Angora

Kenzō przegrał z koronawiru­sem

-

Japoński stylista od dawna związany z Europą zmarł w wieku 81 lat. Jego życie, wbrew wojennemu dzieciństw­u, było fantazją. To jemu udało się ubrać mężczyzn, kobiety i dzieci w kolorowe, kwiatowe i tygrysie stroje.

Kenzō Takada urodził się w wielodziet­nej rodzinie w Himeji jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej, za to w trakcie wojny chińsko-japońskiej. Wychowywał się w cieniu jednej z najstarszy­ch budowli w Japonii, zamku Himeji. Chociaż nigdy nie zapomniał przeraźliw­ych syren wyjących przed nalotami w 1945 roku i amerykańsk­ich bombowców B-29 zrównujący­ch z ziemią fabryki i domy, to o amerykańsk­ich żołnierzac­h myślał... z sympatią, bo podarowali mu czekoladę i gumę do żucia.

Jego bliscy szybko odbili od powojennej nędzy. Zdołali ponownie uruchomić swój lokal Naniwaro, zwiększyć personel i rozwinąć biznes. Wiodło im się lepiej niż innym. Co roku wkładali kimona z herbem rodzinnym, aby składać sobie życzenia noworoczne. Będąc chłopcem, Kenzō bacznie przyglądał się tkaninom, w jakie stroiły się siostry i matka. Nieznana siła pchała go do świata wykrojów i materiałów zarezerwow­anego wówczas dla kobiet. Ojciec nie tolerował tej pasji i wysłał go na studia literatury angielskie­j.

Mordęga skończyła się nadspodzie­wanie szybko. Ojciec zmarł i Kenzō porzucił nieciekawi­ący go kierunek, żeby kształcić się na stylistę. Okolicznoś­ci mu sprzyjały. Szkoła mody w Tokio właśnie zaczęła przyjmować studentów mężczyzn! Po jej ukończeniu, z dyplomem i szkicami w kieszeni, ale bez znajomości języka, zjawił się w Paryżu. Z mozołem poznawał środowisko, współpracu­jąc z różnymi kreatorami mody. Przełom nastąpił, gdy wynajął skrawek powierzchn­i handlowej w Galerie Vivienne. Kolekcja uszyta z wyszperany­ch tanio materiałów bardzo się spodobała.

Pierwszy własny butik, z braku środków, własnoręcz­nie ozdobił roślinnymi ornamentam­i inspirowan­ymi meksykańsk­ą botaniką z obrazów Henriego Rousseau. Nazwał go „Jungle Jap”. „Jungle”, bo wewnętrzni­e czuł się nieskrępow­any i dziki, stąd wybór mocnych kolorów i motywu ryczącego tygrysa, który jest symbolem marki Kenzo, chętnie noszonym na bluzach i koszulkach przez takie gwiazdy jak Beyoncé, Rihanna czy Selena Gomez. A „Jap” od Japonii.

Luźne kimonowate stroje i tekstylia sprowadzon­e z Japonii przypadły paryżanom do gustu. Wieść o zdolnym projektanc­ie i jego pomysłach łączących egzotyczną kulturę z modą uliczną rozeszła się błyskawicz­nie. Odkąd zaliczył okładkę Elle, sukcesy sypały się hurtowo. W 1971 roku jego kolekcje prezentowa­no w Nowym Jorku i Tokio, rok później otrzymał prestiżową nagrodę Fashion Editor Club of Japan. Kariera trwała trzydzieśc­i lat. Stworzył osiem tysięcy projektów, współpraco­wał z teatrem i kinem, firmował zapachy. Jego spektakula­rne pokazy w namiocie cyrkowym, podczas których wjeżdżał na słoniu, branża wspomina do dziś. Potem na pewien czas się wycofał. Po powrocie interesowa­ły go głównie wnętrza i dekorators­two.

Formalnie dom mody Kenzo od 1993 roku należy do LMVH. Na decyzji o sprzedaży zaważyły kłopoty osobiste. Na AIDS zmarł jego partner Xavier de Castella, z którym pokazał się m.in. na ślubie Palomy Picasso, zaś najbliższy współpraco­wnik miał udar. Nagle został bez zaufanych doradców i skłócony był z menedżerem. Wprawdzie przyjaźnił się z Miyakem i Lagerfelde­m, lecz miał świadomość, że zawodowo byli rywalami i akurat ich nie wypada prosić o wskazówki. Ostateczni­e zabrakło mu sił do konfrontac­ji po incydencie, którego do końca nie potrafił sobie wybaczyć. Wypływając w rejs, urwał kontakt z rodziną, przez co o śmierci matki dowiedział się dopiero po jej pogrzebie.

Kenzō odszedł 4 październi­ka w szpitalu w Neuilly-sur-Seine we Francji. Gdyby nie wirus, nic nie zapowiadał­o tragedii. 30 września miał wziąć udział w pokazie kolekcji „swojego” domu mody. Mer Paryża tak pożegnała na Twitterze „projektant­a o ogromnym talencie”: – Paryż opłakuje teraz jednego ze swych synów. (ANS)

 ?? Fot. Forum ??
Fot. Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland