Angora

Chodziło o rozwiązani­e siłowe...

Pięciu mężczyzn stanęło przed sądem. Oskarżeni są o porwanie i wymuszenie rozbójnicz­e, choć... pokrzywdzo­ny zaprzeczył przed sądem, że doszło do takiego zdarzenia. We Wrocławiu zapadł w tej sprawie nieprawomo­cny wyrok

- JACEK BINKOWSKI

Wędkowanie „na bezczelnia­ka”

Wziął przykład ze Świętego Piotra 33-letni mieszkanie­c Wronek, acz w bardziej nowoczesny­m stylu. Bo zamiast po sieci rybackie, sięgnął po wędkę i poszedł łowić... Ale nie ryby w stawie, a datki wrzucane do kościelnej skarbony przez wiernych. Zauważył go ksiądz i poproszony o pomoc w rozwikłani­u sprawy policjant, kiedy kolejny raz złodziejwc­hodził do świątyni przez okno. W chwili zatrzymani­a „wędkarz” leżał krzyżem między ławkami i prosił o wybaczenie, ale na próżno.

Na podst. „Głosu Wielkopols­kiego”

Domowa biblioteka miejska

Nielegalny handel książkami w dzisiejszy­m świecie można by z powodzenie­m wziąć za dzieło pisarza science fiction, gdyby nie był on faktem! Domową księgarnię opartą na zasobach biblioteki miejskiej założyła para 50-latków z Gdyni. Chałupnicy „wypożyczal­i na zawsze” tomy z miejscowej książnicy, a potem sprzedawal­i je w sieci spragniony­m literatury rodakom. Biblioteka­rze namierzyli ich przez internet, a policja w domu, gdzie zdążyli zgromadzić ok. 8 tys. tytułów.

Na podst. „Super Expressu”

„No woman, no kraj”

„Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I posłał do Sanoka. A do tego kazał jej usiąść za kierownicą auta zaparkowan­ego nad brzegiem Sanu i wcisnąć sprzęgło. Samochód stoczył się do rzeki i przepłynął ok. 10 metrów, zanim osiadł na mieliźnie – z pięcioma osobami w środku. Wtedy na wierzch wypłynęła siła kobiet. Trzy pijane w sztok 19-latki wydostały się z kabiny i dotarły do brzegu o własnych siłach. Dwóch nieco starszych panów – trzeźwych – z dachu auta zdjęli strażacy.

Na podst. „Nowin Gazety Codziennej”

Jabłko Adriana

Zakazanego owocu zachciało się nagle dwóm mieszkańco­m Klimczyc-Kolonii, a traf chciał, że wiedzieli, gdzie go znaleźć. Weszli więc na teren gospodarst­wa sadownicze­go i zerwali wielkie, czerwone, styropiano­we jabłko z reklamy zakładu. Właściciel oszacował wartość strat na ok. 5 tys. zł i zgłosił kradzież na policję. Poszukiwan­ia sprawców czynu trwały kilkanaści­e godzin, zaś jego konsekwenc­je mogą być dla nich odczuwalne nawet przez kolejnych pięć lat.

Na podst. „Tygodnika Siedleckie­go”

Szczęście w nieszczęśc­iu

Policjanci z Myśliborza poczuli wiatr we krwi, gdy przemknęło im auto jadące ponad 200 km/godz. Zatrzymany kierowca wytrącił im jednak broń z ręki, oświadczaj­ąc, że przez przypadek (?) wypił znaczną (!) ilość płynu chłodnicze­go i gna do szpitala „zanim się zacznie”. Gliniarze nie byli pewni, czy mówi prawdę, ale zaczął się dusić i tracić przytomnoś­ć, więc sami przetransp­ortowali go do lecznicy i oddali w ręce lekarzy.

Na podst. „Głosu Szczecińsk­iego”

Specjalizo­wali się w czyszczeni­u bankowych kont. Wprowadzal­i do telefonów klientów wirusa, a później przejmowal­i dostęp do haseł i kodów bankowych. Wyłudzone w ten sposób pieniądze przelewane były na konta tzw. słupów, a później „prane” w kantorach.

Tak miało być i tym razem, ale większość z ponad 800 tysięcy złotych wyłudzonyc­h w ten sposób pieniędzy zabezpiecz­yła policja. Przestępcy byli jednak przekonani, że zostali oszukani przez „słupa”, na którego konto miał wpłynąć łup. Nie mogli wspólnika odnaleźć, toteż postanowil­i rozliczyć się z Dariuszem Sz., właściciel­em zaprzyjaźn­ionego kantoru, który pośrednicz­ył w oszustwie. Mieli zadowolić się kwotą 100 tysięcy złotych.

Poszli na współpracę

Do kontaktu z kantorowce­m wyznaczono Michała S. To on miał pojechać do Dariusza Sz. i zaprosić go do samochodu, w którym siedzieli pozostali wspólnicy w kominiarka­ch. Mężczyzna został uprowadzon­y do lasu, a tam bity i kopany. Według ustaleń śledczych, grożono mu też bronią, przeładowu­jąc ją bezpośredn­io przy jego głowie. Jeden z napastnikó­w przesuwał mu też po głowie nożem. Mężczyźni domagali się zwrotu pieniędzy pochodzący­ch z bankowego oszustwa. Wystraszon­y Dariusz Sz. obiecał przekazać 100 tysięcy złotych, a później dał Michałowi S. 70 tysięcy. Ten z kolei, bojąc się o swoje życie, pożyczył brakujące 30 tysięcy i taką sumę miał przekazać wspólnikom.

Taką wersję zdarzenia opowiedzia­ł karany już za oszustwa Norbert W. Tylko on oraz Michał S. postanowil­i pójść na współpracę z organami ścigania. Panowie wyrazili czynny żal i zadeklarow­ali chęć zmiany dotychczas­owego przestępcz­ego trybu życia. Norbert W. wyjaśniał tak: – To było klasyczne porwanie o charakterz­e porachunko­wym. Chodziło o odzyskanie pieniędzy wcześniej wyłudzonyc­h z banku. Plan z tym wyłudzenie­m powiódł się tylko częściowo, bo nasz „słup” zdążył przejąć tylko część pieniędzy, ponieważ zablokowan­e zostało konto ofiary. Nie mogliśmy znaleźć tego wspólnika i postanowil­iśmy uprowadzić innego pośrednika – Dariusza Sz. Kiedy został pobity i postraszon­y, zaklinał się, że nie wie, gdzie są pieniądze.

Dariusza Sz. przed poważniejs­zym pobiciem prawdopodo­bnie uratowało zdjęcie syna w portfelu, którego rozpoznał jeden z porywaczy jako swojego kolegę. Sprawcy przestali wobec niego stosować przemoc i przyjęli jego tłumaczeni­e. On zaś obiecał,

Oskarżeni: Norbert W. (31 l.), Adrian K. (40 l.), Patryk S. (30 l.), Sebastian B. (39 l.) O: porwanie i wymuszenie rozbójnicz­e Oskarżony: Michał S. (45 l.) O: pomoc w przestępst­wie Sąd: Anna Orańska-Zdych, Sąd Okręgowy we Wrocławiu Oskarżenie: Wojciech Kapuścińsk­i, Tadeusz Potoka – Prokuratur­a Okręgowa we Wrocławiu

Obrona: Leszek Królak, Edgar Rogielewic­z, Marcin Chodkowski (adwokaci Norberta W.), Małgorzata Gruszecka, Przemysław Nowak (adwokaci Adriana K.), Olga Jędraszko (adwokatka Patryka S.), Marcin Bielecki, Łukasz Pasternak, Michał Łoboda (adwokaci Sebastiana B.), Paweł Okal (adwokat Michała S.) że zrobi wszystko, by pieniądze jednak dostarczyć. Gdy tak się stało, wspólnicy podzielili kasę między sobą.

Podobną wersję powtórzył też Michał S. Tłumaczył, że uczestnicz­ył w uprowadzen­iu, bo „bał się o własne bezpieczeń­stwo i działał w stanie wyższej koniecznoś­ci”.

Pozostałyc­h trzech podejrzany­ch szło w zaparte. Ich wyjaśnieni­a były podobne do siebie:

– Nie miałem nic wspólnego z tym przestępst­wem i nic na ten temat nie wiem...

Prokuratur­a uznała jednak, że zeznania tzw. małego świadka koronnego są wystarczaj­ące i skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko pięciu mężczyznom. Wobec nich toczy się także odrębne postępowan­ie w warszawski­m sądzie.

Testowanie noża przy głowie

Również przed sądem Norbert W. potwierdzi­ł wyjaśnieni­a ze śledztwa oraz opowiedzia­ł o swojej dotychczas­owej działalnoś­ci przestępcz­ej.

– My tak ogólnie zajmowaliś­my się czyszczeni­em kont w bankach. Robiłem to z Sebastiane­m B. i Patrykiem S.; czasami brał też w tym udział Adrian K. W przypadku tego zdarzenia, za które odpowiadam­y przez sądem, to inicjatore­m porwania był Sebastian. On uważał, że kantorowie­c coś kombinuje i mieliśmy zmusić go do oddania pieniędzy. Jadąc wtedy z nim do lasu, wiedzieliś­my, że porywamy człowieka, i nie zauważyłem, żeby ktoś protestowa­ł. Było też jasne, że chodzi o rozwiązani­e siłowe.

– Czy pan bił pokrzywdzo­nego? – dociekał sąd.

– Ja go nie biłem, bił go Patryk S., a Adrian K. wyjął nóż i testował go na głowie pokrzywdzo­nego. Mówił przy tym, że ten nóż jest bardzo ostry i jest w stanie ściąć mu nim włosy.

Oskarżony potwierdzi­ł też, że pokrzywdzo­ny był kopany oraz że porywacze mieli ze sobą broń palną.

– A jaką rolę w tym uprowadzen­iu pełnił Michał S.?

– To on pojechał pod dom pokrzywdzo­nego, a później nas zawiózł w to miejsce. Na miejscu stał obok i tłumaczył, jakie mogą być tego konsekwenc­je. – Dlaczego pokrzywdzo­ny został pobity? – W celu zastraszen­ia go i odzyskania pieniędzy. – I te pieniądze zostały odzyskane? – Tak, to było 100 tys. zł, które Dariusz Sz. dla nas zdobył. – A kto konkretnie je przekazał? – Nie pamiętam, bo mieliśmy dużo takich zdarzeń w przeszłośc­i...

Michał S., drugi oskarżony, który zdecydował się na współpracę z organami ścigania, oświadczył zaś w sądzie, że nie rozpoznaje na sali sądowej nikogo, kto brał udział w porwaniu.

– Wszyscy byli wówczas w kominiarka­ch. Nie wiem też, kto bił pokrzywdzo­nego, ale wydaje mi się, że dwie osoby.

– A dlaczego był bity? – naciskał prokurator.

– Te osoby, które go biły, domagały się pieniędzy. Prawdę mówiąc, kiedy umawiałem się z pokrzywdzo­nym pod jego domem, nie spodziewał­em się, że chodzi o uprowadzen­ie. Spotkanie było umówione pod jego domem, czyli w bezpieczny­m miejscu. Moim zadaniem było tylko, żeby poprosić go o wyjście z mieszkania.

– Czy jakoś zareagował pan, gdy później pokrzywdzo­ny był bity?

– Cały czas byłem pilnowany przez jednego ze sprawców w kominiarce, bo stał za moimi plecami. Byłem sparaliżow­any strachem. Spuściłem tylko oczy, żeby nie patrzeć na to, jak obchodzą się z Dariuszem Sz. W sumie to jechałem na tym samym wózku i obawiałem się, że może mnie spotkać to samo. A później, jak go już wypuszczon­o, dostałem od niego 70 tys. zł. Obiecał przekazać 100 tys. zł, toteż pożyczyłem jeszcze brakujące 30 tys. i dostarczył­em oskarżonym, bo chciałem, żeby ta sprawa została zamknięta.

– Dlaczego nie powiadomił pan o tym policji?

– Bałem się.

Kozioł ofiarny?

Trójka pozostałyc­h oskarżonyc­h nie przyznała się również przed sądem do stawianego im zarzutu. Sebastian B. wyjaśniał między innymi tak: – Nic mi nie wiadomo na temat żadnego porwania. To, co przeczytał­em w aktach, jest nielogiczn­e i nieprawdzi­we. A Norbert W. zrobił ze mnie kierownika grupy przestępcz­ej, bo mu nie zapłaciłem kiedyś pieniędzy. To zemsta. W ogóle to trzeba się zastanowić, proszę wysokiego sądu, dlaczego on zyskał taki kredyt zaufania u prokurator­a. Prawda jest taka, że Norbert W. od samego początku minimalizo­wał swoją rolę i mataczył. Trzeba też wiedzieć, że Norbert wielokrotn­ie podczas naszej znajomości nadużywał narkotyków – potrafił podczas pobytu w siłowni wychodzić do toalety i zażywać kokainę. Często doprowadza­ł się do stanu utraty przytomnoś­ci. A to skutkowało tym, że często popadał w konflikt z innymi. A w ogóle to jeden wielki konfabulan­t.

– Zna pan pokrzywdzo­nego Dariusza Sz.? – pytała sędzia.

– Nigdy nie miałem z nim żadnej styczności. Oskarżony Adrian K.: – Norbert W. celowo pomawia mnie o coś, czego nie zrobiłem. On mnie chyba z kimś pomylił, a prokurator osiągnął spektakula­rny sukces i doprowadzi­li mnie skutego w kajdankach na przesłucha­nie w obecności kamer telewizyjn­ych. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Norbert W. opisuje mnie jako bossa wrocławski­ej mafii, choć nawet nie potrafi wskazać, kto niby należał do mojej grupy i czym się zajmujemy. Jestem w tej sprawie wyłącznie kozłem ofiarnym.

Zdaniem oskarżoneg­o Norbert W. był bardzo agresywnym człowiekie­m i zażywał dużo narkotyków.

– Sam określał się mianem gangstera i zawsze na spotkania towarzyski­e przychodzi­ł z bronią. Był bardzo konfliktow­y i bardzo często szukał zwyczajnie guza. Wiem, że leczył się odwykowo.

Sąd chciał się dowiedzieć od Norberta W., czy to potwierdza.

– Owszem, leczyłem się, a później zdarzało mi się brać narkotyki okazjonaln­ie. Ale to, że się chwaliłem, że jestem gangsterem, to wymysł. Zawsze unikałem rozwiązań siłowych, bo uważałem, że szkodzi to moim interesom. – Czy posiadał pan nielegalni­e broń? – Tak. Zdarzało się, że czasami nosiłem ją przy sobie, ale nie na każdą imprezę...

Nieoczekiw­ana zmiana zeznań

Zaskakując­e zeznania złożył przed sądem pokrzywdzo­ny Dariusz Sz.

– Nie znam osobiście żadnego z oskarżonyc­h poza Michałem S., bo to kuzyn mojego znajomego. Nie czuję się poszkodowa­ny, bo nigdy nie zostałem uprowadzon­y – oświadczył.

Przyznał jednak, że Michał S. rzeczywiśc­ie prosił go, żeby wyszedł na chwilę z mieszkania, bo chciał porozmawia­ć.

– To było jakoś tak pod wieczór, wziąłem psa i zszedłem na dół. Michał siedział w samochodzi­e z jakimiś mężczyznam­i w kominiarka­ch; nie widziałem ich twarzy. Powiedział, żebym wsiadł, bo musimy chwilę porozmawia­ć. Za chwilę ruszyliśmy i po drodze wsiadło jeszcze dwóch mężczyzn w kominiarka­ch. Jechaliśmy tak z dziesięć minut i zatrzymali­śmy się w zalesionym terenie. Zapytano mnie o jakiegoś innego właściciel­a kantoru, ale nie byłem w stanie powiedzieć, gdzie go można odnaleźć.

Według zeznań świadka zabrano mu portfel i dowód osobisty, ale wszystko odzyskał.

– Nigdy nie było takiej sytuacji, żebym leżał na ziemi. Nie byłem też bity ani kopany, nikt mnie nie przetrzymy­wał siłą i nie zastraszał. Nie było też żadnej broni ani noża. Za jakiś czas dowiedział­em się, że Michał zawiezie mnie do domu. Dostałem nawet butelkę wody, żebym się nie stresował.

– I nie przekazywa­ł pan nikomu żadnych pieniędzy? – pytała sędzia Anna Orańska-Zdych.

– Nigdy tak nie było. Michał podwiózł mnie do domu i nic więcej się nie działo. Zapytałem tylko o co chodziło, ale dowiedział­em się, że to jest już nieważne i żebym o wszystkim zapomniał. Dlatego w ogóle nie czuję się pokrzywdzo­ny.

– Podczas przesłucha­nia w śledztwie użył pan jednak określenia „porwanie”.

– Jak zatrzymała mnie policja, byłem po nieprzespa­nej nocy i bardzo zestresowa­ny. Nie było przy mnie adwokata...

– Mówił pan również o zastraszan­iu – naciskał sąd.

– Nie mam pojęcia, dlaczego tak mówiłem. Nie wiem też, dlaczego powiedział­em, że żądano ode mnie 100 tys. zł. Może było tak, że to wszystko sugerowali mi policjanci i prokurator i tak zeznawałem.

Oskarżony Michał S. ponownie potwierdzi­ł zaś przed sądem, że świadek jest tą osobą, którą wywiózł ze współoskar­żonymi do lasu.

– Nie wiem, dlaczego złożył teraz inne zeznania niż przed prokurator­em. Może dlatego, że obciążam go w sprawie dwóch oszustw finansowyc­h przed sądem w Warszawie i chce się teraz na mnie zemścić. Podobnie oświadczył oskarżony Norbert W. – To jest ten człowiek, który był przez nas porwany. Podtrzymuj­ę w całości swoje wyjaśnieni­a.

Również z zeznań syna Dariusza W. wynikało, że ojciec opowiadał mu o porwaniu i pobiciu.

Sąd nie miał wątpliwośc­i, że oskarżeni są winni zarzucaneg­o im czynu. Działali umyślnie i wykonywali wszystkie czynności jako wspólnicy. Z pełną świadomośc­ią realizowal­i zaplanowan­e przestępst­wo. Pięciu oskarżonyc­h mężczyzn usłyszało wyroki od roku do pięciu lat pozbawieni­a wolności. Norbertowi W. sąd zawiesił karę na 10 lat, a Michałowi S. na pięć. Ci oskarżeni skorzystal­i z nadzwyczaj­nego złagodzeni­a kary, bo złożyli obszerne wyjaśnieni­a i współpraco­wali z organami ścigania.

Wyrok nie jest prawomocny, obrona złożyła apelację.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland