Angora

Pieniądze to nie wszystko

Rozmowa z ANDRZEJEM SOŚNIERZEM, lekarzem, posłem, prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia (2006 – 2007), dyrektorem Regionalne­j Śląskiej Kasy Chorych (1999 – 2002)

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI

– W ramach Nowego Ładu rząd do 2027 r. zamierza zwiększyć nakłady na system ochrony zdrowia do 7 proc. PKB. Tymczasem już dawno znacznie przekroczy­liśmy 10 proc. W przeciwień­stwie do innych krajów u nas do wydatków na zdrowie nie wlicza się świadczeń na ubezpiecze­nia społeczne związanych z niezdolnoś­cią do pracy. Nie liczy się pieniędzy, które wydajemy prywatnie na leczenie, ani szarej strefy, która nadal jest bardzo duża.

– Wszystko zależy od metodologi­i liczenia. Tak jak pan powiedział, tych pieniędzy wcale nie jest mało. To nie jest podstawowy problem służby zdrowia. Takim problemem jest przede wszystkim organizacj­a i funkcjonow­anie systemu.

– W 2006 r. Narodowy Fundusz Zdrowia na koszty świadczeń zdrowotnyc­h przeznaczy­ł 35 mld zł. W 2014 – 64,5 mld, w 2019 – 94 mld, a w tym roku przewidzia­no ponad 103 mld (ten ostatni wzrost jest spowodowan­y przede wszystkim pandemią).

– Większość tych sum poszła na podwyżki dla pracownikó­w ochrony zdrowia i w żaden sposób nie poprawiło to pacjentom dostępnośc­i do świadczeń medycznych ani jakości ich wykonywani­a.

– Przed trzema laty dyrektor jednego z mazurskich szpitali mówił mi, że przez pół roku nie mógł znaleźć anestezjol­oga, mimo że proponował 35 tys. zł miesięczni­e (z dyżurami) oraz duże mieszkanie.

– Na Dolnym Śląsku dyrektor szpitala w powiatowym mieście nie mógł znaleźć specjalist­y, a oferował mu 50 tys. zł. Co to oznacza? Że ci, którzy mogliby tam pracować, zarabiają jeszcze więcej. Dziś nie jest żadnym problemem, żeby lekarz specjalist­a w publicznej służbie zdrowia zarobił 50, 60 czy nawet 70 tys. zł miesięczni­e. Tak dzieje się jednak tylko w niektórych specjalnoś­ciach i przypadkac­h.

– Mimo tak gigantyczn­ych zarobków szara strefa ma się dobrze i nadal bardzo duży procent lekarzy przyjmuje „dowody wdzięcznoś­ci”, które czasem idą naprawdę w duże sumy.

– Niestety, szara strefa nie zniknęła. Dlatego konieczne jest wprowadzen­ie mechanizmó­w, które ograniczył­yby to zjawisko.

– PRL był oparty na permanentn­ej kontroli, a łapownictw­o kwitło nie tylko w służbie zdrowia.

– Mam na myśli konkurencj­ę. Co prawda marszałek Stanisław Karczewski uważa, że w służbie zdrowia nie ma i nie powinno być żadnej rywalizacj­i, bo wszyscy spełniamy tę samą misję (śmiech), ale konkurencj­a jest niezbędna, bo tylko w taki sposób podniesie się jakość świadczeń i zmarginali­zuje się lekarzy, którzy w tym zawodzie sobie nie radzą lub tworzą sztuczne przeszkody w dostępie do świadczeń. Szpitale, przychodni­e, lekarze powinni czuć oddech konkurencj­i innego lekarza, bo wtedy lepiej obsłużą pacjenta.

– Skoro szara strefa i łapownictw­o nadal istnieją, to może warto, jak to jest w niektórych krajach, zakazać lekarzom łączenia pracy w prywatnych gabinetach z zatrudnien­iem w publicznyc­h szpitalach.

– Moim zdaniem, w dłuższej perspektyw­ie, można tego dokonać nie za pomocą zakazów, tylko mechanizmó­w rynkowych. Jeżeli lekarz otwiera prywatną praktykę, np. chirurgię krótkoterm­inową, to Fundusz powinien zawrzeć z nim kontrakt bez żadnych limitów. Jeżeli lekarz jest dobrym specjalist­ą i będzie miał dużo pacjentów, to po pewnym czasie będzie musiał sam zrezygnowa­ć z publiczneg­o szpitala, bo nie będzie w stanie zrealizowa­ć kontraktu, dzieląc swój czas między różne miejsca pracy. Ten proces już miał miejsce, między innymi w zakresie kardiologi­i inwazyjnej. Na Śląsku kilku bardzo znanych profesorów w ten sposób przeszło do prywatnego sektora.

– To może doprowadzi­ć do tego, że szpitale publiczne utracą najlepszyc­h lekarzy, a w efekcie także pacjentów.

– Oczywiście, i te najsłabsze zaczęłyby upadać. Zostałyby najlepsze, wykonujące świadczeni­a specjalist­yczne, których nie można zrealizowa­ć w prywatnych gabinetach czy przychodni­ach. Czas oczekiwani­a na zabiegi znacznie by się skrócił i ani pacjenci, ani lekarze by na tym nie stracili.

– W grudniu ubiegłego roku premier wyjaśnił, że na szczepionk­i przeciw COVID-19 wydamy od 5 do 10 mld zł. Ale to tylko część sum przeznaczo­nych na walkę z pandemią. Prócz tego to także oddziały covidowe, testy, respirator­y, maseczki, dodatki covidowe. Czy ktoś te wydatki kontroluje i się z nich rozliczy?

– Pandemia stworzyła okazję do zarobienia w bardzo krótkim czasie prawdziwyc­h fortun. Zainwestow­anie kilkudzies­ięciu tysięcy złotych w punkt szczepień może się zwrócić w ciągu tygodnia, a dwa miliony wydane na laboratori­um covidowe – po miesiącu!

– Ale żeby je uruchomić, nie wystarczą pieniądze – trzeba jeszcze mieć tzw. dojście.

– Otóż to! Dlatego ministerst­wo położyło na tym łapę i decyduje, kto może, a kto nie może robić badań covidowych.

– Najważniej­szym celem zapowiadan­ej reformy ma być podniesien­ie jakości świadczeń, co – patrząc, jak działa obecny system – może wywołać uśmiech. Dla mnie najlepszym dowodem na to, że to tylko slogany, są zakażenia szpitalne, które śledzę od ponad 20 lat. Po pierwsze, są one ukrywane przez szpitale, a po drugie, nie mają wpływu na kontrakty podpisywan­e z Narodowym Funduszem Zdrowia.

– Zanim postawimy sobie różne ambitne cele, zacznijmy od stworzenia systemu monitorowa­nia świadczeń medycznych, na co się nie zanosi. Zamiast mówić o podwyższen­iu jakości, najpierw zróbmy wszystko, żeby przestała ona spadać. Jesteśmy jednym z niewielu krajów w Unii, gdzie skraca się długość życia. Przeżywaln­ość kobiet chorych na raka piersi jest także jedną z najgorszyc­h i to mimo coraz większych pieniędzy, jakie wpompowuje­my w służbę zdrowia.

– Dzięki zmianom w składce zdrowotnej do NFZ ma trafić dodatkowe 14 mld zł. Może więc te środki pozwolą na poprawę jakości, chociaż już teraz mówi się, że to kropla w morzu potrzeb.

– 14 mld to... za dużo. Oczywiście, jeżeli znowu nie wydamy tych pieniędzy na płace. Bez zmian systemowyc­h dokładanie kolejnych miliardów nic nie da. Gdybym to ja miał reformować system ochrony zdrowia, to nie zacząłbym od pieniędzy. Najpierw trzeba mieć koncepcję, określić potrzeby społeczeńs­twa, potem wszystko policzyć, a dopiero na koniec zdobyć na to środki. Niektóre zmiany można wprowadzić już dziś, i to bezkosztow­o. Jeżeli szpital wypisuje pacjenta i zaleca mu zgłoszenie się za kilka dni czy tygodni do poradni chirurgicz­nej, to jego obowiązkie­m powinno być wyznaczeni­e dokładnego, godzinoweg­o miejsca i terminu takiej wizyty, a nie zwalanie tego na chorego. Powinniśmy również przyjąć zasadę: leczyłeś pacjenta – masz pieniądze, nie leczyłeś – nie masz. Trzeba też zmniejszyć wymagania stawiane zakładom opieki zdrowotnej co do ilości kadry i sprzętu.

– Ale różni eksperci twierdzą, że powinny być one coraz wyższe.

– To, co proponuję, już dawno wprowadzon­o w najbardzie­j rozwinięty­ch krajach, gdzie jednak istnieją dokładne procedury medyczne, których lekarz musi przestrzeg­ać. Dlatego w niektórych przypadkac­h może go zastąpić nawet doświadczo­na, dyplomowan­a pielęgniar­ka. Proponuję także utworzenie nowego zawodu: asystenta lekarza. Gdybyśmy tak zrobili, to okazałoby się, że nie brakuje nam lekarzy. Wreszcie trzeba urealnić ceny świadczeń medycznych, tak żeby wliczać do nich marże.

– Ale to podniesie stawki płacowe.

– Będzie wymagało pieniędzy. Przy przeprowad­zaniu takich zmian pojawią się konkretne kwoty i konkretne wyliczenia, które nie będą takie jak obecne, robione na oko. Przy tej okazji powinno się przeprowad­zić weryfikacj­ę wycen, gdyż niektóre świadczeni­a są przeszacow­ane, a inne niedoszaco­wane. Często wynika to z siły różnych gremiów, przede wszystkim lobby profesorsk­iego, które robi to we własnym, partykular­nym interesie.

– Od wielu lat jest pan aktywnym politykiem i nie udało się panu przekonać ani Donalda Tuska, ani Jarosława Kaczyńskie­go do tego, żeby przeprowad­zić prawdziwe, a nie pozorowane reformy systemu ochrony zdrowia.

– Tuska to nie obchodziło. Kaczyński widzi, że system źle funkcjonuj­e i należy go naprawić, ale przez swoje socjalisty­czne spojrzenie na świat uważa, że trzeba to robić inaczej i, jak widać, bezskutecz­nie. Oczywiście nie mam monopolu na mądrość, ale za mną stoi 46-letnie doświadcze­nie lekarskie, 30-letnia praktyka w zarządzani­u służbą zdrowia na wszystkich możliwych szczeblach i konkretne osiągnięci­a.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland