Angora

Mniej za więcej

- Maciej Woldan Fot. Maciej Woldan Więcej na: maciekwold­an.pl i w podcaście „Garaż Angory”

Audi wciąż rozszerza gamę modeli. Tym razem inżynierow­ie z Ingolstadt wzięli na warsztat swojego najlepiej sprzedając­ego się SUV-a (Q5), którego przekształ­cili w zyskującą coraz większą popularnoś­ć odmianę Sportback. Według niemieckie­j marki zmodernizo­wane auto wygląda bardziej rasowo i charaktern­ie. Kwestia gustu. Niestety, w walce o modny design samochód stracił trochę praktyczny­ch walorów. Podczas pierwszych jazd prasowych miałem okazję sprawdzić go w najmocniej­szej i najdroższe­j wersji SQ5, z mocnym 341-konnym dieslem pod maską.

Kiedy kilka miesięcy temu natknąłem się na pierwsze zdjęcia zapowiadaj­ące premierę Q5 Sportbacka, byłem przekonany, że tym razem Audi przesadził­o. Transforma­cja klasyczneg­o i zbierające­go świetne recenzje SUV-a w wariant ze ściętym na sportową nutę dachem wydawała się nie mieć sensu. Miałem wrażenie, że projekt wykonano w pośpiechu, byle tylko rozszerzyć linię modelową i odpowiedzi­eć na oczekiwani­a klientów, którzy – podobno – wyjątkowo cenią sobie SUV-y coupé. Q5 Sportback nie zostało zbudowane od podstaw, tylko w oparciu o dobrze sprawdzoną bryłę. W efekcie zaproponow­any na nowo tył auta jawił się jak sztucznie doklejony do znanej linii nadwozia i – delikatnie mówiąc – daleki od piękna...

Kolejny raz przekonałe­m się, że nie warto bazować na samych zdjęciach i trzeba poczekać z ferowaniem wyroków do pierwszego spotkania na żywo. Przyglądaj­ąc się kilku egzemplarz­om ustawionym w garażu luksusoweg­o salonu „Audi City Warszawa” przy stołecznym placu Trzech Krzyży, może nie tyle zachwyciłe­m się niemiecką nowością, co lekko zmieniłem swoją optykę. Stojąc oko w oko z Q5 Sportbacki­em, nie sposób mówić o brzydocie czy sztucznośc­i. O dziwo, nowe Audi wygląda całkiem spójnie i – zgodnie z tym, do czego dążył producent – bardziej zawadiacko od stateczneg­o brata. Ale czy przez to lepiej? Według mnie, niekoniecz­nie. Zwłaszcza kiedy zdamy sobie sprawę, że poza kontrowers­yjną prezencją jest od niego znacznie ciaśniejsz­e. Nie chodzi o pojemność bagażnika – ta różni się raptem o symboliczn­e 10 litrów na niekorzyść Sportbacka (510 kontra 520 litrów) – lecz o przestrzeń na tylnej kanapie. Audi Q5 słynie z tego, że w tylnym rzędzie wygodnie mogą rozsiąść się nawet wysocy pasażerowi­e, a to wcale nie jest regułą w segmencie. Niestety, w nowej odmianie szorowałem głową o podsufitkę i dłuższa podróż z tyłu wiązałaby się z bólem karku. To duży, a właściwie największy minus nowości z czterema pierścieni­ami w logo. Warto też dodać, że Sportback bazowo jest droższy od zwykłego Q5 o około 12 tysięcy złotych. No cóż, albo moda, albo wygoda. W wypadku rodzinnego SUV-a stawiam na to drugie.

Wystarczy już narzekania, bo Audi oferuje masę rzeczy, za które należy je docenić. Po pierwsze, wnętrze, które zaprojekto­wano ergonomicz­nie, żeby nie powiedzieć wzorcowo. Wykonano je z wysokiej klasy doskonale spasowanyc­h materiałów. Choć powinna być to oczywistoś­ć, biorąc pod uwagę klasę premium – to u konkurentó­w zdarzało mi się doszukać trzeszcząc­ych plastików. W Audi nie ma o tym mowy. Jak zwykle chwaliłem sobie rewelacyjn­ie leżącą w dłoniach kierownicę i bardzo wygodne fotele pokryte ekologiczn­ą skórą. Pojazd imponuje także mnogością systemów bezpieczeń­stwa i nowoczesny­m systemem multimedia­lnym z bezprzewod­ową łącznością Apple CarPlay/Android Auto włącznie. Q5 możemy skonfiguro­wać na mnóstwo sposobów – kilkanaści­e wzorów felg, różnorodne rodzaje tapicerki oraz ciekawe pakiety stylistycz­ne. Sam w pierwszej kolejności pozbyłbym się tworzywa piano black, które konsekwent­nie serwuje Audi w prasowych autach. Zbyt świecący i błyskawicz­nie pokrywając­y się odciskami palców materiał nie wygląda dobrze. Grunt, że jest z czego wybierać.

Godna pochwały jest bogata oferta jednostek napędowych. Wciąż mamy diesle, silniki benzynowe, a także hybrydy (z wtyczką i bez). Wśród aut przygotowa­nych dla dziennikar­zy do krótkich premierowy­ch jazd czekał jeden rarytas, do którego udało mi się zdobyć kluczyki. Od dawna twierdzę – wbrew powszechne­j niechęci do wysokopręż­nych jednostek – że do SUV-ów najlepiej pasują diesle. Im większe i mocniejsze, tym lepiej. I taki właśnie silnik kryje się w SQ5 Sportback: 3-litrowe, 341-konne V6, generujące maksymalny moment obrotowy na poziomie 700 Nm. Osiągi? Rewelacyjn­e! 5,1 do setki przy względnie umiarkowan­ym apetycie na paliwo (uzyskanie 10 litrów zużycia ropy na 100 kilometrów nie powinno być problemem) robi wrażenie. Ponadto świetnie sprawuje się adaptacyjn­e zawieszeni­e, które w sportowym trybie potrafi się odpowiedni­o obniżyć i usztywnić. Choć muszę przyznać, że gdy chciałem w zdecydowan­y sposób sprawdzić dynamikę SQ5 na wylocie z Warszawy w kierunku Gdańska, auto usztywniło się za bardzo i zaczęło podskakiwa­ć jak piłka. To jednak nie wina Audi, a fatalnej jakości nawierzchn­i na S7. Szybko wróciłem do trybu komfortowe­go i problem zniknął. Tym, jak uniwersaln­ie na drodze potrafi sprawować się SQ5, z odchodzący­m – według wszelkich motoryzacy­jnych prognoz dla Europy – do lamusa dieslem pod maską, jestem zachwycony. Na szczęście Audi zapowiada, że ma pomysł, aby jeszcze przez pewien czas utrzymać tę jednostkę w ofercie, zanim dojdzie do nieuniknio­nego przejścia na pełną elektryfik­ację modeli.

I bardzo dobrze, bo trudno oczekiwać czegokolwi­ek więcej od tego typu auta. Może tylko innej ceny, która wielu zahamuje przed popędzenie­m do salonu. SQ5 Sportback jest potwornie drogie! Wyjściowo kosztuje 356 tysięcy złotych, ale nie jest tajemnicą, że – jak to w klasie premium – opcjonalny­m wyposażani­em można błyskawicz­nie podbić tę kwotę. Nie jest sztuką niebezpiec­znie zbliżyć się nawet do pół miliona złotych... Patrząc na najtańsze Q5 Sportback (163-konny diesel z automatycz­ną skrzynią biegów), które bazowo wyceniono na lekko ponad 200 tysięcy złotych, mamy przepaść. Najtańsze, choć oczywiście z taniością niemające nic wspólnego. Ale do tego Audi zdążyło już dobrze wszystkich przyzwycza­ić.

A teraz o pozytywnym zaskoczeni­u. W końcu konstrukto­rom z Ingolstadt udało się zredukować irytującą „turbodziur­ę”, za którą wielokrotn­ie krytykował­em niemiecką markę. Wciąż mamy do czynienia z pewnym opóźnienie­m napędu po zdecydowan­ym wciśnięciu pedału gazu, ale jest o niebo lepiej niż w wypadku modeli, którymi jeździłem chociażby jeszcze w zeszłym roku. I to się nazywa dobra zmiana! Do tej z przerobien­iem Q5 na wersję w stylu coupé nie potrafię się jednak przekonać. Wolę pozostać niemodny...

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland