Takie były prawa wojny
Miałem szczęście albo nieszczęście urodzić się 25 lat wcześniej od dzisiejszego wodza Ruchu Autonomii Śląska p. Jerzego Gorzelika, autora kontrowersyjnego wywiadu („Śląsk – Warszawa wspólna sprawa?”, ANGORA nr 18). Urodziłem się nie w Zabrzu, ale w małej wioseczce powiatu prudnickiego należącej do tzw. Szwabów. W szkole obok mnie siedziała dziewczyna, której wujek był biskupem, były też dzieci i wnuki powstańców śląskich (...).
O powstaniach śląskich najwięcej dowiedziałem się w 1982 roku, gdy zostałem zaproszony do rodziny powstańca śląskiego w miejscowości Walce koło Głogówka. „Jak to było z tym waszym patriotyzmem?” – zapytałem. „Jaki patriotyzm?” – odpowiedział mi zapytany. „Myśmy chcieli żyć tam, gdzie było lepiej. Niemcy płacili duże reparacje. Niemiecki kolejarz chodził w cajgowym mundurze, a aluminiowe guziki brudziły mu palce. Ja chodziłem w mundurze z gabardyny ze złotymi guzikami. W sklepach niemieckich można było kupić tylko smalec, margarynę, salceson, kaszankę. Polska kiełbasa, którą przywiozłem z Katowic do Walc, to w trzecim domu pachniała!”.
Taka była rzeczywistość, w której chcieli żyć polscy powstańcy, dlatego też walczyli o polskie kopalnie i huty. Chcieli żyć w Polsce.
Wielu myślało podobnie i po drugiej wojnie światowej. Panu Gorzelikowi (...) chcę przypomnieć, że po wypowiedzeniu wojny Niemcom przez USA aż sto dziesięć tysięcy Niemców zamieszkałych w USA osadzono w obozach koncentracyjnych i pozbawiono majątku. Dlatego też wszyscy sprzymierzeni postanowili o wykorzystaniu ludności cywilnej do prac w obozach po wojnie. Nie przeczę, że w obozach w Łambinowicach, Świętochłowicach czy Jaworznie niektórzy znaleźli się przez przypadek lub pomyłkę. Ale chcę też panu Gorzelikowi przypomnieć, że na wsiach i w miastach miliony bezgranicznie ufały Hitlerowi i popierały jego politykę. W archiwach TVP jest film pokazujący, co wyrabiała ludność niemiecka z dwojgiem młodych ze Ścinawy Nyskiej. On – Niemiec, ona – Polka – niewolnica, zakochani w sobie. On wrócił z obozu, ona nigdy nie wróciła. Przywódcy tej walki o czystość aryjskiej krwi w Ścinawie Nyskiej, mam nadzieję, otrzymali należną im boską sprawiedliwość. Takie były prawa wojny!
Z racji 75-letniego pobytu na ziemi opolskiej wiele widziałem. Także tych pseudo-Ślązaków i dzisiejszych pseudo-Niemców. Były poseł mniejszości niemieckiej ziemi opolskiej, sekretarz PZPR z kilkudziesięcioletnim stażem, nauczyciel języka rosyjskiego, opowiada o 24 kwietnia 1945 roku, dniu wyzwolenia jego miasta przez radzieckich: „Bryzygło, pizdło i joł się dowiedział, żech joł jest POLOK!”. Odpowiada mu siedzący obok Josef: „Sef, co ty fanzolisz. Chodziliśmy do tej czerwonej szkoły koło urzędu miasta. Uczyła nas nauczycielka Polka z Warszawy. Tyś joł rozumioł i jo joł rozumioł!”.
Leży przede mną niemieckie świadectwo syna jednego z dawnych posłów mniejszości niemieckiej. Urodził się w tym samym roku co pan Gorzelik. Jak nazywa się miasto urodzenia syna posła polskiego Sejmu? HEYDEBRECK! Tak nazywał się Kędzierzyn w latach 1934 – 1945. I taką nazwę miejsca swego urodzenia podaje, 25 lat później, Polak studiujący w Niemczech?!
Dowiaduję się, że jeden z „uczonych”, też z mego miasta, otrzymał stypendium nie wiadomo skąd i od kilku lat na pewnej uczelni w Szkocji TWORZY, wymyśla, język śląski! Teraz przez kilkadziesiąt lat RAŚ i p. Gorzelik będą uczyć w śląskich wsiach i miastach języka śląskiego?! Zapewne za podatki z mojej emerytury lub podatki mojej rodziny!
– Arogancja i buta, niewiedza historyczna przemawia przez p. Gorzelika, zwłaszcza jeżeli chodzi o ocenę Wojciecha Korfantego. To dzięki niemu Polska pozyskała w wyniku powstań śląskich 53 kopalnie, 22 wielkie piece hutnicze, 9 stalowni. Polska otrzymała 30 tys. km2 z 900 tys. ludności.
W Polsce znalazły się m.in. Katowice, Świętochłowice, Królewska Huta (obecny Chorzów), Rybnik, Lubliniec, Tarnowskie Góry i Pszczyna.
Temu największemu synowi ŚLĄSKA sanacja podziękowała umieszczeniem w twierdzy brzeskiej (...). Tego największego Ślązaka wygnano z Polski i nie pozwolono mu nawet przyjechać na pogrzeb syna.
I to pan, historyk, chce wyrzucać pomniki Korfantego do Warszawy?! W czym pan dr Jerzy Gorzelik różni się od sanacji, która w kwietniu 1939 r. powracającego z Francji, by walczyć z Niemcami, Wojciecha Korfantego zamknęła w kazamatach i wypuściła, umierającego, dopiero 20 lipca? Zmarł w szpitalu 17 sierpnia 1939 r., jak stwierdzono – otruty w więzieniu arszenikiem.
Takie stanowisko ma polski śląski historyk?!