, nie bez racji, Tomasz Świątek. Od porównań uciec się jednak całkiem nie dało, bo Iga szybko zaczęła iść w ślady Agnieszki pod względem osiągnięć na korcie (...).
Jeszcze nie wierzyła
2019 rok przyniósł jej pierwszy finał turnieju WTA, w Lugano. Zadebiutowała również w (seniorskich) turniejach Wielkiego Szlema. Najlepiej poszło jej właśnie w Paryżu, gdzie dotarła po raz pierwszy do 1/8 finału. W niej dostała jednak surową lekcję tenisa (1:6,0:6) właśnie od Simony Halep. – Byłam tak zestresowana, że wszystko działo się dla mnie jak w zwolnionym tempie – wspominała tamto spotkanie Świątek (...). W ogóle w grze Polki widać niespotykaną wcześniej regularność. Jeszcze w 2019 roku jej mecze potrafiły być jak sinusoida – trzy gemy świetne, trzy kolejne słabe. Teraz się to zmieniło, spora w tym zasługa psychologa sportowego Darii Abramowicz, która dołączyła w tym roku do teamu (...). – Iga w Paryżu po prostu szalała – zachwyca się młodszą koleżanką Agnieszka Radwańska. – Grała w tym Roland Garros najlepiej na świecie – uważa Fibak. – Nikt tak nie fruwał po korcie, nikt tak go nie krył, nikt się z taką szybkością nie poruszał, nikt nie trafiał tak precyzyjnie przy liniach z bekhendu i forhendu, nikt nie miał takiego drugiego serwisu jak ona, nikt tak nie operował skrótem – wylicza.
– Genialny forhend, prawie latała nad kortem, a to musiało być dla niej trudne, po tym jak rok wcześniej wygrała tylko jednego gema – nie krył zdumienia po meczu z Halep komentujący turniej w Eurosporcie były dwukrotny finalista Rolanda Garrosa, Hiszpan Alex Corretja.
Można powiedzieć – pół żartem, pół serio – że Iga Świątek wyróżnia się na tle koleżanek po fachu również gustem muzycznym. – Pink Floyd, Red Hot Chili Peppers, AC/DC – wyliczała na naszych łamach w lutym, zaraz po Australian Open (w którym dotarła do 1/8 finału). Przede wszystkim jednak Pearl Jam – ulubiony zespół tenisistki. Podczas turnieju w Melbourne serwis WTA Insider odkrył nawet, że w dniu finału Wimbledonu 2020 planowała być w Krakowie na koncercie Pearl Jam. Komentarz brzmiał: „Nie spodziewa się, że zagra w finale. Jeszcze nie”.
Już się spodziewa...
Skróty pochodzą od redakcji „Angory”