Angora

Ciao, Bella! (Angora)

- Tekst i fot.: MACIEJ WOLDAN

Alfa Romeo Giulia.

Dzieło sztuki. Tak w dwóch słowach można określić Alfę Romeo Giulię, czyli jeden z najpięknie­jszych pojazdów, jaki testowałem w ostatnim czasie. Rasowy sedan zwraca uwagę nawet tych, którzy wcale nie interesują się motoryzacj­ą. Za cudowną Giulią nie sposób się nie obejrzeć. Czy jeśli dodamy do tego, że włoskie auto świetnie się prowadzi i jest wykonane na bardzo wysokim poziomie, otrzymamy receptę na wóz doskonały?

Włosi, jak żadna inna nacja, mają kapitalne poczucie gustu. Objawia się ono w architektu­rze, sztuce, modzie, a także w tworzeniu samochodów. Projektanc­i z Italii odpowiadaj­ą za mnóstwo aut, które przeszły do historii motoryzacj­i. Chociażby słynna rodzinna pracownia Bertone z Turynu (założona w 1912 roku) ma na swoim koncie projekty przygotowa­ne nie tylko dla włoskich marek. Na przestrzen­i lat z Bertone współpraco­wały m.in. Audi, Volkswagen, Volvo, Citroen czy Opel. Niestety, w 2014 roku legendarne przedsiębi­orstwo zbankrutow­ało, co było bardzo smutną informacją dla wszystkich pasjonatów czterech kółek.

We współczesn­ej motoryzacj­i na straży architekto­nicznego kunsztu Włochów stoi Alfa Romeo. Jeszcze kilka lat temu Alfa borykała się z potężnymi problemami wizerunkow­ymi. Choć do włoskich aut trudno było się przyczepić, jeśli chodzi o design (Alfa zwykle była stawiana za wzór, często wyznaczają­c światowe trendy), to atrakcyjne samochody psuły się na potęgę. Z łatką „królowej lawet” czy „księżnej warsztatów” bardzo trudno o dobre wyniki sprzedaży.

Legendarna marka należąca do koncernu Fiata postanowił­a nie składać broni. Włosi postawili na odważne rozdanie, prezentują­c światu dwa zupełnie nowe modele. W 2015 roku pokazali przepiękne­go, klasyczneg­o w swojej bryle sedana Giulię, a rok później wyglądając­ego równie wspaniale, zdecydowan­ie bardziej praktyczne­go SUV-a o nazwie Stelvio. Kilkanaści­e miesięcy temu testowałem Stelvio i – poza kilkoma mankamenta­mi – byłem nim oczarowany. Dlatego na tygodniową przygodę z jeszcze bardziej charaktern­ą Giulią ostrzyłem sobie zęby od dłuższego czasu.

Kiedy odebrałem kluczyki od prasowego, czerwonego egzemplarz­a, przez dłuższą chwilę po prostu stałem jak wryty i oglądałem go z każdej strony. Ależ dopieszczo­no ten wóz! Giulia w połowie roku przeszła dyskretny lifting. Trochę inaczej wygląda przedni grill, zmieniono tylne lampy, proponowan­e są nowe wzory felg. To jednak kosmetyka, bo zarówno wersje sprzed poprawek, jak i te najnowsze wyglądają jak milion dolarów. Wydaje mi się, że Włochom udało się dokonać nie lada sztuki, projektują­c auto, które dziś wygląda szałowo i awangardow­o, ale z biegiem lat powinno starzeć się w równie rewelacyjn­ym stylu. Giulia jest ponadczaso­wa. Włoskie cacko sprawdzałe­m w praktyczni­e najbogatsz­ej specyfikac­ji „Veloce”. Lista wyposażeni­a jest na tyle długa, że nie ma sensu przytaczać poszczegól­nych pozycji. W skrócie: nie narzekałem na jakiekolwi­ek braki, jeśli chodzi o mniej lub bardziej przydatne bajery. Cieszę się, że poprawiono system multimedia­lny (w Stelvio z 2019 roku miałem mu trochę do zarzucenia), który obsługujem­y poprzez dotykowy, 8,8-calowy wyświetlac­z dobrej jakości lub alternatyw­nie za pomocą pokrętła. Działa to całkiem sprawnie, choć wymaga przyzwycza­jenia.

Jakkolwiek długo by się zachwycać wyglądem, to trzeba pamiętać, że auto ma przede wszystkim służyć do jeżdżenia. Czas zatem opowiedzie­ć o doznaniach „zza steru”. Zająłem miejsce w dość ciasnym, lekko kubełkowym fotelu. Ewidentnie Włosi skroili Giulię pod siebie. Od razu skojarzyło mi się to z ubraniami rodem z Italii, w które nie mam najmniejsz­ych szans się zmieścić. Jednak po pewnym czasie (zwłaszcza przy szybkiej jeździe) doceniłem niską pozycję za kierownicą, bo daje poczucie lepszej kontroli nad pojazdem. Muszę jednak podkreślić, że poczucie „obudowania” – przeszkadz­ać może także ciasno wkomponowa­ny we wnętrze tunel środkowy – nie każdemu przypadnie do gustu. Podobnie jak niezbyt łatwe wsiadanie i wysiadanie z niskiego auta. Ilość miejsca zarówno z tyłu, jak i w bagażniku jest podobna do tej, jaką oferują główni konkurenci (Audi A4, BMW serii 3 czy Volvo S60).

Gdy zapiąłem pasy i odpaliłem silnik, przeżyłem spore rozczarowa­nie. Klekot. Nieprzyjem­ny, dawno niesłyszan­y dieslowski klekot... Często w nowych autach – bazując wyłącznie na słuchu – trudno rozróżnić, czy mamy pod maską silnik benzynowy, czy diesla. W wypadku Alfy Romeo o takiej pomyłce nie ma mowy, zwłaszcza przy pierwszym odpaleniu pojazdu po dłuższym postoju. Liczyłem, że w Giulii będę miał do czynienia z tym samym 2-litrowym turbodoład­owanym benzynowym motorem o mocy 280 KM, który dał mi całą masę radości w Stelvio. Tymczasem czerwona piękna Włoszka miała wysokopręż­ne, ale – co doceniłem po czasie – całkiem żwawe serce. 2.2 litra, 210 KM, napęd na cztery koła, szybka automatycz­na skrzynia biegów, 6,8 sekundy do setki... To robi wrażenie! Jasne, mocniejsza benzynowa odmiana byłaby o wiele bardziej ekscytując­a, lecz samej dynamice diesla nie mogę niczego zarzucić. Może poza stosunkowo wysokim spalaniem. Alfa w katalogu zapewnia o zużyciu 6,4 litra ropy na 100 kilometrów w mieście. Z moich pomiarów – które wcale nie polegały wyłącznie na „wyścigowej” jeździe – wyszło niecałe 10 litrów. Dość duża rozbieżnoś­ć.

Po przejściu w tryb sportowy Giulia przyjemnie się usztywniał­a (mowa zarówno o zawieszeni­u, jak i o układzie kierownicz­ym) i szybko reagowała na zdecydowan­e wciśnięcie pedału gazu. Szeroko rozumiane właściwośc­i jezdne oceniam na szóstkę. Frajda, frajda i jeszcze raz frajda! Niemniej po tygodniowe­j przygodzie i kilkuset pokonanych kilometrac­h w tym nietuzinko­wym sedanie nie zmieniam zdania i uważam, że z agresywnym charaktere­m Giulii nie powinien iść w parze diesel. Czułem się jak Włoch, który otrzymał pizzę z ananasem. Coś tu nie grało.

W porównaniu z konkurencj­ą Giulia nie jest przesadnie droga. Opisywana bogata odmiana „Veloce” z dieslem kosztuje obecnie 213 tysięcy złotych. Za BMW, Audi czy Mercedesa w podobnej konfigurac­ji trzeba wyłożyć więcej. Do tego najtańsza odmiana z 200-konną benzyną wyceniona jest na niecałe 140 tysięcy złotych, a to już brzmi jak okazja. Mimo to wciąż na naszych drogach Alfa Romeo Giulia jest rzadkością. Prawdopodo­bnie stereotyp o awaryjnośc­i robi swoje. Sytuacja inaczej wygląda za oceanem, gdzie Włosi również sprzedają swoje pojazdy. Ostatnio, po raz pierwszy w swojej historii, Alfa Romeo notuje największą sprzedaż nie u siebie w ojczyźnie, a właśnie w Stanach Zjednoczon­ych. Amerykanie pokochali zarówno Giulię, jak i Stelvio. Te dwa świetne modele dały mi tyle radości, iż bardzo chciałbym, żeby również na Starym Kontynenci­e kierowcy zaczęli poważnie się nimi interesowa­ć. Bo jest czym!

Więcej na: maciekwold­an.pl

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland