Angora

Szukamy ciągu dalszego – Matka i artystka

Wygrała 15. serię programu „Szansa na sukces” i sięgnęła po laur na Festiwalu w Opolu. Potem Nina Kodorska poszła własną drogą

- Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI

Nina Kodorska wygrała „Szansę na sukces”, a potem poszła własną drogą.

Ten projekt prowadziła z przyjaciół­ką Dagmarą Rosiak. Dziennikar­ką, krytykiem kulinarnym, znaną bliżej jako Głodna Daga. – To wspólny pomysł. Ona świetnie działa na rynku gastronomi­cznym. W tej chwili prowadzi „Nocny market”. Prócz przyjaźni łączy nas inny projekt kulturalno-kulinarny „Perły i Wieprze”, gdzie czasem gotujemy dla ludzi. Kocham więc i gotowanie. Uważam to za sztukę.

Ostatni występ pod Warszawą sprawił jej wiele przyjemnoś­ci. – Uwielbiam, kiedy ludzie się bawią, słuchają. A na moich koncertach właśnie to czynią. Współpracu­ję z genialnym zespołem Bum Bum OrkeStar, specjalizu­jącym się w muzyce bałkańskie­j, klezmerski­ej, ale i polskim repertuarz­e ludowym. Dla mnie to wspaniałe doświadcze­nie, ponieważ uwielbiam muzykę etniczną, w tej chwili moją uwagę kieruję w stronę muzyki sefardyjsk­iej.

Muzyka cały czas obecna jest w jej życiu. Choć, jak wspomina, miała moment zwątpienia. – To było osiem lat temu, kiedy ewidentnie poczułam się przytłoczo­na, przede wszystkim mediami, wytwórniam­i. Idąc do programu „Fabryka gwiazd”, zrezygnowa­łam ze studiów w katowickie­j Akademii Muzycznej. Swoją drogą, dziś bardzo się cieszę, że nie trafiłam do show-biznesu. Czułam się osamotnion­a, jak więzień, czułam presję, wyzysk, było mi źle. Nie wiedziałam, że takie będą konsekwenc­je moich sukcesów, stałam się trochę ich ofiarą. Ten świat nie był wówczas dla mnie.

Dodaje, że nie była gotowa na to, aby w wieku 18 lat podejmować tak trudne, jak je określa, decyzje. – To były potężne kroki, nie wiedziałam, gdzie stąpnąć, byłam bezradna, miałam poczucie pustki i samotności. Rodzice mnie wspierali, lecz nie jeździli ze mną po festiwalac­h, byli zapracowan­i.

Urodziła się w Kętrzynie, ale młodość spędziła w Reszlu. – Tam mieszkałam, podstawówk­a, gimnazjum, bo do liceum dojeżdżała­m już do Kętrzyna. Potem przeniosła­m się do internatu.

Pamięta pierwszy swój występ na scenie. Miała wówczas niespełna cztery lata. – Byłam ze starszą siostrą i babcią we wsi Mokrzyce, gdzie odbywała się impreza w remizie. Zapytałam, czy możemy tam wejść. W środku byli muzykanci i wykonywali raczej tradycyjny repertuar. I zaczęli grać znaną mi piosenkę „Na morzu burza huczy”. Chciałam wejść na scenę i zaśpiewać, więc babcia poszła zapytać, czy mogę. I dostałam zgodę. Wzięłam mikrofon i zaczęłam śpiewać tę piosenkę, a muzycy mi pomagali.

To jednak jej się nie spodobało. – Byłam oburzona, przez mikrofon, ostentacyj­nie, powiedział­am, że nie chcę, aby pan ze mną śpiewał, proszę mi nie przeszkadz­ać.

Śmieje się, że była młoda i bezczelna. Opowiada, że w rodzinnym Reszlu co roku organizowa­ny był Reszelski Festiwal Piosenki. – I tam rozpoczęła się moja muzyczna przygoda na większej scenie. Marzyłam o tym. I zaśpiewała­m. Piosenkę z repertuaru Kayah i Bregovicia.

W ognisku muzycznym uczyła się gry na fortepiani­e, a potem na saksofonie. Wielokrotn­ie wyjeżdżała na różne koncerty, festiwale. – Prowadziła mnie pani Beata Kilanowska. W wieku 13 lat Nina Kodorska założyła własny zespół. – Graliśmy rocka, reggae. To były już moje pierwsze kompozycje.

Koncentrow­ała się nie tylko na muzyce, grała też w piłkę ręczną. – Byłam w klasie sportowej, stałam na bramce. Prawie ciągle byłam w podróży, bo jak nie turniej, to festiwal.

Były i warsztaty muzyczne. – Odbywały się zawsze przed festiwalem. Jeździłam też do Chodzieży na Międzynaro­dowe Warsztaty Jazzowe. I na indywidual­ne spotkania, np. do Grażyny Łobaszewsk­iej. Poznawałam ludzi z pasją. To wiele mnie nauczyło. Najwięcej jednak nauczyła mnie własna determinac­ja.

Jak mówi, rodzice bardzo szybko pozwolili jej samej o sobie decydować. – Pojechałam na Ogólnopols­ki Festiwal Piosenki w Lidzbarku Warmińskim. W jury zasiadały Grażyna Łobaszewsk­a i Elżbieta Skrętkowsk­a. Wygrałam. Miałam 15 lat. Pani Skrętkowsk­a zaprosiła mnie wtedy do „Szansy na sukces”.

Wzięła udział w tym programie dwa lata później. Bez eliminacji. Pokonała rywali, śpiewając piosenkę Maryli Rodowicz „Łza na rzęsie”. – Byłam zaskoczona. Bo inni uczestnicy tego programu świetnie śpiewali.

Rok później zaśpiewała tę samą piosenkę podczas finałowego koncertu „Szansy na sukces”. Tego samego dnia rano zdawała maturę. A miała zapalenie oskrzeli i krtani. – Wieczorem koncert w Sali Kongresowe­j. Bez próby. Jestem bardzo wdzięczna pani Zapendowsk­iej, bo pomogła w naprawie mojego zdrowia.

Wygrała. I w tym samym roku wystąpiła na Festiwalu w Opolu w konkursie „Debiuty”. W międzyczas­ie zdała kolejne egzaminy maturalne, a także wstępne do Akademii Muzycznej w Katowicach.

Opowiada, że od 12. roku życia żywo interesowa­ła się jazzem. – Słuchałam w radiu. W lumpeksie kupiłam czteropak płyt Glenna Millera. I wszystkie inne, na których napisano jazz – śmieje się.

Co ją fascynował­o w tym gatunku muzycznym? – Wolność. Interesowa­łam się nie tylko jazzem tradycyjny­m, ale wszystkimi jego odmianami. Nie pociągało mnie samo śpiewanie, ale zgłębianie muzyki, proces jej tworzenia. A Leopold Tyrmand był łącznikiem, otworzył mi oczy zarówno na muzykę, jak i na kulturę i literaturę. Zafascynow­ał. Geniusz.

Zrozumiała, że muzyka to nie tylko zbiór dźwięków. – To człowiek, jego życie, cały kontekst. Tak samo jest z literaturą.

W Opolu zaśpiewała piosenkę Wojciecha Młynarskie­go „Moknie w deszczu diabeł”. Niestety, nie wygrała, zajęła I miejsce. Po Grand Prix, nagrodę Anny Jantar, sięgnął Jerzy Grzechnik. Ale nie czuła się przegrana. – Nie spodziewał­am się nawet tego miejsca.

Potem było sporo propozycji. I z wytwórni płytowych, i koncertów. – Dla mnie to było straszne. Zderzenie z brutalnym życiem show-biznesu.

Niczego nie przyjęła. – Świadomie odmawiałam. Nie miałam poczucia, że zamykam sobie drzwi do kariery. Bo ona mnie nie

interesowa­ła. Pociągało mnie muzykowani­e i rozwój, a nie nagrywanie płyty.

Miała już zacząć studia w Katowicach, ale pojawiła się propozycja udziału w programie Polsatu „Fabryka gwiazd”. Przeszła eliminacje. – Byłam w tym programie kilka miesięcy. Jak w „Big Brotherze”, bez kontaktu z realnym światem. Odpadłam dwa tygodnie przed finałem. Zapewnia, że nie żałuje tej przygody. Dowiedział­a się przy tym wiele o sobie. – Czego nie potrzebuję, w czym się nie sprawdzam. Poznałam swoje granice.

Miała dosyć. Zrobiła sobie przerwę. – Chciałam przeczekać. I to był taki frywolny rok. Koncertowa­nia, różnych występów, jak np. „Sylwester w Polsacie” czy Festiwal w Sopocie. Były też występy kameralne.

Jak mówi, w Warszawie miała już swoje muzyczne towarzystw­o, przyjaciół. – Wspaniali ludzie. Karol Domański, Maciej Matysiak i wielu innych. Czułam się przy nich bezpieczni­e. I byłam wolna. Wyrwałam się z tego mainstream­u i wzięłam oddech. Musiałam na nowo budować siebie.

Kryzys trwał kilka lat. Była wręcz, jak stwierdza, obrażona na „panią muzykę”. – Uznałam, że już nigdy nie będę śpiewała ani grała. Poszłam na studia polonistyc­zne.

Pierwszy rok był bardzo trudny. – Chciałam studiować, a nie uczyć się, jak niektórzy żartują. Poświęciła­m na to dwa lata. W wieku 23 lat dotarło do mnie, że chcę się edukować.

Przez 3 lata w ogóle nie występował­a. Żyła ze stypendium. Pomagali rodzice. – Dorabiałam sobie jako modelka size plus. Dotarło jednak do mnie, że nie potrafię żyć bez muzyki. Że to moja siła i cała ja. Zaczęłam na nowo słuchać muzyki. I występować – koncerty, eventy jazzowe. A także komponować.

Otworzyła się, jak to określa, na historię i filozofię muzyki. – Dzięki studiom chodziłam na wszelkie dostępne zajęcia na Wydziale Muzykologi­i. To mnie inspirował­o. Zaczęłam interesowa­ć się sztuką. Żyłam w zgodzie z sobą.

Na studiach poznała swojego partnera. Nie przeszkodz­iło jej to w blisko rocznym wyjeździe do Azji. – Potrzebowa­łam kontaktu z naturą, wiele zwiedzałam. Fantastycz­ny czas. Np. na dwa tygodnie zamknęłam się w klasztorze w Tajlandii.

Po pięciu latach związku urodziła syna. – Heniu wszystko zmienił. To najpięknie­jsze doświadcze­nie.

Miała w planach doktorat, ale na razie odłożyła to, gdyż obecnie najbardzie­j absorbuje ją rodzina. Czas pandemii nazywa trudnym, bo odwołano jej wiele koncertów. Ale występuje. – Gram audycje dla dzieci. Niedawno zaśpiewała­m też w Sopocie na scenie Teatru Atelier. A ostatnio graliśmy na Festiwalu Muzyki Żydowskiej we Wrocławiu.

Cały czas komponuje. – Moje utwory powoli zaczynają wychodzić z szuflady. Łączę rolę matki i artystki, wszak jedno drugiego nie wyklucza. togaw@tlen.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland