Milik wyautowany
Nie tak miało się zakończyć okienko transferowe reprezentanta Polski.
dwukrotnie pauzował przez kilka miesięcy z powodu poważnych kontuzji. Najpierw zerwał więzadła krzyżowe w lewym, a później w prawym kolanie. Chociaż 26-latek może pochwalić się nie najgorszym bilansem strzeleckim w błękitnej koszulce (122 mecze, 48 goli), to poważnie zainteresowany jest znienawidzony na południu Włoch Juventus Turyn. Trenerem najpotężniejszego włoskiego klubu był wtedy Maurizio Sarri, który znał się z Polakiem jeszcze za czasów współpracy w... Napoli. Kiedy ta zaskakująca wiadomość dostała się do mediów, fani wściekli się na Milika, nazywając go zdrajcą, zanim ten zdążył podpisać jakąkolwiek umowę. Jakby tego było mało, niedługo później pracę w Juve stracił Sarri i temat sprowadzenia Polaka do Turynu zaczął cichnąć. Pozostał niesmak... To wtedy ekscentryczny prezes Napoli, Aurelio De Laurentiis, zaczął naciskać na Milika, żeby ten przedłużył swój kontrakt. Polski piłkarz, zdecydowany na opuszczenie drużyny, ani o tym myślał, co rozsierdziło nieznoszącego sprzeciwu Laurentiisa. – Patrzę na Milika, pytam, czy przedłuży kontrakt, a on się nie odzywa. Lekceważył mnie.
Tak się nie robi. Nie u mnie! – grzmiał we włoskiej prasie wpływowy działacz.
Dalej historia z transferową telenowelą wokół 26-latka potoczyła się szybko, kończąc się – delikatnie mówiąc – bez happy endu dla naszego piłkarza. Chociaż do ostatnich godzin okienka transferowego pojawiały się kluby zainteresowane Milikiem (podobno agenci sportowca negocjowali z AS Romą, Tottenhamem Hotspur, Manchesterem United czy Bayerem Leverkusen), to z żadnym z nich nie udało się osiągnąć porozumienia. Rozżalony Milik wyjechał na zgrupowanie reprezentacji Polski, gdzie w pierwszym meczu z Finlandią strzelił nawet ładnego gola. Niestety, kolejnego powołania może już nie otrzymać, ponieważ selekcjoner reprezentacji zwykle chce mieć w drużynie zawodników regularnie grających w klubie. Tymczasem, będąc już w Polsce, napastnik dowiedział się o brutalnej decyzji władz Napoli, które zdecydowały nie zgłaszać piłkarza ani do rozgrywek ligowych, ani do europejskich pucharów. W praktyce oznacza to, że przynajmniej do kolejnego okienka transferowego – które ruszy w styczniu – Milik nie zagra w klubie ani minuty. Dla piłkarza walczącego nie tylko o transfer do nowego klubu, ale marzącego o występie na przyszłorocznych mistrzostwach Europy, taka sytuacja jest katastrofą. W tej zagmatwanej sportowej historii nie ma wygranych. Poszkodowany (według wielu – na własne życzenie) jest nie tylko zawodnik, którego czeka przerwa od gry na najwyższym poziomie, ale także klub, który prawdopodobnie nie otrzyma za swojego piłkarza ani centa. A można się było dogadać...