Wojny w Zjednoczonej Prawicy
Wybór nowego RPO
Profesor Marcin Wiącek i Lidia Staroń powalczą o stanowisko rzecznika praw obywatelskich. Tym razem dotychczasowy pat może zostać przełamany. Ze szkodą dla rządu Zjednoczonej Prawicy.
Choć trudno w to uwierzyć, Adam Bodnar swoją pięcioletnią kadencję w roli RPO zakończył we wrześniu zeszłego roku. Od tej pory trwa spór nad wyłonieniem jego następcy. Jest on o tyle złożony, że jednomyślność większości sejmowej musi podzielić większość senacka. A o to w poróżnionym dwuizbowym parlamencie trudno.
U swojego zarania Platforma Obywatelska próbowała zyskać przychylność wyborców, zbierając podpisy pod projektem likwidacji Senatu. Dziś Senat choćby od czasu do czasu pozwala opozycji wpływać na politykę. Tak jest właśnie w przypadku wyboru nowego RPO.
Łącznie podjęto pięć prób wykreowania kolejnych kandydatów, którzy mogliby przełamać dotychczasowy imposybilizm. Prawie udało się z posłem PiS Bartłomiejem Wróblewskim, na którego głosowanie deklarował przez pewien czas senator Jan Filip Libicki. Skoro tamten manewr nie wyszedł, to PiS postanowił skusić opozycję kandydaturą Lidii Staroń, a więc opozycyjnej senator, która co jakiś czas głosuje ramię w ramię z politykami z ław rządowych.
O potencjalnym starcie Staroń mówiło się jeszcze jesienią zeszłego roku. Jarosław Kaczyński wolał jednak stawiać na bardziej zaufanych polityków i tym samym, być może, wyścig o obsadzenie nowego RPO przegrał. Kandydatura, która byłaby ciekawa jeszcze kilka miesięcy temu, blednie przy poparciu, jakim cieszy się prof. Marcin Wiącek. To kandydat PSL, którego zamierza poprzeć nie tylko cała opozycja, ale także Porozumienie Jarosława Gowina, a być może nawet część konfederatów.
Skąd ta jednomyślność, zarówno u gowinowców, jak i w szeregach wystawiających do tej pory różnych kandydatów partii opozycyjnych? Decyzją Trybunału Konstytucyjnego z 15 kwietnia Adam Bodnar nie może przedłużać swojej kadencji w nieskończoność, nawet jeśli jego następca nie zostanie wybrany.
Dało to furtkę do zmiany ustawy o RPO i wyznaczenia przez rząd komisarza, który mógłby pełnić urząd w zasadzie do końca kadencji Sejmu.
Gowin, godząc się na kandydata PSL, nie tylko wbija nóż w plecy PiS, ale też po raz kolejny pokazuje, że potrafi dogadywać się z bliskimi sobie ideowo ludowcami. Na Wiejskiej krąży plotka, która mówi, że nagła sympatia, jaką PSL-owi zaczął okazywać Bronisław Komorowski, to próba dociążenia tej formacji i nadania powagi operacji zrobienia z Gowina premiera technicznego. Warto mieć na uwadze, że takie doniesienia najbardziej schlebiają samemu wicepremierowi, który znów, niewiele robiąc, stał się języczkiem u wagi.