Władza za wszelką cenę
Rozmowa z ROMANEM KLUSKĄ, przedsiębiorcą, założycielem Optimusa i Onetu
– Roland Baader, zmarły przed dziewięciu laty niemiecki ekonomista, przedsiębiorca, wizjoner, uczeń Friedricha von Hayeka, w swojej bestsellerowej książce „Koniec pieniądza papierowego”, przewidział, że na całym świecie nastąpi proces ograniczania ludziom praw i swobód obywatelskich. Ale żeby było to możliwe, trzeba będzie wywołać wojnę albo pandemię. Jeżeli nawet pandemia nie została wywołana celowo, to na pewno stała się świetną okazją do wprowadzania takich zmian.
– Dla mnie jest zadziwiające, z jak wielką precyzją przed kilkunastu laty Baader przewidział to, co teraz dzieje się na świecie i zapowiedział, co może nas czekać w dalszej przyszłości.
– Dokonania Baadera są bezsporne, ale żeby w krótkim czasie zaszły takie zmiany, i to zarówno w krajach rządzonych przez lewicę, jak i prawicę, demokratycznych i mniej demokratycznych, musiałoby dojść do jakiegoś tajnego porozumienia „światowego rządu”. Czegoś na kształt Grupy Bilderberg, tyle że do entej potęgi.
– Geniusz Baadera polega na tym, że przewidział także, w jaki sposób do tego dojdzie. Otóż przez setki lat gospodarka rozwijała się dzięki wolnemu rynkowi, który miał wmontowany samoregulator: uzyskanie stabilności poprzez brak stabilności. Teraz dla większości rządów, bez względu na ich ideologię, nadrzędnym celem przestała być racja stanu swojego kraju, tylko utrzymanie się przy władzy. Żeby było to możliwe, rządzący dokonali dwóch strasznych manipulacji. Wymontowali z kapitalizmu rynkowy mechanizm emisji pieniądza i ustalania przez rynek wysokości stóp procentowych. W ich miejsce wprowadzono mechanizm planowania z gospodarki realnego socjalizmu.
– Czy to znaczy, że nie mamy już kapitalizmu?
– Prawdziwy kapitalizm, o którym uczyliśmy się na studiach, już nie istnieje. Znajdujemy się w okresie przejściowym, powoli przechodząc do gospodarki socjalistycznej, w której władza ma bezpośredni wpływ na wszystkie sfery życia, z gospodarką na czele. Drogą do tego zgodnie z przewidywaniem Baadera jest zastraszanie i korumpowanie wyborców, co już obserwujemy, i nie ma znaczenia, czy w danym kraju aktualnie rządzą biali, zieloni czy czerwoni.
– Czy to znaczy, że celem Polskiego Ładu jest utrzymanie się PiS-u przy władzy?
– To oczywiste, ale Polski Ład jest też częścią procesu przechodzenia od kapitalizmu do socjalizmu. Gdyby rządzący skorygowali nieco swój język, ich wystąpienia przypominałyby to, co i jak w latach siedemdziesiątych mówił Gierek. Za wzięte kredyty obiecywał modernizację gospodarki, podwyżki płac, tak jak teraz robi to Morawiecki. Tyle że dziś już zapominamy, iż obietnice Gierka doprowadziły kraj do ruiny.
– Podobne programy jak Polski Ład wprowadzane są w innych krajach Unii i w Stanach Zjednoczonych, gdzie podobno rząd chce rzucić na rynek 6 bilionów „dodrukowanych” dolarów.
– Czeka nas to, przed czym ostrzegał Baader – wielka redystrybucja kapitału. Polskie małe i średnie przedsiębiorstwa (mamy ponad 2 mln takich firm generujących prawie trzy czwarte naszego PKB, a pracuje w nich 10 mln osób – przyp. autora) mają zostać obłożone bardzo wysokim podatkiem. Moja firma produkująca sery owcze została wyniszczona przez pandemię i nie dostała od rządu praktycznie żadnej istotnej pomocy. Prócz mleczarni mam także oczyszczalnię ścieków, kotłownię, bardzo nowoczesne laboratorium, które bada każdą partię serów. I wszystko to robię w ramach działalności gospodarczej. Gdybym otworzył spółkę prawa handlowego, to do samej biurokratycznej pracy musiałbym zatrudnić jeszcze 2 – 3 osoby. Mimo że rząd poprzez wprowadzone ograniczenia zamknął mi na kilka miesięcy niemal wszystkie kanały sprzedaży serów, utrzymałem wszystkich pracowników, dopłacając do firmy. I teraz w Polskim Ładzie do podatku liniowego 19 proc. zostanie mi dołożone kolejne 9 proc. W takiej sytuacji będą miliony polskich przedsiębiorców, którzy odpowiadają za zobowiązania swoich firm całym majątkiem, przez co są bardziej wiarygodni niż spółki. Zostanę więc zrównany podatkami z pracownikiem korporacji, który całe swoje wynagrodzenie może przeznaczyć na konsumpcję, gdy ja muszę zyski przeznaczać na inwestycje, rezerwy, odtworzenie zużytego parku maszynowego. Żona jednego z moich kolegów przedsiębiorców, gdy wysłuchała założeń Polskiego Ładu, powiedziała: „Jak bardzo trzeba nienawidzić ciężko pracujących ludzi, żeby wymyślić takie prawo”.
– Trudno uwierzyć, że rząd chce z premedytacją zniszczyć polskich przedsiębiorców.
– To dlaczego ta podwyżka podatków dotyczy wyłącznie polskich małych firm? Ten liniowy podatek był jakąś rekompensatą za relatywnie ogromne obciążenie biurokracją małych firm, podczas gdy dla wielkiej firmy ta sama biurokracja jest niemal pomijalna. Jeszcze raz powołam się na Baadera, który pisał, że rządy będą obiecywały i przyznawały korzyści najbardziej strategicznym, ważnym, najgłośniejszym grupom wyborców i pod pretekstem dbałości o sprawiedliwość będą zaspokajały u ludzi uczucie zazdrości i kompleksu niższości. A dlaczego władza jest w stanie tak robić? Bo jak mówiłem, może swobodnie i bez ograniczeń emitować pieniądz, za który nie płaci, ponieważ wprowadziła zerowe stawki procentowe.
– W prywatnych rozmowach z politykami PiS-u usłyszałem, że rząd nie przejmuje się małymi i średnimi firmami, gdyż postawił na państwowe i prywatne wielkie korporacje, które odprowadzają do budżetu wielkie pieniądze.
– To bardzo krótkowzroczna polityka. Moje dawne firmy są dziś własnością zagranicznych korporacji. Spotykam się
czasem z dawnymi współpracownikami, którzy mi mówią, że nigdy nie było im tak dobrze jak teraz, ponieważ dzięki polityce rządu wybijania małych firm nie mają żadnej konkurencji. Dla korporacji największą konkurencję stanowią średnie firmy, które mają niższe koszty, są bardziej innowacyjne i zazwyczaj zapewniają lepszą jakość. Gdy nie ma konkurencji, można podnosić ceny i nie dbać o jakość. Minister finansów będzie zadowolony, bo spółka płaci podatki, a że zyski odprowadzane są za granicę i z powodu braku konkurencji spadają płace na niskich i średnich szczeblach, to nikogo nie obchodzi. Gdy okaże się, że w Czechach lub Chinach są lepsze warunki biznesowe, to korporacja bez żadnych sentymentów wyniesie się z Polski.
– Spółki Skarbu Państwa i ich zyski pozostaną.
– Pozostaną, ale proszę zobaczyć, jak i przez kogo są one zarządzane. Często te, które osiągają duże zyski, w przeważającej mierze zawdzięczają to monopolistycznej pozycji i wsparciu rządu. Za to mogą dyktować ceny, jakie chcą.
– Wiele razy mówił pan, że państwo nie zapewnia małym i średnim firmom dobrych warunków do prowadzenia działalności z powodu nadmiernej biurokracji. Jednak w znacznym stopniu wynika to z regulacji unijnych.
– Zasiadając w poprzedniej kadencji w powołanej przez prezydenta Narodowej Radzie Rozwoju, zadałem sobie trud zbadania najgorszych, najbardziej uciążliwych dla przedsiębiorców ustaw, takich jak produktowa, środowiskowa, o biopaliwach i kilku innych. Z własnej kieszeni zapłaciłem wybitnym specjalistom, żeby sprawdzili, jak te same dyrektywy unijne są wdrożone w innych krajach i jakie wywołują regulacje. Okazało się, że nigdzie w UE nie wdrażano tych dyrektyw w sposób tak nieprzyjazny dla przedsiębiorców jak w Polsce. – Może pan dać jakiś przykład? – Najbardziej utkwiły mi w pamięci rozwiązania brytyjskie (wówczas Wielka Brytania należała jeszcze do Unii). Różnice były wprost szokujące, oczywiście na naszą niekorzyść. Otóż w Wielkiej Brytanii, jeżeli za ubiegły rok jakaś firma miała przychód, powiedzmy poniżej 5 mln funtów, to ta regulacja jej nie dotyczyła. Dotyczą jej jedynie przepisy ogólne typu: Kodeks handlowy, cywilny, karny. Koniec. Jeżeli przychód wynosi np. od 5 do 15 mln funtów, wówczas wystarczy, że przedsiębiorca opłaci proporcjonalny do obrotu ryczałt i dalej te regulacje firmy nie obowiązują, chyba że sama chce je wprowadzić. Dopiero po przekroczeniu np.15 mln funtów trzeba te regulacje stosować, ale wówczas jest to już duża firma, dla której nie będzie to miało istotnego znaczenia. To, że te same wymagania, poza nielicznymi wyjątkami wdrożonymi w poprzedniej kadencji władzy PiS, polski ustawodawca stawia maleńkim firmom i wielkim spółkom, jest gospodarczą zbrodnią. Dlaczego tak wielu przedsiębiorczych rodaków szukało swojej szansy na Wyspach?
– Premier Morawiecki był przez wiele lat szefem jednego z najlepszych banków działających w Polsce, więc chyba powinien coś wiedzieć o gospodarce.
– Bank jest po drugiej stronie barykady, bo on żyje z przedsiębiorcy, a sam niczego nie wytwarza. Dlatego premier Morawiecki zapewne nie doświadczył zawiłości związanych z procesem produkcji i uciążliwością biurokracji. Muszę jednak przyznać, że kiedyś po rozmowie ze mną natychmiast wstrzymał pewną szkodliwą regulację, co świadczy o jego klasie. Wiele razy rozmawiałem także z Jarosławem Kaczyńskim, którego informowałem o wielu bardzo szkodliwych zjawiskach i pan prezes całym sercem stał po stronie polskości. Potem jednak wszystko się rozmyło. Dlaczego? Otóż zapewne premier, tak samo jak szef rządzącej partii, są otoczeni ludźmi, którzy nigdy nie prowadzili działalności gospodarczej, a wydaje im się, że wiele wiedzą na ten temat. Ponieważ przedsiębiorca, nawet największy, a co dopiero mówić o małych, nie ma czasu na nieustanne spotkania z politykami, gdyż musi pilnować swoich interesów, zwycięża niekompetencja, a czasem także zwykłe partykularne interesy.
– Ale są organizacje i stowarzyszenia, które przynajmniej w teorii powinny reprezentować interesy przedsiębiorców czy klasy średniej.
– Nie ma żadnej w miarę obiektywnej definicji klasy średniej i każdy pod tym pojęciem rozumie co innego. Dla mnie przynależność do klasy średniej nie ma wiele wspólnego z wysokością dochodów. Uważam, że najważniejszym wyróżnikiem tej grupy jest praca na własny rachunek, a więc niezależność i świadomość tej niezależności. Kowal, który ma własny warsztat i zarabia mniej niż średnia krajowa, jest dla mnie klasą średnią, jeśli jest świadomy swojej wolności. A minister, który zarabia wielokrotność tej średniej, ale musi realizować program narzucony mu przez jego partyjnych zwierzchników, nie jest dla mnie przedstawicielem klasy średniej. Dlatego klasa średnia w dłuższej perspektywie musi zostać całkowicie zmarginalizowana, ponieważ jest niezależna od władzy. Obowiązujące w Polsce prawo gospodarcze jest niespójne, a niekiedy wewnętrznie sprzeczne. Niemal w każdej sytuacji władza może uznać, że coś jest zgodne albo niezgodne z prawem. Cała masa urzędów może w dowolnej chwili zniszczyć każdą małą czy średnią firmę. Takie rozwiązania to celowa polityka. Kończy się świat wolnego człowieka. Zgodnie z przewidywaniem Baadera czeka nas walec totalitaryzmu socjalistycznego.
– Czy można się przed tym jakoś obronić?
– Tylko uświadamiając ludziom to zagrożenie. Dlatego trzeba czytać tak mądrych autorów jak Baader, pisać o tym w gazetach, internecie, mówić w telewizji. To, co teraz się dzieje, jest nie tylko sprzeczne z szeroko pojętą sprawiedliwością, ale także wprost z Pismem Świętym, a przecież podobno całe kierownictwo Zjednoczonej Prawicy to ludzie wierzący. Powinni więc wiedzieć, że jakakolwiek ingerencja w wolność jednostki jest sprzeczna z prawem boskim. Tylko człowiek wolny może wybrać dobro lub zło. Jestem głęboko wierzący i dlatego nauczanie Pana Jezusa nie jest dla mnie pustym słowem. Weźmy choćby przypowieść o winnicy. Był gospodarz, który zatrudnił rano pracowników i umówił się z nimi, że za dniówkę zapłaci im denara. Koło południa zatrudnił kolejnych i też zaoferował im denara. Wieczorem na krótko przed końcem pracy najął jeszcze kilku za taką samą stawkę. Gdy przyszło do wypłaty ci, którzy pracowali od rana, byli niezadowoleni, że dostali tyle samo, co grupa, która pracowała najkrócej. A gospodarz powiedział: czyż nie na denara się umówiliśmy? Mimo że ta przypowieść ma dwa tysiące lat, jest wspaniałym uzasadnieniem wolności umów cywilnoprawnych. PiS deklaruje przywiązanie do tych wartości, dlatego trudno mi sobie wyobrazić, jak po objęciu władzy postępowałoby ugrupowanie wrogie tym wartościom!
– Czy mając takie instrumenty w ręku, PiS może przegrać wybory?
– Moim zdaniem to mało prawdopodobne. Ale nawet gdyby to się kiedyś stało, to każdy następny rząd będzie szedł tą drogą, bo nikt dobrowolnie nie pozbędzie się instrumentów, które tę władzę zapewniają. Jeżeli jednak ludzie przejrzą na oczy – ale na razie na to się nie zanosi – to zagrożona władza będzie musiała przeprowadzić prawdziwe reformy, zwrócić wolność ludziom i przedsiębiorcom. W 1988 r. komuniści w obliczu utraty władzy zdecydowali się na wprowadzenie reformy ministra Mieczysława Wilczka, która była kamieniem milowym nie tylko w Polsce, ale w całej postkomunistycznej Europie. Jej główną zasadą było: co nie jest zabronione, jest dozwolone. Bez kapitału, tylko dzięki pracy własnych rąk, uwolniono energię społeczną, powstały setki tysięcy firm, których jedynym celem było zaspokojenie potrzeb ludzi. Jeżeli damy sobie narzucić biurokratyczne i fiskalne pęta, to znowu będziemy niewolnikami. Z tym że teraz technologia daje władzy tak ogromne możliwości działania i kontroli, że realny socjalizm PRL-u może być wspominany jako żart.