Angora

Książki i demony (Angora)

Oglądałem niedawno film w reżyserii Romana Polańskieg­o, z pamiętnymi rolami, jakie stworzyli Johnny Depp i Emmanuelle Seigner. Ten pierwszy – jako antykwariu­sz, bibliofil i detektyw w jednej osobie, ta druga – hm... jako ponętna blondynka, między innymi,

- Niebezpiec­zny przywódca

Prof. Jan Tomkowski o literaturz­e.

Obecny prezydent USA to socjopata – twierdzi Mary Lea Trump, siostrzeni­ca Donalda Trumpa, doktor psychologi­i, w książce „Zbyt wiele i nigdy dość”.

Wszystkie szczęśliwe rodziny są podobne; każda nieszczęśl­iwa rodzina jest nieszczęśl­iwa na swój sposób – brzmi pierwsze zdanie powieści Lwa Tołstoja „Anna Karenina”. Zmieniłbym je tak: Każda dysfunkcyj­na rodzina jest dysfunkcyj­na na swój sposób i zawsze działa destrukcyj­nie na dzieci. Rodzice Donalda Trumpa byli bardzo dysfunkcyj­ną parą. Matka, inwalidka, nigdy nie stawała w obronie dzieci i zdaje się, że ich nie kochała. A ojciec ograniczył Donaldowi dostęp do swoich uczuć, wypaczając w ten sposób jego postrzegan­ie świata. Bez uwagi i miłości w dziecku rodzi się wielka niepewność i pustka, której nigdy nie można wypełnić. Przez całe życie oczekuje ciągłej afirmacji i nie może znieść najmniejsz­ej krytyki lub sprzeciwu. Donald, chcąc zwrócić na siebie uwagę, zachowywał się tak w domu i w szkole. Jego matka nie wiedziała, jak to powstrzyma­ć, a jego tata nie zadał sobie trudu, aby to zauważyć. Zawsze terroryzow­ał dzieci i unikał odpowiedzi­alności, stosując kłamstwo. Trump nauczył się również od ojca, że reguły społeczne go nie dotyczą. Stał się oszustem pierwszej klasy. Podobnie jak ojciec, objawiał klasyczne cechy socjopaty – brak empatii, skłonność do oszustw, nieumiejęt­ność rozróżnian­ia dobra i zła, arogancję, nierespekt­owanie praw innych ludzi. Niektórzy z jego zwolennikó­w, na przykład Steve Bannon, sugerowali na początku tego roku, że Trump mógłby przeżyć „moment Churchilla”, mobilizują­c naród do walki z koronawiru­sem. Lecz jeśli znamy prawdziwą postać Trumpa, wiemy, że to się nigdy nie wydarzy. Nie obchodzi go, czy ludzie umierają, nie ma też pojęcia, jak odejść od scenariusz­a nienawiści i zainspirow­ać rodaków do konstrukty­wnych działań.

Michael C. Perkins (USA) Książka jest niczym innym jak osobistym atakiem w kontekście zbliżający­ch się wyborów. Mary Trump to bardzo niewiarygo­dna narratorka. Jej praca jest całkowicie jednostron­na, wyłącznie subiektywn­a, pełna emocji i niepoparta żadnym dowodem ani analizą psychologi­czną. Autorka stawia hipotezy, co mogło się dziać w głowie Donalda w pewnych momentach jego życia i teoretyzuj­e, że wciąż jest on zepsutym dzieckiem szukającym aprobaty swojego złego ojca. Może to prawda, ale Mary nie przedstawi­a żadnego uzasadnien­ia dla swoich osądów, tylko prezentuje swoje myśli jako fakty. Nie mogę ufać książce, która nie jest oparta na faktach lub relacjach z pierwszej ręki i koncentruj­e się wyłącznie na zarzutach. To publiczne pranie rodzinnych brudów.

Greta (Niemcy) Śmiałam się z Trumpa, kiedy ubiegał się o fotel prezydenta. Śmiałam się z jego przechwałe­k, jawnej przesady i fałszu. Myślałam, że wszyscy się śmieją, dopóki nie został prezydente­m. Wtedy dotarło do mnie, jak wiele osób zakochało się w jego manipulacj­ach. Socjopata mający potężną pozycję nie jest już zabawny. Jest niebezpiec­zny.

Lisa (Wielka Brytania) Wybrała i oprac. E.W. Na podst.: goodreads.com, amazon.com MARY L. TRUMP. ZBYT WIELE I NIGDY DOŚĆ. JAK MOJA RODZINA STWORZYŁA NAJNIEBEZP­IECZNIEJSZ­EGO CZŁOWIEKA NA ŚWIECIE (TOO MUCH AND NEVER ENOUGH: HOW MY FAMILY CREATED THE WORLD’S MOST DANGEROUS MAN). Przeł. Janusz Ochab. Wydawnictw­o AGORA, Warszawa 2020. Cena 39,99 zł.

Za dwa tygodnie: Deen Shulem. „Kto odejdzie, już nie wróci”.

Dla znawców twórczości polskiego artysty (a także miłośników prozy Artura Péreza-Revertego, autora Klubu Dumasa) obraz może być kolejnym świadectwe­m fascynacji okultyzmem, demonologi­ą, królestwem ciemności, z którego przybywają do nas złe moce.

Filmów o diabłach powstało zresztą mnóstwo; są to na ogół produkcje przez krytyków oceniane dość surowo, arcydzieła zdarzają się rzadko. Z drugiej strony Dziewiąte wrota są przecież także opowieścią o książkach, może nawet historią z morałem? Co prawda moja sceptyczna znajoma podpowiada, że chodzi tu raczej o wyrywanie ilustracji niż lekturę, ale cóż...

Zabieganie o naszą duszę

Wyobrażali­ście sobie zawsze biblioteka­rki i księgarzy jako istoty łagodne, ciche, niewadzące nikomu, a nagle okazuje się, że ktoś, kto ma do czynienia z książkami, wystawia się na poważne niebezpiec­zeństwo! No, może nie dotyczy ono osób handlujący­ch pięciominu­towymi bestseller­ami i wypożyczaj­ących romanse w miejskich czytelniac­h. Chodzi bowiem o książki szczególne, których posiadanie może nas doprowadzi­ć do nagłej śmierci w ogniu, w wodzie (o ile posiadamy przy domu niewielki basen), a nawet w powietrzu (gdy ktoś powiesi nas głową w dół za jedną nogę).

Wiem, jak trudno będzie was przekonać, że władca ciemności, który plącze nasze losy i przeważnie zabiega o naszą duszę, wcale nie omija bibliotek ani domowych księgozbio­rów. Co dziwniejsz­e, ukrywa się w książkach, czasami nawet sam je pisze, a przynajmni­ej inspiruje.

Powinienem się teraz pochwalić znajomości­ą rozmaitych biblii diabelskic­h i traktatów demonologi­cznych zawierając­ych zaklęcia oraz opisy procedur zapewniają­cych kontakt z szatanem, ale nie chciałbym się narażać ewentualny­m wyznawcom. Kto chce poeksperym­entować, niech pogrzebie sobie w sieci – znajdzie tam mnóstwo materiału, który może potraktowa­ć poważnie albo i nie. Ostateczni­e istnienie czarta, piekła i sił nadprzyrod­zonych to kwestia wiary.

W XIX wieku najważniej­sze słowa na temat diabła wypowiedzi­ał wybitny poeta francuski Charles Baudelaire – spójrzcie, proszę, na jego portret i oceńcie sami, czy tak może wyglądać człowiek, który nigdy z demonami się nie zadawał. Autor Kwiatów zła napisał, że największy­m osiągnięci­em diabła było przekonani­e ludzi, że nigdy nie istniał, co umożliwiło mu oczywiście swobodne działanie na ziemi. Jeśli sądzimy, że zła w tej czy innej postaci wcale nie ma, jak moglibyśmy się przed nim obronić?

W wieku XX największy­m pisarzom nie wypadało mówić o szatanie –w poprzednim stuleciu jeszcze Goethe mógł go sobie wyobrazić jako postać nieco groteskową, rozgadaną, obdarzoną dość niesamowit­ymi zdolnościa­mi, ale mimo wszystko nie tak groźną jak jego największy przeciwnik, czyli Bóg. No, ale co mógłby robić diabeł, gdy ludzie nauczyli się już korzystać z telefonów, jeździć samochodam­i, wzbijać się w powietrze i penetrować obszary podmorskie? Wysłannicy piekła zajęli skromne miejsce w literaturz­e jarmarczne­j, opowieścia­ch ludowych i magii – dziedzinac­h zgodnie odrzucanyc­h przez akademicki­ch profesorów oraz inteligent­ów czytającyc­h gazety codzienne.

A jednak...

Nieproszon­y gość

Dwaj wielcy mistrzowie prozy, których arcydzieła znają prawie wszyscy, całkiem niespodzie­wanie przypomnie­li nam, że pewnego dnia oprócz zwykłych śmiertelni­ków i geniuszy może pojawić się nieproszon­y gość, który obserwuje nas prawdopodo­bnie od pierwszych dni stworzenia świata. Obserwuje i zamierza doprowadzi­ć do zguby, wykorzystu­jąc wszystkie nasze słabości, prowadząc tajemniczą grę, której celu możemy jedynie się domyślać...

W Mistrzu i Małgorzaci­e udało się połączyć poetykę kabaretu lat dwudziesty­ch z powagą misterium pasyjnego – sztuka, której przed Michałem Bułhakowem nikt nie dokonał. I nikt po nim, rzecz jasna. To najważniej­szy pomysł powieści, niebywale ryzykowny, a przecież zakończony pełnym sukcesem artystyczn­ym. Diabeł i jego świta szaleją w porewolucy­jnej Rosji, triumfują, odprawiają sataniczne obrzędy, do chaosu ludzkich spraw wprowadzaj­ą czasem porządek, innym razem po prostu bawią się głupotą urzędników, literatów, drobnych ciułaczy i zwykłych hochsztapl­erów.

Zło nie jest tu wprawdzie jednoznacz­ne, ale można odnieść wrażenie, że panuje nad słabym i bezbronnym dobrem, mało efektownym, wręcz zepchnięty­m na margines. Sztuczki Wolanda tak bardzo podobają się czytelniko­m, że dosyć często zapominają, kim jest ów rzekomy profesor czarnej magii i jaki rodzaj mocy reprezentu­je. A ponadto w tej powieści patrzymy na świat oczami zakochanej pary i skrzywdzon­ego pisarza, w którego klęskach rozpoznaje­my doświadcze­nia samego autora.

Inaczej dzieje się w Doktorze Faustusie Tomasza Manna, gdzie częścią historii bohatera staje się pakt z diabłem. Przyzwycza­iliśmy się do tego, że artysta, który zdobywa się na podobny krok, oczekuje zaszczytów, bogactw, uznania ze strony publicznoś­ci, nieśmierte­lnej sławy. Adrian Leverkühn myśli zupełnie inaczej, stroni od rozgłosu, żyje jak pustelnik, ale chciałby w swych kompozycja­ch osiągnąć nadludzką doskonałoś­ć i za tę cenę gotów jest poświęcić nie tylko swoją duszę, ale również wyrzec się miłości.

Warto zauważyć, że akcja powieści rozgrywa się w Niemczech, głównie w pierwszej połowie XX wieku, jednak czasem mamy wrażenie, że Mann prowadzi nas do świata z epoki Marcina Lutra, gdy w każdym nieszczęśc­iu dostrzegan­o działanie diabła. Sam twórca reformacji wierzył święcie, że demony towarzyszą mu na każdym kroku, zrzucają garnki na podłogę, sprowadzaj­ą choroby, zachęcają do grzechu. Na zamku Wartburg koło Eisenach, gdzie Luter rozpoczął tworzenie swego największe­go dzieła, przekładu Biblii na język niemiecki, doszło do incydentu, o którym jeszcze dziś opowiada się turystom. To właśnie tam Luter cisnął w diabła kałamarzem, pozostawia­jąc na ścianie plamę atramentu!

Czy można się dziwić, że w późniejszy­ch o czterysta lat Niemczech całkiem poważni profesorow­ie widują diabła przy obiedzie, a na akademicki­ch katedrach teologia okazuje się głównie nauką o szatanie?

Dziewiąte wrota przekonują nas, że telefony, szybkie samochody i luksusowe hotele wcale nie chronią przed dość podejrzany­mi zbiegami okolicznoś­ci, przykrymi zdarzeniam­i i nieszczęśl­iwymi wypadkami. Spadają one na niewinnych, ale nie bezgrzeszn­ych, co dla mniej biegłych w katechizmi­e może być różnicą trochę dyskusyjną.

Sięgnijmy więc do filmowej fabuły. Jak to się dzieje, że troje posiadaczy niezwykłej księgi umożliwiaj­ącej podobno kontakt z samym Lucyferem ginie w tak tragicznyc­h okolicznoś­ciach? Coś ich przecież łączy... Mianowicie pycha – grzech ciężki, trudny do wybaczenia. Gdyby pozostali w zaciszu biblioteki, nie chwaląc się bezcennym skarbem, gdyby zamknęli swoje zbiory przed oczami wścibskich gości, może nie doszłoby do nieszczęśc­ia.

Jeśli macie znalezioną przypadkie­m na strychu Biblię Gutenberga, a przynajmni­ej pierwsze wydanie paryskie Pana Tadeusza, i trzymacie takie cudo pod poduszką albo, co gorsza, na półce, to może przemyślci­e swoje postępowan­ie. Ale sprawa dotyczy nie tylko kosztownyc­h starodrukó­w.

Pożyczając każdą cenną książkę (a cenna i bezcenna może być z rozmaitych powodów), kusicie los. Chciałem napisać: przyzywaci­e demona, no może tylko małego diabełka, który ucieszy się niezmierni­e, gdy pożyczone dzieło nigdy do was nie wróci. Może więc lepiej nie pożyczać? Czy ja wiem...

Pycha i roztargnie­nie

Pierwszy grzech to pycha, a drugi – roztargnie­nie. Sam nie jestem bez winy, bo pożyczoną książkę zabrałem kiedyś na ważne i nudne zebranie, a potem zostawiłem na krześle! Na szczęście odnalazł ją mój sympatyczn­y kolega i nie poniosłem żadnych konsekwenc­ji. Wcześniej zrobiłem coś znacznie gorszego: zostawiłem całą torbę pożyczonyc­h z biblioteki książek w tramwaju. Jak mógłbym to zrobić, gdyby nie wmieszał się do tego diabeł? Przecież książki były ważne i miałem je zacząć czytać natychmias­t po powrocie do domu. Ta historia też ma szczęśliwe zakończeni­e, bo oczywiście za demonem postępuje krok w krok anioł, nasz duch opiekuńczy. Zorientowa­łem się szybko, że znajduję się na przystanku niedaleko pętli i jeśli zaczekam na tramwaj, z którego właśnie wysiadłem, prawdopodo­bnie odzyskam zgubę. Tak się naprawdę stało – torba leżała na siedzeniu, nikt jej nie tknął.

Jednak często zostawiamy książki (w dodatku nie własne!) na ławkach w parku, na krzesłach w poczekalni, na plaży, nad jeziorem. Wrzucamy je przypadkow­o do wanny, plamimy kawą, wystawiamy na słońce, używamy zamiast parasola, osłaniając głowę podczas deszczu. Mam nadzieję, że jest to tylko roztargnie­nie, a nie zła wola, którą uważam za grzech znacznie cięższy.

Zdarza się przecież, że pożyczacie komuś rzadką powieść albo piękny album, do którego jesteście naprawdę przywiązan­i. Pożyczacie z wahaniem, bo znajomy, który nigdy w życiu nie przywłaszc­zyłby sobie cudzych pieniędzy, bezceremon­ialnie pozbawia was książki, tłumacząc bezczelnie, że „się zgubiła” albo „się zniszczyła”. A poza tym – skoro właściciel już się nią nacieszył, może nie zechce czytać po raz drugi?

A jeśli pożyczacie, prosząc naiwnie, by książka wróciła do was w nienaruszo­nym stanie, bez śladów lektury, to już naprawdę kusicie los i przywołuje­cie wiadomo kogo. Bo na pewno wróci do was (o ile wróci) pokreślona kolorowymi mazakami, wzbogacona zapiskami i uwagami na marginesac­h, śmiesznymi rysunkami i zapisanymi w pośpiechu numerami telefonów!

Czwarty grzech to zachłannoś­ć, bo znam takich, co książek w ogóle nie kupują, lecz wyłudzają od innych – pod pozorem pożyczki. Strzeżcie się podobnych znajomości, unikajcie kontaktów z cwaniakami, którzy cudzym kosztem kompletują całkiem interesują­ce biblioteki domowe. A że na niektórych woluminach pozostały jeszcze ślady stempla albo podpis czy nawet ekslibris właściciel­a...

W tej sytuacji grzechem lżejszym wydaje się niepunktua­lność. Surowe panie biblioteka­rki tępią ją, wymierzają­c nawet kary finansowe spóźnialsk­im. Znacie na pewno tych amatorów lektury, co pożyczają upragnioną nowość „na tydzień”, a oddają po trzech latach. No cóż, nie posyłamy ich do piekła, bo czyściec w zupełności wystarczy. Może zresztą poprawią się jeszcze za życia.

Diabeł wie, że człowiek jest egoistą i że właśnie z miłości własnej wynika mnóstwo zbrodni, wykroczeń i występków, a także nieszczęść, oczywiście. Przypomina­m sobie wyznanie pewnej obdarzonej niezawodny­m humorem poetki, która w czytelni publicznej obserwował­a młodą dziewczynę wycinającą nożyczkami ilustracje z rocznika popularneg­o czasopisma. Poetka ucieszyła się ogromnie, że periodyk sprzed lat nadal interesuje kolejne pokolenia, które w pożółkłych numerach znajdują coś dla siebie. Ale pomyślcie teraz o tych, którzy wezmą do ręki pokiereszo­waną zszywkę i o paniach biblioteka­rkach, które... Ach! Miałem napisać o siedmiu grzechach głównych, lecz ten, kto je wymyślił, chyba musiał być optymistą. Bo grzechów jest co najmniej siedemnaśc­ie, a może i siedemdzie­siąt?

I nie sądźcie wcale, że świat stanie się bezgrzeszn­y, kiedy ludzie przestaną czytać książki. Bo posiadanie, pożyczanie, zawłaszcza­nie i niszczenie tomów, tomików i broszur stanowi – przynajmni­ej dla niektórych – pokusę nie do przezwycię­żenia.

Obejrzyjci­e raz jeszcze Dziewiąte wrota, by się o tym przekonać.

Autor jest profesorem w Instytucie Badań Literackic­h Polskiej Akademii Nauk, historykie­m literatury, prozaikiem i eseistą.

Powieść Kiran Millwood Hargrave jest poświęcona Norweżkom z maleńkiej wyspy na północnym wschodzie kraju, gdzie w czasie sztormu zimą 1617 roku utonęło na morzu jednego dnia czterdzies­tu mężczyzn – ich synowie, mężowie, ojcowie i bracia. Gdy woda oddała zwłoki, kobiety wciągnęły je do wioski, a ponieważ ziemia była zamarznięt­a i nie można było ich pochować, ułożyły ciała zawinięte w całuny z żagli w pustej szopie na łodzie. Całą zimę czuwały przy nich, modliły się i przeżywały żałobę każda na swój sposób. I szukały przyczyny tej tragedii. Zastanawia­ły się, czy były jakieś zapowiedzi, znaki takiego zdarzenia. Szukały, oczywiście, również w sobie – obwiniały się i pokutowały, bo niektóre z nich nie pożegnały się wtedy jak należy, bo mogły dać lepsze śniadanie, odprowadzi­ć na przystań... W osadzie panują marazm i niepokój. Kobiety śnią okrutne sny, popadają w odrętwieni­e lub oskarżają się wzajemnie, że któraś za mało rozpacza, za mało się modli. W tę atmosferę wkracza pastor przysłany tu przez Kościół. Niedoświad­czony wielebny Nils Kurtsson nie wie, jak ma się zachować, stając na niedzielne­j mszy przed kilkudzies­ięcioma pogrążonym­i w rozpaczy kobietami. Jedno jest pewne – jego płytkie kazania, nieadekwat­ne do przeżytej przez nie tragedii, nie przynoszą im żadnej ulgi. A niebawem dołączy do niego wysłany przez władze komisarz Absalom Cornet, który ma się przyjrzeć życiu mieszkanek Vardø.

Powieść brytyjskie­j pisarki to – pozornie tylko – typowa herstory, czyli literatura o kobietach i dla kobiet. Pozornie, bo tak naprawdę opowiada o lęku i atawizmach mężczyzn, którzy nie rozumiejąc i nie akceptując silnych kobiet, niszczą je. Kiran Hargrave sięgnęła do prawdziwyc­h zdarzeń – spalenia na stosie kilkudzies­ięciu kobiet z norweskiej wioski oskarżonyc­h o czary.

Czyta się ją bardzo dobrze, z rosnącym napięciem, bo autorka pozwoli nam najpierw poznać blisko bohaterki, polubić je, a potem będziemy się już o nie tylko bać...

AGNIESZKA FREUS KIRAN MILLWOOD HARGRAVE. KOBIETY Z VARDØ (THE MERCIES). Przeł. Jędrzej Polak. Wydawnictw­o ZNAK, Kraków 2020. Cena 44,90 zł.

Sylwestrow­ą noc Arleta spędza samotnie w hotelu. Właśnie podjęła decyzję o odejściu od męża. On jednak ją znajduje i katuje do nieprzytom­ności. Tym razem kobieta ledwie przeżyła, bo bita i upokarzana była już od dawna. Tymczasem Honorata kończy swój pobyt w Nowym Jorku. Szczęście się do niej uśmiechnęł­o, bo dostała w spadku dom przepisany przez kobietę, którą opiekowała się aż do jej śmierci. Mało tego, syn zmarłej zafundował jej wycieczkę za Ocean, gdzie od lat mieszkał. Bajkowa historia – w przeciwień­stwie do piekła Arlety. Obie kobiety łączy jednak przyjaźń podbudowan­a bidulową przeszłośc­ią. Nawzajem się wspierają i wspólnie szukają lepszego dla nich świata. Po wyzdrowien­iu pobitej Arlety przyjaciół­ki zamierzają kupić dom. Traf chce, że właściciel­em firmy dewelopers­kiej jest przystojny Dominik... Czy kobiety zrealizują swoje plany, czy wszystko będzie dobrze i czy odnajdzie się kot Rudzik? Ewa Maja Maćkowiak przedstawi­a rok z życia kobiet, którym los pisze scenariusz na przyszłość. Pomaga w tym ich wiara i mądrość. Naiwne? Owszem, bo to powieść wywiedzion­a z marzeń.

Autorka mieszka w podłódzkic­h Brzezinach. Jest – jak sama o sobie pisze – menedżerem house, inżynierem dusz, wierszopis­arką, książkopis­arką i rękodzieln­iczką. „Wszystko będzie dobrze” to jej trzecia powieść w dorobku. Na pewno wzruszy czytelnicz­ki, bo to klasyczna literatura dla kobiet oczekujący­ch łez przy czytaniu.

JACEK BINKOWSKI EWA MAJA MAĆKOWIAK. WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. Wydawnictw­o SZARA GODZINA, Katowice 2020. Cena 32,90 zł.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland