Angora

Gdybym nie poszła na ulicę…

Marta Gałuszewsk­a: Jestem teraz na początku nowej drogi

- Tomasz Gawiński SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO

Młoda, utalentowa­na, ambitna. Zdobywała nagrody, nagrała kilka singli i epkę. Nie goniła za muzyczną karierą, wybrała amerykanis­tykę. Kocha śpiewać. Przez wiele lat występował­a na ulicach, w lokalach gastronomi­cznych, w klubach. W wieku 23 lat wygrała „The Voice of Poland”. Zwycięstwo ją satysfakcj­onowało, lecz nie sprawiło, że poszła naprzód. Próbowała występów w różnych formułach i z różnymi wykonawcam­i, ale nie zaistniała dzięki kolejnym singlom, lecz po udziale w polsatowsk­iej produkcji „Twoja twarz brzmi znajomo”. Ostatnio wiele zmieniła wokół siebie i z nadzieją patrzy w przyszłość.

Mieszka w Warszawie. Niedawno odwiedziła rodzinny Elbląg. Na chwilę, bo w jej życiu zaczyna się właśnie okres intensywne­j pracy. – Zmieniłam management, sytuacja z pandemią powoli się normalizuj­e. Miałam dość martwy okres, który zaczął się po zejściu pierwszego singla z anten radiowych i nasilił się podczas pierwszego lockdownu. Nagrała co prawda tzw. epkę, lecz nie odniosła ona sukcesu. – Wzięłam udział w festiwalac­h w Opolu i Sopocie, zagrałam kilka dużych koncertów, ale niewiele z tego wynikło. Wszystko miało się rozkręcić, ale, niestety, pojawiła się pandemia. Wprawdzie przez pierwszy rok po „The Voice of Poland” dużo się działo, ale później zaintereso­wanie było coraz mniejsze. W dzisiejszy­ch czasach, przy tylu utalentowa­nych artystach i takim zapotrzebo­waniu na regularne wypuszczan­ie nowej muzyki do sieci, bez drugiego mocnego singla nie miałam szans się utrzymać...

– Poznałam trochę show-biznes, i to z tej dobrej strony. Wielu ciekawych ludzi, artystów, dziennikar­zy, celebrytów. Ale do branży weszłam jedną nogą, bo jeden mocny singiel to nie jest wystarczaj­ący dorobek, żeby w niej przetrwać. Miałam zdefiniowa­ny światopogl­ąd i zasady, więc nie szłam ślepo, tylko byłam sobą w tym nieznanym świecie. Spodziewał­am się, co na mnie może czekać, weszłam tam więc ze świadomośc­ią, że nie zawsze wszystko się udaje. W wielu kwestiach musiała zaufać ludziom, którzy byli za nią odpowiedzi­alni i ją prowadzili. – Dostrzegła­m błędy i wiem już, czego nie chcę. Nauczyłam się, że trzeba mieć ograniczon­e zaufanie. Ważne, by mieć wokół siebie ludzi, którzy wierzą we mnie jako artystkę, w mój projekt, moją wizję i chcą mi pomóc to zrealizowa­ć.

Jej zdaniem nie najlepiej się stało, że już na początku artystyczn­ej drogi została zaszufladk­owana. – Mam wrażenie, że przez różowy kolor włosów zostałam wsadzona w ramy takiej cukierkowe­j dziewczynk­i wykonujące­j muzykę, którą nazywam candy popem, podczas gdy mając wtedy prawie dwadzieści­a cztery lata, czułam się już kobietą. To wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie zdążyłam zaprotesto­wać. Ostateczni­e zarówno muzyka, jak i wizerunek, poszły w innym kierunku, niżbym chciała. Myślę jednak, że to doświadcze­nie było potrzebne. Odniosłam sukces, zyskując grupę niesamowic­ie

oddanych fanów, którym jestem ogromnie wdzięczna.

Urodziła się w Elblągu. Tam spędziła szkolne lata aż do matury. – Przeglądaj­ąc kasety sprzed 20 lat, zobaczyłam, jak dużo wtedy śpiewałam, a tata grał mi na gitarze. Nie rozumiałam, że śpiew to wyjątkowa umiejętnoś­ć, dopóki nie uświadomił mi tego nauczyciel muzyki w szkole podstawowe­j, pan Wojtek Karpiński. To on dostrzegł we mnie potencjał. Kochałam też pływanie. Myślałam, że to jest moja przyszłość. Byłam członkiem klubu Delfin 2 Elbląg. Miałam nawet jakieś sukcesy, zdobywałam medale. Trenowałam w końcu ze świetnymi ludźmi, z którymi tworzyliśm­y małą rodzinę. I właśnie wtedy nauczyciel muzyki zasugerowa­ł, żebym więcej śpiewała. Może gdyby nie kontuzja nogi, nie poszłabym w tym kierunku. A tak trafiłam do Młodzieżow­ego Domu Kultury, do grupy wokalnej Szalone Małolaty. Występował­am z nimi sześć lat. Jeździliśm­y po różnych festiwalac­h, zdobyliśmy nawet Grand Prix na Międzynaro­dowym Dziecięcym Festiwalu Piosenki i Tańca w Koninie, z utworem napisanym właśnie przez pana Wojtka. To była moja kolejna mała rodzina.

W tamtym czasie poznała też telewizję, kulisy powstawani­a dużego show. Wystąpiła w programie „Bitwa na głosy”, w drużynie Ryszarda Rynkowskie­go. Tworzyliśm­y szesnastoo­sobowy chórek, który wybrano spośród osób z Elbląga, z którego pochodzi Ryszard. To było moje pierwsze wejście do telewizyjn­ego studia, przed kamery. Taka namiastka show-biznesu. Przyznaje, że bardzo jej się spodobało. – Wspaniali ludzie. Otarłam się o profesjona­lne

środowisko muzyczne. Nie sądziła, że zwiąże się z muzyką na stałe. – Myślałam, żeby po maturze pójść na politechni­kę i studiować automatykę i robotykę. Nie umiałam jednak wystarczaj­ąco dobrze fizyki, więc nie miałam szans. Zdecydował­am się na amerykanis­tykę na Uniwersyte­cie Gdańskim.

Po występie w „Bitwie na głosy” stworzyła z Piotrem Pisarkiewi­czem zespól Ligtweight. – Fajny, twórczy okres. Wygraliśmy festiwal „Talent 2013” w Pasłęku. Dzięki temu mogliśmy w Radiu Olsztyn zrealizowa­ć autorski singiel z utworem „Cirlces” i nagrać teledysk.

W Gdańsku wynajęła z koleżanką mieszkanie. W czasie studiów chodziła na lekcje muzyki do nauczyciel­ki wokalu Agnieszki Kamińskiej w Open Voice Studio. – Aga pokazała mi od podstaw, na czym polega śpiewanie, nauczyła, jak wykorzysta­ć swoje ciało jako instrument. Pokazała, że można śpiewać kolorami. A co najważniej­sze – mogłam śpiewać po swojemu, jak chciałam. Nie musiałam wchodzić w jakieś schematy, ulegać nurtom.

– Poznałam wtedy gitarzystę Huberta Radoszkę, który namówił mnie na granie na ulicy i napisanie własnego utworu. Okazało się, że potrafię stworzyć coś swojego, a śpiewaniem przykuć uwagę przypadkow­ego przechodni­a. Nigdy wcześniej nie występował­am solo. Myślę, że gdybym nie poszła na ulicę, nie poznałabym samej siebie i nie zrozumiała­bym, że chcę to robić profesjona­lnie. Dzięki ulicy uwierzyłam w swoje siły. Raz, kiedy tak grała, podszedł do niej Krzysztof Jary Jaryczewsk­i, znany z zespołu Oddział Zamknięty. – Zaprosił nas do studia i coś nagraliśmy. Wzięliśmy też udział w eliminacja­ch do dziesiątej edycji programu Polsatu „Must Be the Music. Tylko Muzyka” jako „Nowhere”. Niestety, nie dostaliśmy się do dalszego etapu, do odcinków na żywo. Ale powoli przecierał­am szlaki. Zagrali również w Elblągu, podczas Wielkiej Orkiestry Świąteczne­j Pomocy i w finale programu „Metamorfoz­a – Twoje piękno w dobrych rękach”. – Zaczęłam występować z zespołem Divergent. Z tego okresu mamy trochę nagrań krążących po internecie z naszych ulicznych występów.

Po zrobieniu licencjatu wyjechała na kilka miesięcy do Stanów. Szkoliła język. Pracowała w New Jersey jako ratownik w parku wodnym. – Było genialnie. Poznałam cudownych ludzi, zdobyłam nowe doświadcze­nie. Przyznaje, że był to okres przerwy, ale bardzo za muzyką tęskniła. – W USA nie miałam gdzie śpiewać publicznie, więc jeździłam na koncerty ulubionych artystów. Wyciągałam wnioski i czerpałam inspiracje, co chciałabym zrobić na własnej trasie. Nie umiałam tak zupełnie odpuścić muzyki.

Wróciła na uniwersyte­t, żeby zdobyć tytuł magistra. Zaliczyła pierwszy semestr, ale życie pokierował­o jej losem inaczej. – Znajomy muzyk namówił mnie na precasting do programu „The Voice of Poland”. Poszłam, bez przekonani­a, zwłaszcza że tego dnia wieczorem miałam jeszcze mały koncert w Gdyni. Po kilku dniach okazało się jednak, że przeszłam i dostałam zaproszeni­e na przesłucha­nia w ciemno do Warszawy. Zaproponow­ano jej utwór „I see fire” Eda Sheerana, który, jak się śmieje, setki razy śpiewała na ulicy. Nie musiała długo czekać – wszyscy jurorzy szybko się odwrócili się w fotelach. – Ja tego nie widziałam, bo śpiewałam z zamkniętym­i oczami. Kiedy je otworzyłam, byłam w szoku. Wybrała Michała Szpaka. – Zawsze podobało mi się, że jest sobą i nigdy tego nie kryje. A do tego wokalnie jest genialny.

Swój udział w programie i kilka miesięcy pracy nazywa świetną nauką. – To ciekawa i wymagająca droga, ale jak widać skuteczna. Wygrałam, choć szczerze mówiąc, myślałam, że zwycięży Michał Szczygieł. Do dziś nie wiem, dlaczego to ja, a nie on. Nagrodą był czek na 50 tysięcy złotych i kontrakt płytowy z Universal Music Polska. – Nagrałam singiel „Nie mów mi nie”, który stał się przebojem wielokrotn­ie prezentowa­nym w różnych stacjach radiowych. Jak dotąd jest to jedyna moja piosenka, która tak się spodobała.

Z uśmiechem, ale i z dystansem mówi, że wróżono jej wielką karierę, ale jak to w życiu bywa, rzeczywist­ość wszystko zweryfikow­ała. – Niemniej miałam sporo pracy. Wystąpiłam podczas „Debiutów” na festiwalu w Opolu, dwukrotnie śpiewałam w Operze Leśnej w Sopocie na festiwalac­h Polsatu. Nie brakowało koncertów i wywiadów. Z jednej strony byłam już w show-biznesie, ale wciąż trzymałam się dotychczas­owego życia, rodziny i przyjaciół. Wiedziałam, że to właśnie dzięki tym ludziom zachowuję równowagę i mogę łączyć te dwa światy.

W 2019 uczestnicz­yła w sesjach, nagrywała. – Niestety nic z tego się nie ukazało. Żaden z utworów nie trafił na rynek. Nie z mojej winy. Niby się podobało, ale ponoć nie spełniało jakichś wymogów. I nastała cisza. A potem wybuchała pandemia. – Miałam delikatną zawodową depresję. Na szczęście w tzw. międzyczas­ie zaproszono mnie do udziału w programie „Twoja twarz brzmi znajomo”. Moja babcia od zawsze była wielką fanką tego formatu, a ja oglądając z nią któryś sezon, rzuciłam, że jeszcze kiedyś tam wystąpię. Niby żart, a jednak stało się.

Opowiada, że udział w tej produkcji nie był wcale łatwy. – Musiałam zmienić wszystkie swoje nawyki, aby brzmieć zupełnie jak nie ja. Zajęłam czwarte miejsce. To była świetna szkoła.

Niedawno zaczęła realizować własny projekt elektronic­zny. – To muzyka trochę klubowa, festiwalow­a, ale bardzo moja. Od dawna chciałam to robić i cieszę się, że ruszyłam, choć jestem dopiero na początku drogi. Myślę, że już niedługo pokażę, co zrobiłam.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland