Koronawirus przyśpiesza w Europie
Druga fala epidemii koronawirusa przetacza się przez Europę. Nadeszła szybciej i jest potężniejsza, niż spodziewali się eksperci. Liczba zarażonych wzrasta w większości krajów kontynentu, od Francji po Czechy i Wielką Brytanię.
Rządy wprowadzają różne obostrzenia, zamykane są restauracje i bary, wraca obowiązek noszenia maseczek w miejscach publicznych. Władze wielu państw zaklinają się, że całkowitego zamknięcia kraju, takiego, jakie nastąpiło w marcu, już nie będzie, totalny lockdown powoduje bowiem ogromne szkody dla gospodarki, a także dla zdrowia i psychiki ludzi. Jednak tak naprawdę nikt nie potrafi powiedzieć, co się stanie.
Nikt nie wie, co przyniosą późna jesień i pełna chorób sezonowych zima. Latem zarażali się przeważnie młodzi ludzie, chętnie imprezujący i odbywający podróże. Ale choroba zaczęła rozlewać się na inne grupy społeczne i coraz częściej znów atakuje osoby starsze.
8 października Światowa Organizacja Zdrowia ( WHO) ogłosiła najwyższą do tej pory dobową globalną liczbę zarażeń: 338 779, z czego prawie 97 tysięcy w Europie. Zamożne i sprawnie zarządzane Niemcy były powszechnie chwalone za to, że dobrze radziły sobie z pandemią. Ale koronawirus znów rozhulał się w kraju nad Łabą i Renem. 9 października ogłoszono zatrważającą dobową liczbę nowych infekcji, najwyższą od kwietnia: 4516. Zmartwiony dyrektor Instytutu Roberta Kocha Lothar Wieler przyznał podczas konferencji prasowej: „Nie wiemy, jak sytuacja rozwinie się w czasie najbliższych tygodni. Możliwe, że będziemy mieli ponad 10 tysięcy nowych przypadków dziennie. Możliwe, że wirus znajdzie się poza kontrolą”. Federalny minister zdrowia Jens Spahn wezwał do rozsądku młodych, którzy, jak to określił: „Bawią się, podróżują, myślą, że są niezwyciężeni. Ale nie są”. Zdaniem szefa resortu zdrowia, młodzi powinni myśleć o szkodach, jakie mogą wyrządzić swoim starszym bliskim. Za ogniska choroby uznane zostały Berlin i finansowa metropolia – Frankfurt nad Menem. W obu wielkich miastach wprowadzona została swoista „godzina policyjna”. W Berlinie restauracje, bary i sklepy nocne muszą być zamykane o godzinie 23. Między 23 a 6 rano także na stacjach benzynowych spragnieni nie kupią wina czy piwa. W czasie „godziny policyjnej” mogą spotykać się tylko mieszkańcy dwóch gospodarstw domowych lub grupy pięciu osób. Także we Frankfurcie zamarło nocne życie. Bary i restauracje kończą działalność o godzinie 22, a konsumpcja alkoholu w miejscach publicznych jest zakazana.
W Czechach władze ogłosiły 9 października szokującą dobową liczbę infekcji: 5394. W kraju mającym 10,7 miliona mieszkańców koronawirusem zaraziło się już ponad 100 tysięcy osób. 869 chorych zmarło. Także Czechy były przykładem państwa, które potrafiło zdusić epidemię, ale po zniesieniu obostrzeń druga fala zarazy uderzyła z przerażającą siłą. Tylko w ubiegłym tygodniu COVID-19 zabił ponad 100 ludzi. Rząd w Pradze wprowadził więc nowe restrykcje. Od piątku 9 października restauracje, bary i puby są zamykane już o godzinie 20. Siłownie, pływalnie, ogrody zoologiczne zamknęły swoje podwoje. Od 12 października szkoły średnie i wyższe mają prowadzić tylko nauczanie zdalne, przez dwa tygodnie nie będą działały teatry i kina.
Rząd Francji ogłosił 9 października najwyższy stan alarmu w następnych czterech miastach. To Lille, Grenoble, Lyon i Saint-Étienne. Wcześniej najwyższy stopień alarmu obowiązywał już w Paryżu, Marsylii i na Gwadelupie. Oznacza on m.in. zamknięcie barów i kawiarni oraz surowe zaostrzenia sanitarne w restauracjach. Prowadzący działalność gastronomiczną są zrozpaczeni. W kraju nad Sekwaną dobowa liczba infekcji przekroczyła 18 tysięcy. W Paryżu i okolicach 40 procent łóżek na oddziałach intensywnej terapii zajętych jest przez pacjentów chorych na COVID-19. Prezydent Emmanuel Macron przygotowuje obywateli na nowe obostrzenia. Szef państwa ostrzegł, że sytuacja nie stanie się normalna ani teraz, ani za kilka miesięcy.
Zdumienie budzi wysoka liczba zarażeń w Niderlandach. Tylko 8 października w niespełna 18-milionowym kraju zgłoszonych zostało 5831 nowych infekcji. To smutny rekord. W Kraju Wiatraków wielu buntuje się przeciw ograniczeniom, nie chce nosić maseczek. 8 października w Hadze doszło do protestów przeciwników epidemicznych ograniczeń. Interweniowała policja, która aresztowała około 80 osób. Na pomoc udręczonym Niderlandom pośpieszyli Niemcy, którzy przeznaczyli dla pacjentów z tego kraju 44 łóżka w swych szpitalach.
W sąsiedniej Belgii nie jest lepiej. W Brukseli zamknięto na miesiąc zatłoczone zazwyczaj kawiarnie i bary. Wszyscy członkowie regionalnych władz Walonii poddali się samoizolacji po tym, jak zaraził się jeden z ministrów. Infekcji nie uniknął premier rządu Regionu Stołecznego Brukseli Rudi Vervoort.
W Wielkiej Brytanii minister pracy Gillian Keegan uderzyła na alarm. W niektórych regionach północnej Anglii wirus wydostał się spod kontroli. 9 października podano smutny dobowy bilans: 17 540 zarażonych i 77 zmarłych. Rząd Borisa Johnsona ogłosi zapewne 12 października nowe drakońskie obostrzenia, chociaż na temat ich zakresu wśród polityków toczą się gorące spory. (KK)